Spis treści
- Niemcy się zbroją, ale dużo sprzętu oddali
- Bundeswehra w rozsypce?
- Czy Niemcy są wiarygodne w ramach NATO?
- Kosiniak - Kamysz na ratunek NATO?
Niemcy się zbroją, ale dużo sprzętu oddali
Od kilku lat słyszmy w mediach niemieckich o fatalnej kondycji Bundeswehry, zwiększyło się to zwłaszcza gdy ministrem obrony w Niemczech został Boris Pistorius, który jak można sądzić, mówił sporo o złej sytuacji w armii, by jak najwięcej pieniędzy uzyskać dla swojego ministerstwa, bo jak wiemy, Niemcy przez lata cięły wydatki na obronność i dopiero w zeszłym roku udało się osiągnąć wymagane w ramach NATO 2% PKB – oczywiście było to możliwe, dzięki kreatywnej księgowości oraz specjalnemu funduszowi Bundeswehry warty 100 miliardów euro, który miał uratować sytuację w armii, a który się już kończy.
Mimo dużych zakupów zaplanowanych i dokonanych przez Niemcy jak zakup ponad setki nowoczesnych Leopardów 2A8, armatohaubic PzH 2000, dwóch kolejnych fregat F126, systemu Patriot, samolotów F-35, lekkich śmigłowców Airbus H145M, ciężkich śmigłowców Chinook, samolotów patrolowych P-3 Orion. Zapowiedziano także zakup czterech okrętów podwodnych U212 CD oraz samolotów Eurofighter. To niemiecka armia według nadal jest w złej kondycji.
Bundeswehra w rozsypce?
Jak powiedział w wywiadzie dla agencji Reuters pułkownik Andre Wuestner, szef Niemieckiego Stowarzyszenia Sił Zbrojnych: „Przed inwazją Rosji na Ukrainę mieliśmy osiem brygad gotowych w około 65%”. Jednak wyniku przekazania broni, amunicji i sprzętu logistycznego do Ukrainy, to odbiło się to, na dostępnym sprzęcie jak zauważa wojskowy. Według niego „niemieckie siły lądowe są gotowe w około 50%”.
Obiecane przez kanclerza Scholza dwie dywizje w ramach NATO liczące około 40 000 żołnierzy - do 2025 i 2027 roku, napotykają również na poważne komplikacje jak dowiedziała się agencja Reuters, powołując się na kilkunastu urzędników wojskowych, polityków i ekspertów ds. obrony. W 2021 r. Niemcy zgodziły się dostarczyć 10 brygad – jednostek liczących około 5000 żołnierzy dla NATO do 2030 r. Obecnie mają osiem i budują dziewiątą na Litwie, która ma być gotowa od 2027 r. Niemiecka dywizja NATO, która miała być gotowa w tym roku, nie jest w pełni operacyjna, gdyż - po darowiznach dla Ukrainy - brakuje jej haubic kal. 155 mm, będących jej głównym systemem uzbrojenia, i musiała konsumować część dział artyleryjskich w celu uzyskania części zamiennych, poinformowało Reuters źródło w wojsku i parlamencie. A około 80 nowoczesnych haubic RCH 155 potrzebnych drugiej dywizji w 2027 roku nie zostało jeszcze zamówionych.
Reuters dowiedział się także, bazując na dwóch źródłach wojskowych i jednym politycznym, że obie dywizje potrzebują również około 200 środków obrony powietrznej krótkiego zasięgu, takich jak systemy przeciwlotnicze Gepard, aby chronić je przed dronami i samolotami. Jednak wyniku wycofania Gepardów z użytkowania w 2012 roku Niemcy nie mają takich systemów, a dostawy zamówionych 19 Skyrangerów od Rheinmetall spodziewane są w 2027 i 2028 roku.
„Obrona powietrzna dla dywizji 2025 nie będzie gotowa przed 2029 rokiem” - ostrzegło źródło wojskowe. Berlinowi nie udało się do początku tego roku w pełni wyposażyć dywizji NATO i nie dysponuje żadną obroną powietrzną, która mogłaby go wesprzeć - twierdzą źródła. Jak twierdzi jedno ze źródeł wojskowych, zobowiązanie NATO do utworzenia dywizji do 2027 r. „od dawna jest poza naszym zasięgiem”.
Zdaniem niemieckiego posła Ingo Gaedechensa z CDU, który zasiada w parlamentarnej komisji budżetowej, wyposażenie drugiej dywizji wynosi zaledwie ok. 20%.
Źródła Reutersa mówią, że „historyczna obietnica Scholza, że nastąpi Zeitenwende, czyli punkt zwrotny w podejściu Niemiec do kwestii militarnych, nie przyniosła rezultatu, obwiniając o to brak poczucia pilności, dysfunkcyjny system zamówień publicznych i napięte finanse”.
Zła sytuacja jest także w obronie powietrznej, która według Johanna Wadephula, wiceprzewodniczącego konserwatywnej frakcji CDU/CSU „musi zostać rozwiązana jak najszybciej”. Doświadczenia Ukrainy pokazały jak ważne są drony, ale i artyleria, a pod tym względem jak mówią rozmówcy Reutersa, Bundeswehra pozostaje w tyle. Jeśli chodzi o drony, „Bundeswehra nie ma nic” – powiedział Wadephul. „Więc jesteśmy praktycznie z pustymi rękami”.
Problemem jest także liczebność Bundeswehry. Wczasie ziemnej wojny RFN miał 500 000 żołnierzy oraz 800 000 rezerwistów. Jednak upadek muru berlińskiego sprawił, że Niemcy zredukowały liczebność armii, sama armia w ostatnich latach także nie cieszyła się zainteresowaniem wśród Niemców z powodu pacyfistycznego nastawienia Niemców i mało atrakcyjnej służby na tle rynku cywilnego. To doprowadziło do sytuacji, że Bundeswehra nie osiągnęła celu 203 000 żołnierzy ustalonego w 2018 r. i obecnie brakuje jej około 20 000 żołnierzy. Lekarstwem na to miał by pomysł ministra Pistoriusa, by przywrócić zasadniczą służbę wojskową, jak to robią inne kraje m.in. skandynawskie czy bałtyckie jednak spotkał się on z oporem w swojej partii SDP i musiał swój pomysł ograniczyć, co najwyżej do rejestracji młodych mężczyzn i wypełnienia przez nich kwestionariusza gotowości do odbycia służby. Dzięki temu rozwiązaniu Berlin chciał osiągnąć docelowo 200 000 dodatkowych rezerwistów. Umożliwiłoby to Niemcom szybką rozbudowę sił zbrojnych do około 460 000 w razie wojny — prawie dwukrotnie więcej, niż mogliby wystawić dzisiaj. Jednak i to stoi pod znakiem zapytania z powodu rozpadu koalicji i wcześniejszych wyborów.
Czy Niemcy są wiarygodne w ramach NATO?
Zła sytuacja Bundeswehry stawia pod znakiem zapytania wiarygodność Niemców, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę, że nowa administracja amerykańska nie zadowoli się 2% PKB na obronność, którymi tak bardzo szczycą się Niemcy od zeszłego roku. Sekretarz generalny NATO Mark Rutte 12 lutego mówiąc o nowym zobowiązaniu Sojuszu ws. wydatków na obronność, powiedział, że spodziewam się, że będzie to ponad 3 proc. PKB, choć to nadal jest na wczesnym etapie, to trzeba mieć świadomość, że 2% PKB to już przeszłość. Sam Trump mówi przecież, że chce, żeby kraje członkowskie NATO wydawały na obronność 5 proc. swojego PKB. Co oczywiście jest mało prawdopodobne i ma na celu zastraszanie członków NATO i skłonienie ich po prostu do zwiększenia wydatków mimo tego jest problem.
Obecny minister obrony Niemiec Boris Pistorius powiedział w zeszłym miesiącu, że wydatki wojskowe wynoszące około 3% PKB będą niezbędne, aby przygotować Bundeswehrę do wojny, ale dodał, że cel Trumpa na poziomie 5% stanowiłby ponad 40% całkowitych wydatków Niemiec. Politycy niemieccy także nie uśmiechają się do wspomnianych 3% PKB, przypomnijmy, jaka awantura się w niemieckiej polityce rozpętała po tym jak minister gospodarki R. Habeck zaproponował wydatki na poziomie 3,5 PKB na obronność. Mimo tego ktokolwiek wygra wybory stanie przed poważnymi wyzwaniami po 2027 r., kiedy specjalny fundusz w wysokości 100 mld euro zostanie wyczerpany. Niemcy wtedy będą potrzebować około 30 mld euro rocznie od tego momentu, aby osiągnąć cel 2%, ale skąd te pieniądze znaleźć? Scholz w czasie ostatniej debat z Merzem (kandydatem CDU na kanclerza) mówił o reformie hamulca zadłużenia, tak by Niemcy mogły sobie pozwolić na nowe pożyczki. Merz z kolei twierdzi, że pieniądze można znaleźć w budżecie.
Kosiniak - Kamysz na ratunek NATO?
Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak Kamysz powiedział 13 lutego w czasie odbywającego się szczytu NATO w Brukseli, że podczas szczytu NATO w Hadze zamierza zaproponować państwom sojuszniczym rozpisanie kilkuletniego planu zwiększenia wydatków na obronność. W ten sposób uda im się przeznaczać na zbrojenia 5 proc. PKB
Trzeba przyjąć jasny plan działania. Radykalne zwiększanie co roku wydatków na obronność - tak, żeby dojść do 5 proc. PKB" - powiedział. Jak dodał, na ogólny pułap kraje NATO muszą się zgodzić jednomyślnie, ale zanim to nastąpi, państwa powinny indywidualnie zdecydować o podniesieniu własnych wydatków.
Polityk podkreślił, że Polska ma "pełne prawo, a nawet obowiązek" mówić o tym, że bez zwiększonych wydatków cele strategiczne Europy w zakresie obronności i odstraszania nie zostaną zrealizowane. Przyznał jednak, że widzi "przełom" w podejściu ministrów obrony państw NATO, którzy zaczynają deklarować wydatkowanie większych środków na zbrojenia.
Kosiniak-Kamysz dodał, że drugą palącą kwestią jest potrzeba zwiększenia w Europie inwestycji w przemysł zbrojeniowy. Polityk ocenił, że Biała Księga, czyli dokument określający przyszłą strategię obronnościową UE, która niebawem zostanie opublikowana, musi dotyczyć realnych wydatków. "500 mld euro musi zostać jak najszybciej zainwestowane w rozwój przemysłu zbrojeniowego. W NATO jest co do tego powszechna zgoda" - zaznaczył polityk.
