Spiegel podaje, że PGZ „chciała pobierać ponad 100 000 euro za wstępną inspekcję, podczas gdy w Niemczech producenci pobierają około 12 000 euro za taką wstępną diagnozę uszkodzeń”. Pierwotne plany przewidywały, że 2A6 miały być naprawiane w Polsce. PGZ miał naprawiać Leopardy w dwóch lokalizacjach we współpracy z niemieckim przemysłem obronnym. Ze względu na bliskość Ukrainy, opcja ta została uznana za korzystną w celu jak najszybszego powrotu czołgów na front. Tygodnik przypomina, że wiosną tego roku minister Boris Pistorius i i minister Mariusz Błaszczak podpisali odpowiedni protokół ustaleń. Zgodnie z nim firmy Rheinmetall i Krauss-Maffei Wegmann (KMW - producenci Leopardów) miały negocjować szczegóły z Polakami, a Berlin miał wziąć na siebie dużą część kosztów napraw. Według strony niemieckiej polski partner planowanej umowy przedstawił warunki, których niemieckie ministerstwo obrony nie mogło zaakceptować. PGZ miało (patrz wyżej) wystawić daleko zawyżony rachunek za usługę.
„Następnie, około dwa tygodnie temu, doszło do publicznej eskalacji sporu. Po tym, jak Spiegel doniósł o zakulisowej kłótni na krótko przed podróżą ministra obrony do Polski, Pistorius postawił negocjatorom swego rodzaju ultimatum. Raczej niedyplomatycznie powiedział swojemu polskiemu odpowiednikowi przed kamerami, że ma nadzieję, że porozumienie zostanie osiągnięte w ciągu najbliższych dziesięciu dni. Nawet jeśli Pistorius nie wyraził się jasno, jego przesłanie zostało zrozumiane: „albo porozumienie zostanie osiągnięte szybko, albo Berlin pociągnie za sznurek”. To znaczy zareaguje odpowiednio do zaistniałej sytuacji (patrz wyżej). Spiegel uważa, że z umowy o serwisowaniu niemieckich czołgów uszkodzonych na froncie ukraińskim nic nie będzie, choć Federalne Ministerstwo Obrony (FMO) podkreśla, że nadal prowadzi rozmowy w rzeczonej kwestii z PGZ.
Obecnie czołgi do naprawy wysyłane są do Niemiec lub Litwy. W opinii FMO litewski przemysł obronny ma ku temu możliwości, choć minister Pistorius przyznał – podkreśla Spiegel - ich „naprawa w Polsce byłaby znacznie mniej skomplikowana”.
Potocznie zwykło mówić się, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym przypadku sprawa ma nie tylko finansowe oblicze. Również – to też akcentuje Spiegel – polityczne. „Nie tylko w Ministerstwie Obrony panuje przekonanie, że strona polska celowo opóźniała rozmowy, aby zawstydzić Berlin. Rządząca partia PiS nie przepuszcza żadnej okazji, by zadrwić z niemieckiego rządu. Jeszcze przed dostawą czołgów bojowych Warszawa publicznie ukazywała Berlin jako hamulcowego. Nie tylko w Berlinie sugeruje się, że spory o centrum naprawy czołgów mogą być również motywowane politycznie…”.
Co w tej sprawie ma do powiedzenia Polska Grupa Zbrojeniowa? Chcieliśmy poznać jej stanowisko, ale nie udało się skontaktować z jej rzeczniczką prasową Beatą Perkowską. „Abonent jest czasowo niedostępny, proszę zadzwonić później”. Prawdopodobnie wcześniej niż później należy spodziewać się komunikatu PGZ odnoszącego się do zarzutów stawianych przez FMO.