Spis treści
- Amerykańskie wojsko w Europie ma odstraszać Rosję. Co zrobi Trump?
- Elbridge Colby będzie "głównym strategiem" Pentagonu
- Co dalej z Europejską Inicjatywą Odstraszania?
- "Redukcja amerykańskiej obecności wojskowej na naszym kontynencie o 1/5 jest nieuchronna"
- Będzie odejście od obecności rotacyjnej amerykańskich wojsk na rzecz stałej?
- Amerykańska brygada pancerna będzie stacjonować na stałe w Polsce?
- Zmiana pozycji Polski w systemie sojuszniczym stanie się faktem?
Amerykańskie wojsko w Europie ma odstraszać Rosję. Co zrobi Trump?
W świetle logiki Trumpa, jak poinformowali włoska agencję rozmówcy z kręgów europejskiej dyplomacji, siły amerykańskie obecne w Europie są przede wszystkim narzędziem służącym do odstraszania Rosji, co oznacza, że w kosztach ich utrzymania powinny partycypować wszystkie państwa korzystające z pokoju. Specjalizujący się w kwestiach wojskowych portal Stars and Stripes przypomina, że już za pierwszej kadencji Trump miał plany redukcji amerykańskiej obecności w Niemczech o 12 tys. żołnierzy, ale plany te, choć publicznie ogłoszone, nie zostały nigdy zrealizowane, bo wstrzymała je administracja Bidena.
Dziennikarze zwrócili też uwagę, że niektórzy nominowani do funkcji w Pentagonie politycy w przeszłości formułowali poglądy, w świetle których można byłoby poczynić oszczędności dzięki rezygnacji z obecności rotacyjnej amerykańskiej brygady pancernej, która znajduje się na wschodniej flance. Mowa jest o Austinie Dahmerze i Alexanderze Velez-Green, którzy objęli właśnie funkcje w Departamencie Strategii Pentagonu kierowanym przez Elbridge'a Colby. Znani są oni, podobnie jak ich przełożony, ze swego „jastrzębiego” stanowiska, jeśli chodzi o rywalizację z Chinami, co skłania ich do kładzenia nacisku na konieczności redukcji amerykańskiej obecności wojskowej w innych częściach świata, w tym w Europie.
Elbridge Colby będzie "głównym strategiem" Pentagonu
Elbridge Colby, który czeka na zatwierdzenie przez Kongres, jeśli obejmie swą funkcję, będzie nie tylko „głównym strategiem” Pentagonu, ale w zakresie jego obowiązków będzie też planowanie rozmieszczenia amerykańskich sił w świecie. W swym raporcie, opublikowanym w 2023 roku, Dahmer postulował zwiększenie amerykańskiego zaangażowania wojskowego w rejonie Indo-Pacyfiku, szczególnie w związku z coraz bardziej realnym zagrożeniem Tajwanu. W jego opinii tego rodzaju przesunięcie sił wymusi zarówno poszukiwanie oszczędności, przede wszystkim w amerykańskich wojskach lądowych, co może okazać się niezbędne, po to, aby zwiększyć zdolności lotnictwa i marynarki wojennej, których rola na Morzu Południowochińskim będzie rosła.
Opowiedział się w związku z tym za redukcją amerykańskiej obecności wojskowej w Europie i akceptacją, mniejszej siły odstraszania i większego ryzyka związanego z ewentualną rosyjską agresją. Dahmer zaproponował też w swym raporcie redukcję o 10 % personelu cywilnego pracującego na rzecz sił lądowych, co wraz z redukcją ilości aktywnych brygad w całych amerykańskich wojskach lądowych (w modelu docelowym byłyby 4 Brygady Stryker, 4 Piechoty i 2 Combat- Aviation) pozwoliłoby rocznie, w jego opinii, zaoszczędzić nawet 70 mld dolarów, a to umożliwiłoby zwiększenie nakładów na lotnictwo, przede wszystkim pozyskanie większej liczby samolotów transportowych A-10, niezbędnych, aby toczyć wojnę na odległym teatrze działań.
Co dalej z Europejską Inicjatywą Odstraszania?
W świetle propozycji Dahmera Europejska Inicjatywa Odstraszania (European Deterrence Initiative) zostałaby drastycznie ograniczona, jeśli nie całkowicie wyeliminowana. Oznaczałoby to koniec rotacji brygad czołgów amerykańskich sił lądowych do Europy, co było podstawą misji EUCOM od czasu pierwszej inwazji Rosji na Ukrainę w 2014 r. i których obecność wzrosła od czasu pełnoskalowej inwazji Moskwy w 2022 r.
Valez-Green, przed wyborami związany z konserwatywną Heritage Fundation, również opowiedział się - w maju ubiegłego roku w wywiadzie prasowym - za redukcją amerykańskiej obecności wojskowej w Europie w związku z rosnącym ryzykiem wojny w rejonie Indo-Pacyfiku.
Wydaje się zatem, że decyzja o zmniejszeniu amerykańskiej obecności wojskowej w Europie jest prawdopodobna, ale czy musi to oznaczać spadek siły odstraszania i wzrost ciężarów ponoszonych przez państwa wschodniej flanki? Niekoniecznie. W środowisku amerykańskich ekspertów strategicznych mamy też do czynienia z propozycjami, które warto poddać analizie, bo ich ewentualne przyjęcie może okazać się korzystne z punktu widzenia interesów Rzeczpospolitej.
"Redukcja amerykańskiej obecności wojskowej na naszym kontynencie o 1/5 jest nieuchronna"
Mam na myśli raport opracowany przez Setha G. Johnesa oraz Seamusa P. Danielsa, ekspertów think tanku CSIS, który ukazał się pod koniec stycznia. Jego autorzy również wychodzą z założenia, że redukcja amerykańskiej obecności wojskowej na naszym kontynencie o 1/5 jest nieuchronna. Musimy liczyć się, w związku z innymi wyzwaniami, że w komponencie rotacyjnym i stałym nie będzie obecnych w Europie 100 tys. Amerykanów, ale docelowo może ich stacjonować jedynie 80 tys.
Eksperci CSIS proponują, aby właśnie ze względu na nieuchronne zmiany i jednocześnie rosnące znaczenie odstraszania Rosji, przemyśleć dotychczasowa formułę, skrótowo określaną mianem 2 + 5 i zastąpić ją lepiej sformatowaną, 2 + 4. O co chodzi? Obecnie w Europie, jeśli mówimy o siłach lądowych, Amerykanie utrzymują 5 brygadowych zespołów bojowych. Z tego dwie IBCT (Infantry Brigade Combat Team), czyli brygady piechoty, z których jedna jest stała i stacjonuje w północnych Włoszech, a druga, rotacyjna, znajduje się w Rumunii oraz jedną stałą SBTS (Stryker Brigade Combat Team) w Bawarii i dwie rotacyjne ABTC (Armored Brigade Combat Team), z których jedna jest w Żaganiu.
Dodatkowo mamy do czynienia z dwoma centrami dowodzenia sił amerykańskich (nie mylmy z NATO-wskimi), z których jedno znajduje się w Polsce. Autorzy raportu proponują, aby docelowo przejść do formuły 2 + 4, co i tak oznaczałoby większą obecność wojskową Stanów Zjednoczonych w porównaniu z okresem przed 2014 rokiem, ale również proponują przeprowadzenie niezbędnych zmian.
Będzie odejście od obecności rotacyjnej amerykańskich wojsk na rzecz stałej?
Przede wszystkim postulują odejście od obecności rotacyjnej na rzecz stałej, co jest dodatkowym czynnikiem umożliwiającym oszczędności, bo stałe bazy są zarówno tańsze w utrzymaniu, jak i w szkoleniu. Żołnierze stacjonujący stale przygotowują się do walki na znanym teatrze działań wojennych, co oznacza, że nie muszą, jak w obecnym modelu, mieć uniwersalnych zdolności.
Sam proces „pakowania się” i transportu brygady rotacyjnej po półrocznej obecności do bazy w Stanach Zjednoczonych jest też działaniem niesłychanie kosztownym, zaburzającym proces szkolenia i czasochłonnym, a ponadto absorbującym zdolności logistyczne, które mogą być potrzebne na innych teatrach działań.
Amerykańska brygada pancerna będzie stacjonować na stałe w Polsce?
W ich opinii uzasadnia to odejście od formuły rotacyjnej w Europie, również na wschodniej flance. Dodatkowo postulują, co winno być dostrzeżone w Polsce, przeniesienie jednej amerykańskiej brygady pancernej na stałe do naszego kraju. W nowej formule, jeśli bierzemy pod uwagę wyłącznie amerykańskie siły lądowe, mielibyśmy zarówno dowództwo V Korpusu, jak i brygadę pancerną. Dodatkowo proponują oni nakłady na magazyny amunicji i sprzętu, które miałyby ułatwiać szybkie zwiększenie, w sytuacji kryzysowej, zdolności do projekcji siły oraz udzielenie przez Waszyngton zgody na sprzedaż uzupełniających nasze zdolności systemów HIMARS, rozbudowę potencjału lotnictwa bojowego o jeden szwadron F-16.
Proponują też, na co warto zwrócić uwagę, "rozważenie wzmocnienia obecności na Morzu Bałtyckim za pomocą małych okrętów nawodnych i jednostek bezzałogowych, po to, aby zapewnić i poprawić interoperacyjność oraz odstraszyć” Federację Rosyjską. Ten krok, sprowadzający się do wejścia Amerykanów na Bałtyk - a warto pamiętać, że do tej pory nasi sojusznicy wzbraniali się przed tego rodzaju aktywnością, traktując nasze morze jako mało istotny z ich punktu widzenia akwen - zmienić może w sposób zasadniczy na korzyść sytuację Polski.
Zmiana pozycji Polski w systemie sojuszniczym stanie się faktem?
Nie unikniemy w najbliższym czasie, jak można przypuszczać, dyskusji na temat charakteru i wielkości amerykańskiego zaangażowania wojskowego w Europie. Musimy przygotować się też na jego redukcję, a proces ten przyspieszy zakończenie wojny na Ukrainie. Nie musi to jednak oznaczać, że położenie Rzeczpospolitej pogorszy się. Jeśli będziemy w odpowiedni sposób „zarządzać” tym procesem, proponować nowe formy współpracy i „projekcji siły”, to ewentualne redukcje amerykańskiej obecności wojskowej mogą per saldo okazać się dla Polski korzystne.
Choćby z tego powodu, że zmiana formuły rotacyjnej na stałą, jeśli mowa o amerykańskich siłach w naszym kraju, musi zostać poprzedzona wypowiedzeniem Aktu Stanowiącego Rosja – NATO, co byłoby istotnym polepszeniem naszej sytuacji geostrategicznej. Przyjęcie na terenie Polski jednego amerykańskiego dowództwa i jednej brygady sił lądowych, z czterech obecnych w Europie, oznaczałoby też zmianę naszej pozycji w całym systemie sojuszniczym i zajęcie miejsca jednego z filarów bezpieczeństwa wschodniej flanki NATO. Jest zatem o co grać, ale musimy być aktywni właśnie teraz, kiedy w Pentagonie trwają jeszcze dyskusje i ostateczne decyzje jeszcze nie zostały podjęte.