Jak wyjaśnia Paweł Dyngosz strzelectwo jest tematem nieco zmitologizowanym, z jednej strony jest kwestia myśliwych, którzy nie mają w tej chwili dobrej prasy. Z drugiej strony jak zauważył gość programu "Garda" strzelectwo w świetle przepisów dzieli się na tych, którzy kolekcjonują broń i tych, którzy strzelają sportowo. "Czy to rzeczywiście jest jakiś taki realny podział, czy on jest taki trochę, wymuszony przez przepisy prawa? W Polsce nie ma jednego pozwolenia" - pyta retorycznie.
Gość programu podkreślił, że osoba, która jest niekarana, zdrowa psychicznie, jak najbardziej może takie pozwolenie uzyskać. Czy ktoś stara się o pozwolenie do celu sportowego, czy kolekcjonerskiego, nie ma aż takiej dużej różnicy. Możliwości są dosyć podobne. Natomiast ścieżka sportowa przez ostatnie 10 lat była na tyle obiektywna, że wszystkie osoby zainteresowane rzeczywiście mogły ją przejść w dobrej atmosferze, w sposób merytoryczny, bez większych barier.
Do tej pory rzeczywiście dużo osób chcących po prostu uzyskać umiejętności strzeleckie, chcących mieć własną broń w domu, mogło to pozwolenie relatywnie łatwo osiągnąć. W sprzyjających warunkach zajmowało to około sześciu miesięcy, a koszt wynosił około 2000 zł. Mowa o całym procesie szkolenia teoretycznego oraz praktycznego, niezbędnego, aby przystąpić do egzaminu. Sprawdza on realne przygotowanie do bezpiecznego posługiwania się bronią.
Polecany artykuł:
W przypadku pozwoleń na broń do celów sportowych potrzebne jest jeszcze aktywne uczestnictwo w zawodach, opłacanie licencji Polskiego Związku Strzelca Sportowego oraz członkostwo w klubie. Dla posiadaczy broni do celów kolekcjonerskich jest to natomiast samo członkostwo w stowarzyszeniu o charakterze kolekcjonerskim.
Dziesiątki tysięcy osób mają tego typu pozwolenia, Nie tylko strzelcy wyczynowi, ale również osoby, które chcą po prostu mieć broń. Nie chcą być obciążone niepotrzebnymi wymaganiami, chcąc się szkolić, posiadać własną broń, uprawiać strzelectwo według własnych chęci. W kontekście problemów, strzelectwa sportowego, leży on w stanowczo za małej liczbie pozwoleń. Zmiany prawa w 2010 roku otworzyły dostęp do posiadania broni dla dużej ilości osób, od tamtej pory minęło sporo czasu, jednak tego rodzaju hobby dalej jest mało popularne.
"Jeżeli mamy niecałe 400 000 pozwoleń, to oznacza, że niecały procent populacji takie pozwolenie posiada. To znacząco za mała liczba w realiach, jakie mamy dzisiaj, w realiach wojny, kiedy armia ma być powiększona, kiedy wszyscy mężczyźni rzekomo mają zostać przeszkoleni. Więc od wielu lat staramy się poprawić tę sytuację i zwiększyć liczbę osób, które mogą dysponować własną bronią" — stwierdził Paweł Dyngosz.
Po więcej informacji zapraszamy do zapoznania się z całą rozmową.
