Spis treści
- Włochy są gotowe wysłać żołnierzy
- Rozmowy na szczycie ws. Ukrainy
- Macron ten, co rzucił kamyczek do ogródka
- Dyskusja o wysłaniu żołnierzy na Ukrainę jak nastanie rozejm czy pokój
- Gdzie w tym wszystkim jest Polska?
Na wstępie trzeba jednak zaznaczyć, że artykuł ma na celu wywołanie pewnej refleksji, zastanowienia czy nawet zadania kolejnych pytań i jest na razie tylko prognozowaniem czy kreśleniem pewnej wizji, co do konfliktu na Ukrainie. Oczywiście będzie to bardzo trudne z tego względu, że konflikt na Ukrainie jeszcze się toczy, Donald Trump nie został jeszcze oficjalnie zaprzysiężony na prezydenta Stanów Zjednoczonych i nie ma jeszcze decydującego głosu co do zakończenia konfliktu. Mimo tego w Polsce powinniśmy myśleć nad tym, by być przy tym przysłowiowym stole odnośnie Ukrainy. Z tego względu, że po pierwsze sąsiadujemy z Ukrainą, po drugie w naszym interesie leży to, by na Ukrainie nastał pokój, a Rosja zaprzestała swojej imperialnej polityki, a po trzecie musimy wiedzieć, co wielcy tego świata planują, tak by Jałta 2.0 się nie powtórzyła w kontekście naszego regionu. Bo jak mawiał klasyk, „ufaj, ale sprawdzaj”.
Włochy są gotowe wysłać żołnierzy
Włoski minister obrony Guido Crosetto ogłosił, że jego kraj jest gotów wysłać na Ukrainę żołnierzy w ramach sił pokojowych, jeśli zaistnieje taka potrzeba - powiedział w wywiadzie dla dziennika "La Repubblica". W rozmowie z rzymską gazetą szef resortu obrony zadeklarował:
"Włoskie wojska są zawsze do dyspozycji, by utrzymać pokój. Jeśli pojawi się potrzeba sił międzynarodowych, my będziemy. Tak, jak jesteśmy gotowi (uczynić to) w Libanie i Strefie Gazy, tak samo jesteśmy gotowi w przypadku Ukrainy".
Crosetto zastrzegł, że nie będzie to misja europejska, ponieważ - jego zdaniem - "nie zostałaby zaakceptowana przez (zainteresowane) strony".
"To musiałyby być wojska ONZ. Jeśli zostaniemy poproszeni, chętnie wniesiemy swój wkład (do takiej misji)" - oświadczył minister obrony.
Rozmowy na szczycie ws. Ukrainy
Podczas wtorkowej konferencji (17 grudnia) prasowej Tuska i prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego obaj liderzy zostali zapytani, czy podczas środowego spotkania organizowanego przez szefa NATO Marka Ruttego faktycznie będzie dyskutowany pomysł wysłania do Ukrainy zachodnich wojsk po ewentualnym rozejmie z Rosją, oraz czy Polska popiera takie rozwiązanie.
Zełenski podkreślił, że najważniejszą kwestią jest to, że wszyscy przywódcy uczestniczący w spotkaniu będą rozmawiać o tym, jak politycznie i geopolitycznie wzmocnić Ukrainę. Zaznaczył, że ważne, aby takie sygnały płynęły również z USA.
„Ważne jest to, żebyśmy mieli gwarancje bezpieczeństwa i żebyśmy wiedzieli, że to (...) nie będzie kopia memorandum budapeszteńskiego, (...) że to będą realne gwarancje bezpieczeństwa na przyszłość. Ukraina chce wiedzieć, na ile jest to możliwe" - powiedział ukraiński prezydent.
Tusk odparł natomiast, by nie spekulować na temat tego, co się wydarzy po zawarciu pokoju czy rozejmie. "Musimy wszyscy skupić się na tym, aby ewentualne rozmowy na temat rozejmu nie były prowadzone z pozycji siły ze strony rosyjskiej" – przekonywał. Przypomniał, że wojny z reguły nie kończą się remisem. "Zazwyczaj ktoś bierze górę, ktoś musi ustąpić" - stwierdził. Dodał, że chciałby, by powszechnym punktem widzenia było to, iż Ukraina nie ma powodu, byt ustępować, bo to ona jest ofiarą napaści.
"Ja bardzo doceniam dobrą wolę i dobre gesty niektórych liderów zachodnich, którzy wypowiadają się na temat własnego zaangażowania po ewentualnym zawarciu rozejmu i pokoju, ale będę ich przekonywał, że dużo ważniejsze jest to, jak się zachowamy, zanim dojdzie do tych rozmów" - powiedział.
W środę (18 grudnia) przywódcy UE, Francji, Niemiec, Polski, Wielkiej Brytanii i Włoch oraz sekretarz generalny NATO spotkają się w Brukseli z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim - przekazała agencja Reutera, powołując się na źródła zbliżone do organizatorów spotkania. Spotkanie będzie miało na celu przede wszystkim ustalenie dalszej strategii działania w związku z trwającą rosyjską agresją na Ukrainę, nadchodzącą zimą oraz zmianą na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych - poinformował Reuters. Gospodarzem szczytu będzie sekretarz generalny NATO Mark Rutte.
Oprócz Ruttego oraz ukraińskiego przywódcy w brukselskim szczycie wezmą też udział prezydenci: Polski - Andrzej Duda i Francji - Emmanuel Macron oraz szefowie rządów: Włoch - Giorgia Meloni, Niemiec - Olaf Scholz i Wielkiej Brytanii - Keir Starmer, a także szefowie Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej.
Macron ten, co rzucił kamyczek do ogródka
Jeszcze kilka miesięcy temu, jak prezydent E. Macron w czasie paryskiej konferencji poświęconej wspieraniu wysiłku wojennego Ukrainy powiedział, że nie wyklucza wysłania na Ukrainę wojsk lądowych z krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego, został ten pomysł natychmiast „storpedowany” niemal przez wszystkich, poza takimi krajami jak państwa bałtyckie, które wyraziły zainteresowanie. A państwa takie jak Czechy czy Kanada, wyraziły gotowość wysłania instruktorów, którzy szkoliliby żołnierzy na Ukrainie.
Jednak sam pomysł został stanowczo odrzucony przez Niemcy, Polskę, Włochy, Wielką Brytanię czy Stany Zjednoczone. Potem próbowano całą wypowiedz tłumaczyć tym - jak mówił ówczesny premier Francji Gabriel Attal - że w wypowiedź Emmanuela Macrona ewentualne wprowadzenie wojsk nie będzie miało na celu udział w działaniach wojennych na froncie, a zadania żołnierzy francuskich, a być może też innych krajów, mają się koncentrować na szkoleniu i bezpieczeństwie na tyłach. Zaznaczając jednocześnie, że jest to jedynie element dyskusji o pomocy dla Ukrainy w przyszłości. Innie zaś tłumaczyli słowa Macrona stworzeniem strategicznej dwuznaczności, czyli ma to służyć wygraniu wojny przed wojną. Jak tłumaczył to dobrze francuski dziennik Le Figaro: „Sama dwuznaczność strategiczna niczego nie gwarantuje. Musi być poparta wiarygodnymi zdolnościami, a tych wciąż brakuje”. Mówiąc najprościej, chodziło o to, by pokazać Putinowi, że Zachód jest gotowy pomóc Ukrainie w każdy możliwy sposób, tak by wygrała wojnę z Rosją, a Putin by nie widział, co zrobi dalej Zachód.
Dyskusja o wysłaniu żołnierzy na Ukrainę jak nastanie rozejm czy pokój
Temat potem wracał raz po raz, czy to w ramach domysłów, czy wypowiedzi polityków np. z krajów bałtyckich, co omawialiśmy w Portalu Obronnym. Jednak temat w ostatnich tygodniach powrócił i to za sprawą trochę po części doradców Donalda Trumpa, którzy kreślili wizję stworzenia na Ukrainie strefy zdemilitaryzowanej na istniejących liniach frontu, gdzie Europa miałaby pilnować tej strefy. Jak mówił jeden z doradców Trumpa, siły pokojowe nie obejmowałyby wojsk amerykańskich ani nie pochodziłyby z innych organizacji takich jak Organizacja Narodów Zjednoczonych.
„Możemy zapewnić szkolenie i inne wsparcie, ale lufa pistoletu będzie europejska” - powiedział członek zespołu Trumpa. „Nie wyślemy mężczyzn i kobiet z USA, aby utrzymać pokój na Ukrainie. I nie będziemy za to płacić. Niech zrobią to Polacy, Niemcy, Brytyjczycy i Francuzi”.
Potem francuski dziennik Le Monde pisał, że rozważaną przez Francuzów i Brytyjczyków opcją jest wysłanie prywatnych firm wraz z personelem na Ukrainę. Chodzi m.in. o Defense Conseil International, którego głównym udziałowcem jest francuskie państwo. Firma byłaby gotowa prowadzić szkolenia wojskowe w Ukrainie lub pomóc w obsłudze i naprawie zachodniego sprzętu wojskowego. Szef francuskiej dyplomacji Jean-Noela Barrot w wywiadzie, którego 23 listopada udzielił telewizji BBC, powiedział, że sojusznicy z Zachodu nie stawiają żadnych granic, jeśli chodzi o wsparcie dla Kijowa w wojnie przeciwko Rosji. Na pytanie, czy oznaczałoby to nawet udział żołnierzy francuskich w walce, odparł zaś: „Nie wykluczamy żadnej opcji”.
Pojawiały się również przecieki, że np. Paryż i Londyn rozważają opcje wsparcia Ukrainy w potencjalnych rozmowach pokojowych z Rosją, i tym samym wysłanie wojsk francuskich i brytyjskich w celu monitorowania zawieszenia broni wzdłuż linii demarkacyjnej, o czym pisało Radio Wolna Europa/Radia Liberty, powołując się na wysokiego rangą urzędnika w NATO. Niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock również nie wykluczyła takiej możliwości, za co została „zrugana” przez niemieckich polityków i musiał interweniować sam kanclerz Scholz, zapewniając, że Niemcy nie wyślą swoich wojsk na Ukrainę.
Następnie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oświadczył, że jego kraj rozważa stanowisko prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który uznał wcześniej, że w przyszłości nie należy wykluczać wysłania zachodnich wojsk na Ukrainę. Potem Radio Wolna Europa/Radio Liberty (RFE/RL) napisało, że prezydent Francji Emmanuel Macron poruszy kwestię wysłania europejskich żołnierzy na Ukrainę na zbliżającym się szczycie przywódców UE, który odbędzie się w dniach 18-19 grudnia.
Dyskusja na nowo rozgrzała, po tekście Rzeczpospolitej. Według źródeł gazety Macron miał mówić o tym pomyśle już w zeszłym miesiącu, kiedy telefonicznie połączył się z liderami państw bałtyckich i nordyckich (NB8), którzy wraz z Tuskiem uczestniczyli w nieformalnym szczycie w Harpsund.
Potem Politico pisało w swoim tekście, że spotkanie Donalda Tuska i Emanuela Macrona będzie dotyczyć m.in. potencjalnych 40-tysięcznych sił pokojowych składających się z żołnierzy z innych krajów na Ukrainie. Potem w innym tekście Politico informowało — jak miała miejsce wizyta prezydenta Macrona w Warszawie — powołując się na pięć osób, że Donald Trump naciskał na kraje europejskie, aby monitorowały wszelkie przyszłe porozumienia pokojowe między Kijowem a Moskwą poprzez wysłanie wojsk na Ukrainę. WSJ potem dodał, że podczas rozmowy z Macronem w Paryżu Donald Trump miał także stwierdzić, że Europa powinna odgrywać kluczową rolę we wspieraniu Kijowa. Według źródeł "WSJ", Trump zapowiedział także – co wielokrotnie podkreślał publicznie – że nie poprze członkostwa Ukrainy w NATO, lecz zaznaczył, że chce "silnej i dobrze uzbrojonej" Ukrainy.
Oczywiście po spotkaniu z prezydentem Macronem, premier Donald Tusk zapewnił, iż Polska nie planuje wysłania wojsk do Ukrainy po ewentualnym rozejmie. Zapewnił, że wszystkie decyzje dotyczące naszego działania będą zapadać w Warszawie, choć Polska i Francja w sprawie Ukrainy mówią jednym głosem. To stanowisko także potwierdził wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, który w TVP Info powiedział, że nie ma dzisiaj planu wysłania polskich wojsk na Ukrainę, podkreślając, że Ukraina musi brać udział w dyskusji o pokoju.
Polecany artykuł:
Jednakże wysoki rangą przedstawiciel władz ukraińskich oświadczył w rozmowie z agencją AFP, że rozmieszczenie europejskiego kontyngentu wojskowego na Ukrainie może być "jedną z gwarancji" przyszłego pokoju z Rosją. A pamiętajmy, że skoro członkostwo w NATO raczej nie wchodzi na obecnym etapie w grę, skoro wojna się toczy, a nawet jak nastanie zawieszenie broni, to na akcesję Ukrainy nie zgodzą się np. Węgry czy Słowacja. A na przekazanie z powrotem broni nuklearnej Ukrainie nie ma również żadnych szans. To w jakiś sposób gwarancje trzeba dać.
Widać jednak w tych medialnych przeciekach, że coś jest na rzeczy i na poważnie myśli się o przyszłości Ukrainy, nawet jeśli wojna na Ukrainie nadal się toczy, a nie wiadomo, tak naprawdę co będzie jutro.
Gdzie w tym wszystkim jest Polska?
Według niektórych głosów, obecna dyskusja nie powinna mieć miejsca, bo jak było już wspomniane, nie toczą się jak na razie żadne rozmowy pokojowe ws. zakończenia wojny na Ukrainie. Andrij Jermak, szef Biura Prezydenta Ukrainy, powiedział 12 grudnia, że Ukraina nie jest obecnie przygotowana do podjęcia negocjacji z Rosją, ponieważ nie ma wystarczającego poparcia ze strony Zachodu, które pozwoliłoby jej zaangażować się z pozycji siły. Rosja także nie przejawia chęci odpuszczenia swoich żądań, które jak wiemy, są całkowicie absurdalne.
Jednakże Polska powinna już coś myśleć na temat przyszłości naszego regionu, bo widać wyraźne, że jak w styczniu Donald Trump zostanie oficjalnie prezydentem, to będzie chciał zakończyć wojnę tylko według własnej wizji. Pytaniem otwartym jest jednak czy właśnie teraz w najbliższych dniach, tygodniach w europejskich stolicach nie mają miejsca dyskusje, mające na celu zaproponowanie europejskiej wizji pokoju na Ukrainie, tak by ten pokój, nie był tylko wizją amerykańską, która jak wiemy, nie zawsze zawiera europejskie interesy. Polska w tym wszystkim powinna być obecna. Niekoniecznie jako kraj, który będzie pilnował pokoju na granicy, dlatego że po pierwsze Warszawa nie posiada broni nuklearnej, więc dla Rosji w tej kwestii jesteśmy żadnym odstraszaniem, po drugie nie uczestniczmy także w programie nuclear sharing. Nie mamy więc tego czego Moskwa by się bała, a Putin i jego twardogłowi boją się tylko broni nuklearnej i mają szacunek do siły. Nie możemy także dla naszego bezpieczeństwa angażować sił i zasobów, które konieczne są do ochrony naszego kraju czy krajów członkowskich w ramach NATO.
W naszym interesie jest jednak, by to właśnie wojska z takich państw jak Francja, Wielka Brytania, Turcja czy nawet Niemcy, a nawet wspomniane Włochy, które wyraziły gotowość wysłania swoich żołnierzy, pilnowały pokoju na Ukrainie. Część tych państw posiada broń nuklearną (Francja i Wielka Brytania), a niektóre jak Niemcy, Turcja oraz Włochy uczestniczą w programie nuclear sharing. Te państwa także są bardziej „szanowane” przez Rosję, niż kraje z Europy Środkowej. Rosja mimo wszystko bałaby się, że któryś z ich żołnierzy może zginać na granicy jeśli ponownie zaatakuje, ponieważ mogłoby to wywołać duże reperkusje. Tak więc obecność naszych żołnierzy, czy krajów wschodniej flanki NATO nie jest tam potrzebna, bo nie miałoby mocnego wpływu na odstraszanie. Jednakże możemy na Ukrainie być obecni np. poprzez szkolenie ukraińskich żołnierzy, możemy także naszymi samolotami F-16 patrolować przestrzeń powietrzną na podobnych zasadach jak to się dzieje jeśli chodzi o ochronę przestrzeni powietrznej państw bałtyckich w ramach misji natowskiej Air Policing.
Możemy być także obecni sprzętowo tzn. nasze armatohaubice Krab, Rosomaki lub karabinki Grot czy inne uzbrojenie z Polski może ukraińskiej armii służyć do odbudowy armii i np. być rozmieszczone niedaleko strefy zdemilitaryzowanej. Dla Polski to doskonała okazja, by sprzedać — nie podarować (słowo klucz) produkty polskiej zbrojeniówki Ukrainie. Nasz przemysł powinien nawet mocniej się wejść do Ukrainy, skoro są tam Niemcy, amerykanie czy nawet Francuzi, to my także powinniśmy być obecnie. Dodatkowo jeśli sytuacja się na Ukrainie w jakiś sposób ustabilizuje, i Republika Korei będzie chciała wejść na rynek ukraiński, by sprzedać swoje produkty jak np. czołgi K2 czy armatohaubice K9 albo nawet samoloty FA-50 to Polska, obok Rumunii będzie mogła służyć jako ważny logistyczny hub dla koreańskiego uzbrojenia na Ukrainie, nie mówiąc o doświadczeniach posiadanego uzbrojenia.
Ważne jednak w tym wszystkim jest to, by Polska była obecna przy wszelkich rozmowach pokojowych nie tylko dlatego, że podarowaliśmy Ukrainie znacznie ilości uzbrojenia, ale także dlatego, że Ukraina jest naszym sąsiadem i powinniśmy wiedzieć, jak pokój zostanie zaprojektowany tak, by Warszawa nie dostała przysłowiowym odłamkiem od "nowej architektury bezpieczeństwa", bo jak wiadomo, często nas nie widać, gdy duzi budują nowy świat. To nasz głos powinien być słyszalny w Waszyngtonie, nie z Berlina czy Paryża, ale warszawski. Dlatego powinniśmy wykorzystać ostatnie miesiące urzędowania prezydenta Dudy, który zna się dobrze z Trumpem, by Polska nie została w żaden sposób poszkodowana w nowym ładzie, a Ukraina nie była największym przegranym. Amerykanie co by nie mówić, nie mają dużego pojęcia o Europie i naszej percepcji zagrożenia rosyjskiego, dla ich ważne jest, by wojna się zakończyła, bo to problem, który nadwyręża ich zasoby zarówno finansowe jak i sprzętowe i trzeba ciągle o tym rozmawiać. Dlatego Trump chce to szybko zakończyć, może nawet ze szkodą dla Ukrainy. Dlatego ważne jest, by nasz głos w tej kwestii był słyszalny. Nie należy jednak wmanewrować się, w bycie tym krajem co będzie porządku na Ukrainie pilnował czy w jakiś stopniu będzie wisieć wspieranie sprzętowe Ukrainy naszym uzbrojeniem, ponieważ my jesteśmy krajem frontowym wschodniej flanki NATO i nie możemy sobie pozwolić na osłabianie swoich zdolności.
Obecność wojsk zachodnich na Ukrainie może także być korzystne dla nas, bo będzie kolejnym punktem odstraszającym, jednak konieczne jest w tym wszystkim, by amerykańscy żołnierze Polski nie opuścili, bo gwarantują oni to, że Rosja zastanowi się 10 razy, zanim zaatakuje Polskę, bo będzie się bała, że amerykańskich żołnierz zginie. Oczywiście w najlepszym scenariuszu, strefy zdemilitaryzowanej powinny także chronić wojska amerykańskie, które bardziej odstraszająco by działały na Rosję, ale na to administracja Trumpa się nie zgodzi. Można jednak wywrzeć presję, by USA nie zaprzestały wsparcia militarnego Ukrainy, co nawet niekiedy mówił sam Trump, że jak się nie uda wymusić na Putinie pokoju, to uzbroi Ukrainę.
To wszystko jednak są tylko prognozy. Może się okazać, że wszystko zostanie zupełnie w inny sposób zaplanowane i inaczej się wszystko potoczy. Ważne jednak w tym wszystkim jest to, by Polska zadbała o swoje bezpieczeństwo, by Rosja zatrzymała się na Ukrainie, NATO nadal było silnym sojuszem, a na Ukrainie nastał pokój.