„Asia First" zgubi Stany Zjednoczone? Porzucenie Ukrainy i Bliskiego Wschodu to błąd

2024-08-26 16:21

Baczni obserwatorzy Stanów Zjednoczonych i jej polityki zagranicznej wiedzą, że interesy strategiczne USA są na Indo-Pacyfiku w rywalizacji z Chinami. Dlatego też od dłuższego czasu mówi się o wycofaniu lub ograniczeniu roli USA w Europie, ale także i na Bliskim Wschodzie, oddając zarządzanie strategicznym sojusznikom jak np. Arabii Saudyjskiej. Jednak jak zwraca uwagę Bloomberg jeśli USA porzucą Ukrainę i zignorują Bliski Wschód, to dlaczego którykolwiek z sojuszników z Azji miałby im zaufać w walce z Chinami? Jest to bardzo ważne i fundamentalne pytanie. Stany Zjednoczone obecnie nie mogą porzucić tych regionów, bo stracą ostatecznie wszystko, co zbudowały dotychczas.

US Navy

i

Autor: US Navy Grupa lotniskowa Gerald R. Ford

Jakiej ameryki chcą Amerykanie?

Za kilka miesięcy odbędą się wybory w Stanach Zjednoczonych, które mogą zmienić lub utrzymać dotychczasową politykę USA w świecie. Niedawno ukazało się bardzo ciekawe badanie, które pokazało, że wśród wyborców Republikanów i Demokratów dochodzi do zmian postrzegania roli USA w świecie. Według badania Chicago Council on Global Affairs pt: „American Support for Active US Global Role Not What It Used to Be” mniej niż sześciu na dziesięciu Amerykanów uważa, że ​​Stany Zjednoczone powinny odgrywać aktywną rolę w sprawach światowych (56%, 43% trzyma się z dala od spraw światowych). Ten odczyt jest jednym z najniższych poziomów odnotowanych od czasu, gdy pytanie ankietowe zostało zadane po raz pierwszy w 1974 r. Do 2015 r. Republikanie byli na czele poparcia dla zaangażowania międzynarodowego. Ale od tego czasu to Demokraci stali się najsilniejszymi orędownikami udziału USA na arenie międzynarodowej.

W pytaniu, czy „będzie lepiej dla przyszłości kraju, jeśli USA weźmie aktywny udział w sprawach światowych, czy jeśli będzie trzymać się z dala od spraw światowych”, pokazuje, że obecnie zaledwie 54 procent Republikanów opowiada się za aktywną rolą USA, w przeciwieństwie do dwóch trzecich (68 procent) Demokratów, którzy tak uważają. I chociaż nastąpiła poprawa w porównaniu z ubiegłym rokiem, poparcie Republikanów dla aktywnej roli USA było drugim najniższym w ciągu ostatnich 50 lat — w tym o 20 procent niższe niż w 2004 roku i o 18 procent niższe niż w 1974 roku.

Zgodnie z tą zmianą, tylko 13 procent Republikanów uważa, że jako najsilniejszy i najbogatszy kraj, Stany Zjednoczone "mają obowiązek odgrywać wiodącą rolę w sprawach światowych", podczas gdy 57 procent uważa, że "muszą zmniejszyć swoje zaangażowanie w sprawy światowe", ponieważ kraj ma ograniczone zasoby i własne problemy w kraju. Z kolei 65% Demokratów popiera przyjęcie przez Stany Zjednoczone wiodącej roli na arenie światowej, przy jednoczesnym zajęciu się problemami w kraju.

Garda: ILot – pocisk hipersoniczny

W każdej kolejnej sprawie Republikanie opowiadają się za mniejszym zaangażowaniem w sprawy światowe niż Demokraci — co stanowi wyraźną zmianę w stosunku do ery Reagana. Na przykład tylko jeden na pięciu Republikanów, którzy wzięli udział badaniu, uważa, że ​​ochrona słabszych państw przed agresją lub promowanie i obrona praw człowieka w innym kraju są bardzo ważne. I tylko jeden na siedmiu uważa, że ​​ograniczenie zmian klimatycznych jest bardzo ważne”. Dla porównania, 44 procent uczestniczących w głosowaniu wyborców Demokratów uważa, że ​​bardzo ważna jest ochrona słabszych państw, 47 procent popiera promowanie praw człowieka, 57 procent.

Wyniki tych badań pokazują jasno zmianę jeśli chodzi o postrzeganie roli Stanów Zjednoczonych według wyborców głównych partii w USA. W badaniu z maja przeprowadzonych przez Pew Research Center wynikało, że zdecydowana większość Amerykanów ma nieprzychylną opinię o Chinach, a coraz większa liczba osób określa ten kraj jako wroga Stanów Zjednoczonych. Około 42% ankietowanych uznało Chiny za wroga USA — najwyższy odsetek w historii. Wyniki Pew Research wykazały, że około połowa ankietowanych Amerykanów uważa, że ​​ograniczenie potęgi i wpływów Chin powinno być najwyższym priorytetem polityki zagranicznej USA. Republikanie i niezależni o republikańskich poglądach byli około dwa razy bardziej skłonni niż ci o demokratycznych poglądach postrzegać Chiny bardzo nieprzychylnie i uważać je za wroga.

Widzimy więc, że priorytetem dla USA są Chiny, o czym także piszą i mówią politycy amerykańscy i think tanki. Nie więc dziwnego, że powstają w Europie obawy porzucenia przez USA Europy.

Asia First czyli priorytet dla Republikanów

Dlatego też Hal Brands na łamach Bloomberg zadał sobie pytanie, czy Waszyngton powinien obniżyć priorytet, a może nawet wycofać się z regionów poza Azją Wschodnią, aby móc skupić się na zagrożeniu ze strony Chin?

Jak zwraca uwagę autor:

„Stany Zjednoczone z trudem radzą sobie z wojnami na Bliskim Wschodzie i Ukrainie, nawet gdy chińska rozbudowa militarna zbliża się do złowieszczego apogeum. Waszyngtonowi coraz trudniej jest powstrzymać oś autokracji, która naciska na kilku frontach jednocześnie. A jeśli Donald Trump odzyska prezydenturę w listopadzie, polityką zagraniczną USA mogą pokierować ludzie, którzy wierzą, że naprawdę nadszedł czas, aby postawić Azję na pierwszym miejscu. W ruchu Asia First biorą udział przedstawiciele ośrodków analitycznych, wybitni senatorowie Partii Republikańskiej i — co bardziej niejednoznaczne — sam były prezydent”.

Jak przypomina dalej autor, grono to uważa, że głównym rywalem Ameryki są Chiny, a nie Rosja czy Iran, i dlatego też każdy dolar, pocisk lub minuta spędzona na rozwiązywaniu problemów „drugorzędnych” dla USA zwiększa ryzyko miażdżącej porażki w regionie, który ma największe znaczenie dla Republikanów. Według autora tekstu obecni głosiciele ruchu „Asia First” nawiązują do wcześniejszego ruchu z okresu zimnej wojny. Pierwsi głosiciele „Asia First" twierdzili, że „USA muszą wycofać się z Europy, aby móc realnie powstrzymać komunizm w Azji. Wtedy, jak i teraz, "Asia First" mieszali partyzancką wojnę z poważnymi argumentami strategicznymi. I wtedy, jak i teraz, twardy zwrot ku Azji pociągnąłby za sobą ogromne koszty strategiczne”.

Jednak jak zwraca uwagę autor: Dzisiejsi głosiciele „Asia First" mają rację, że USA potrzebują większej pilności w zmaganiu się z chińskim wyzwaniem. Ale są w błędzie, jeśli uważają, że Waszyngton może wycofać się z innych regionów bez podważania swojej zdolności do pokonania Pekinu — i osłabiania swojej pozycji na całym świecie”.

Jeśli Trump wygra w listopadzie, "Asia First" prawdopodobnie będą widoczni w jego administracji. Warto więc zrozumieć zalety i przesłanki tego podejścia – jak napisał autor.

Asia First nie jest nowe

Autor przypomina, że już na początku lat 50., gdy administracja prezydenta Harry'ego Trumana podejmowała bezprecedensowe zobowiązania wobec Europy, spotkała się ze sprzeciwem konserwatystów, którzy uważali, że prawdziwa walka toczy się po drugiej stronie świata, czyli Azji. Jak napisał Hal Brands: „Wielu republikanów potępiło Trumana za to, że nie powstrzymał przejęcia Chin przez Mao Zedonga w 1949 r., inwestując jednocześnie tak dużo w Plan Marshalla, Traktat Północnoatlantycki i inne inicjatywy transatlantyckie”.

Jak pisze dalej autor:

„Ruch Asia First obejmował poważne kwestie, takie jak to, jak poradzić sobie z krwawą, patową walką w Korei i czy skupić się na najpotężniejszym rywalu Ameryki, Związku Radzieckim, czy też na jej najbardziej agresywnym rywalu, Chinach. Był to również intensywnie upolityczniony wysiłek konserwatywnych Republikanów, aby zakończyć 20-letnią dominację Demokratów w Waszyngtonie i zdetronizować wcześniejsze pokolenie "globalistów" GOP”.

Jak przypomina autor, ruch "Asia First" podobnie jak Trump także wykazywali się neoizolacjonizmem. Ruch "Asia First" -twierdził także, że Truman był miękki wobec komunizmu, podobnie jak Trump zwiększa wezwania do zaostrzenia polityki wobec Chin z twierdzeniami, że Ameryka jest dziś zarażona „komunistami” i „marksistami”.

Ostatecznie ruch „Asia First”, upadł:

„dlatego, że eskalacja w Korei mogła spowodować trzecią wojnę światową, podczas gdy porzucenie Europy wybiłoby dziurę wielkości kontynentu w amerykańskiej strategii powstrzymywania. Zamiast tego Truman prowadził ograniczoną wojnę w Korei, wykorzystując poczucie strachu i pilności, które wojna stworzyła, aby rozpocząć ogromną rozbudowę militarną i wzmocnić sojusze USA zarówno w Europie, jak i w Azji” – napisał autor.

Ruch Asia First ma trochę racji

Hal Brands przyznał jednak, że współcześni głosiciele „Asia First” mają wiele racji: „tylko Chiny mają mieszankę siły militarnej, potęgi gospodarczej i innowacji technologicznych potrzebną do walki o globalne przywództwo (…) Jeśli chodzi o siłę militarną, USA i ich sojusznicy mają coraz mniej czasu, aby uniknąć potencjalnie śmiertelnej nierównowagi na zachodnim Pacyfiku”.

Autor uważa także, że zwolennicy „Asia First” mają także rację w tym, że USA mimo powstającego niebezpieczeństwa ze strony Chin, które zapewne kiedyś nadejdzie, to nie przygotowuje się na to niebezpieczeństwo w postaci zwiększenia radykalnie budżetu, zapasów amunicji, które wojna na Ukrainie i w Izraelu pokazała, że są niewystarczające. Autor także przypomina, że amerykański przemysł stoczniowy jest „żałosny w świetle ekspansji morskiej Chin” – o czym także pisaliśmy w Portalu Obronnym.

Nie mylą się również co do tego, że Stany Zjednoczone są nadmiernie rozciągnięte w skali globalnej. Pentagon wycofuje lotniskowce z Pacyfiku do użytku na Bliskim Wschodzie, ale mimo to przegrywa konflikt na Morzu Czerwonym z Huti.

Asia First jednak także się mylą

Jeśli chodzi zaś o obronę swojej tezy z początku, czyli porzucenie Ukrainy, Bliskiego Wschodu sprawi, że którykolwiek sojusznik z Azji będzie miał problem zaufać USA w walce z Chinami, to autor zauważa, że USA pomogło Ukrainie w sposób znaczny, bo ponad 100 miliardów dolarów wyrządziło katastrofalne szkody wojsku rosyjskiemu, a tym samym najbliższemu sojusznikowi Chin, kosztem kilku procent rocznego budżetu Pentagonu i bez utraty ani jednego życia Amerykanina. Autor zauważa także, że przekazana broń w postaci czołgów, pocisków artyleryjskich prawdopodobnie nie będzie miało kluczowego znaczenia w walce z Chinami. „Wynik wojny na Pacyfiku nie zostanie rozstrzygnięty przez rozmieszczenie kilkuset pocisków wysłanych na Ukrainę. Zostanie rozstrzygnięty przez to, czy Ameryka i jej sojusznicy rozpoczną przezbrajanie”.

Hal Brands zauważył, że wycofanie z Europy USA byłoby trudne, nawet gdyby te obszary były w stanie pokoju, ale obecnie tak nie jest, ponieważ jak wiemy, toczy się na Ukrainie wojna, a Rosja straszy NATO i prowadzi wojnę hybrydową przeciwko Zachodowi zarówno cybernetyczną, dezinformacyjną, jak i wykorzystują migrantów na granicach m.in Polski.

Jeśli chodzi o Bliski Wschód, to on przeżywa najgorszą niestabilność od dziesięcioleci. Obecnie trwa wojna w Izraelu, operacja, która miała potrwać, kilka dni może tygodni zamieniła się w operacje trwającą już prawie rok. Do tego dochodzi napięcie z Iranem, który ciągle grozi odwetem za ostatnie morderstwa rzekomo dokonane przez Izrael. Dlatego też jak zwraca uwagę autor, przyjazne kraje w obu regionach miałyby trudności z powstrzymaniem swoich wrogów bez przywództwa USA. Zwraca się także uwagę, że Ameryka, która gwałtownie skieruje się w stronę Azji, nie pozostawi za sobą regionów, w których panuje spokój, wręcz przeciwnie, opuszczenie sprawi, że sytuacja w tych regionach może się pogorszyć, co ostatecznie zmusi USA, to do powrotu. A to dlatego, że te regiony także są istotne dla USA zwłaszcza ze względów gospodarczych, nie mówiąc o wartościach - Europa to największe skupienie demokraci liberalnej. Z kolei Bliski Wschód, to strategiczne zasoby energetyczne jak ropa i gaz. Bo jak napisał autor „Azja Wschodnia może być najważniejszym teatrem rywalizacji, ale to nie znaczy, że Waszyngton może pozwolić innym płonąć”.

Jak dalej pisze autor, zwolennicy „Asia First:

„nie potrafią dostrzec to, co dzieje się poza Azją Wschodnią, będzie miało głęboki wpływ na to, co dzieje się w jej obrębie. Kraje na pierwszej linii konfliktu w tym regionie — w szczególności Tajwan, Japonia i Korea Południowa — nie chcą, aby USA opuściły Ukrainę. Widzą wojnę w Europie jako próbę sił między wolnym światem wspierającym Kijów a szeregiem euroazjatyckich autokracji wspierających Rosję. Wiedzą, że udana agresja na jedną wrażliwą demokrację sprawi, że inne będą bardziej narażone”.

To, co jest także istotne, o czym pisze autor, a trochę o tym zapominamy zmęczeni trochę demokracją, która panuje na obszarze euroatlantyckim to, to, że „zwolnicy Asia First nigdy nie potrafią do końca wyjaśnić, w jaki sposób zaabsorbowanie ogromnego niepowodzenia w jednym teatrze sprawi, że demokracje odniosą sukces w innym. Co więcej, Ameryka, która zbytnio koncentruje się na Azji, może mieć trudności z zebraniem globalnej koalicji potrzebnej do utrzymania Chin w ryzach”.

Autor dalej pisze o tym, że jeśli USA zostawią Europę na pastwę Rosji, to Ameryce będzie bardzo trudno nagle przekonać Europę do pójścia w ślady Ameryki w ekonomicznej i technologicznej rywalizacji z Chinami. Jeśli USA nie mogą lub nie chcą chronić Bliskiego Wschodu przed Iranem i jego bojówkami, będzie im trudno utrzymać partnerów, takich jak Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, by nie zawiązały partnerstwa z Chinami.

Widzimy więc, że sytuacja dla USA jest bardzo patowa, a nawet niebezpieczna. USA tak się rozciągnęło globalnie, będą niemal wszędzie, że albo będzie musiało zrobić więcej, ponosząc większe koszty, ale razem z partnerami (bo innej opcji nie ma, by utrzymać potęgę USA) albo Waszyngton zaakceptuje porażkę na jednym froncie, by liczyć jednocześnie, że uda się zniszczyć Chiny w tej rywalizacji. Ale wtedy USA straci Europę i Bliski Wschód, ponieważ będzie niewiarygodne jako mocarstwo i będzie jednym z wielu państw na świecie. Nie mówiąc także o pesymistycznym scenariuszu, gdzie to Rosja czy inni satrapowie wykorzystają sytuację i zdestabilizują doszczętnie, przejmując te obszary do swojej strefy wpływów, wzbudzając antyamerykańskie nastroje.

Jak przestrzega na koniec autor:

„Analitycy think-tanków mogą sobie wyobrażać, że Ameryka wycofa się z Ukrainy, a może nawet z Europy, a następnie zrobi wszystko, aby przygotować się na przyszłą wojnę w Azji. W praktyce prawdopodobnie nie zadziałałoby to w ten sposób. Jeśli zwolnicy Asia First przekonają Amerykanów, że jedna odległa demokracja stawiająca czoła autokratycznej agresji nie jest warta wsparcia, czy naprawdę uda im się przekonać Amerykanów, że kolejna odległa demokracja stawiająca czoła autokratycznej agresji jest warta wsparcia? Inaczej mówiąc, kraj, który zdecydował, że nie warto wysyłać pieniędzy i broni, aby pomóc Ukrainie, może równie dobrze być krajem, który odmawia wysłania swoich młodych mężczyzn i kobiet na śmierć za Tajwan”.

Autor oddaje racje, że zwolennicy Asia First są pożyteczni jeśli chodzi o ostrzeganie o zagrożeniu z Chin, ale oni oferują fałszywe rozwiązania, mówcą po prostu, że Ameryka może rozwiązać swoje problemy, koncentrując się na Chinach, ponad wszystkie inne regiony.

Przetoczone powyżej argumenty i spojrzenie na Stany Zjednoczone i jej priorytety jasno wskazuje, że koncentracja się na Indo-Pacyfiku i pozostawienie innych regionów będzie dla USA zgubne. Co więcej, możne przypuszczać, że będzie to, gwoźdź do trumny amerykańskiej dominacji. Bo jestem w stanie sobie wyobrazić sytuację, że jeśli Stany Zjednoczone wycofają się z Europy i Bliskiego Wschodu to stracą rynki zbytu dla swoich produktów zwłaszcza militarnych. Przecież biznes amerykański nie będzie mógł tylko żyć - póki wojna nie wybuchnie z Chinami - z umów krajowych, nie mówiąc o kontraktach światowych i filiach tych firm na całym świecie, które muszą się wywiązać z umów z innymi. USA takim ruchem straci swoje wpływy i utraci łańcuchy dostaw. USA przecież także nie jest samowystarczalne.

Tak czy siak, amerykańskie elity zarówno polityczne, jak i eksperckie muszą mieć świadomość podejmowanych decyzji długoterminowo, ponieważ będzie to miało dla USA swoje konsekwencje. USA jeśli chce nadal pozostać mocarstwem globalnym, nie może odpuścić, żadnego regionu. Niemniej musi także uczulić swoich sojuszników, że Stany Zjednoczone same nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa globalnie i potrzebują wsparcie ze stron sojuszników. Oczywiście USA nadal posiada przewagę zarówno nad przeciwnikami, ale także i nad sojusznikami ale pojedynczo bedzie trudno USA zapewnić totalne bezpieczeństwo.

Sonda
Czy USA opuści Europę?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki