Kim jest Mike Waltz i jaką politykę proponuje? Donald Trump chce, by stał na czele Narodowej Rady Bezpieczeństwa

2024-11-18 13:05

Należy zakładać, że podobnie jak ma to miejsce w przypadku Jake'a Sullivana w administracji Joe Bidena, tak w przypadku Donalda Trumpa głównym strategiem w polityce zagranicznej i wojskowej będzie kongresman z Florydy Mike Waltz, któremu prezydent – elekt zaproponował, aby ten stanął na czele Narodowej Rady Bezpieczeństwa. Warto zatem zwrócić uwagę, co ten były żołnierz zielonych beretów - który napisał dwie książki poświęcone swej służbie w siłach zbrojnych - myśli o roli Ameryki w świecie i pożądanym kształcie polityki zagranicznej.

Mike Waltz

i

Autor: AP Photo/Rod Lamkey

Spis treści

  1. Mike Waltz: Stany Zjednoczone znajdują się „w przełomowym momencie” swej historii
  2. Dlaczego USA redukują liczbę komandosów w siłach zbrojnych?
  3. Waltz: Gdyby Chiny miały wybór chciałyby osiągnąć dominację w Azji bez konfliktu zbrojnego
  4. Odpowiedź USA na atak Chin. Przyszły szef Naczelnej Rady Bezpieczeństwa kreśli scenariusze
  5. Ameryka jest dziś uzależniona od dostaw litu i minerałów ziem rzadkich z Chin
  6. Jak wzmocnić potencjał amerykańskiej marynarki wojennej?
  7. Będzie przyspieszenie badań nad wykorzystaniem energii jądrowej w transporcie morskim?
  8. Doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego wzywa do szybkiego zakończenia wojny w Ukrainie
  9. Donald Trump będzie realizował politykę „pokój dzięki sile” 

Mike Waltz: Stany Zjednoczone znajdują się „w przełomowym momencie” swej historii

W artykule, opublikowanym przez "Military Times" Mike Waltz pisał, że Stany Zjednoczone znajdują się „w przełomowym momencie” swej historii, co ma związek z faktem, że po raz pierwszy od dziesięcioleci mają rywala strategicznego w postaci Chin, który nie tylko chce, ale ma również realne możliwości zakwestionowania amerykańskiej hegemonii w świecie. „W tej rywalizacji – argumentował - istotnym zadaniem naszych przywódców i dowódców wojskowych jest odgadnięcie, jak może wyglądać kolejna wojna. Niestety, zbyt wielu z nich zgaduje błędnie.”

Doświadczenie ostatnich konfliktów, w tym trwającej wojny na Ukrainie wskazują, że przeciwnik uzyskuje przewagę dzięki długiemu działaniu „w szarej strefie”, poniżej progu wojny kinetycznej. Jedynym sprawdzonym „narzędziem”, aby mierzyć się z tego rodzaju zagrożeniami są, w opinii Waltza, Siły Operacji Specjalnych (SOF), co wynika ze specyfiki działań, do których przygotowują się komandosi.

Dlaczego USA redukują liczbę komandosów w siłach zbrojnych?

Z tego też względu Waltz skrytykował deklaracje Christine Wormuth, zastępcy szefa Pentagonu odpowiadającej za siły lądowe, która opowiedziała się za redukcją liczebności tej formacji. Za deklaracjami poszły decyzje budżetowe i w ramach National Defence Autorisation Act na 2024 rok liczba komandosów w amerykańskich siłach lądowych została zredukowana o 700, a w kolejnym, 2025 roku, planuje się jeszcze głębsze ograniczenia, bo mowa jest nawet o redukcji 3 tys. „etatów”.

Waltz przypomniał, że jednym ze źródeł sukcesów w wojnie z organizacjami terrorystycznymi była zdolność amerykańskich sił zbrojnych do realizacji doktryny „Find, Fix, Finish and Exploit”, która zakładała szybką identyfikację i likwidację celów, nawet w czasie operacji, która rozpoczyna się i kończy w czasie jednej nocy, a następnie polityczne wykorzystanie tych sukcesów. Bez sił operacji specjalnych tego rodzaju polityka nie mogłaby być urzeczywistniona, co w sposób znaczący zmniejszyłoby zdolności Ameryki do osiągania celów politycznych przy ograniczonym aplikowaniu siły militarnej.

Jeśli zatem reakcja Waszyngtonu na to, co się dzieje w świecie będzie spóźniona albo słabsza, to polityka Stanów Zjednoczonych stanie się reaktywną, przewagę inicjatywy uzyska przeciwnik, co wykorzysta na budowanie swej przewagi operacyjnej, a być może nawet strategicznej. Z tego też względu ograniczanie liczebności sił specjalnych jest - w opinii Waltza - błędem politycznym uniemożliwiającym, a z pewnością utrudniającym szybkie reagowanie w sytuacjach kryzysowych.

Waltz: Gdyby Chiny miały wybór chciałyby osiągnąć dominację w Azji bez konfliktu zbrojnego

Gdyby Chiny miały wybór - argumentował Waltz - chciałyby osiągnąć dominację w Azji bez konfliktu zbrojnego – z pewnością nie za cenę, jaką Rosja zapłaciła na Ukrainie”. To oznacza, jego zdaniem, że Pekin będzie się koncentrował na operacjach „w szarej strefie”, a raczej nie zaryzykuje wojny na pełną skalę.

Nie oznacza to jednak, iż można zaniechać planów rozbudowy amerykańskiego potencjału konwencjonalnego, bo armia, lotnictwo i marynarka wojenna muszą być większe, ale ich główną rolą będzie wzmocnienie odstraszania, przeciwdziałanie wybuchowi pełnoskalowego konfliktu kinetycznego. Operacyjna i polityczna rola sił specjalnych będzie rosła, bo większe znaczenie będą miały działania poniżej progu wojny.

Odpowiedź USA na atak Chin. Przyszły szef Naczelnej Rady Bezpieczeństwa kreśli scenariusze

W innym artykule, opublikowanym latem 2023 roku, na łamach "Washington Examiner" Mike Waltz snuje rozważania na temat amerykańskiej odpowiedzi na chiński atak, choćby przypominający 11 września lub uderzenie cyber - przeprowadzone na masową skalę, które paraliżuje kraj. W jego opinii amerykańska opinia publiczna nie zgodziłaby się na „ograniczoną” lub punktową odpowiedź na tego rodzaju akt agresji i domagała się będzie pełnoskalowej, we wszystkich domenach, odpowiedzi konwencjonalnej. To oznacza, że narodowi przywódcy muszą prowadzić politykę, która umożliwi tego rodzaju reakcję.

A co robi administracja Joe Bidena? Waltz zwrócił uwagę na fakt, że Chiny mogą rozpocząć zbrojną operację wobec Tajwanu w perspektywie najbliższych kilku lat i wówczas Stany Zjednoczone będą musiały użyć swego potencjału wojskowego. Patrząc na przyszłość z tej perspektywy, należy prowadzoną dziś politykę podporządkować temu, „aby być gotowym” na nieodległe wyzwania. Oznacza to wzmacnianie bezpieczeństwa łańcuchów zaopatrzenia i rozbudowę potencjału militarnego Stanów Zjednoczonych.

Ameryka jest dziś uzależniona od dostaw litu i minerałów ziem rzadkich z Chin

Realizowana przez ekipę Bidena polityka transformacji energetycznej amerykańskich sił zbrojnych, której celem jest zmniejszanie „śladu węglowego” stoi w sprzeczności z tego rodzaju podejściem. Co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze: Ameryka jest dziś uzależniona od dostaw litu i minerałów ziem rzadkich z Chin. W sytuacji, kiedy uzyskanie koncesji wydobywczej zajmuje w Stanach Zjednoczonych co najmniej 10 lat, oznacza to, iż tego uzależnienia nie uda się szybko wyeliminować, zastępując dostawy z Chin własną produkcją.

Z tego punktu widzenia zapowiedziana przez Pentagon polityka polegająca na zastąpieniu 170 tys. pojazdów będących na wyposażeniu amerykańskich sił zbrojnych, które nie są przeznaczone bezpośrednio do uczestnictwa w misjach bojowych, maszynami elektrycznymi, jest działaniem - w opinii Waltza - które porównać można do osłabiania zdolności amerykańskich sił zbrojnych. Z pewnością w zakresie logistyki, bo jak sarkastycznie napisał, „kiedy ostatni raz sprawdzałem, to na pustyniach w Iraku czy Afganistanie nie było tam stacji ładowania akumulatorów” stosowanych w pojazdach zeroemisyjnych.

Podobnie marnotrawieniem środków publicznych jest wyasygnowanie przez Pentagon środków na prace nad elektrycznym czołgiem. Innym negatywnym aspektem polityki klimatycznej ekipy Bidena dla amerykańskiego bezpieczeństwa są, w opinii Waltza, plany związane z rozbudową morskich farm wiatrowych na wschodnim wybrzeżu, na Atlantyku. Jak napisał, „Morska energetyka wiatrowa mogłaby poważnie zakłócić szkolenie i logistykę naszego personelu wojskowego. A nasi żołnierze mogliby być (...) wysyłani na pole bitwy w pojazdach z niepewnymi źródłami energii, które nie tylko są produkowane przez naszego najniebezpieczniejszego przeciwnika, ale także zakłócają ich szkolenie.”

Jak wzmocnić potencjał amerykańskiej marynarki wojennej?

W kwietniu tego roku Waltz, wraz z trójką innych kongresmanów, wśród których był Marco Rubio (nominowany przez Trumpa na stanowisko sekretarza stanu), opublikowali raport poświęcony niezbędnym działaniom, które trzeba podjąć, aby wzmocnić potencjał amerykańskiej marynarki wojennej i szerzej - zdolności do kontrolowania wód światowego oceanu. Autorzy argumentują, że w wyniku wieloletnich zaniedbań i polityki dezindustrializacji amerykańskie zdolności do produkcji okrętów i statków zmniejszyły się na tyle, że obecnie Chiny mają nie tylko większą bazę stoczniową, ale również w efekcie większe zdolności do forsownej rozbudowy swej marynarki wojennej.

Dysproporcja jest przytłaczająca, bo w świetle danych amerykańskiego wywiadu, Pekin ma 230 razy większe stoczniowe moce produkcyjne. Z tego względu konieczne jest wdrożenie „narodowej strategii morskiej”, której celem ma być odwrócenie trendów tego rodzaju. Kongresmani wezwali zarówno do rozbudowy amerykańskich zdolności stoczniowych, jak również do ścisłej współpracy w tym dziele z sojusznikami, bo skala zaniedbań jest tak wielka, że w pojedynkę nie uda się ich szybko nadrobić.

Warto jednak też zwrócić uwagę na to, że wezwali oni do skokowego podniesienia nakładów na transport rzeczny, modernizację śluz, mostów, oczyszczenie torów wodnych. Poprawa zdolności w tym segmencie logistyki oznacza zmniejszenie uzależnienia od oceanicznych tras żeglugowych i per saldo poprawę - w razie wojny - amerykańskich zdolności transportowych, bo morskie trasy dostaw mogą podlegać atakom.

Będzie przyspieszenie badań nad wykorzystaniem energii jądrowej w transporcie morskim?

Waltz i pozostali Autorzy proponowali też przyspieszenie badań nad wykorzystaniem energii jądrowej w transporcie morskim, a także zwrócenie większej uwagi na obszary arktyczne, które staną się w najbliższej przyszłości polem nasilonej rywalizacji. Postulowali też, aby amerykański rząd „zagwarantował zasoby niezbędne do zapewnienia, że ​​nasze siły morskie będą mogły bronić wolności mórz. Trzeba nadać priorytet wysuniętej obecności (forward presence) i logistyce bojowej.”

Mamy w tym wypadku do czynienia z kolejnym (po wypowiedziach Waltza na temat roli sił operacji specjalnych w sytuacjach konfliktowych – MB) z kolejnym argumentem na rzecz aktywnej polityki w odległych od Stanów Zjednoczonych regionach świata, polityki zakładającej odwoływanie się do zdolności wojskowych, polityki prowadzonej wspólnie z sojusznikami, co jest pewnym novum w amerykańskiej refleksji strategicznej, i polityki aktywnej, wyprzedzającej działania rywali strategicznych.

Garda - Gen. Nowak o F-35

Doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego wzywa do szybkiego zakończenia wojny w Ukrainie

Waltz, w napisanym wspólnie z Matthew Kroenigiem artykule, który ukazał się na łamach "The Economist", wzywał amerykańską administrację do szybkiego zakończenia wojny na Ukrainie, której przedłużanie działa na korzyść Chin. Strategia administracji Bidena nie prowadzi, zdaniem Waltza, do zwycięstwa i grozi, że Ameryka - podobnie jak w przypadku Iraku czy Afganistanu - „utknie” w wojnie na wiele lat, co będzie wyczerpywało jej zasoby.

Pisał z przekonaniem, że wojnę na Ukrainie należało zwycięsko zakończyć, a potem przesunąć zainteresowanie Stanów Zjednoczonych w rejon Indo-Pacyfiku. W innym wystąpieniu krytykował Bidena za to, że jego polityka odstraszania okazała się nieskuteczną, co więcej, chaotyczne wycofanie się z Afganistanu wręcz mogło zachęcić Putina do agresji. Kiedy wojna się rozpoczęła, należało w opinii przyszłego architekta amerykańskiej polityki bezpieczeństwa, przedstawić plan zwycięstwa i w odpowiedni sposób zmobilizować do większego wysiłku sojuszników. Tego ostatniego, nie mając czytelnej strategii zwycięstwa Biden i Jake Sullivan, także nie zrobili, zadowalając się powtarzaniem hasła, że pomoc dla Kijowa będzie trwała „tak długo, jak to będzie potrzebne”, co wręcz demobilizowało bogate państwa z zachodu Europy.

Donald Trump będzie realizował politykę „pokój dzięki sile” 

Waltz opowiada się też za polityką Truma w zakresie „burden sharing” i twardo krytykował Niemcy i Włochy za niewywiązywanie się z deklaracji wydawania na bezpieczeństwo przynajmniej 2 % PKB. Ten poziom jest zresztą, jego zdaniem, niewystarczający i dzisiaj punktem odniesienia winno być 3 %.

Ocenia się, że Trump będzie realizował politykę „pokój dzięki sile” (Peace Through Strenght), która zakłada nie tylko utrzymanie amerykańskiej hegemonii, ale również wzmocnienie odstraszania i dzięki temu powstrzymanie ewentualnych rywali strategicznych przed nieodpowiedzialnymi działaniami. Waltz jest z pewnością zwolennikiem takiego podejścia, które zakłada zarówno wzmocnienie realnego potencjału wojskowego, jak i ścisłą współpracę z sojusznikami, którzy będą kierować się podobnym stylem myślenia.

Narzędziem, niezbędnym, aby być w stanie realizować tego rodzaju politykę, jest zarówno silna armia, którą właśnie z tego powodu należy rozbudowywać, jak i zdolność do użycia siły, co oznaczać musi zdecydowanie i szybkość działania. Niezależnie od deklaracji Donalda Trumpa i Mike'a Waltza - tego rodzaju podejście może oznaczać wzrost ryzyka konfliktu kinetycznego, zwłaszcza w sytuacji, jeśli przeciwnik inaczej niż Waszyngton oceniał będzie relację sił i nie zdecyduje się na ustępstwa.

Sonda
Uważasz, że wojna na Ukrainie winna zakończyć się według planu Trumpa?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki