Piotr Miedziński: W lutym minie już dwa lata od pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Czy w niemieckiej polityce widać zmianę kursu względem Rosji i pomocy dla Ukrainy?
Monika Maria Brzezińska, UKSW: Dwa lata to wystarczająco długi okres, by można było dokonać pewnych podsumowań. Sięgając pamięcią do pierwszych dni i miesięcy inwazji Rosji na Ukrainę, warto przypomnieć, iż polityka Niemiec charakteryzowała się wówczas bardzo dużą ostrożnością i powściągliwością zarówno w deklaracjach politycznych, jak i w praktycznym działaniu. To milczenie Berlina zostało natychmiast zauważone i poddane krytyce zarówno w Warszawie, jak i w innych krajach europejskich. Kanclerz Olaf Scholz został zmuszony, wręcz wywołany do tablicy, by opowiedzieć się po której stronie konfliktu stoi. Zaczęły się zatem pojawiać pierwsze, delikatne wzmianki potępiające politykę Moskwy. Na konkretne działania trzeba było jednak jeszcze długo czekać, że wspomnę tylko przysłowiowe niemieckie hełmy, których transport znacząco się opóźniał.
Jeśli chodzi obecny czas, to nie zauważymy diametralnej zmiany w postawie i stanowisku politycznym Niemiec. Nadal jest ona powściągliwa i bardzo wyważona w krytyce wobec Rosji, choć dały się też słyszeć słowa Olafa Scholza mówiące, że to Ukraina musi wygrać. Nieco dynamiki nabrała natomiast faktyczna pomoc przekazywana stronie ukraińskiej. I to rzeczywiście wyraźnie uległo zmianie w perspektywie czasowej.
Pozostaje jednak pytanie, na ile ta pomoc rzeczywiście odpowiada potrzebom bojowym Ukrainy i czy pomoże im wygrać wojnę, czy tylko przeciągnąć ją w czasie?
W ostatnich tygodniach można zauważyć intensyfikację pakietów pomocowych dla Ukrainy ze strony Niemiec. Jest nawet broń dla Ukrainy. Niemcy nadrabiają zaległości, czy może przejmują „pałeczkę” po USA, którym kończą się pieniądze dla Ukrainy?
Rzeczywiście, analizując aktualne rankingi niemieckiego wsparcia, zauważymy, że kraj ten zajmuje trzecie miejsce (po UE i USA) pod względem przekazanego stronie ukraińskiej sprzętu, broni i środków finansowych. Polska dla przykładu plasuje się dopiero na ósmej pozycji. Jeśli z kolei przyjrzymy się szczegółowym danym dotyczącym nie tylko ilości sprzętu, ale i jego rodzaju, to zarysuje się zupełnie inny obraz owego wsparcia. Okazuje się bowiem, iż w większości nie jest to sprzęt ciężki, mogący zdecydowanie przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Ukrainy, ale raczej dostarczane są żołnierzom środki niezbędne do ich przetrwania. Jak wskazuje na swojej stronie rząd federalny można tu wymieniać przede wszystkim torby narzędziowe z materiałem wybuchowy (250 szt.), czujniki dronów (182 szt.), amunicję, hełmy bojowe (28 tys. szt.), apteczki (500 szt.), plecaki (27 477 szt. ), śpiwory (14 tys. szt.), czy namioty (200 szt.). Są one oczywiście istotne, lecz nie odgrywają kluczowej roli strategicznej. Nie zapewnią Ukrainie przewagi militarnej, a mogą prowadzić do pewnego niedosytu w zakresie otrzymywanej pomocy.
Należy zatem patrzeć nie tylko ilość, ale i na jakość udzielanej pomocy. Ponadto nie każde wsparcie jest mierzalne i łatwe do policzenia. Weźmy chociażby pod uwagę soft power, w którym Polska odgrywała kluczową rolę od samego początku wojny. Bez takiego zaangażowania i globalnego nagłaśniania problemu, wsparcie materialne i finansowe dla Ukrainy byłoby niemożliwe, a już na pewno zdecydowanie mniejsze.
Czy w niemieckim społeczeństwie zauważalna jest zmiana nastawienia względem Ukrainy? Solidarna pomoc faktycznie ma miejsce, lecz badania opinii publicznej pokazują, że mieszkańcy wschodnich Niemiec, czyli regionu dawnego NRD, są bardziej sceptyczni wobec udzielania większego wsparcia Ukrainie niż mieszkańcy Zachodnich Niemiec. Z czego to wynika?
Pytanie to należy rozpatrywać z perspektywy społecznej i odnieść się również do korzeni historycznych. Społeczeństwo nowych krajów związkowych, z dawnego NRD, charakteryzuje się inną mentalnością i innym podejściem do życia i do polityki niż mieszkańcy starych krajów. Zwróciłabym też uwagę na kształtującą się przez długie lata niechęć i negatywne doświadczenia historyczno-polityczne przez jakie przechodziła ludność NRD w okresie zimnej wojny.
Pewna opieszałość czy wstrzemięźliwość wobec pomocy Ukrainie, może wynikać również z ciągle istniejących różnic ekonomicznych między Niemcami Wschodnimi i Zachodnimi, które nie uległy zniwelowaniu mimo upływu lat. Z drugiej strony, być może jest to też swoiste przyzwyczajenie społeczeństwa, co wskazują inne badania dotyczące tej grupy, że ta część społeczeństwa jest przyzwyczajona do bycia beneficjentami pomocy, nie zaś jej dawcami, co jest dodatkowo wzmacniane przez funkcjonujący w Niemczech federalny system wyrównań finansowych.
Teraz bym zapytał o ministra obrony Borisa Pistoriusa. Mam wrażenie, że obecnie twarz niemieckiej polityki bezpieczeństwa, to właśnie minister Pistorius, który wydaje się, jako jeden z niewielu rozumieć zagrożenia dla bezpieczeństwa i stara się modernizować Bundeswehrę. Czy dobrze to odczytuję?
Właśnie niedawno oglądałam jedno z przemówień ministra Borisa Pistoriusa. Ponieważ zazwyczaj zwracam uwagę nie tylko na to, co polityk mówi, ale istotna jest dla mnie również komunikacja niewerbalna, muszę przyznać, iż sama mimika pana ministra, jego stopień zaangażowania twarzy i ciała, kiedy wypowiadał się na temat polityki obronności, wskazują, iż czynił to z wielkim zaangażowaniem. Autentycznie przeżywał to co mówił, wczuwał się w słowa, był przekonany co do swoich racji. Wielokrotnie też powtarzał, że polityka obronności stanowi priorytet jego aktywności politycznej.
Myślę, że to jego zaangażowanie w pomoc Ukrainie wynika po części z poczucia odpowiedzialności i misji na tym stanowisku. Musimy jednak mieć świadomość, że politykę Republiki Federalnej Niemiec, kształtuje kanclerz Olaf Scholz, zatem bez względu na to co myśli minister obrony, musi on pozostawiać w zgodzie z głównymi wytycznymi kanclerza. Zakres jego działań jest więc znacząco ograniczony wizją i strategią na wyższym szczeblu decyzyjności. Nie mniej, na tyle na ile minister Boris Pistorius może działać, na tyle też się stara. Oczywiście można dyskutować, czy to co robi jest wystarczające dla Ukrainy, i czy wsparcie jej udzielane uznać należy za proporcjonalnie do możliwości takiego kraju jak Niemcy.
W Niemczech na poważnie rozpoczyna się dyskusja na temat przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej dla młodych i jedynie minister Pistorius oraz opozycyjna CDU/CSU oraz AfD opowiadają się za tym rozwiązaniem. SPD z której wywodzi się minister i koalicjanci są przeciw. Czy minister nie będzie trochę walczył z wiatrakami w ramach swojej polityki bezpieczeństwa i nie spotka się ze swoistym murem? W zasadzie jest osamotniony.
Zwróciłabym tutaj uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, ostatnie rankingi popularności polityków w Niemczech wskazują, że minister Boris Pistorius jest najbardziej lubianym politykiem w Niemczech i cieszy się on największym społecznym zaufaniem.
Po drugie, minister Boris Pistorius niejednokrotnie podkreślał, że polityka obronna musi być zakorzeniona w społeczeństwie i to w sposób integralny. Te dwa elementy powinny się nawzajem przenikać. Być może też dzięki swojej popularności i charyzmie, którą posiada, uda mu się przekonać niemieckie społeczeństwo do służby w armii, bo jak niedawno mówił w jednym ze swych wystąpień „Niemcy muszą być gotowe na wojnę”.
Dla ministra Borisa Pistoriusa równie ważne są bezpośrednie kontakty i spotkania obywateli z żołnierzami. Sam je osobiście inicjuje i bardzo popiera. Cieszy się, jak sam wspominał z sytuacji, gdy pokolenie starszych i młodszych osób podchodzi do żołnierzy, rozmawia z nimi, nawiązuje bezpośrednie relacje. Wcześniej Bundeswehra, postrzegana była jako oddzielna instytucja, zupełnie odseparowana od społeczeństwa. Minister Boris Pisotrius zaczyna to pomału zmieniać, a jego celem jest stworzenie atmosfery wzajemnej odpowiedzialności za szeroko rozumianą przestrzeń bezpieczeństwa. W jego przekonaniu nie tylko armia niemiecka odpowiada za obronność, ale jest do tego zobligowane całe społeczeństwo.
W moim przekonaniu, jeśli uda mu się tę spójność między armią a społeczeństwem stworzyć i utrzymać, to kwestia obowiązkowej służby wojskowej nie będzie wielkim problemem. Stanie się po prostu poczuciem wewnętrznej misji, potrzebą wzięcia odpowiedzialności za bezpieczeństwo wielu Niemców.
Czyli jak rozumiem, minister chce trochę ten niemiecki pacyfizm, który nadal jest widoczny zmniejszyć? Widziałem badania, które wskazuję, że niemieckie społeczeństwo opowiada się za przywróceniem obowiązkowej służby wojskowej.
Myślę, że trzeba zwrócić uwagę na jedną rzecz. Po pierwsze Niemcy lubią porządek, a po drugie jako społeczeństwo lepiej też funkcjonują w ściśle określonych strukturach czy układach. I jak wiemy z przeszłości, potrzebują czasem silnej ręki. Bundeswehra może być dla nich takim symbolem siły. Liczne kryzysy i afery, które miały miejsce w armii niemieckiej, bardzo mocno osłabiły wizerunek wojska. Misją ministra Borisa Pistoriusa, o której zresztą sam otwarcie mówi, jest m.in. zburzenie muru między społeczeństwem a armią. Szczególnie bliskie jest mu nie tylko budowanie pozytywnego wizerunku armii niemieckiej, ale także zawiązanie specyficznej więzi łączącej ją z obywatelami. Być może takie działanie przełoży się również na większą chęć osobistej służby na rzecz kraju.
Polecany artykuł:
A czy młode pokolenie Niemców jest gotowe, by wziąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo w kontekście, tego planu wzmocnienia armii?
To pytanie zadają sobie nie tylko różne pokolenia w Niemczech, ale także w wielu krajach. Wydaje mi się, że starsze generacje w Niemczech boją się odwołań do wartości patriotycznych ze względu na negatywne doświadczenie historyczne. Natomiast dla młodszego pokolenia, nie jest to już aż tak duży problem. Dzisiaj coraz więcej młodych Niemców z dumą mówią o swojej tożsamości, o tym, ze dobrze być Niemcem, że są z tego dumni. To kiedyś było nie do pomyślenia. Angela Merkel miała taki zwyczaj „ukrywania” niemieckości w retoryce europejskiej. Bardzo często powtarzała, że „musimy być solidarni dla Europy”, nigdy zaś nie odwoływała się do interesów Niemiec. Myślę, że takie obawy o oskarżenia o imperializm niemiecki były w niej ciągle żywe.
Być może to młode pokolenie, które jest dzisiaj bardziej świadome swojej tożsamości, będzie też bardziej gotowe i bardziej chętne by stanąć w obronie swojego kraju. Ale czy tak się rzeczywiście stanie, trudno jednoznacznie powiedzieć. To sytuacje bowiem weryfikują zachowania.
Skoro Pani Doktor wspominała o tej popularności, to czy minister Pistorius ma szanse w przyszłości zostać kanclerzem?
Popularność polityka zależy nie tylko od tego co się dzieje w kraju, ale także od tego co zewnątrz. Niemcy są społeczeństwem, które bardzo nie lubi zmian. Widać to było bardzo wyraźnie za kadencji kanclerz Angeli Merkel. W prowadzonych wówczas badaniach ankietowych wyraźnie podkreślali, że chcą wieść proste, spokojne i dobre życie. Nie chcą zmian. Czy minister Boris Pistorius ma szanse na to, by zostać kanclerzem? Najpierw bym się zastanowiła na ile będzie on potrafił w chwili obecnej zapewnić Niemcom poczucie bezpieczeństwa. To bowiem może być kluczowy element, jeśli chodzi o jego przyszłą karierę polityczną.
Przed jakimi wyzwaniami będą stały Niemcy w nadchodzącym nowym roku 2024? Jakie zagrożenia mogą czaić się przed nimi?
Niedawno były prowadzone badani sondażowe dotyczące tego czego Niemcy obawiają się najbardziej. Według tych badań są to: pogorszenie się warunków bytowych, podwyżki cen mieszkań oraz utrata lub obniżenie świadczeń socjalnych. Niemcy wskazali zatem jednoznacznie na konieczność stabilności ekonomicznej.
Jeśli zaś chodzi o stosunki zewnętrzne, to myślę, że dla kanclerza i ministra Borisa Pisoriusa, ważna będzie kwestia opowiedzenia się w końcu po jednej ze stron konfliktu: albo po ukraińskiej, albo po rosyjskiej.
Wyzwaniem, będzie także wzmocnienie armii, czyli gotowości bojowej na wypadek wojny. Mówił o tym sam minister Boris Pistorius. W takim przypadku będą musiały znaleźć się środki na modernizację armii. Pandemia COVID-19, wojna w 2022 roku na Ukrainie, wojna w Izraelu pokazały, że świat jest nieprzewidywalny. Niemcy muszą być gotowe na wyzwania i na nowe sytuacje, które w każdej chwili mogą się pojawić.
Kolejną sprawą jest kwestia mentalnej zmiany Niemców, a zwłaszcza niemieckich polityków. Mam tu na myśli przede wszystkim potrzebę wzięcia większej odpowiedzialności za region. Nie ma już czasu na zwlekanie, czy unikanie decyzji.
Dr Monika Maria Brzezińska - Politolog w katedrze Stosunków Międzynarodowych i Studiów Europejskich Instytutu Politologii UKSW w Warszawie. Wieloletnia koordynatorka Polsko-Niemieckiej Akademii Letniej w Berlinie, autorka publikacji związanych z tematyką niemiecką i europejską. W obrębie jej zainteresowań pozostają również: pozycja i rola RFN w stosunkach międzynarodowych, kształtowanie się tożsamości Niemiec i Niemców od momentu Zjednoczenia do dziś, problematyka deutsche Frage i percepcja mocarstwowości RFN w Europie i na świecie. Prezes Zarządu Collegium Interethnicum od 2019 r.