Ukraina oddałaby Rosji utracone terytoria w zamian za pokój i zgodę na członkostwo w NATO?

2024-10-08 18:03

Zamierzałem, jakiś czas temu, napisać materiał z gatunku political fiction. O tym, jak wojna rosyjsko-ukraińska skończyła się rozejmem, traktatem i powstaniem dwóch państw ukraińskich. Na wzór dawnych Niemiec Zachodnich (RFN) i Niemiec Wschodnich (NRD). Spasowałem. Obawiałem się, że zostanę okrzyknięty tzw. ruską onucą, albo (w najlepszym przypadku) defetystą. A okazuje się, że to co miało być polityczną fikcją w wykonaniu dziennikarza „Portalu Obronnego”, może stać się politycznym faktem autorstwa zachodnich polityków, od czego (na razie) oficjalnie odżegnują się...

mapa Ukrainy

i

Autor: pixabay.com

W mojej polityczno-fikcyjnej koncepcji, bardzo z grubsza zarysowanej, wszystko co opanowali Ruscy, miało stać się Ukraińską Republiką Ludową, a reszta miała zostać tym, czym była – Ukrainą, ze stolicą w Kijowie i z Wołodymirem Zełenskim na emeryturze.

Generalnie w tej pisance ta część Europy miała przypominać Półwysep Koreański, z jej strefą zdemilitaryzowaną. Z tą różnicą, że po zachodniej stronie rozejmu (w oczekiwaniu na podpisanie traktatu pokojowego) strzegliby żołnierze Sił Zbrojnych Ukrainy, wspomagani przez rotacyjne kontyngenty NATO, w tym i polskie (Radosław Sikorski miał rację!), a po wschodniej – żołnierze Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Znaczy się: dawni obywatele Ukrainy tzw. Ługańskiej RL, Donieckiej RL, Chersońskiej i Zaporoskiej RL.

Zachód sonduje nastroje w Kijowie i Moskwie?

Okazuje się, że to co sobie wymyśliłem, to różnymi kanałami i w sposób delikatny, przedstawiane jest jako jedna z możliwości zakończenia wojny. To możliwe, by fikcja stała się faktem? Wszystko w polityce jest możliwe.

W lutym 2022 r. tylko niewielu uważało, że Ukraina nie padnie. Większość widziała ruskich żołnierzy defilujących po Chreszczatyku, albo raczej już po Krieszczatiku.

Potem zachodnia większość odliczała dni do klęski Rosji, ale okazało się, że to Rosjanie zaczęli odliczać dni, może nie tyle do zwycięstwa, jakie planowali, ale do takiego, które zasługiwałoby na paradę po Placu Czerwonym.

Jeszcze latem głośno w wkoło oficjalne czynniki polityczne zachodnich sojuszników przytakiwały Zełenskiemu, który konsekwentnie głosił, że rozejm/pokój tak, ale pod warunkiem, że Rosja odda to, co zagrabiła. Mówienie, że jest to pobożne życzenie (albo – że jest to political fiction) prawie nie pobrzmiewało w zachodniej polityce względem Ukrainy. A teraz, to co miało być niemożliwe, może zaistnieć. Może nawet nie tyle wbrew woli ukraińskiego przywództwa, co za jego wolą. Po tym, gdy zostanie przekonana przez Zachód wspomagający Kijów.

Garda: Nie tylko płacenie składek

Prezydent Czech Petr Pavel jest realistą czy pesymistą?

Jakim to sposobem Zachód może nakłonić Kijów do ustępstw? Można zgadywać. Na razie wskazywanie, że wojna winna się zakończyć, nawet gdyby Ukraina miała na tym stracić prawie jedną piątą terytorium, ma charakter „publicystyczny”, a przypisywanie takich pomysłów sprawującym władzę w zachodnich państwach sojuszniczych, jest głęboko nieuzasadnione itd. itp.

Chociaż nie do końca. Bo we wrześniu prezydent Czech Petr Pavel w wywiadzie dla „The New York Times” przyznał, że trzeba będzie się pogodzić z faktem, że Rosja przynajmniej przez jakiś czas po zakończeniu konfliktu zachowa kontrolę nad okupowanymi terytoriami.

Można tylko dyskutować, co należy rozumieć jako „zakończenie konfliktu”. Bo w tej terminologii jest kolosalna różnica między „zakończeniem” (pokojem) a „przerwaniem” konfliktu (rozejmem). Nie trzeba być ekspertem z Instytutu Studiów nad Wojną, by mieć świadomość, że łatwiej będzie przerwać wojnę niż ją zakończyć. Co nie znaczy, że w ogóle będzie „łatwo”.

Problem w tym, że Moskwa gotowa jest przejść do rozmów nie wyłącznie po tym, gdy co zajęła, zostanie przy Rosji. Ma jeszcze kilka innych warunków, w praktyce czyniącej z Ukrainy państwo kadłubowe (choć nadal duże). Warunkuje rozejm, pokój czy co tam jeszcze na Kremlu wymyślą, od zrzeczenia się przez Kijów aspiracji do członkostwa w NATO. No i coś takiego jest nie do przyjęcia ani przez Ukrainę, ani przez Zachód. I w tym punkcie rozpada się omawiana koncepcja zakończenia wojny.

Członkostwo w NATO gwarancją istnienia (nawet okrojonej) Ukrainy

Toczy się wojna i jej końca nie widać, acz możliwe jest, że się taki pojawi. W tym, w następnym roku? Zakładając, że prezydentem USA zostałby Donald Trump, zakładając, że jego oświadczenia są poważne, to wojna miałaby się zakończyć jeszcze nim Trump rozpocząłby kadencję. Jak? Tym się nie chwali.

Owszem, w przestrzeni publicznej politycy Zachodu powtarzają mantry o tym, że murem stoją za integralnością terytorialną Ukrainy, ale czy w to wierzą, czy mówią tak, bo takie oświadczenia trzeba wygłaszać?

A skoro mogą to, co mogą, to alternatywne koncepcje (wobec prezentowanych przez Zełenskiego) przedstawiają różni szacowni b. politycy, analitycy i uznani dziennikarze. Im wolno. Oni nie reprezentują rządzących, ale mogą uchodzić za sondujących nastroje w aparacie władzy w Kijowie. I w Moskwie również.

Ukraina chce stać się członkiem NATO, ale ponoć nie zostaje nim państwo, które jest w stanie wojny, nawet wówczas, gdy broni się przed agresją. Oczywiście chodzi o sławetny artykuł piąty Traktatu. USA/NATO nie zamierzają wchodzić w otwartą wojnę z Rosją. Zełenski prośbuje co rusz o członkostwo. A NATO na to, że i owszem, ale nie teraz.

Sytuacja diametralnie, w tej materii, zmieniłaby się, gdyby strony konfliktu przystąpiły do negocjacji (tu sobie można dodać odpowiedni przymiotnik), ale na zasadzie wzajemnych ustępstw.

Ukraina po pierwsze: pogodziłaby się z utratą wschodnich terytoriów, a Rosja również po pierwsze: dałaby zgodę na jej członkostwo w NATO.

W koncepcji koniec wojny w zamian z utracone terytoria pojawia się opinia, że byłaby to „czasowa” utrata. Znaczy się jej zwolennicy dopuszczają ich powrót do Ukrainy, ale jakim sposobem? Ukraina odbierze „z czasem”, co jej? Czy Rosja „z czasem” odda co nie jej?

Według zwolenników tej, powtórzmy, publicystycznej koncepcji, Ukraina otrzymałaby mocne gwarancje dla wynegocjowanego pokoju. Ukraińcy mają w pamięci moc wszystkich innych międzynarodowych gwarancji niepodległości ich państwa. Pewnie plują sobie w brodę, że pozbyli się statusu mocarstwa nuklearnego. Teraz moc balistycznych rakiet odziedziczonych po CCCP ma mieć artykuł piąty Traktatu. To on ma być tarczą dla ukraińskiej niepodległości.

Czy byłaby to solidna tarcza, to pojawiają się wątpliwości. Szczególnie wtedy, gdy ten czynny polityk czy czynny wysoki wojskowy (choćby nasz gen. Wiesław Kukuła) wieści, że wojna z Rosją zbliża się. A skoro nadchodzi, to należałoby spytać tak prognozujących przyszłość: czy art. 5 Paktu ma moc odstraszającą? Czy może ją stracił?

Pożyjemy, zobaczymy. Oczywiście możliwe jest, że to Ukraina będzie stawiała Rosji warunki.

Po tym, gdy Zachód wyrazi zgodę na dalekosiężne atakowanie jego bronią przez SZU terytorium Federacji Rosyjskiej. Ukraina będzie miała wówczas moc rakiet. Zniszczy Most Krymski, rozbije rosyjski przemysł zbrojeniowy (cokolwiek to oznacza), przejmie inicjatywę strategiczną itd. Wskutek tego Putin, przymuszony niezadowoleniem społecznym w Rosji, zgodzi się na pokojowe warunki (zwane Planem Zwycięstwa) Zełenskiego. Brzmi fantastycznie? Być może, ale jak to się powiada: w polityce wszystko jest możliwe. I na wojnie również. Chociaż czasem trudno uwierzyć jest w niektóre, fantastycznie, brzmiące prognozy.

Sonda
Czy Ukraina powinna atakować cele na terytorium Rosji?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki