Czy NATO zamieni się w subskrypcję? Jest propozycja doradcy Trumpa na „sojusz wielopoziomowy”

2024-02-15 22:26

Ostatnie słowa Trumpa na temat tego, że nie będzie chronił przed potencjalną rosyjską agresją krajów NATO, które nie wypełniają swych zobowiązań finansowych wobec Sojuszu, jednocześnie „zachęcając” Rosję do ataku na te kraje, wywołały ogromne poruszenie wśród społeczności sojuszniczej i komentatorów. Zaczęto poważnie dyskutować, o tym co powiedział Trump i jak je odbierać. Teraz na temat polityki Trumpa co do NATO wypowiedział się doradca Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Keith Kellogg, który powiedział, że będzie nalegał na przekształcenie NATO w „sojusz wielopoziomowy”, jeśli Trump ponownie zostanie prezydentem USA. Idea ta ma celu pozbawienie niektórych państw członkowskich ochrony przed atakiem. Czy związku z tym powrót Trumpa to rewolucja w pozytywnym tego słowa znaczeniu czy może powstanie ogromnego napięcia i podziału na, które nie byliśmy przygotowani?

Donald Trump

i

Autor: Shutterstock (2) Donald Trump

Spis treści

  1. Każda strona trochę racji ma
  2. NATO jak Netflix?
  3. Europejczycy nie lubią słyszeć, że Trump ma rację
  4. Umiesz liczyć, licz na siebie?

Niewątpliwie ostatnie słowa Donalda Trump na temat NATO wywołały ogromne poruszenie wśród polityków, komentatorów czy dziennikarzy, mimo tego, że była to już kolejna tego typu wypowiedź byłego prezydenta na temat NATO, ale tym razem bardzo kontrowersyjna, ponieważ zachęcała Rosję do ataku na członków NATO. Wcześniej nie mieliśmy z czymś takim do czynienia, a pamiętajmy, że Rosja to nie byle jakie zagrożenie, przecież ten kraj rozpętał najpoważniejszy dla europejskiego bezpieczeństwa konflikt, łapiąc prawo międzynarodowe, dokonując zbrodni na ludności ukraińskiej, dokonując bombardowań, ataków cyber, przeprowadzając kampanie dezinformacyjne w ramach prowadzonej wojny informacyjnej czy operacje hybrydowe u naszych granic, ale także krajów bałtyckich czy Finlandii wykorzystują migrantów.

Każda strona trochę racji ma

Wracając jednak do głównego wątku, zaczęto na czynniki pierwsze „rozbierać” jego słowa i powstały dwa obozy jeden, który zgadzał się z Trumpem co do tego, że bezpieczeństwo to nie jest coś za darmo i że kraje, które nie płacą 2% PKB na obronność, nie powinny mieć ochrony w ramach NATO. Bo dlaczego chronić kogoś, kto nawet minimum nie włożył we własne zdolności obronne i zdolności w ramach Sojuszu, który jest kolektywny, to wszystko są naczynia połączone. Nie mówiąc o tym, że to USA najwięcej wydają na bezpieczeństwo, a spora część krajów wyłącznie opiera się na parasolu USA, tylko korzystając, a nie dając nic w zasadzie w zamian. Podkreślano także fakt, że te słowa są wypowiedziane na potrzeby kampanii wyborczej w USA i tego co chcą usłyszeć wyborcy, dlatego stosuje się duże uproszczenia. Bo skończył się czas, potężnych Stanów Zjednoczonych, które wydają na wszystkich, a nie mają pieniędzy na problemy wewnętrzne. Zwracano także uwagę, że przecież Trump wypowiadał się nie w stronę np. takich krajów jak Polska, kraje bałtyckie, Rumunia czy Finlandia (czyli kraje najbardziej narażone na atak rosyjski na wschodniej flance NATO) ale do krajów zachodnich jak Włochy, Hiszpania, Belgia, Dania czy Niemcy (które już wydają 2% PKB – informował o tym minister Pistorius), które nie wydają odpowiedniej ilości pieniędzy na zbrojenia. Więc to niech Zachód się martwi, a nie wschodnia flanka NATO, która lojalnie przeznacza 2% PKB na obronne, a nawet więcej jak np. Polska.

Z drugiej strony pojawili się przeciwnicy takiego sposobu mówienia Trumpa, którzy zwracali uwagę, że takie wypowiedzi wpływają źle na jedność NATO, że to podważanie zobowiązań sojuszniczych w czasie, kiedy Rosja bombarduje Ukrainę i kiedyś jak Moskwa odzyska siły, wyruszy na Zachód, i zagrozi członkom NATO. Zwracano uwagę, że takich rzeczy nie mówi się publicznie, bo będzie to "pożywka" dla rosyjskiej propagandy, która to wykorzysta. Zwracano uwagę przede wszystkim, że te słowa zachęcają Rosję do ataku na członków NATO co nie płacą, jak było już wspomniane, kraj ten przecież dokonuje realnych zbrodni wojennych, zdestabilizował Europę, a nawet po części cały świat. Takie słowa nawet na potrzeby kampanii wyborczej nie powinno mieć miejsca i wpisuje się na poważnie w wojnę informacyjną Rosji. W dyplomacji i polityce czegoś takiego się nie robi.

NATO jak Netflix?

Oczywiście każda ze stron trochę racji ma w swoim rozumowaniu, jednak nowe karty odkryte przez doradcę Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Keith Kellogg, każą sobie zadać pytanie, czy NATO, które znamy, nie będzie zaraz przeszłością i zmieni się w coś jak „subskrypcja na Netflixe”, gdzie jak płacisz USA w ramach NATO, to masz ochronę i dostęp do „super promocji” ze strony USA jak szkolenia, możliwość zakupu nowoczesnej amerykańskiej broni, informacje wywiadowcze itp. a jak nie, to rać sobie sam. Przyjrzyjmy się temu.

Jak podała agencja Reuters, Keith Kellogg, który jest emerytowanym generałem i doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego byłego wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a i jednym z głównych postaci w zespole doradców Trumpa, gdy ten urzędował w Białym Domu, uchylił rąbka tajemnicy, jak widzi NATO.

W wywiadzie dla agencji Reuters Kellogg powiedział, że ma opracowaną koncepcję, zgodnie z którą członek NATO nieprzeznaczający 2 proc. swojego produktu krajowego brutto na obronność zostałby pozbawiony ochrony Sojuszu, która wynika z art. 5. Traktatu Północnoatlantyckiego.

"Tam, skąd pochodzę, sojusze mają znaczenie – powiedział Kellogg - Ale jeśli masz zamiar być częścią sojuszu, wnieś swój wkład do niego, bądź częścią tego sojuszu".

Kellogg nie chciał zdradzić, czy rozmawiał o tym z Trumpem, jednak zaznaczył, że obaj często omawiali przyszłość NATO. Dodał, że jeśli Trump wygra tegoroczne wybory w USA, prawdopodobnie zaproponuje zwołanie szczytu NATO na czerwiec 2025 roku w celu omówienia przyszłości Sojuszu.

Podkreślił też, że NATO może następnie stać się "sojuszem wielopoziomowym", w którym niektórzy członkowie będą cieszyć się większą ochroną w oparciu o przestrzeganie artykułów założycielskich NATO.

Według Kellogga możliwe są także, oprócz utraty ochrony, także inne, mniej surowe sankcje, takie jak utrata dostępu do szkoleń lub wspólnych zasobów sprzętowych. "Jeśli prezydent Trump zostanie ponownie wybrany, po zakończeniu wyborów wydam wszystkim tak zwany sygnał ostrzegawczy. Myślę, że będą to dojrzałe rozmowy i jedne z wielu na temat bezpieczeństwa narodowego, które należy odbyć" - stwierdził.

Doradca Trumpa powiedział też, że w przypadku nieprzestrzegania art. 3. Traktatu Północnoatlantyckiego ochrona zapewniona na mocy art. 5. nie powinna być traktowana jako automatyczna.

Artykuł 3. stanowi, że państwa członkowskie NATO muszą podjąć odpowiednie wysiłki w celu rozwoju swoich indywidualnych zdolności obronnych. Chociaż nie stanowi, że kraje muszą wydawać co najmniej 2 proc. swojego PKB na obronę, kraje NATO zobowiązały się w 2014 r. do osiągnięcia tej kwoty w ciągu dziesięciu lat.

Jak podkreśla Reuters, według szacunków NATO z lipca ubiegłego roku 11 z 31 krajów NATO osiągnęło ten cel w 2023 r., w tym Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i kilka krajów Europy Wschodniej, położonych w pobliżu Rosji lub z nią graniczących.

"Każdy rozumie Artykuł 5. – atak na jednego jest atakiem na wszystkich – ale niektórzy zapominają o wszystkich innych artykułach, które są sformułowane pod nim lub nad nim. Jednym z nich jest artykuł 3." - mówił Kellogg.

Europejczycy nie lubią słyszeć, że Trump ma rację

Niedawno w Portalu Obronnym pisaliśmy o tym, że z powodu obaw o powrót Trumpa do Białego Domu, wielu europejskich polityków coraz bardziej myśleć o samodzielności strategicznej Europy pod parasolem nuklearnym Francji i Wielkiej Brytanii. Wypowiedź Trump jeszcze bardziej, to myślenie obudziło. Bo jak napisało Politico w tekście pt: "Donald Trump just did Europe a favor", jak napisał autor tekstu: "Trump rzucając w tak bezpośredni i fundamentalny sposób wątpliwości co do zaangażowania Ameryki w NATO, skutecznie wbił kołek w serce sojuszu. Na tym etapie prawie nie ma znaczenia, czy wygra reelekcję; Europa jest zdana na siebie. Jedyną prawdziwą kwestią, jaką wybory rozwiążą dla bezpieczeństwa Europy, jest moment upadku NATO (...) Konkluzja jest taka, że ​​liczenie na Amerykę stało się ryzykowne".

Według autora tekstu w Politico, Europa powinna przyszykować się na plan B, w związku potencjalną wygraną Trumpa lub podobnego w przyszłości polityka w USA. Jak pisze autor "Europejczycy nie lubią słyszeć, że Trump ma rację: żerują na darmo. Co więcej, oczekiwanie, że Stany Zjednoczone będą w nieskończoność płacić za bezpieczeństwo europejskie, zawsze było nierealistyczne".

Autor słusznie zauważył, że od czasu wyboru J. Biedna na prezydenta, Europa znowu przestała się martwić o swoje bezpieczeństwo, "Prawda jest taka, że ​​ciepły uścisk Bidena ponownie wciągnął Europę w fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Zamiast wejść na poziom wojenny, zmuszając przemysł do zwiększenia produkcji uzbrojenia i przywrócenia poboru do wojska w krajach takich jak Niemcy, gdzie został on wycofany, Europa wtuliła się w spódnicę Ameryki. Trudno się dziwić, że Kontynent ze swoimi hojnymi państwami opiekuńczymi i populacjami pacyfistycznymi poszedł po linii najmniejszego oporu (z godnymi uwagi wyjątkami krajów bałtyckich i Polski)." - napisał autor.

Autor dalej w swoim tekście słusznie zauważa, że "Trumpa powinien pomóc w ponownym ukierunkowaniu strategicznego kompasu Europy". Autor, jak było już wspomniane na początku, również zauważa, że należy oprzeć się w Europie na zdolnościach nuklearnych Francji i Wielkiej Brytanii, co prawda te kraje mają mniej głowic niż USA, ale jak pisze dalej autor: "żaden kraj nie zobowiązał się jednak do ich użycia w celu ochrony reszty kontynentu".

Dlatego jak pisze: "Europa musi nie tylko odbudować swoje armie, ale także przeprogramować swój zbiorowy sposób myślenia. Nawet gdy zbliża się druga rocznica nieudanego marszu Władimira Putina na Kijów, wojna i jej konsekwencje dla bezpieczeństwa europejskiego pozostają dla wielu Europejczyków, zwłaszcza w Europie Zachodniej, zdecydowanie zbyt abstrakcyjne (...) Zastąpienie amerykańskiego potencjału, który NATO utraciłoby bez USA, zajęłoby dziesięciolecia i niezliczone miliardy. A większość europejskich przywódców nawet nie zaakceptowała zimnej rzeczywistości, w której amerykańska ochrona już praktycznie zniknęła".

Autor na końcu słusznie zauważa, że Europa mimo tego, że ma ogromną przewagę nad Rosją pod względem gospodarczym, ale także wojskowym, to raczej sama bez USA, nie będzie się sama potrafiła obronić: "Bardziej fundamentalnym pytaniem jest, czy Europejczycy w ogóle mają na tyle siły, aby zjednoczyć się i bronić bez przewodniej ręki Waszyngtonu. Historia sugeruje, że po prostu powrócą do pisania i pogrążą się w chaosie. Zobacz, jak Europa radziła sobie z rozpadem Jugosławii w latach 90. (...) Europa ma teraz szansę udowodnić mu, że się myli. Jeśli im się to uda, będą mogli podziękować tylko jednej osobie".

Umiesz liczyć, licz na siebie?

To, co proponuje, doradca Donalda Trumpa, może serio przypominać subskrypcję na popularnych platformach VOD, gdzie jak płacisz, to masz nieograniczony dostęp do całej masy biblioteki filmowej, ciesząc się jednocześnie z wielu dodatkowych jeszcze rzeczy.

Ale myśl, że zaczniemy traktować wszystko jak subskrypcję zwłaszcza sojusze, czy tak ważną rzecz jak bezpieczeństwo, nie będzie wariactwem obecnych czasów?

Oczywiście pełna zgoda z tym, że państwa zachodnie powinny obowiązkowo przeznaczać więcej pieniędzy na bezpieczeństwo, to, że od 2014 roku, wiele państw nie zrobiło tego, jest całkowicie niezrozumiałe. Rosja wielokrotnie pokazywała od czasów Piotra I po współczesne czasy, że jest krajem o ambicjach imperialnych, i raczej nie zaprzestanie tego. A sytuację jak wojna w Czeczeni, Gruzji i na Ukrainie dobitnie to pokazywały. Dlatego Europa powinna wydawać więcej na zbrojenia, bo to także rozwój technologi, zwiększenie miejsc pracy i ogólnie rozwój gospodarki i to są fakty. Nie ma co z tym dyskutować i w ramach NATO wszystkie kraje jak „jeden mąż” powinny przeznaczać więcej pieniędzy, nawet deklarując jeśli mają problemy gospodarcze, że powoli, ale systematycznie każdego roku, będą wydawać więcej na zbrojenia. Bo nieopuszczane jest, że tylko 12 z 31 krajów NATO płaci 2% PBK na obronność. Według danych to: Polska (3,9 proc.), USA (3,49 proc.), Grecja (3,01), Estonia (2,73), Litwa (2,54), Finlandia (2,45 proc.), Rumunia (2,44), Węgry (2,43), Łotwa (2,27), Wielka Brytania (2,07) i Słowacja (2,03), Niemcy (2). Dla porównania w 2014 r. wypełniły go tylko trzy państwa członkowskie. Nic więc dziwnego, że coraz bardziej „drażni” to USA, które nie dość, że najwięcej pomagają Ukrainie, to są jeszcze zaangażowane w inne części świata jak Izrael, region Jemenu w związku z atakami Huti czy Pacyfik.

W połowie stycznia bieżącego roku niemiecki portal Merkur.de pisał, że USA tracą powoli cierpliwość wobec Niemiec za to, że nie przeznaczają 2% PKB na obronne, cytując Michaela Allena, który pracował jako specjalny asystent prezydenta George'a W. Busha i starszy dyrektor Rady Bezpieczeństwa Narodowego, udzielając komentarza Newsweekowi. „Jeśli Europejczycy naprawdę chcą, aby Stany Zjednoczone pozostały ważnym graczem w NATO i oczywiście w bezpieczeństwie europejskim, muszą zaangażować się w konkretny sposób i zasygnalizować amerykańskim politykom: „Nie jesteście jedynymi ludźmi na świecie, którzy płacą rachunek” – mówił Michael Allen.

Jak pisała niemiecki portal, „dziesięć lat temu członkowie NATO zgodzili się w Walii na dozbrojenie swoich krajów. Niewiele się wydarzyło; oraz, jak to często bywa, Amerykanie generalnie narzekają na niższy niż przeciętny udział Europy, a w szczególności Niemiec, w zdolnościach obronnych NATO przeciwko Rosji, która wyraźnie działa jako agresor w wojnie na Ukrainie”.

Nie należy zapominać także o tym, że my w Europie, która w teorii jest jednością, jesteśmy oparci na wzajemnych powiązaniach, bo kto przyjdzie pierwszy z pomocą USA? Czy kraje w Europie? Jak np. któryś z krajów wschodniej flaki zostanie zaatakowany. Każde państwo powinno mieć świadomość, że wydawanie na zbrojenia, to także pomoc drugiemu kraju i jednocześnie sobie w przyszłości. Europa dużo lubi mówić o solidarności, ale tej solidarności nie będzie, kiedy ktoś zostanie zaatakowany, a duża część krajów nie będzie w stanie pomóc, bo nie ma wystarczającej siły. A chyba każdy będąc w sojuszu, chce mieć świadomość i zapewnienie, że wszyscy ruszą z pomocą w razie czego. Bo jeśli nie, to sojusz nie ma najmniejszego sensu.

RAPORT: Koniec NATO i wojna z Rosją? - gen. Polko komentuje słowa Trumpa

Pamiętajmy także o realizmie politycznym, nikt tak naprawdę nie zapewni nam wystarczającej ochrony niż my sami. Politycy się zmieniają, polityki się zmieniają, dziś każdy może deklarować wsparcie, ale za rok, pięć, czy dziesięć może się to zmienić. Powrót Trumpa do Białego Domu, powinien być dla polityków europejskich nie czasem, obrażania się na USA, tworzenia jakieś strategicznej autonomii w Europie i budowania czegoś od nowa, ale właśnie refleksją na temat bezpieczeństwa. Bo to, że NATO potrzebuje pewnego nowego wiatru w żagle, pewnych zmian wewnętrznych, to duża część wojskowych jak i ekspertów się zgodzi, ponieważ analiza tego co było, jest i będzie, powinna się odbyć, po pewnym czasie. I właśnie może politycy taką analizę i refleksję powinni odbyć i na kolejnym szczycie NATO zadeklarować całkowicie, że będą wydawać więcej i, że nie będą to słowa puste, ale realne.

Oczywiście wiadomo, że trudniej z Trumpem będzie rozmawiać niż np. z Bidem czy jakimkolwiek innym politykiem amerykańskim z krwi i kości, a nie gwiazdorem czy populistom, jakim jest Trump. Ale wojna na Ukrainie w Izraelu, ataki Huti na Morzu Czerwonym, rosnące zagrożenie chińskie, powinny kraje NATO wreszcie obudzić, uzmysławiając, że skończył się krótki czas pokoju, a weszliśmy w okres niestabilności. I zamiast się bać, pomysłów trumpistów powinniśmy jako NATO, zmienić podejście do tego wszystkiego i pokazać jedność, bo jak zagrożenie globalnym komunizmem i potęga ZSRR zjednoczyła Zachód, tworząc NATO, tak nowe zagrożeni powinny zjednoczyć i przeformować NATO, by Sojusz był w stanie odpowiadać na nowe zagrożenia.

Dlatego na zbliżającą się rocznicę wejścia Polski do NATO, Polska wraz z innymi krajami, powinna stworzyć wspólny głos, i być motorem napędowym w Sojuszu do zmian i przekonania reszty do wydatkowania więcej na zbrojenia. Bo tu nie chodzi, by komuś uprzykrzyć życie, ale o nasze wspólne bezpieczeństwo. Trzeba z Republikanami, ale także z Demokratami szukać porozumienia, i razem budować Sojusz. Oby tylko politycy to zrozumieli, bo inaczej może nas czekać poważny kryzys w NATO, który w najczarniejszym scenariuszu grozi podziałem w Sojuszu i może nawet ograniczeniem roli USA w NATO, bo o wyjściu ze struktur będzie trudno, ze względu na wprowadzone zmiany w USA, które uniemożliwiają bez zgody Kongresu wycofanie USA z Paktu Północnoatlantyckiego. Niemniej chyba w Europie nie chcemy, zostać sami z zagrożeniem rosyjskim. Wojna na Ukrainie pokazała dobitnie, że bez wsparcia amerykańskiego, Ukraina by już dawno upadła, bo Europa nie jest w stanie sama pomóc innym, a co dopiero sobie. Dlatego, jest potrzebny wspólny konsensus, dla bezpieczeństwa nas wszystkich.

PM/PAP

Sonda
Uważasz, że rosyjskie groźby ataku na państwo NATO to blef?