Mało kto wierzy w takie cuda
ale – chwytając Szojgu za słowa – należy przypomnieć, że Siły Zbrojne FR otrzymały rozkaz, od samego Władimira Władimira Putina, wyzwolenia okupowanych przez SZU obszarów do 1 października. Według Moskwy straty SZU przekroczyły 11,4 tys. żołnierzy. Ani Rosja, ani Ukraina tradycyjnie nie podają strat własnych.
Stawka SZU komunikowała, że Rosjanie stracili w obwodzie kurskim 3 tys. żołnierzy. Trudno jednoznacznie stwierdzać, która ze stron jest bliższa prawdy, bo jak wiadomo prawda ginie na wojnie jako pierwsza. A to wojna kształtuję politykę informacyjną stron konfliktu a nie na odwrót.
Walki w obwodzie kurskim trwają od 6 sierpnia. Celem operacji w Kijowie miało być wzmocnienie pozycji negocjacyjnych. Według Szojgu do czasu wyparcia Sił Zbrojnych Ukrainy z regionu nie są możliwe negocjacje pokojowe.
Szojgu wskazuje, że ukraińska operacja w obwodzie kurskim ma/miała na celu
• wypracowanie tzw. mocnych argumentów do negocjacji z Rosją,
• ściągnięcia sił rosyjskich z frontu w Donbasie i
• zajęcie elektrowni jądrowej w Kursku.
Jest to zresztą opinia często wyrażana również przez specjalistów zachodnich, za wyjątkiem zajęcia kurskiej siłowni.
Putin już na samym początku ukraińskiej inicjatywy militarnej w FR określił ją mianem „terrorystycznej”. Wówczas nie zakładał, że SZU będzie na rosyjskiej ziemi dłużej niż przez kilka dni. Minął już miesiąc, a ukraińska operacja nie skutkowała transferem sił rosyjskich z Donbasu do obwodu kurskiego. W tym sensie taki stan rzeczy można uznać za porażkę Ukrainy. Czy wzmocni Ukrainę w ewentualnych rokowaniach? Tak, ale pod warunkiem, że Rosjanie ich nie wyprą. A to byłby kolejny cud.
Dla zewnętrznych obserwatorów jest niepojęte
jak Moskwa może nie reagować na okupację kawałka własnego terytorium. Te 1,3 tys. km kw. w skali rosyjskiej, to tyle, co nic. Znacznie większego kalibru jest rosyjski blamaż. Widocznie Moskwa z tym pogodziła się i nie daje wciągnąć do walki z SZU w obwodzie sił przekierowanych z Donbasu.
Dla Moskwy ważniejszym celem walki z Ukrainą jest opanowanie tych 20 proc. niezajętego jeszcze Donbasu. I jak na razie, powoli, bo niezbyt szybko, ten cel realizują. A to, że maciupeńki kawałeczek Rosji jest zajęty przez wroga, że sto kilkadziesiąt tysięcy Rosjan ewakuowało się na bezpieczne tereny, to dla Moskwy jest – w końcowym rachunku – mało istotne. Taka tradycja.
Pewnie ani Ukraińcy, ani tym bardziej Rosjanie nie wierzą w to, że SZU może dotrzeć do Kurska, a ściślej ujmując: do tamtejszej elektrowni jądrowej. Nie przeszkadza to Moskwie głosić, że SZU mają taki zamiar. I jak Szojgu powiedział w wywiadzie w Rassiji 24: „próba zajęcia przez Ukrainę elektrowni jądrowej w Kursku to nic innego jak najwyższy poziom terroryzmu”.
W rosyjskich mediach przypomina się, na okoliczność oświadczenia Szojgu, że w czerwcu Putin zaproponował nowe warunki rozpoczęcia negocjacji pokojowych z Ukrainą. Obejmują one:
• wycofanie wojsk ukraińskich z obwodów Donieckiej Republiki Ludowe i Ługańskiej RL (oba te twory uznają – oprócz Rosji bodaj dwa państewka o podobnym statusie), Zaporoża oraz Chersonia,
• międzynarodowe uznanie tych regionów i Krymu za część Rosji,
• pozostanie Ukrainy poza strukturami NATO,
• zniesienie zachodnich sankcji nałożonych na Rosję.
Oczywiście takie warunki są (obecnie) nie do przyjęcia przez Ukrainę.
Kiedy SZU zaskoczyły Moskwę atakiem
na pogranicze kurskie, to Putinowi odechciało się pokoju. Oświadczył, mniej więcej, że nie mają sensu negocjacje z tymi, którzy „bezkrytycznie uderzają w ludność cywilną, infrastrukturę cywilną lub próbują stworzyć zagrożenie dla obiektów energetyki jądrowej”.
Widać, że prezydentowi Federacji Rosyjskiej znów się odmieniło, skoro pozwolił powiedzieć Siergiejowi Szojgu, że dopóki SZU nie zostaną wyparte na Ukrainę, to nie będzie żadnych negocjacji z Kijowem. Nie należy zakładać, że to co dzisiaj obowiązuje w polityce rosyjskiej takim będzie jutro.
Rosja miała już wiele wytyczonych tzw. czerwonych linii. Groziła, że gdy zostaną one przekroczone, to… Wiadomo. Tymczasem…
Moskwa groziła, że jak Zachód przekaże Ukrainie rakiety taktyczne, to – zacytujmy Putina z czerwca 2022 r.: „Jeśli zostaną dostarczone, wyciągniemy z tego odpowiednie wnioski i wykorzystamy własne środki zniszczenia, których mamy pod dostatkiem, aby uderzyć w cele, których jeszcze nie uderzamy”. I co? Wielka Brytania przekazała rakiety manewrujące Storm Shadow (wiosną 2023 r.), a Amerykanie (od wiosny 2024 r.) dostarczają SZU rakiety balistyczne ATACMS. Odwetu nie było.
Może dlatego, że Zachód nie pozwala strzelać tymi rakietami w Rosję? Ale przecież dla Moskwy Półwysep Krymski jest częścią FR, więc o co chodzi z tymi groźbami? To tylko jeden z wielu przykładów, w którym Zachód/Ukraina przekroczyły czerwone linie wytyczone przez Moskwę i nie skutkowało to zapowiadanym odwetem.
Reasumując: oświadczenia Szojgu należy traktować z daleko idącą rezerwą. To element gry politycznej Moskwy względem Ukrainy, a może nawet bardziej względem Zachodu.
O ile prędzej czy później wojna rosyjsko- ukraińska skończy się (może nawet na wzór tej koreańskiej), o tyle cudem byłoby, gdyby Rosja przystała na ukraińskie warunki i oddała Krym oraz Donbas.
W obu tych obszarach (pod ziemią i pod dnem morskim) znajdują się gigantyczne pokłady gazu ziemnego i niemałe ropy. Stosunkowo łatwe do eksploatacji. Gdyby zajęły się nią ukraińskie, ukraińsko-zachodnie lub zachodnie firmy, to fundamenty Gazpromu i Rosnieftu mogłyby się mocno nadwyrężyć…