• Flamingo ma deklarowany zasięg około 3 tys. km, Fire Point opracował ją w dwa lata (zwykle zajmuje to 15–20 lat dla podobnych programów).
• Fire Point deklaruje produkcję 50 rakiet miesięcznie i docelową 200 sztuk miesięcznie do końca 2025 r.; dotychczas rakieta użyta została w atakach na pozycje rosyjskie co najmniej dziewięć razy.
• Fire Point był przedmiotem zarzutów i śledztwa NABU dotyczącego możliwego zawyżania cen i liczby dostaw; Fire Point nazywa zarzuty pogłoskami i współpracuje z organami.
Kiedyś Fire Point zatrudniał 15 osób, dziś ma ponad 2 tys. pracowników
Pierwszym produktem tej firmy z siedzibą w Kijowie były drony dalekiego zasięgu mające być odpowiedzią na Shahedy nękające ukraińskie miasta i infrastrukturę krytyczną. Dziennik zwrócił uwagę, że na początku firma zatrudniała 15 osób, a produkcja dronów odbywała się w garażu. Obecnie Fire Point zatrudnia ponad 2 tys. osób.
„Le Figaro” podkreślił, że średni czas na rozwój programu budowy tego typu rakiety to między 15 a 20 lat. Fire Point zdołał zbudować Flamingo w dwa lata. Obecnie to przedsiębiorstwo deklaruje, że produkuje 50 rakiet miesięcznie, a chce osiągnąć poziom 200 sztuk do końca 2025 r. Rakieta została użyta do ataków na pozycje rosyjskie już dziewięć razy.
„Korpus Flamingo składa się z kadłuba wykonanego z włókna węglowego, które jest tańsze od tytanu (...). Rakieta wyposażona jest w standardowy typ bomby lotniczej, silnik - projekt pamiętający czasy radzieckie - jest turboodrzutowy i dwuprzepływowy, pozwalający osiągnąć prędkość ok. 900 km na godzinę” — napisał francuski dziennik.
Flamingo jest niemal identyczna z rakietą FP-5 prezentowaną przez firmę Milanion Group (zarejestrowaną w Wielkiej Brytanii, działającą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich) na targach obronnych IDEX-2025 w Abu Zabi w lutym 2025 roku. Zarówno parametry, wygląd jak i oznaczenie są identyczne. Na marginesie: na tzw. pierwszy rzut oka ukraińska rakieta przypomina bardzo latającą bombę... V-1.
Gazeta podała, że szacowany koszt Flamingo to 500 tys. dolarów za sztukę. Inne źródła wskazują na milion USD. Atutem tej broni jest właśnie koszt, który jest znacznie mniejszy niż np. francusko-brytyjskiego SCALP, kosztującego 2 mln dolarów.
W rozmowie z dziennikiem dyrektor techniczna Fire Point, Iryna Terek, zaznaczyła, że Flamingo nie jest „game changerem”; jej zdaniem żadna broń nie zakończy tej wojny. Zwróciła uwagę na współpracę między sektorem prywatnym a władzami, co pozwoliło na realizację projektu Flamingo.
Przeciw Fire Point pojawiły się zarzuty korupcyjne. Portal Kyiv Independent napisał w sierpniu, że Narodowe Biuro Antykorupcyjne (NABU) prowadzi śledztwo badające możliwość zawyżenia przez tę firmę cen części dronów, jak i liczby maszyn, które zostały dostarczone armii ukraińskiej.
Przedstawiciele firmy Fire Point, zapytani przez „Le Figaro” o zarzuty, nazwali je pogłoskami i zaznaczyli, że współpracują z NABU.
Ekspert lotnictwa Walerij Romanenko z ukraińskiego Państwowego Muzeum Lotnictwa przyznał, że wadą rakiety jest jej rozmiar i pułap, na którym operuje, co sprawia, że jest łatwa do zestrzelenia.
„Nasza obrona powietrzna przechwytuje 90 proc. rosyjskich rakiet, należy uznać, że po stronie rosyjskiej jest podobnie, dlatego jeśli mamy przełamać ich obronę, to rakiety trzeba będzie produkować masowo”.
Ukraińskie szacunki zakładają, że ok. 80 proc. rakiet Flamingo zostanie zestrzelonych przez rosyjską obronę przeciwlotniczą, ale pozostałe 20 proc. dotrze do celów i spowoduje znaczne zniszczenia. Jednak kluczowa jest tu ekonomia: zestrzelenie Flamingo rakietą systemu S-300 stanowi paradoksalnie zwycięstwo dla Ukrainy, gdyż koszt przechwytującego pocisku przewyższa koszt Flamingo.
Polecany artykuł: