Amerykanie poddali się Rosji? Rozmowa Trumpa i Putina o Ukrainie oraz wizja Hegsetha

2025-02-14 5:11

Wystąpienie (12 lutego) sekretarza obrony USA Petea Hegsetha na spotkaniu ministrów obrony państw NATO w Brukseli, gdzie powiedział, że powrót Ukrainy do granic z 2014 roku jest nierealistycznym celem i, że USA nie postrzegają członkostwa Ukrainy w NATO, jako części ewentualnego planu pokojowego pokazuje, że Amerykanie zdają się podnosić ręce w geście kapitulacji względem Rosji, a rozdającym karty w przyszłych negocjacji pokojowych jest Putin. Stany Zjednoczone jedynie zależy, by jak najszybciej zakończyć pokój i skupić przede wszystkim się na Indo-Pacyfiku, gdzie są ich interesy. Pokazał to także wpis Trumpa po rozmowie z Władymirem Putinem tego samego dnia, który daje odbiorcy do zrozumienia, że negocjacje się rozpoczynają, ale czy będą one dla Ukrainy dobre? Tutaj może być dużo bardziej pesymistycznie.

Donald Trump

i

Autor: AP Photo (3), SHUTTERSTOCK Donald Trump

Spis treści

  1. Doktryna Hegseth na bezpieczeństwo
  2. Trump i Putin robią deal ws. Ukrainy?
  3. Brutalne zderzenie z rzeczywistością

Czy właśnie tworzy nam się nowe Monachium albo nowa Jałta, gdzie największym przegranym wojny będzie zaatakowana przez Rosję Ukraina, która od trzech broni się przed agresją? Sądząc po wczorajszym wystąpieniu sekretarza obrony USA Petea Hegsetha na spotkaniu ministrów obrony państw NATO w Brukseli i wpisie Donalda Trump po rozmowie z Putinem, waśnie tak jest. Tworzy się nam nowa architekta bezpieczeństwa, gdzie Amerykanie chcą jak najszybszego zakończenia wojny, niekoniecznie tak jak by chciała Ukraina i Europa i przesunięcia swoich sił i środków na Indo-Pacyfik, by tam sprostać zagrożeniu chińskiemu. A gwarancje bezpieczeństwa i pokój czy zamrożenie konfliktu spocznie na barkach Europy. Ale po kolei.

Doktryna Hegseth na bezpieczeństwo

W czasie spotkania ministrów obrony państwa NATO w Brukseli sekretarz obrony USA Pete Hegseth nakreślił wizję polityki Stanów Zjednoczonych względem sojuszników z NATO, ale i Ukrainy. Wystąpienie wzbudziło pewne zaskoczenie, może nawet oburzenie zwłaszcza po stronie europejskiej, ponieważ Hegseth wyraźnie powiedział, że według niego nierealne jest członkostwo Ukrainy w NATO oraz powrót tego kraju do granic sprzed 2014 roku, deklarując jednocześnie, że USA nie wyślą swoich wojsk do Ukrainy. Te słowa, choć mało dyplomatyczne, zwłaszcza jak przez ostatnie cztery lata administracja amerykańska mówiła zupełnie co innego, pokazują pewną brutalność polityki, byśmy powiedzieli realizm polityczny, a nie idealizm.

Bo to, że odzyskanie terytoriów Ukrainy zagarniętych przez Rosję jest mało prawdopodobne, to zdają sobie z tego sprawę wszyscy, mówi się o tym w kuluarach, na konferencjach w analizach, nawet na Ukrainie, ale nadzieja istniała wśród Ukraińców, że chociaż terytoria zagarnięte po 2022 roku uda się odzyskać i wejść do NATO w jakieś tam przyszłości. Mimo wszystko polityka opiera się zawsze na robieniu dobrej miny do złej gry i licytowaniu wysoko tak, by można było potem zejść. Hegseth w przemówieniu w Brukseli nakreślając nową politykę, pokazał, że Amerykanie z tego zrezygnowali, pokazują brutalnie, że nie ma sensu walczyć o coś, co jest nierealne i należy skupić się na tym co jest. Polityk ocenił, że należy też skłonić Rosję i Ukrainę do rozpoczęcia rozmów pokojowych, a USA są chętne, by pomóc tym państwom osiągnąć ten cel.

Przyznał jednak w swoim wystąpieniu, że trwały pokój dla Ukrainy musi obejmować solidne gwarancje bezpieczeństwa, lecz nie zapewnią ich siły amerykańskie, ponieważ USA wykluczają wysłanie do Ukrainy swoich wojsk. Zdaniem Hegsetha przestrzeganie gwarancji bezpieczeństwa powinno być wspierane przez europejskie i pozaeuropejskie siły pokojowe, rozmieszczone w Ukrainie. W jego ocenie „trwały pokój dla Ukrainy musi obejmować solidne gwarancje bezpieczeństwa, aby zapewnić, że wojna nie rozpocznie się ponownie”. Polityk jednak zaznaczył, że:

„Wojska te nie powinny zostać tam jednak wysłane w ramach misji NATO i nie powinny być objęte art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego".

Tutaj możemy zobaczyć, że Amerykanie mają świadomość tego, że Ukraina potrzebuje silnych gwarancji bezpieczeństwa zapewne w postaci dalszych dostaw broni jeśli pokój czy zamrożenie konfliktu zostanie uzgodnione. Zapewne jak pisał Reuters, powołując się na swoje źródła, będzie to broń amerykańska zakupiona przez Europę, która ma w przyszłości odpowiadać za bezpieczeństwo Ukrainy w planie zakończenia czy zamrożenia wojny. Tylko tutaj pojawia się problem, bo czy Europa jest w ogóle w stanie to dobrze zrobić i czy ma takie możliwości? Przywódcy europejscy już o tym rozmawiają, jak prezydent Francji i premier Wielkiej Brytanii, którzy zapewne wiedzą więcej niż my i już badają możliwości przyszłej koalicji, by ich wojska gdzieś na Ukrainie stacjonowany, by strzec pokoju. Tylko tutaj znowu pojawia się problem, bo zarówno Europa jak i Ukraina ma świadomość tego, że bez wojsk amerykańskich i amerykańskiego wkładu w to bezpieczeństwo nie uda się zapewnić trwałego pokoju na Ukrainie. W styczniu prezydent Ukrainy W. Zełenski w wywiadzie dla Bloomberga mówił, że europejscy sojusznicy Ukrainy nie mają potencjału militarnego, który pozwoliłby im skutecznie odeprzeć rosyjskie zagrożenie militarne.

„To nie może się wydarzyć bez Stanów Zjednoczonych (…) Nawet jeśli niektórzy europejscy przyjaciele uważają, że to możliwe, to nie jest. Nikt nie podejmie ryzyka bez Stanów Zjednoczonych”. 

Ostrzegł, że brak długoterminowego wsparcia dla Ukrainy ze strony zachodnich sojuszników może dać rosyjskiemu dyktatorowi Władimirowi Putinowi szansę na wykorzystanie zawieszenia broni do odbudowy siły militarnej i przygotowania się do nowej inwazji.

W nowej rozmowie z Guardianem z lutego, gdzie m.in. zaproponował wymianę terytoriów z Rosją i podkreślił, że dla jego kraju najważniejsze jest utrzymanie pomocy ze strony USA. I mówił, że nie wyobraża sobie misji wojskowej na Ukrainie bez udziału Stanów Zjednoczonych.

"Są głosy, które mówią, że Europa samodzielnie mogłaby zaproponować gwarancje bezpieczeństwa, bez Amerykanów, a ja zawsze mówię „nie”. Gwarancje bez Ameryki nie są realnymi gwarancjami bezpieczeństwa" – oświadczył.

Andrew A. Michta - Warsaw Security Forum

Jak więc widzimy, Ukraina jest sceptycznie nastawiona to pomysłu, by obecność wojskowa na Ukrainie była bez Stanów Zjednoczonych, i to całkowicie nie dziwi, ponieważ Rosja boi się tylko Stanów Zjednoczonych i jej potęgi. Świat stworzony po drugiej wojnie światowej, ale także po 1989 roku, pokazał, że Stany Zjednoczone są jedynym z państw, z którym Rosja o bezpieczeństwie i ładzie międzynarodowym będzie rozmawiać.

Europa przez ostanie lata pokazała, że na zagrożenie odpowiada wolno, niezdecydowanie i słabością. Propozycja Macrona z zeszłego roku, by zastanowić się nad wysłaniem wojsk, miało być pokazaniem siły Europy, ale jak wiemy, od razu spotkało się to z paniką i deklaracją, że nie ma takiej możliwości, zwłaszcza że strony Niemiec. Jak więc w tym wszystkim ma być wiarygodna Europa? Problematyczne jest także to, że potencjalni przyszyli żołnierze z państw NATO, którzy zostaną wysłani na Ukrainie, nie będą objęci artykułem 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, oznacza to więc, że jeśli zostaną zaatakowani, to nie będzie odpowiedzi Sojuszu, co tym bardziej zmniejsza siłę tej misji, bo Rosja będzie mogła wybrać cel, atakując żołnierzy z np. krajów bałtyckich, Rumunii, czy Polski jeśli wezmą oni udział w misji, bo będą oni najsłabszym elementem w percepcji Moskwy. Samo to, że Stany Zjednoczone „umywają ręce” od zaangażowania się pokazuje, że nie chcą pokazać siły przed Rosją i jej drażnić tylko szybko dojść do porozumienia i przerzucić swoje siły na Chiny, co jest bardzo niebezpieczne dla Europy. Co sam przyznał Hegseth mówiąc, że priorytetem dla USA jest zaangażowanie Stanów Zjednoczonym na Pacyfiku w celu odstraszania Chin.

"Ponieważ Stany Zjednoczone traktują te zagrożenia priorytetowo, europejscy sojusznicy muszą wziąć na siebie rolę przewodnią. Razem możemy ustalić podział pracy, który zmaksymalizuje nasze przewagi odpowiednio w Europie i na Pacyfiku" - powiedział.

"Aby umożliwić skuteczną dyplomację i obniżyć ceny energii, które finansują rosyjską machinę wojenną, prezydent Trump stawia na amerykańską produkcję energetyczną" - mówił Hegseth. Jak dodał, niższe ceny energii, w połączeniu z bardziej skutecznym egzekwowaniem sankcji w tej dziedzinie, pomogą zmusić Rosję do rozmów pokojowych.

"Ochrona bezpieczeństwa Europy musi być koniecznością dla europejskich członków NATO. W ramach tego Europa musi zapewnić Ukrainie przytłaczającą część przyszłej pomocy (w postaci broni i innego sprzętu)" - oznajmił Hegseth. Oznacza to - jak podkreślił - przekazanie większej ilości m.in. amunicji, rozszerzenie bazy przemysłu zbrojeniowego i "szczere przedstawienie swoim obywatelom zagrożenia, przed którym stoi Europa". "Częścią tego jest szczere mówienie swoim ludziom o tym, że temu zagrożeniu można sprostać tylko poprzez większe wydatki na obronę" - mówił szef Pentagonu.

Wizję NATO i Ukrainy Hegsetha skomentował minister obrony Francji Sebastien Lecornu, który powiedział, że Sojusz Północnoatlantycki przeżywa "moment prawdy", jeśli chodzi o jego przyszłość. W ocenie przedstawiciela rządu w Paryżu pytanie brzmi, czy za 10-15 lat NATO nadal będzie "najważniejszym sojuszem" wojskowym. Lecornu dodał także, że spór na temat większych nakładów na obronność ze strony państw NATO jest "fałszywą debatą", ponieważ rządy i parlamenty w Europie już zatwierdzają większe zakupy uzbrojenia i większe budżety obronne, a jednocześnie wspierają Ukrainę w odpieraniu inwazji rosyjskiej. 

Trump i Putin robią deal ws. Ukrainy?

Gdyby samej doktryny Hegseth było mało, to tego samego dnia Donald Trump postanowił porozmawiać z prezydentem Rosji Władymirem Putinem przez półtorej godziny, więc naprawdę długo, ale nie tylko o Ukrainie, ale i o Bliskim Wschodzie, AI, energii potędze dolara i innych tematach. Według Trumpa obaj przywódcy zgodzili się, że chcą powstrzymać śmierć żołnierzy rosyjskich i ukraińskich w wojnie w Ukrainie. Uzgodnili też natychmiastowe rozpoczęcie negocjacji pokojowych, które będą prowadzone przez odpowiednie zespoły.

Trump po rozmowie zadzwonił do prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, aby poinformować go o efektach rozmowy z Putinem. Według Zełeńskiego ponad godzina rozmowa z Trumpem była dobra i długa, wyraził także gotowość do współpracy na poziomie zespołów, a także wyraził wdzięczność Trumpowi za jego zainteresowanie kwestią Ukrainy. Jak napisał prezydent Ukrainy: "Ukraina chce pokoju bardziej niż ktokolwiek inny. Wyznaczamy wspólne działania z Ameryką, aby powstrzymać rosyjską agresję i zagwarantować niezawodny, trwały pokój. Jak powiedział prezydent Trump - let's get it done (tłum. zróbmy to)".

Jak możemy zauważyć, komunikat prezydenta Ukrainy jest bardzo lakoniczny, wręcz bezpieczny nie ma w nim konkretów, a wręcz po prostu podporządkowanie się planom Trumpa. Być może prezydent Ukrainy jest już pogodzony z sytuacją swojego kraju i tym, że jest uzależniony od USA i musi w zasadzie iść na rękę wobec Trumpa, by uratować, co się da.

Jeśli zaś chodzi o rozmowę Trumpa z Putinem, ona budzi wiele znaków zapytania, ale także pokazuje typowo trumpowskie podejście do kwestii wojny na Ukrainie. Jak mogliśmy przeczytać we wpisie, „rozmawialiśmy o Wielkiej Historii naszych Narodów i fakcie, że tak skutecznie walczyliśmy razem w II wojnie światowej. Pamiętamy, że Rosja straciła dziesiątki milionów ludzi i my podobnie straciliśmy tak wielu!" - relacjonował amerykańskie prezydent.

Jak przekazał Trumpa, obaj przywódcy rozmawiali o "mocnych stronach naszych Narodów i o wielkich korzyściach, jakie pewnego dnia odniesiemy ze współpracy".

"Ale najpierw, jak obaj zgodziliśmy się, chcemy powstrzymać śmierć milionów ludzi w wojnie Rosji z Ukrainą. Prezydent Putin mówił nawet o bardzo mocnym motto mojej kampanii: "ZDROWY ROZSĄDEK". Obaj bardzo mocno w to wierzymy" - napisał Trump.

Amerykańskie prezydent przyznał, że zgodził się z Putinem na ścisłą współpracę, w tym na wzajemne "odwiedzanie swoich Narodów".

Prezydent napisał także, że poprosił Sekretarza Stanu Marca Rubio, Dyrektora CIA Johna Ratcliffe'a, Doradcę ds. Bezpieczeństwa Narodowego Michaela Waltza oraz Ambasadora i Specjalnego Wysłannika Steve'a Witkoffa o poprowadzenie negocjacji, które jak ma nadzieje Trump, zakończą się sukcesem. Interesujące jest to, że w tym gronie zabrakło specjalnego wysłannika prezydenta Trumpa na Ukrainę i Rosję Keitha Kellogga, który jest postrzegany jako osoba, która zdaje sobie sprawę z tego, że Stany Zjednoczone muszą wspierać Ukrainę przed rosnącym zagrożeniem rosyjskim. Zamiast tego jest Witkoff wysłannik Trumpa ds. Bliskiego Wschodu być może chodzi o powiązanie spraw na Bliskim Wschodzie i Ukrainy razem, bo jak wiemy Iran i Rosja współpracują od początku wojny na Ukrainie dość mocno. Co ciekawe według stacji Fox News, powołując się swoje źródła, Steve Witkoff, rozmawiał 11 lutego, czyli dzień przed rozmową Trumpa z Putinem w Moskwie przez trzy godziny. Wizyta Witkoff miała stanowić wysiłków, które doprowadziły do uwolnienia Marca Fogla, amerykańskiego nauczyciela skazanego w Rosji na 14 lat więzienia za posiadanie medycznej marihuany. Jednak zdaniem dziennika "New York Times" cel wizyty Witkoffa w Moskwie wykraczał jednak poza negocjacje dotyczące wymiany więźniów. Ponieważ miał on rzekomo zostać upoważniony przez administrację Trumpa do "otwarcia kanału dyplomatycznego z Rosją, co może być pierwszym krokiem w rozmowach na temat zakończenia wojny w Ukrainie". To tym samym by udowadniało, że to właśnie Witkoff, a nie Kellogg ma pełnić w zakończeniu wojny większą rolę i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, czyli rozwiązanie problemów na Bliskim Wschodzie i wojnę na Ukrainie, angażują do tego Rosję, która przecież ma także swoje interesy i wpływy w tym obszarze i mocno współpracuje - jak było już wspomniane - z Iranem.

Brutalne zderzenie z rzeczywistością

Jak więc widzimy, rozpędza nam się pociąg z napisem negocjacje pokojowe wokół Ukrainy, który na razie nie wiadomo dokąd jedzie, ponieważ nie wiemy, co siedzi w głowie Donalda Trumpa i jego administracji niemniej przedstawiona wizja przez Hegsetha w Brukseli i wpis Trumpa mogą sugerować, że będziemy mieli do czynienia z "dużym dealem" odnośnie Ukrainy, gdzie to Ukraina może ponieść największą porażkę, a Rosja jest traktowana jako partner, a nie państwo terrorystyczne.

Co prawda Hegseth zapewnił 13 lutego, że inicjatywa podjęta przez Donalda Trumpa na rozpoczęcie "natychmiastowych" negocjacji w sprawie wojny w Ukrainie, nie jest "zdradą" tego kraju, bo jak powiedział:

"Nie ma zdrady (...) cały świat i Stany Zjednoczone są zaangażowane w pokój, pokój, który będzie negocjowany" – dodał. W ocenie Hegsetha Trump, rozmawiając zarówno z Putinem, jak i Zełenskim, zademonstrował, że jest w stanie dotrzeć do obu stron, by zaprowadzić pokój w Ukrainie.

"Jest jeden człowiek na świecie, który jest w stanie dotrzeć do obu stron, by zaprowadzić pokój, a tym człowiekiem jest prezydent Donald Trump. Zademonstrował to wczoraj, rozmawiając zarówno z Władimirem Putinem, jak i z Wołodymyrem Zełenskim" - powiedział szef Pentagonu. "Wierzymy, że doprowadzi on do trwałego, solidnego pokoju (w Europie), którego celem jest powstrzymanie zabijania. To leży to w interesie (Europy) i Stanów Zjednoczonych" - mówił.

Ale czy na pewno? CNN ocenił, że nowa polityka "America First", zgodnie z którą każda kwestia i każdy sojusz są postrzegane przez pryzmat zarobku i interesu, prowadzona przez nową administrację jest czymś, co zmieni relacje USA i Europy. A pierwszym sprawdzianem nowej amerykańsko-europejskiej rzeczywistości będzie przyszłość Ukrainy. Według stacji: "Środa była dla Putina najlepszym dniem od rozpoczęcia inwazji na Ukrainę, ponieważ to tego dnia zniweczono wiele ukraińskich aspiracji". Stacja także słusznie zauważyła, że Trump jeszcze przed podjęciem negocjacji pozbawił Ukraińców karty przetargowej. Nie wydaje się, żeby prezydent USA miał coś przeciwko zatrzymaniu przez Rosję terytorialnych łupów na Ukrainie" - zauważyła CNN. Stacja dodała, że "taka sytuacja nie może dziwić, bo Trump, tak jak i Putin, wierzy, że wielkie mocarstwa mają prawo do ekspansjonizmu w swoich regionalnych obszarach wpływów".

Również brutalną ocenę wystawił były doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton, który ocenił na platformie X, że Trump "dokonując ustępstw jeszcze przed rozpoczęciem negocjacji, skutecznie poddał się Putinowi w sprawie Ukrainy". Jak dodał Bolton:

"Wielokrotnie ostrzegałem, że Trump będzie faworyzował Rosję w negocjacjach Zełenskiego z Putinem. Osiągnięcia militarne Rosji są mizerne, a Trump broni decyzji Putina o inwazji. Szkoda dla interesów bezpieczeństwa USA będzie sięgać daleko poza Europę Środkową, co widzą nasi przeciwnicy na Bliskim Wschodzie i w regionie Indo-Pacyfiku. Obowiązkiem przywódców USA jest (zajmowanie) jednoznacznego stanowiska wobec Ukrainy i wszelkich sojuszników z NATO, którzy wspierają Kijów. W naszym narodowym interesie leży niedopuszczenie do sukcesu niesprowokowanej agresji Kremla na Ukrainę. To wstyd dla administracji Trumpa" - podkreślił były doradca prezydenta USA.

Brytyjski Daily Telegraph ocenił, że Stany Zjednoczone pod przywództwem Donalda Trumpa nie są już zainteresowane gwarantowaniem bezpieczeństwa Ukrainy i Europy, które muszą zmierzyć się z nową rzeczywistością i określił, że rozmowa z Putinem to "wielkie zwycięstwo światopoglądu Putina". Według brytyjskiej gazety zakończenie wojny na zasadach proponowanych przez amerykańską administrację "nagrodzi Rosję skradzioną ziemią i pozostawi Ukrainę podatną na ponowny atak w nadchodzących latach". I tutaj należy się zgodzić, ponieważ jeśli w rozmowach pokojowych dot. Ukrainy Rosja nie zrezygnuje — jak proponował np. Sekretarza Stanu Marca Rubio ze swoich niektórych żądań — to co to będą negocjacje, tylko narzucenie woli. To Ukraina jest poszkodowanym w tej wojnie, a Rosja łamie prawo międzynarodowe, dlaczego więc ma największą cenę zapłacić? Teraz zapewne odezwą się realiści polityczni i powiedzą, że Rosja tylko chce swojej strefy wpływów i ma do tego prawo, a USA wchodzą w tę strefę, dlatego należy przystać na warunki Rosji, bo najważniejsze jest zakończenie wojny. Tylko to jest bzdura, możliwe, że w kwestii Ukrainy szykuję się scenariusz podobny do Polski po II wojnie światowej, czyli Ukraina będzie musiała się pogodzić z bycia państwem neutralnym, rozbrojonym zapewne częściowo i okrojonym z terytoriów (które są jej), i być może także zależnym od Rosji jeśli chodzi o podejmowanie decyzji dot. polityki zagranicznej. Dla kontrastu w przekonaniu "Daily Telegraph" nawet niesprawiedliwy pokój, wiążący się z ciężkimi stratami dla Kijowa, może być zwycięstwem ukraińskiego narodu, jeśli kraj "pozostanie wolny i stanie się zamożny", ponieważ "będzie miał (wówczas) przyszłość". Tylko czy ta dobra przyszłość jest naprawdę w zasięgu ręki? Bo mało się mówi w tej chwili o tym, że dziś przemysł i gospodarka Ukrainy z powodu wojny są zniszczone i będzie potrzeba setek miliardów dolarów, by to wszystko odbudować nie tylko poprzez pieniądze, ale także ludzi. Jeśli będzie to zgniły pokój, to można się spodziewać, że jeszcze wielu Ukraińców opuści swój, kraj, bo nie będzie w nim perspektyw.

Wizja amerykańskiej administracji nie napawa optymizmem, dlatego Europa powinna już zacząć się zastanawiać nad swoją przyszłością pod względem bezpieczeństwa poprzez inwestycję w obronność. Istotne jest także, by Europa z pacyfistycznego kontynentu zaczęła być bardziej stanowcza i silniejsza militarnie, ale także gospodarczo. Nie można pozwolić Rosji, by ta traktowała Europę nadal jako słaby kontynent, który można zaszantażować i rozbijać. Niestety, ale będziemy musieli jako Europa coraz bardziej polegać wyłącznie na sobie. Dlatego istotne jest by budować regionalne sojusze np. Polski ze skrajami skandynawskimi. 

Portal Obronny SE Google News
Autor:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki