Dla wielu ludzi może być to szokujące, że polityk, który szerzył dezinformację na Twitterze (obecnie X), i mówił, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane, a wobec niego są obecnie kierowane kolejne oskarżenia i toczą się rozprawy sądowe, to Trump wciąż cieszy się dużym poparciem wśród społeczeństwa. Z czego to wynika?
Jak tłumaczy dr Bartosz Rydliński z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW): „Donald Trump już w wyborach w 2016 roku, stworzył pewien ruch społeczny z pogranicza kultury popularnej i politycznej religii. Paradoksalnie zarzuty stawiane byłemu prezydentowi USA służą mu, budują go, tworzą jego mit przeciwnika elit, establishmentu. Nawet najbardziej bulwersujące doniesienia medialne o możliwych przestępstwach Trumpa są odrzucane przez część jego wyborców. Pamiętajmy, że wielu trumpistów nie wierzy w to, że Joe Biden wygrał wybory w 2020 roku, nie wierzyło w zagrożenie wynikające z koronawirusa COVID-19. Wierzą natomiast w każde słowo swojego lidera, który przy każdej możliwej okazji twierdzi, że zarzuty mają wyłącznie charakter polityczny”.
Polecany artykuł:
Donald Trump według sondażu Reuters/Ipsos wyprzedza swojego rywala, czyli DeSantis o prawie 40 punktów procentowych, a zaledwie cztery miesiące pozostały do pierwszego cyklu walki o nominację Republikanów w wyborach prezydenckich. Według badania The Associated Press-NORC Center for Public Affairs Research z sierpnia bieżącego roku, prawie dwie trzecie Republikanów – 63% – twierdzi, że chce, aby były prezydent ponownie kandydował na urząd prezydenta.
Mimo tego, że wśród Republikanów są politycy zdroworozsądkowi jak Mike Pence, który mówi o tym, by dalej wspierać Ukrainę, to jednak nie cieszy się takim poparciem jak Trump – według różnych sondaży jego poparcie oscyluje między 3 a 6 procent. Jak mówi dr Rydliński z UKSW: „w 2016 roku przeciwko Trumpowi w prawyborach opowiadali się znani politycy Republikanów, w tym John McCain. Trump drwił publicznie z tego, że został pojmany podczas wojny w Wietnamie. To był chyba najbardziej dobitny symbol tego, że amerykańska prawica zmieniła się w sposób fundamentalny. Republikanie przestali być partią niskich podatków, małych i wielkich biznesów, a stała się formacją wszelkiej maści radykałów. Sam Mike Pence sytuował się raczej na prawym skrzydle swojej partii, ale na tle Donalda Trumpa uchodzi za „zdrajcę”, który 6 stycznia 2020 roku opowiedział się za regułami amerykańskiej demokracji”.
Dlatego nie dziw fakt jak donosił Reuters, że w kręgu Republikanów jest grupa przeciwnych Donaldowi Trumpowi, którzy chcą byłemu prezydentowi uniemożliwić nominację prezydencką partii i przestali jego wspierać finansowo. Sondaż Politico, wskazuje także, że większość wyborców jest skłonna poprzeć wysiłki zmierzające do wykluczenia byłego prezydenta Donalda Trumpa z wyborów w 2024 roku. 51 procent badanych stwierdziło, że 14. poprawka zabrania Trumpowi ponownego kandydowania, ponieważ zaangażował się w bunt akceptując początkowo szturm na Kapitol, w porównaniu z 34 procentami, które stwierdziły inaczej.
Polecany artykuł:
Czy Trump może zagrozić bezpieczeństwu w Europie i procesowi pokojowemu na Ukrainie?
Wielu analityków oraz komentatorów zajmujących się polityką amerykańską zadaje sobie obecnie pytanie, czy Trump ma szanse znowu zostać prezydentem USA? Od czasu jego porażki wiele się zmieniło. USA walczyło z COVID-19, wycofało się z Afganistanu oraz zaangażowało się w pomoc walczącej Ukrainie, która została zaatakowana przez Rosję.
Kiedy jeszcze w początkowej fazie konfliktu większość Republikanów, była za pomocą walczącej Ukrainie oraz społeczeństwo amerykańskie, tak z czasem się to zmienia. Trump wielokrotnie wypowiadał się o Putinie w sposób przychylny, mówił nawet, że może zakończyć konflikt w 24 godziny. Czy jednak z korzyścią dla Ukrainy? To już jest sprawa dyskusyjna. Większość analityków jest zdania, że Putin będzie przedłużał konflikt i ratował się pomocą Iranu, Korei Północnej czy Chin, by poczekać na potencjalne ponowne zwycięstwo Trumpa, który wymusi na Ukrainie zawieszenie broni albo zakończenie wojny na warunkach bardziej korzystnych dla Rosji. I tym samym amerykanie będą mogli skupić siły i środki na Indo-Pacyfiku, gdzie coraz bardziej Chiny budują swoją potęgę.
Zwolennicy Trumpa mogliby powiedzieć, że powrót Trumpa to dobra nowina, ponieważ atak Rosji na Ukrainę zdarzył się za kadencji Bidena, po kompromitującym wycofaniu się z Afganistanu, co Putin odebrał za słabość. I to Trump zwracał uwagę na wydawanie 2% PKB na obronność i branie odpowiedzialność za bezpieczeństwo przez Europę. Nie mówiąc o wzmacnianiu wschodniej flanki NATO. Jednak Trump otacza się coraz bardziej ludźmi niekompetentnymi i radykałami. Rosnąca frakcja trumpistów, ma zupełnie inne podeście do wielu spraw zwłaszcza związanych z polityką zagraniczną niż „starzy” Republikanie. Pokazuje to dobitnie konflikt skrajnego skrzydła Republikanów, którzy chcą ograniczenia pomocy dla Ukrainy i polityki skupienia się bardziej na USA.
Oficerowie, którzy współpracowali z Trumpem za jego kadencji także zwracają uwagę na dziwne pomysły Trumpa. Oliwy do ognia dokłada kwestia zawłaszczenia tajnych dokumentów, które zawierały informacje dotyczące zdolności obronnych i zbrojeniowych zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i innych krajów, amerykańskich programów nuklearnych, potencjalnej podatności Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników na atak wojskowy oraz planów możliwego odwetu w odpowiedzi na zagraniczny atak.Media amerykańskie poinformowały także, że D. Trump przekazywał poufne informacje swojemu australijskiemu koledze A. Prattowi, które potem przekazywał rządowi i dziennikarzom. To stawia Trumpa w niekorzystnym świetle, zwłaszcza jako byłego prezydenta najpotężniejszego państwa. Więc może to być zupełnie inna kadencja Trumpa niż z jaką mieliśmy do czynienia, kiedy to byłego prezydenta otaczali ludzie kompetentni i z doświadczeniem.
Należy mieć też na uwadze to, że podejście amerykańskie się zmienia, i USA coraz bardziej patrzy jednak na Indo-Pacyfik, gdzie leżą interesy USA w rywalizacji z Chinami. Czy w takim wypadku możemy się spodziewać, że Stany Zjednoczone nie ważne za jakich rządów Demokratów czy Republikanów, zmniejszą obecność w rejonie Europy, a tym samym ograniczą pomoc dla Ukrainy i skierują się bardziej w stronę Indo-Pacyfiku, zostawiając Europę z mniejszą liczebnością wojsk amerykańskich? Jak tłumaczy amerykanista Jan Hernink:
„[Przyp. red. Zmniejszenie obecności amerykańskiej] nie będzie jednak wyłącznie spowodowane wyborem tego, lub innego kandydata na urząd prezydenta. Podyktowane to będzie dynamiką geopolityczną, która wymaga od wojsk amerykańskich intensyfikacji w rebalancingu na Pacyfik. Obserwując zmiany zachodzące wewnątrz amerykańskiej armii, trzeba zauważyć, że Stany Zjednoczone odchodzą w swojej strategii od silnego wykorzystania armii lądowej na rzecz rozwoju strategii prowadzenia działań o charakterze powietrzno-morskim. Z tego powodu spodziewać należy się nie tylko przekierowania jeszcze większej porcji uwagi Waszyngtonu na sytuację na Indo-Pacyfiku, ale również oczekiwania ze strony Amerykanów, że ciężar stabilizacji regionu Europy Środkowo-Wschodniej oraz potencjalnego konfliktu lądowego w Eurazji przejmą sojusznicy w regionie, którzy tak hojnie korzystają z ich wsparcia i technologii. Wszystko to nie będzie podyktowane wyłącznie potencjalną zmianą w Białym Domu, ale przede wszystkim interesem narodowym Stanów Zjednoczonych. Powrót Trumpa do władzy może przyśpieszyć procesy, które i tak już zachodzą i wszystko wskazuje na to, że będą kontynuowane”.
To czy Trump dostanie nominację i wróci do Białego Domu zostaje na razie niewiadomą i należy czekać na wybory. Należy jednak mieć na uwadze, że może to być zupełnie inna kadencja niż z którą mieliśmy do czynienia, która może zagrozić bezpieczeństwu zarówno Europy jak świata, ponieważ przy Trumpie już może nie być ludzi zdroworozsądkowych. Jednak trzeba mieć nadzieje na skuteczność amerykańskiego aparatu urzędniczego oraz amerykańskiej demokracji, która może uchronić USA przed szkodliwymi działaniami.