Dr Brzezińska: Friedrich Merz nie zmieni diametralnie podejścia do Rosji ale może wyznaczyć nowe trendy

2025-02-28 9:05

„Wygrana CDU pokazuje dwie rzeczy: po pierwsze, rozczarowanie kanclerzem Olafem Scholzem i prowadzoną przez niego polityką, po drugie silne przyzwyczajenie Niemców do rutyny. Niemcy nie lubią zmian. Jeśli wybierają, to raczej po to, by kontynuować politykę, a nie ją rewolucjonizować” – mówi w rozmowie z Portalem Obronnym doktor Monika Maria Brzezińska z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW). W wywiadzie poruszono także kwestię wysokiego wyniku AfD, koalicji jak może rządzić w Niemczech, oraz czego można się spodziewać po Friedrichu Merzu.

Bundestag

i

Autor: Shutterstock; Archiwum prywatne

Piotr Miedziński, Portal Obronny: CDU/CSU wygrywa wybory w Niemczech – co to zwycięstwo oznacza dla Niemiec? Dojdzie do jakichś dużych zmian w polityce wewnętrznej?

Doktor Monika Maria Brzezińska, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW): Tak naprawdę zwycięstwo CDU/CSU w ostatnich wyborach w Niemczech nie jest niczym nadzwyczajnym. To już tradycja, że władzę w tym kraju sprawują na zmianę dwie partie: CDU/CSU oraz SPD. Wygrana CDU pokazuje jednak dwie rzeczy: po pierwsze, rozczarowanie kanclerzem Olafem Scholzem i prowadzoną przez niego polityką, po drugie silne przyzwyczajenie Niemców do rutyny. Niemcy nie lubią zmian. Jeśli wybierają, to raczej po to, by kontynuować politykę, a nie ją rewolucjonizować. Ewentualnie jest ich zgoda na korektę działań, którą, jak w tym przypadku, chcą powierzyć innej, sprawdzonej w ich przekonaniu partii. Działanie to wynika z niemieckiej pamięci historycznej, kiedy drastyczne zmiany doprowadzały kraj raczej do upadku niż do zwycięstwa.

Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, to Niemcy widzą, że jest ona dramatycznie słaba i będzie słabsza coraz bardziej. Składa się na to wiele czynników przede wszystkim historycznie mocne przywiązanie do paradygmatu dominacji polityki zagranicznej nad wewnętrzną. Należy pamiętać, że Niemcy mają zwyczaj kształtowania tej ostatniej z perspektywy tej pierwszej, co oznacza, że błędy w zakresie polityki zagranicznej odbiją się negatywnie na sprawach wewnętrznych.

Przyjrzyjmy się zatem bliżej, do czego doprowadziła Niemcy błędna europejska strategia polityki migracyjnej, którą forsowała Angela Merkel. Polityka społeczna: zmienia się całkowicie struktura społeczna Niemiec. Rodowici Niemcy pomału stają się mniejszością w swoim własnym kraju. Wynika to z ich demografii i kultury życia w pojedynkę. Fakt, że Niemcy szczycą się 83,6 mln obywateli (z tendencją wzrostową), jest ułudą, bowiem duża część z nich (42,46%) to ludność o korzeniach migranckich (ok. 35,5 mln osób). Wzrastają koszty zabezpieczeń społecznych, bo rośnie grupa osób, która z nich korzysta, nie wnosząc swojego wkładu w gospodarkę. Wzrastają także koszty ochrony zdrowia, bo czerpią z niej zarówno starzejący się Niemcy, jak i większość niepracujących migrantów. O ile jeszcze ci ostatni odmładzają nieco społeczeństwo, mają bowiem zazwyczaj duże rodziny, to niekoniecznie przekłada się to na rynek pracy.

Dlatego też gospodarka Niemiec jest w nie najlepszej kondycji. Trzeba pamiętać, że Niemcy są przyzwyczajeni do pewnego standardu życia, a on zaczyna spadać. Okazuje się bowiem, że jest coraz więcej osób, które eksploatują gospodarkę, niż ją budują. Ma na to wpływ również specyfika religijna migrantów. Jak pokazują badania, to chrześcijanie wnoszą więcej w wysokość PKB niż muzułmanie, którzy raczej konsumują dobra, niż je wytwarzają. Nie bez znaczenia jest również polityka bezpieczeństwa i porządku publicznego. Akty terroryzmu, chociażby te ostatnie z Magdeburga czy Monachium sprawiają, że Niemcy nie czują się bezpiecznie w swoim własnych kraju.

Podsumowując: jeśli Niemcy chcą uratować samych siebie, myślę tu o aspekcie tożsamościowym, to muszą dokonać ogromnych zmian w swojej polityce wewnętrznej, korygując ją z perspektywy błędów popełnionych w obrębie polityki zagranicznej. Zarysowana przez Theo Sarrazina wizja z 2010 roku, gdzie Niemcy likwidują się same (Deutschland schafft sich ab) staje się na naszych oczach faktem.

Friedrich Merz dużo mówi o odbudowie roli Niemiec w Europie. Zapowiada się przebudzenie niemieckiej polityki zagranicznej po niezbyt aktywnym Scholzu?

Silna pozycja Niemiec w Europie to podstawowy paradygmat polityki niemieckiej. Jest on bardzo mocno wpisany, czy też inaczej mówiąc „wdrukowany” w tożsamość i pamięć historyczną Niemców. Jeśli spojrzymy na politykę prowadzoną po zakończeniu II wojny światowej, to była ona głównie kształtowana przez pryzmat dwóch kryteriów. Po pierwsze, o czym już wspominałam, przez prymat polityki zagranicznej nad wewnętrzną, i po drugie, potrzebę silnego umocowania Niemiec na scenie międzynawowej, w naszym kontekście głównie europejskiej. Tak działał Konrad Adenauer i strategię tę kontynuowali kolejni kanclerze, a zwłaszcza Helmut Kohl i Angela Merkel. Również Olaf Scholz, jeśli spojrzymy sobie na jego postulaty wyborcze, czy program Zeitenwende miał takie ambicje, ale zabrakło mu charyzmy i siły przebicia. W każdym razie, takie rozumienie polityki niemieckiej nie jest niczym nowym. Zatem można się spodziewać, że dla przyszłego kanclerza będzie ona równie istotna. Jak się stanie? Zobaczymy. Dla mnie najlepszym wskaźnikiem pozycji Niemiec w Europie jest Francja. Im jest jej więcej na scenie międzynarodowej, tym mniej Niemiec. I odwrotnie. Warto zatem obserwować ten poziom relacji.

A co z relacjami z Rosją? CDU/CSU za Angeli Merkel współpracowało mocno z Putinem. Czy Merz podobnie jak Trump także będzie próbował zrobić reset w relacjach, czy może Niemcy już przestały „pałać miłością do Rosji”?

Paradygmat współpracy z Rosją jest silnie zakorzeniony w niemieckiej myśli politycznej. W moim przekonaniu może to być trudne do zmiany, choć przyznać trzeba, że pewne kroki w tym kierunku zostały już podjęte. Niemcy są raczej ostrożni w zmianach, preferują taktykę małych kroków. Przypuszczam, że Friedrich Merz nie zmieni diametralnie podejścia do Rosji, choć może wyznaczyć nowe trendy. Kierunek nadał już sam Olaf Scholz, angażując się w pomoc Ukrainie i uniezależniając energetycznie Niemcy od Rosji. Pamiętać też należy, że niemiecka polityka jest bardzo pragmatyczna. Poszukuje partnerów tam, gdzie spodziewa się mieć zysk. Zatem być może trzeba się liczyć z faktem, że jeśli okoliczności się zmienią, a sytuacja gospodarcza będzie tego wymagała, owa „miłość do Rosji” objawi się na nowo.

Co te wybory pokazały, poza wystawieniem czerwonej kartki Scholzowi? Chodzi mi o to, za czym ludzie głosowali, co było dla nich ważne?

Wybory pokazały przede wszystkim, że kanclerz Olaf Scholz nie poradził sobie z negatywnymi skutkami polityki zagranicznej Angeli Merkel. Wynikało to z kilku czynników. Jednym z nich była złożoność samej polityki migracyjnej, a zwłaszcza błędne jej oszacowanie, że migranci napędzą niemiecką gospodarkę, która de facto okazuje się być przez nich konsumowana. Drugim, który się nałożył, to uwarunkowania zewnętrzne w postaci wojny w Ukrainie i zamknięcie, albo co najmniej drastyczne ograniczenie handlu z Rosją. Pamiętać należy, że Niemcy postrzegają swoją potęgę przede wszystkim przez pryzmat siły swojej gospodarki. Jeśli jej wskaźniki słabną, to jest to dla społeczeństwa niemieckiego powód do obaw. Natomiast dane statystyczne Niemiec wskazują, że ich PKB spada od 2021 r., a zatem od początku kadencji Olafa Scholza. I trzeci z nich to osobowość kanclerza, który nie należy do polityków dynamicznych i lubiących odważne decyzje. To raczej decydent wycofany, niewidoczny na scenie międzynarodowej, niepotrafiący utrzymać pozycji Niemiec w Europie i w regionie. Najlepszym papierkiem lakmusowym jego pozycji jest zaktywizowanie się prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Niemcy to wszystko widzą i oceniają, stąd taki, a nie inny wynik wyborów.

Inaczej mówiąc, społeczeństwo niemieckie chce spokoju i dobrobytu, a dotychczasowa polityka im tego nie zagwarantowała.

SPD będzie żałować, że nie postawiło na popularnego ministra obrony Borisa Pistoriusa?

Trudno powiedzieć. Specyfiką polityki jest działanie, nie zaś zastanawianie się co by było gdyby, choć niewątpliwie należy wyciągać naukę z historii. Doskonale zrobił to kiedyś Helmut Kohl, czy obecnie Friedrich Merz, który swego czasu przegrał rywalizację o fotel kanclerza z Angelą Merkel. Doświadczenie pokazuje, że porażka polityczna może stać się impulsem do mobilizacji, a w efekcie i do zwycięstwa. Nigdzie nie jest powiedziane, że w jeszcze kolejnych wyborach SPD nie będzie mogła wystawić Borisa Pistoriusa jako swojego kandydata.

Jakiej koalicji można się spodziewać? I czy będzie ona trwała, bo przyszli partnerzy koalicyjni mogą być trudni do współpracy.

Biorąc pod uwagę niemiecki tradycjonalizm i przywiązanie do tego co znane, wysoce prawdopodobną koalicją wydaje się być praktykowany do tej pory sojusz CDU/CSU z SPD z korektą, a mianowicie z wykluczeniem ze składu Olafa Scholza i jego zaplecza politycznego. Podobny model Niemcy już przerabiali za czasu rządów Angeli Merkel. Zresztą jak pokazują badania sondażowe, takie są też oczekiwania większości wyborców, zwłaszcza tych z CDU/CSU i SPD. Ponadto sam potencjalny kanclerz Friedrich Merz zapowiedział, że nie wyobraża sobie ani formuły koalicji trójstronnej, ani też współpracy z AfD.

Myślę, że trwałość koalicji w dużej mierze zależeć będzie od elastyczności i zdolności poszukiwania kompromisów przez kanclerza oraz oczywiście od zdolności adaptacyjnych SPD. Ważne jest też to, że koalicjantów będzie dwóch, nie więcej, bo to ułatwi prowadzenie rozmów. Przykład Olafa Scholza pokazuje, że rozdrobnienie ośrodka decyzyjnego i brak umiejętności w zakresie poszukiwania złotego środka może prowadzić do politycznej porażki. Decydujący okaże się zatem w moim przekonaniu czynnik wewnętrznej komunikacji, zdolność do wyjaśniania nieporozumień i pokonywania trudności. Inaczej mówiąc: musi zadziałać czynnik pracy zespołowej i dobro wspólne, nie ambicje partyjne, czy osobiste.

Co z pomocą dla Ukrainy? Merz ma inną perspektywę niż Scholz i SPD jeśli chodzi o pomaganie Ukrainie, chce pomagać i to dużo bardziej (jak deklaruje). Jednak koalicja z tą partią może utrudnić wysłanie m.in. pocisków Taurus, za czym opowiada się Merz.

No właśnie. To będzie jeden z tych aspektów, z którym koalicjanci będą musieli się zmierzyć, weryfikując swoje wzajemne wizje i oczekiwania polityczne. Jednak dobrym punktem wyjścia dla rozmów, jak się wydaje, jest sama chęć niesienia pomocy Ukrainie. Zaangażował się w nią już Olaf Scholz. Teraz pozostaje zatem kwestia jej ilości i jakości, w tym również wysyłania pocisków Taurus. Może to być trudne zadanie z kilku względów. Po pierwsze wymagałoby to nakładów finansowych, a tych obecnie Niemcom brakuje ze względu na stan gospodarki. Po drugie, nadal mentalnie trudne dla Niemców jest czynne angażowanie się w konflikty zbrojne i wojnę. Po doświadczeniach II wojny światowej, starali się oni pomagać raczej za pomocą tzw. miękkiej siły, unikając tej twardej, militarnej. Niemniej pomagać można na wiele sposobów. W moim przekonaniu, jeśli jest dobra wola po obu stronach, to możliwe jest wypracowanie wspólnego stanowiska w tej sprawie. Zależeć to jednak będzie od zdolności koalicjantów, o których mówiłam wcześniej.

Merz zapowiedział wizytę w Warszawie, CDU/CSU w swoim programie jako jedyna w zasadzie partia dużo mówiła o współpracy z Polską, szykuje się nowe otwarcie w relacjach między nami?

Rzeczywiście podczas kampanii wyborczej Friedrich Merz powtarzał, że wyniki będą decydujące nie tylko dla Niemiec, ale i dla Europy. Wskazywał, że wśród jego priorytetów znajduje się m.in. współpraca międzynarodowa z Polską, w tym również na płaszczyźnie Trójkąta Weimarskiego. Zatem zobaczymy. Mnie osobiście przede wszystkim interesowałby poziom spójności między tym co polityk mówi, a faktycznie zamierza zrobić. Pozytywnie natomiast oceniam fakt, że F. Merz potrafi i chce patrzeć na Warszawę jako na potencjalnego partnera. Myślę, że obecna pozycja Polski wzmocniona zaangażowaniem w pomoc Ukrainie przy swoistej słabości gospodarczej Niemiec, wbrew pozorom może być korzystna dla wszystkich. Jak to mawiają Niemcy w jedności i w różnorodności siła. Mam nadzieję, że przyszły kanclerz to rozumie i pozytywnie wykorzysta.

Jakim politykiem jest Merz? Czego możemy się po nim spodziewać? Będzie lepszym kanclerzem niż Scholz?

Friedrich Merz jest przede wszystkim politykiem wytrwałym, wiedzącym czego chce i potrafiącym dążyć do celu. Jego osobista biografia, lata młodzieńcze, ale także ścieżka kariery politycznej, pokazują, że umie walczyć o to, w co wierzy i jest w tym skuteczny. Nie poddaje się. Ma też inny styl decydowania politycznego. O ile Angelę Merkel i Olafa Scholza nazwać możemy mistrzami przeczekania, o tyle Merz decyduje z innego poziomu. Bierze sprawy w swoje ręce i nie czeka do ostatniej chwili. To on dąży do tworzenia rzeczywistości, nie jest jej biernym odbiorcą. Aspektami, na które zwraca szczególną uwagę, jest przede wszystkim gospodarka oraz polityka migracyjna, czyli dokładnie to, co Niemcom aktualnie doskwiera. Myślę, że m.in. w tym może tkwić jego polityczna siła.

Super Ring | dr Ziętek-Wielomska: NIEMCY GRAJĄ UKRAINĄ PRZECIWKO POLSCE!

AfD zajęła drugie miejsce, uzyskując 20 procent, co oznacza, że będzie największą partią opozycyjną, zapewne będzie otoczona „kordonem sanitarnym”, przez co będzie izolowana. Jednak tak duży wynik pokazuje, że AfD z wyborów na wybory zyskuje coraz lepsze wyniki, czy to „długi marsz” AfD po władze?

Niewątpliwe AfD z biegiem czasu zyskuje na znaczeniu. Jej poparcie na przestrzeni lat mocno wzrosło. W obecnych wyborach federalnych 23 lutego 2025 r. otrzymała około 20,8% głosów, co uczyniło ją drugą najsilniejszą siłą polityczną. W porównaniu do poprzednich wyborów, według Statista, w 2021 roku udało jej się podwoić wynik. W 2017 roku partia ta po raz pierwszy weszła do niemieckiego Bundestagu, zdobywając 12,6% głosów. Czy jest to „długi marsz” po władzę? W dużej mierze zależeć to będzie od sytuacji zewnętrznej i wewnętrznej Niemiec, a pośrednio i Europy. Im słabsze Niemcy wewnętrznie i zewnętrznie, tym silniejsza AfD. Przed ewentualnym kanclerzem Friedrichem Merzem zatem ogromne wyzwanie. W moim przekonaniu jego przyszłe działania mogą przynieść dwojakie skutki: albo dalszy rozwój AfD, dla którego swoistą pożywką będzie słaba polityka Merza, albo jej spadek warunkowany zdecydowanymi działaniami politycznymi przyszłego kanclerza. Te jednak wymagają dużej korekty w zakresie polityki zagranicznej, zwłaszcza migracyjnej. Chodzi tu głównie o błędy Angeli Merkel i poziom ich utrwalenia i dokonany przez działania i postawą polityczną Olafa Scholza.

AfD zwyciężyło na wschodzie kraju, to mniej więcej pokrywa się z granicami dawnego NRD — można powiedzieć cytując klasyka, widać zabory. Ci ludzie opowiadają się za inną wizją Niemiec, czy izolacja AfD nie będzie wpływać negatywnie na politykę i relacje? Partie głównego nurtu próbują ich postulaty jakoś adaptować, ale chyba są niewiarygodni w tym.

Rzeczywiście, by być wiarygodnym i zyskać poparcie trzeba być autentycznym, również w polityce. W tym zawsze tkwi moc. Tak jest w przypadku AfD i jak Pan powiedział, dotyczy również partii głównego nurtu. W moim przekonaniu siła AfD wynikać może z nieco innego modelu rozumienia tożsamości narodowej przez Niemców ze starych krajów związkowych i nowych. Tym ostatnim jest nieco bliżej do Polski, co naturalne, stąd w swoim podejściu cenią sobie aspekt etnos. Niemcy z zachodniej części kraju preferują raczej patrzenie na siebie jako na naród przez pryzmat demos. Z obu modelami powiązane są odmienne systemy wartości, co przekłada się na działania polityczne. Mianowicie demos ceni sobie przywiązanie do terytorium własnego państwa, powstałego w wyniku procesów politycznych, opartych o porządek i formę organizacyjną. Etnos z kolei silnie odwołuje się do pamięci o przodkach, tradycji i wartości bazujących na więzach krwi. Stąd w moim przekonaniu taka siła AfD właśnie we wschodnich krajach związkowych. Ich program po prostu padł na żyzny grunt.

Jeśli chodzi o polityczną izolację AfD i jej przyszłość, wiele zależy od polityki rządu. W moim przekonaniu sama izolacja niewiele da, a wręcz przeciwnie może jeszcze bardziej wzmocnić AfD. Zadziała tu zasada reaktancji, czyli zakazanego owocu. Jeśli potrzeby polityczne, czy mówiąc w ujęciu systemowym inputs nie zostaną przetworzone w konkretne działania polityczne, czyli outputs, to będziemy mieli do czynienia z klasycznym przykładem turbulencji w systemie. Myślę, że ważne jest zatem, by przyszły rząd uwzględnił potrzeby Niemców wschodnich. Nie chodzi tu bynajmniej o powielanie programu AfD, ale o głębszą refleksję nad tym, czego tym obywatelom de facto brakuje i jak można uwzględnić ich postulaty, oczywiście wcześniej je filtrując i dopasowując do możliwości i uwarunkowań sytuacji politycznej.

Wrócimy do SPD i koalicji tzw. "sygnalizacji świetlnej (SPD, Zieloni, FPD), co im się udało w trakcie rządów, a czego nie zrobiono lub nie wyszło?

Kiedy w 2021 r. zawiązała się tzw. koalicja sygnalizacji świetlnej (Ampelkoalition), pokładano w niej duże nadzieje. Widziano przede wszystkim jej siłę w integracji różnych nurtów politycznych, które reprezentowała, a mianowicie w społecznie zorientowanej SPD, proekologicznych Zielonych i liberalnej gospodarczo FDP. Rozwiązanie to postrzegano jako być może trudne, ale jednocześnie świeże i dające szansę na elastyczność polityczną.

Jeśli chodzi o sukcesy, bo od nich zacznijmy, to niewątpliwie można tu wskazać zdolność do szybkiego uniezależnienia się od rosyjskiego gazu. Pozwoliło to Niemcom utrzymać stabilność energetyczną i uniknąć katastrofy, której wszyscy się obawiali, a na którą liczył W. Putin. Myślę, że mimo wszystko w jakiś sposób możemy również uznać za sukces zaangażowanie się Niemiec w pomoc Ukrainie. Biorąc pod uwagę dotychczasową wstrzemięźliwość Niemiec w tej materii, przełamanie starego paradygmatu wymagało ogromnego wysiłku decyzyjnego. Wprawdzie możemy się zastanawiać, czy ta pomoc nie mogła być większa, możemy też mówić o pewnej opieszałości w działaniu Ukrainie, ale jednak to już ogromna zmiana.

Natomiast zdecydowanie do nieudanych zaliczyć trzeba reformę polityki migracyjnej. Co więcej, dołączyła do niej gospodarcza stagnacja, wzrost cen i spadek PKB. Wśród deficytów wskazałabym również utratę pozycji lidera w UE. Słabość rządu Olafa Scholza sprawiła, że w miejsce Niemiec zaangażowała się Francja. Kanclerz okazał się być politykiem mało charyzmatycznym i bez siły przebicia. Przyczyn porażek należy dopatrywać się nie tylko w uwarunkowaniach zewnętrznych, czy wewnętrznych, ale także w samej osobowości politycznej kanclerza. Jest on bowiem postrzegany jako decydent uparty, niepotrafiący poszukiwać kompromisów politycznych. Media oceniły go jako tego, który zniszczył nie tylko rząd, ale także wiarę w prowadzenie pragmatycznej polityki ponad granicami obozów politycznych.

Jak można z perspektywy czasu oceniać zapowiedziane przez Scholza w 2022 roku Zeitenwende – zwrot/przełom. To porażka, sukces, a może jedno i drugie?

Hasło Zeitenwende pojawiło się w strategicznym dla Europy, a zatem i dla Niemiec momencie. Dało też samym Niemcom nadzieję, że rzeczywiście coś się zmieni, że oto za deklaracjami politycznymi pójdą konkretne działania. Niemniej jak zwykłam mówić, początek jest mniej istotny, ważny jest koniec. Sukces Zeitenwende skończył się w momencie jego ogłoszenia, tzn. nic się nie zmieniło, może za wyjątkiem rozczarowania, czy porażki, które się pojawiły w wymiarze polityki wewnętrznej, a także może i swoistej śmieszności na scenie międzynarodowej. W moim przekonaniu Zeitenwende to wyraz tego, że ambicje niemieckie nie mają obecnie przełożenia na rzeczywistość. Niemcom brakuje sprawczości. Wynika ona z uwarunkowań, o których mówiłam wcześniej, ale na jej słabość nałożyła się ponadto od lat praktykowana przez Niemców strategia dysonansu między prowadzoną narracją a działaniem politycznym. Myślę, że charakterystyczna dla Niemiec spójność polityki zagranicznej z wewnętrzną to dziś zdecydowanie za mało. Potrzeba tu jakieś rewizji w kontekście jej integralności między sferą deklaracji i działań politycznych. Tego Zeitenwende zabrakło.

Czy te wybory były dla Pani Doktor jakimś zaskoczeniem? Może pokazały coś, co nie było widać przy wyborach w poprzednich latach?

Dla mnie osobiście wybory te nie były żadnym zaskoczeniem. W moim przekonaniu Niemcy są bardzo przewidywali. Mówiłam już o tym wcześniej. Nie lubią zmian, jeśli muszą wybierać to między tym co dla nich znane i swoje: mam na myśli rotację władzy między CDU/SCU a SPD. W dalszym też ciągu kluczowym elementem oceny skuteczności politycznej władzy jest dla nich jej zdolność do utrzymania potęgi gospodarczej Niemiec. Ten paradygmat nie uległ zmianie.

Co natomiast się zmieniło to fakt, że część społeczeństwa niemieckiego się przebudza. Myślę, że niektórzy zaczynają rozumieć, że wynik AfD to sygnał alarmowy: czerwone światło. Trochę mnie to dziwi, że nie potrafili tego dostrzec wcześniej, ale lepiej późno niż wcale. Zatem jeśli miałabym powiedzieć, co jest nowego w zachowaniu wyborczym Niemców, to właśnie ten fakt, iż zaczynają wyraźnie pokazywać potrzebę powrotu do własnych korzeni. Bynajmniej nie mam tu na myśli jakichś ekstremizmów, ale pamięć o tym co ich cywilizacyjnie ukształtowało i od czego w swojej polityce odeszli.

*

Dr Monika Maria Brzezińska - Politolog w katedrze Stosunków Międzynarodowych i Studiów Europejskich Instytutu Politologii UKSW w Warszawie. Wieloletnia koordynatorka Polsko-Niemieckiej Akademii Letniej w Berlinie, autorka publikacji związanych z tematyką niemiecką i europejską. W obrębie jej zainteresowań pozostają również: pozycja i rola RFN w stosunkach międzynarodowych, kształtowanie się tożsamości Niemiec i Niemców od momentu Zjednoczenia do dziś, problematyka deutsche Frage i percepcja mocarstwowości RFN w Europie i na świecie. Prezes Zarządu Collegium Interethnicum od 2019 r.

Sonda
Czy rząd F. Merz będzie lepszy niż Olafa Scholza?
Portal Obronny SE Google News
Autor:

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki