Spis treści
- Płacz symbol słabej Europy?
- Europa pominięty gracz?
- Ostatni zryw w Europie?
- Wojska z Europy na Ukrainie kluczem do siły?
- Ukraina otworzy nam oczy na stworzenie europejskiej armii?
- Marzena Europy o sile
Płacz symbol słabej Europy?
Potrzebowaliśmy wstrząsu jako Europa, które zafundowali nam Amerykanie w zeszłym tygodniu, by zrozumieć, że czas „pauzy strategicznej” czy „końca historii” dobiegł końca, zaczęła się brutala polityka, w której to inni mogą zdecydować, co będzie z Ukrainą i z Europą, która przecież de facto graniczy z „imperium zła”, czyli Rosją. To, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu, czyli słowa amerykańskich polityków w Brukseli, Monachium, ale i także w Warszawie uzmysłowiły nam, że nie możemy już liczyć na dobrego „wujka z ameryki”, co przyjdzie nam z pomocą, ale także jest tym dobrym w tej całej rodzinie państw świata. To wszystko minęło, teraz Europa musi się zastanowić co dalej? Kim chce właściwe być w tej całej układance? I jak chce to zrobić? Jeśli nie zaczniemy podkreślać swojej roli, to Trump i Putin zdecydują za nas, a tego chyba nie chcemy. My Polacy oraz Europa Środkowo-Wschodnia wiemy, jak się kończy to, gdy wielkie mocarstwa decydują, jak będą wyglądać granice, strefy wpływów i nowe zasady, znamy to z historii. Dlatego mając to doświadczenie, powinniśmy wyprzedzić te ruchy i zacząć działać. Inaczej zostanie nam ten płacz… Symbol ostatniego dnia 61. Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa, kiedy to przewodniczący Christoph Heusgen w swoim podsumowującym wydarzenie wystąpieniu rozpłakał się na scenie. Potem zszedł ze sceny w akompaniamencie braw, które otrzymał od zebranych, by zostać na koniec przytulony i pocieszony przez jedną z uczestniczek. Czy takiej Europy chcemy? Która płacze, schodzi ze sceny oklaskiwana przez ostatnich liberałów i lewicowców i przytulana przez np. Chiny, które bardzo chętnie zagospodarują nasz kontynent, ale w roli podległego wasala.
Europa pominięty gracz?
Zafundowany zimny prysznic w postaci docierających do nas informacji oraz wypowiedzi polityków amerykańskich i rosyjskich, że to nie w Europie ani nawet z naszym udziałem będą się toczyć rozmowy o pokoju na Ukrainie, uruchomił niepokój, strach i obawę co będzie. Wysłannik Trumpa ds. Rosji i Ukrainy Keith Kellogg powiedział 15 lutego, że dla krajów europejskich nie będzie miejsca przy stole negocjacyjnym, ale ich poglądy mogą zostać wzięte pod uwagę. Może też dlatego jak przekazał portal Axios za źródłami z bezpośrednią wiedzą o sprawie rozmowy wysokiej rangi przedstawicieli władz USA i Rosji o zakończeniu wojny w Ukrainie odbędą się w Arabii Saudyjskiej. Stronę amerykańską ma reprezentować m.in. sekretarz stanu Marco Rubio.
Wśród przedstawicieli władz USA będą - według Axiosa - także doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz i wysłannik prezydenta USA ds. Bliskiego Wschodu Steve Witkoff. W skład delegacji rosyjskiej wejdzie szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow oraz doradca prezydenta Jurij Uszakow. Niestety na spotkanie nie został zaproszony prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ani żaden inny przedstawiciel ze strony tego kraju. Jedyne zaproszenie, jakie dostała Ukraina, pochodziło z "doniesień w mediach" - skwitował cytowany przez Axiosa wysoki rangą urzędnik ukraiński. Jak oświadczył ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski 17 lutego, Ukraina nie widziała o rozmowach USA-Rosja w Arabii Saudyjskiej; nie zostaliśmy tam zaproszeni i nie uznamy ich wyników - deklarował Zełenski.
„Ukraina nie weźmie udziału w rozmowach. Ukraina nic o tym nie wiedziała. Ukraina uważa, że wszelkie negocjacje dotyczące Ukrainy bez Ukrainy są daremne. I nie możemy uznać żadnych rzeczy ani żadnych porozumień o nas bez nas. I nie uznamy takich porozumień” - powiedział dziennikarzom.
Nie wspominając o tym, że nikt z Europy również nie został do tzw: „stołu” zaproszony. Co prawda sekretarz stanu USA Marco Rubio powiedział 16 lutego, że Ukraina i Europa wezmą udział w „prawdziwych negocjacjach” mających na celu zakończenie wojny. Dając tym samym do zrozumienia, że rozmowy USA z Rosją w tym tygodniu są szansą na sprawdzenie, jak poważnie prezydent Rosji Władimir Putin podchodzi do kwestii pokoju. To jednak wypowiedź Ławrowa pokazuje zupełnie inne nastawienie Rosji, że Moskwa nie chce Europy przy „stole negocjacyjnym”. Jak powiedział minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, „dlaczego Europa miałaby zostać zaproszona do udziału w możliwych rozmowach na temat pokojowego rozwiązania konfliktu na Ukrainie, jeśli europejscy politycy chcą, aby wojna trwała?” - pytał Ławrow.
Ławrow powiedział, że Europa miała już kilka okazji, aby zaangażować się w rozwiązanie kwestii Ukrainy i że nie wie, jaki wkład mogłyby wnieść państwa europejskie, gdyby zostały zaproszone do stołu negocjacyjnego, biorąc pod uwagę ich stanowisko w sprawie wojny. Wśród europejskich polityków panują różne poglądy na temat Ukrainy, ale większość z nich twierdzi, że chce tego, co nazywają „sprawiedliwym i trwałym pokojem” – mówił Ławrow. Minister powiedział też, że podczas przyszłych rozmów pokojowych nie może być mowy o rosyjskich "ustępstwach terytorialnych" wobec Ukrainy.
Wypowiedź Łarwowa wskazuje, że strona rosyjska nie zamierza rozmawiać z Europą przy jednym stole, bo uważa, że może to tylko zaszkodzi w rozmowach z Trumpem, co w sumie z punktu widzenia Rosji nie dziwi. Europa może żądać bardziej sprawiedliwego pokoju dla Ukrainy, co jest w niesmak stronie rosyjskiej. Rosji łatwiej będzie oczarować stronę Amerykańską, jeśli będzie rozmawiać tylko z nią, a nie jeszcze z Europą.
Nowa administracja amerykańska zdaje się nie dostrzegać zagrożenia rosyjskiego i nie rozumieć Rosji, traktuje ten kraj i rozmowy o pokoju/zamrożeniu konfliktu na Ukrainie w sposób biznesowy, a nawet zbyt szybko, co jest bardzo niebezpieczne z tego względu, że w zasadzie słyszymy tylko, co Ukraina może stracić i czego nie będzie mogła, czyli będzie musiała pogodzić się z utratą ziem zagarniętych przez Rosję ani nie wejdzie do NATO, ale także proponuje się jej oddanie zasobów metali rzadkich za pomoc już dostarczoną, a nie przyszłą, co nie spodobało się Zełenskiemu i nie podpisał dokutemu na ten temat. Nie słychać natomiast, jaki rachunek za wojnę miałaby zapłacić Rosja, bo przecież de facto to Rosja napadła na Ukrainę i dokonuje zbrodni wojennych w tym kraju, nie Ukraina, która jest ofiarą. Co prawda Trump, stwierdził, że jest przekonany, że Putin nie będzie chciał przejąć kontroli nad całą Ukrainą. „To by mi sprawiło duży problem, bo po prostu nie można do tego dopuścić. Myślę, że on chce to zakończyć” – powiedział Trump reporterom w West Palm Beach na Florydzie, to jednak to, że nie ma Ukrainy na rozmowach w Arabii Saudyjskiej, jest sporym błędem ze strony Stanów Zjednoczonych.
Ostatni zryw w Europie?
Odbywający się dziś (17 lutego) szczyt zwołany przez prezydenta Francji E. Macrona zdaje się być ostatnim zrywem Europy, by pokazać „że nic o nas bez nas”. Uczestnikami spotkania, prócz prezydenta Francji, będą szefowie rządów: Danii, Hiszpanii, Holandii, Niemiec, Polski, Wielkiej Brytanii i Włoch. Jak wcześniej informowano, do Paryża przyjadą też: szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i sekretarz generalny NATO Mark Rutte.
Jak mówił doradca prezydenta Emmanuela Macrona
„Europejczycy muszą czynić więcej i działać lepiej na rzecz wspólnego bezpieczeństwa zbiorowego, biorąc pod uwagę "przyspieszenie" w sprawie Ukrainy, jak i stanowisko Stanów Zjednoczonych (…) Uważamy, że na skutek przyspieszenia w kwestii ukraińskiej, jak i tego, co mówią władze amerykańskie, konieczne jest, aby Europejczycy czynili więcej i działali lepiej, w sposób spójny, na rzecz naszego zbiorowego bezpieczeństwa”.
Polecany artykuł:
Przewodniczący Rady Europejskiej Antonio Costa w opublikowanej w poniedziałek (17 lutego) rozmowie z gazetą "Financial Times" powiedział, że UE musi uczestniczyć w negocjacjach z Rosją o zakończeniu wojny w Ukrainie, by ustalić przyszłą architekturę bezpieczeństwa w Europie. Wśród powodów, dla których UE musi być częścią rozmów pokojowych, Costa wymienił agresywną postawę Rosji wobec należących do Unii i NATO Litwy, Łotwy i Estonii oraz okupację terytorium państw u wschodnich granic UE. "Rosja jest wyraźnym zagrożeniem dla suwerenności państw bałtyckich, dla naszej wschodniej granicy" - powiedział, dodając, że Moskwa "jest obecna wojskowo w Mołdawii i Gruzji"
"Jeśli Trump naprawdę chce, aby państwa europejskie wzięły na siebie większą odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo, to oczywiście muszą one być kluczowym podmiotem w projektowaniu nowej architektury bezpieczeństwa" - powiedział Costa w wywiadzie udzielonym podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. "Nie chodzi tylko o Ukrainę. Negocjacje w sprawie nowej architektury bezpieczeństwa muszą uwzględniać fakt, że Rosja stanowi globalne zagrożenie, a nie tylko zagrożenie dla Ukrainy" - zaznaczył.
Również szef MSZ Włoch, wicepremier Antonio Tajani powiedział, że "Europa ma prawo zasiąść przy stole negocjacyjnym" w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie. "Nikt nie może mówić w naszym imieniu" – podkreślił.
Każde porozumienie będzie wymagało "naszego zaangażowania" - oświadczył Tajani w wywiadzie opublikowanym w dzienniku "La Stampa". Przyznał, że sytuacja dotycząca negocjacji pokojowych między Rosją i Ukrainą jest "nadal bardzo płynna".
Jego zdaniem Europa "nie powinna ulegać panice z powodu jednej czy drugiej wypowiedzi" o możliwości wykluczenia z rozmów. Jego zdaniem UE "musi pozostać zjednoczona i działać chłodno i z determinacją". Wyraził opinię, że poniedziałkowe spotkanie europejskich przywódców w Paryżu posłuży właśnie omówieniu wspólnego stanowiska. "Na przykład nie możemy nie udzielić odpowiedzi w kwestii europejskiej obrony, która dla nas, Włochów jest fundamentalna" - podkreślił. Mówiąc o gwarancjach dla Ukrainy zauważył, że powinna ich udzielić możliwie najszersza grupę państw europejskich. "Także Stany Zjednoczone muszą zostać w to zaangażowane" - dodał Tajani.
W jego ocenie ewentualna misja pokojowa na Ukrainie musi być międzynarodowa, najlepiej w ramach ONZ i z mandatem Rady Bezpieczeństwa. "My jako Włochy i jako Europa jesteśmy oczywiście gotowi wziąć w niej udział" – zadeklarował.
Wojska z Europy na Ukrainie kluczem do siły?
Jak więc widzimy, postawa Stanów Zjednoczonych odnośnie konfliktu na Ukrainie oraz zignorowanie Europy, by również uczestniczyła w negocjacjach pokojowych, wywołało mobilizację w wielu stolicach europejskich. Jak mówił były sekretarz generalny NATO i były premier Danii Anders Fogh Rasmussen, aby kraje europejskie stały się niezbędnym partnerem w negocjacjach pokojowych, muszą one przestawić gospodarki na tryb wojenny oraz zadeklarować wysłanie wojsk na Ukrainę.
"Musimy przestawić nasze gospodarki na tryb wojenny, zadbać, aby w firmy zbrojeniowe mogły inwestować podmioty prywatne, i pozbyć się biurokracji, jeśli chcemy szybciej dostarczać broń i amunicję" - podkreślił sekretarz generalny NATO duńskiemu nadawcy publicznemu DR.
Teraz pytani brzmi, co zrobi Europa, by podkreślić swoją rolę, tak by Trump z Putinem nie zdecydowali o przyszłości Ukrainy i Europy sami. Kluczem do pokazania siły Europy może być właśnie wysłanie wojsk z krajów Europy na Ukrainie. Pamiętajmy, że Rosja w grudniu i styczniu wykluczyła obecność takich wojsk na Ukrainie. Jednak sądząc po wypowiedziach amerykańskich polityków, to im zależy na tym, by wojska europejskie znalazły się na Ukrainie i tego pokoju pilnowały, mówił to sam sekretarz obrony Pete’a Hegsetha w swoim przemówieniu w Brukseli. Co także warte odnotowania to także to, że USA zwróciły się do krajów europejskich z pytaniem, co mogą wnieść w zakresie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Stany Zjednoczone wysłały dokument z pytaniami, które obejmują możliwy przyszły wkład wojsk europejskich, przy czym dwa z nich dodały, że kwestionariusz został wysłany na początku bieżącego tygodnia. Dokument zawiera sześć pytań, w tym jedno skierowane specjalnie do państw Unii Europejskiej.
Brytyjski dziennik "Financial Times" poinformował, że Waszyngton poprosił swoich europejskich sojuszników o dostarczenie informacji na temat broni, oddziałów pokojowych i ustaleń dotyczących bezpieczeństwa, które mogą zapewnić Ukrainie. Jak wiemy już, premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer oświadczył (17 lutego) w "Daily Telegraph", że jest „gotowy i chętny” do wysłania brytyjskich wojsk na Ukrainę, aby pomóc zagwarantować jej bezpieczeństwo w ramach porozumienia pokojowego. Deklaracja Wielkiej Brytanii jest istotna w całej tej układane, ponieważ może to sprawić, że także i inne kraje wezmą w tej misji udział. Warto przypomnieć przy tym, że decyzja Wielkiej Brytanii ws. czołgów Challenger 2 dla Ukrainy sprawiła, że inne kraje jak Niemcy z Leopardami, a także inni użytkownicy Leopardów 2 oraz Amerykanie z Ambarasami i Australijczycy (niedawno) mogli czołgi przekazać Ukrainie.
Dlatego też decyzja Wielkiej Brytanii jest bardzo istotna, bo przyśpieszy decyzje innych krajów Europejskich ws. wysłania żołnierzy na Ukrainę. Zapewne dziś usłyszmy deklarację o wysłaniu wojska ze strony Francji, a może także i Włoch i Niemiec. Także szefowa dyplomacji Szwecji Maria Malmer Stenergard nie wykluczyła wysłania szwedzkich wojsk na Ukrainę po wynegocjowaniu pokoju z Rosją. W przeszłości takie deklaracje składała także Litwa. Widzimy więc, że istnieje pewna grupa państw europejskich, która zapewne zostanie zwiększona, która będzie gotowa wysłać swoje wojska na Ukrainę, a inne państwa mogą np. udzielić wsparcia sprzętowego czy logistycznego lub finansowego oraz szkoleniowego w całym tym projekcie. Nie można jednak wykluczyć, że przywódcy mogą napotkać trudności, BBC oceniło, że pomysł ten budzi jednak kontrowersje i niekoniecznie znajdzie poparcie wśród wyborców. Na przykład we Włoszech połowa uczestników badań opinii publicznej nie chce wysyłania Ukrainie kolejnych dostaw broni, tym bardziej nie chciałaby więc wysłania tam swoich synów, córek, sióstr i braci - zauważył portal.
Nie wiadomo też, jak liczne miałyby być siły wysłane przez poszczególne europejskie państwa, jak długo miałyby stacjonować w Ukrainie i kto miałby nimi dowodzić. Niejasna jest też rola, jaką miałyby pełnić: czy gdyby Rosja złamała zawieszenie broni, europejscy żołnierze staliby się stroną w wojnie z Rosją i czy USA wówczas by ich wsparły. Europa chciałaby od USA gwarancji bezpieczeństwa, ale wcale nie musi ich uzyskać - oceniła BBC.
Europa jeśli się zmobilizuje oraz będzie twardo negocjować ze Stanami Zjednoczonymi może odegrać w tym wszystkim istotną rolę, będzie to jednak wymagało sporego wysiłku, determinacji, oraz wiary we własne siły, ponieważ będzie trzeba mieć świadomość, że Rosja jak będzie tylko mogła, to będzie próbować wbijać klin między relację Europy i USA oraz także wewnątrz Europy, tak by podzielić Unię Europejską, np. twierdząc, że Europa, wysyłając żołnierzy na Ukrainie by pilnowały pokoju, jest de facto sługą Stanów Zjednoczonych w wykonywaniu „brudnej roboty”, gdzie mogą zginąć żołnierze z wielu krajów europejskich, bo takie ryzyko zawsze przecież istnieje, bo to przecież nie „nasza wojna” – jak często lubią powtarzać pewne środkownika podatne na wpływy rosyjskie.
Jednak cała ta sytuacja z marginalizacją (być może tylko na razie albo świadomie przez USA) może być wstępem do zbudowania naprawdę silnej Europy, która przestanie być tylko starzejącym się i słabym „dawnym mocarstwem”, a stać się początkiem budowania siły. Ponieważ samo wysłanie wojska na Ukrainie co i tak będzie ogromnym, wysiłkiem nie wystarczy. Konieczne będą ogromne nakłady na przemysł zbrojeniowy, bo musimy mieć świadomość, że wysłanie wojska na Ukrainie nie sprawi, że zagrożenie ze strony Rosji zniknie. Konieczne będzie dalsze dozbrajanie Ukrainy nie tylko uzbrojeniem z Europy, ale także z USA, za które zapewne Europa zapłaci. Europa będzie także musiała, zbudować własne zapasy, by także posiadać element odstraszający i gotowość w razie "W", tak by znowu nie została zaskoczona. Konieczne jest pokazanie Rosji, że Europa przemyślała swoje stanowisko i nie zamierza, chować się za Stanami Zjednoczonymi czy po prostu płakać. Dlatego musi się rozpocząć masowa produkcja amunicji, broni i innego uzbrojenia. Jedynie w taki sposób można sprawić, że Putin czy ktokolwiek po nim nastąpi w przyszłości, zastanowi się dwa razy, by zaatakować Ukrainę, ale i Europę. Musimy być wiarygodni w odstraszaniu, czas na politykę "soft power" się skończył, czas pokazać "hard power" w stosunku do zagrożenia rosyjskiego.
Ukraina otworzy nam oczy na stworzenie europejskiej armii?
Być może to wszystko będzie także wstępem do stworzenia europejskiej armii. Kilka dni temu prezydent Ukrainy Zełenski wzywał do utworzenia „europejskiej armii” w celu poczynienia postępów w możliwych wiarygodnych rozmowach pokojowych, ostrzegając, że Rosja „nie przygotowuje się do dialogu”.
Zełenski powiedział, że Kijów ma informacje wywiadowcze, iż Rosja planuje wysłać latem wojska do swojego sojusznika, Białorusi, pod pretekstem ćwiczeń, nazywając ten kraj nową „rosyjską prowincją”, która stanowi bezpośrednie zagrożenie dla graniczących z nią krajów NATO.
„Musimy budować siły zbrojne Europy, tak aby przyszłość Europy zależała wyłącznie od Europejczyków, a decyzje dotyczące Europy były podejmowane w Europie” – powiedział Zełenski na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w Niemczech, nawiązując do pozornie chwiejnego poparcia USA dla bezpieczeństwa regionu.
„Europa musi stać się samowystarczalna, zjednoczona wspólnymi siłami” – kontynuował. „Bądźmy szczerzy, nie możemy wykluczyć możliwości, że Ameryka powie Europie nie w kwestiach, które jej zagrażają”.
Dziś 17 lutego, prezydent Ukrainy ocenił, że wspólny kontyngent wojskowy krajów europejskich na terytorium Ukrainy może być pierwszym krokiem w kierunku utworzenia wspólnych europejskich sił zbrojnych, które będą walczyć z Rosją w przypadku jej ponownej agresji.
„Wierzę, że poczyniliśmy duże postępy w kwestii kontyngentu” - powiedział Zełenski w rozmowie online z dziennikarzami, podsumowując swą wizytę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
„Widzę, że kwestia kontyngentu, kwestia armii europejskiej jako całości, może mieć taki pierwszy krok. To, co powiedziałem o Europejskich Siłach Zbrojnych, to to, że pierwszym krokiem jest pojawienie się ukraińskiej armii i Europejskich Sił Zbrojnych na terytorium Ukrainy. Uważam, że jest to pierwsza platforma dla przyszłego utworzenia takich sił - Europejskich Sił Zbrojnych, armii, która będzie w stanie reagować na niebie, na wodzie, na lądzie, za pomocą dronów i sztucznej inteligencji itp. w przypadku niesprowokowanej wojny ze strony Rosji” – oświadczył ukraiński prezydent.
Musimy mieć świadomość, że po wojnie czy zamorzeniu konfliktu ukraińska armia będzie najbardziej doświadczoną armią obok rosyjskiej oraz amerykańskiej na świecie. Ukraińcy mogą europejskie armie dużo nauczyć oraz także w razie czego będą znowu walczyć jeśli Rosja postanowi ponownie zaatakować może nie znowu Ukrainę, ale Europę. Dlatego nasz kontynent powinien mocno nawiązać współpracę z Ukrainą, bo to ona w razie „W” jako pierwsza najszybciej zareaguje. Stany Zjednoczone mogą być za parę lat już w fazie wycofywania, dlatego to współpraca z Ukrainą może być opłacalna dla Europy i to w niej należy szukać sojusznika. Przecież sam Zełeński proponował, przedstawiając „Plan Zwycięstwa” by doświadczeni w boju żołnierze SZU zastąpili amerykańskie kontyngenty wojskowe: „To ukraińskie doświadczenie powinno zostać wykorzystane do wzmocnienia obronności całego Sojuszu i zagwarantowania bezpieczeństwa w Europie. To godna misja dla naszych bohaterów". Być może kiedy to przedstawiał, wydawało się to mało realne i śmieszne teraz zacznie nabierać jakiegoś większego sensu. Może niekonicznie, że ukraińscy żołnierze będą stacjonować na wschodniej flance NATO, ale staną się kluczami jednostkami w systemie bezpieczeństwa Europy.
Należy także mieć przy tym świadomość, że będzie to bardzo trudne, bo trudno sobie wyobrazić pomysł stworzenia europejskiej armii stworzonej z Ukraińców, Polaków, Rumunów, Niemców, Włochów, Francuzów, Hiszpanów czy Greków. Nadal mimo integracji europejskiej jesteśmy różni od siebie i mamy swoje interesy. Żadne państwo w chwili obecnej nie zrezygnuje z posiania własnych narodowych sił zbrojnych, ponieważ, daje to prawo decydowania na temat ich wykorzystania, a nie jakaś komisja, rada czy organ cokolwiek co powstanie do zarządzania tą armią. Nie mówiąc o tym jak rozłożyć koszty tego wszystkiego, co z bronią, logistyką itp. Niemniej wojska na Ukrainie mogą otworzyć różne drogi do tego, by taka wizja stała się realna. Jednak prędzej powstanie jakiś międzynarodowa formacja ma małą skalę na Ukrainie, która będzie odpowiadać za ochronę wschodniej granicy przed zagrożeniem rosyjskim.
Marzena Europy o sile
Na sam koniec należy także sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Europa nie porywa się z motyką na ,próbując prężyć muskuły, a być może USA i stwierdziło w zasadzie, że Europa nic nie znaczy, że co najwyżej może być wykonawcą porozumienia między Trumpem a Putinem i taka jest nasza rola.
BBC oceniło, że wobec niezdecydowania USA, których władze wysyłają niejasne sygnały co do przyszłości Ukrainy, Europa ma przed sobą niewielką szansę, by przekonać Donalda Trumpa, że jest jego cennym partnerem. Portal zastanawia się, czy poddana naciskom Europa będzie w stanie wypracować jednolity front w sprawie wydatków na bezpieczeństwo, przyszłości Ukrainy i ewentualnego wysłania tam swoich wojsk, by wymusić dla siebie miejsce przy negocjacyjnym stole.
Jednak zdaniem BBC w Paryżu pojawi się jeszcze ważniejsza kwestia, związana z "przerażającym, ale nie nieoczekiwanym" uświadomieniem sobie, że administracja Trumpa nie traktuje priorytetowo ani stosunków z partnerami w Europie, ani ich obrony.
Od czasów II wojny światowej Europa polegała na zapewnianym przez USA parasolu bezpieczeństwa - przypomniał portal. Obecnie jednak istnieje obawa, że w zależności od tego, jak bardzo rozmowy z USA ośmielą Putina, architektura bezpieczeństwa kontynentu może się zmienić. Putin jest przeciwny rozszerzaniu się NATO na wschód, a kraje bałtyckie oraz Polska czują się szczególnie narażone - podkreśla brytyjski nadawca.
Jednak zdaniem portalu nawet w tym gronie podjęcie decyzji o konkretnym zwiększeniu nakładów na obronność będzie trudne lub wręcz niemożliwe. Polska planuje wydać na te cele w bieżącym roku 4,47 proc. PKB, a Wielka Brytania stara się osiągnąć pułap 2,5 proc. Liderzy mogą jednak - stwierdziła BBC - zobowiązać się m.in. do lepszej koordynacji oraz podjąć się realizacji większości powojennej odbudowy Ukrainy.
Zdaniem Julianne Smith, do niedawna ambasadorki USA przy NATO, paryskie spotkanie nie da europejskim liderom wystarczająco mocnych kart, by mogli domagać się udziału w negocjacjach o przyszłości Ukrainy.
Jednak jeżeli USA postanowią odwrócić się od Ukrainy i Europy w sensie szeroko pojętego bezpieczeństwa, państwa europejskie i tak będą musiały znacząco zwiększyć wysiłki na obronność, "bo nawet jeśli Trump nie zwraca na to uwagi, to z pewnością robi to Władimir Putin" - stwierdziła BBC.
Jak więc widzimy, to może być ostatnia szansa, by Europa nie tylko pokazała swoją siłę, ale także zmieniła swoje nastawienie. Jeśli nie zrobimy jako Europa tego teraz, to za parę lat możemy być świadkami ponownego ataku Rosji na Ukrainę albo także ataku na Europę i co wtedy zrobimy? Skoro dziś nie jesteśmy przygotowani do wojny z Rosją. Za parę lat tego wsparcia amerykańskiego może już nie być, a jedyną armią zdolną do działania może być tylko armia ukraińska. Dlatego konieczne jest, by Europa nie porzuciła Ukrainy, by nasz kontynent zmądrzał i zaczął inwestować we własne możliwości odstraszania, a przede wszystkim pokazał obecnej administracji Trumpa, że „nic o nas bez nas” i nie przyjmiemy nowego ładu zafundowanego przez Trumpa i Putina bez naszej i Ukrainy zgody.
