Niemiecka fregata F126, czyli jak zmienia się polityka zakupów uzbrojenia. Miliardy euro i lata opóźnień

2025-11-19 13:10

Historia budowy fregaty F126, sztandarowego projektu Bundeswehry, warta jest uwagi co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze możemy przy tej okazji prześledzić jak zmieniały się priorytety Berlina, który początkowo - zanim wybuchła wojna na Ukrainie - zainteresowany był realizacją „projektu europejskiego”, którego sukces miał być zapowiedzią integracji sektorów zbrojeniowych państw UE, a obecnie myśli przede wszystkim o własnym, niemieckim, sektorze przemysłowym i zdolnościach marynarki wojennej.

Niemiecka fregata

i

Autor: Thehighestqualityimages/ Shutterstock
  • Niemiecka fregata F126 miała być sztandarowym projektem Bundeswehry, ale jej budowa ujawnia zmianę priorytetów Berlina z europejskich na narodowe.
  • Początkowo kontrakt na budowę fregat otrzymała holenderska stocznia, jednak Berlin anulował umowę, stawiając na krajowy przemysł obronny.
  • Projekt, który miał wzmocnić niemiecką marynarkę wojenną i jej rolę w NATO, boryka się z opóźnieniami i niepewnością co do przyszłego wykonawcy.
  • Czy mimo miliardowych inwestycji i politycznych deklaracji, fregaty F126 w ogóle powstaną w zakładanym kształcie? Sprawdź, co oznacza to dla niemieckiej polityki zbrojeniowej.

Zmiana priorytetów w niemieckiej polityce zakupów uzbrojenia

Drugim powodem jest możliwość prześledzenia na tym przykładzie tego, co w polityce bezpieczeństwa państw europejskich jest częstym zjawiskiem. Mam na myśli rozziew między optymistycznymi deklaracjami polityków, często dążących do uspokojenia opinii publicznej zatroskanej stanem bezpieczeństwa, a rzeczywistością, która sprowadza się do długiej listy problemów, niespodziewanych przeszkód i ograniczeń biurokratycznych, które zawsze oznaczają przesunięcie deklarowanych terminów, wielomiesięczne - a często wieloletnie - opóźnienia. Historia niemieckiej fregaty jest najlepszą ilustracją tego zjawiska.

Jeszcze w czerwcu 2024 roku, kiedy w stoczni Peene w Wolgast u wybrzeży wyspy Uznam położono jej stępkę, ówczesny i obecny niemiecki minister obrony nie skrywał optymizmu. Był nie tylko pewien, że Bundeswehra zgodnie z planem, czyli w 2028 roku, otrzyma pierwszy z zamówionych okrętów, ale również przekonywał:

Zeitenwende oznacza, że musimy inwestować we flotę teraz, dziś, a nie jutro i nie pojutrze" oraz dodawał, że: "z sześcioma fregatami F126 będziemy nie tylko operacyjni samowystarczalni, ale także zrównoważeni.

W jego opinii okręty tej klasy są też niezbędne dla skuteczniejszej polityki odstraszania i obrony, zwłaszcza północnej flanki Paktu Północnoatlantyckiego. Niedawna wizyta niemieckiego ministra na Islandii i podpisanie umowy pozwalającej wykorzystywać Bundeswehrze porty tej wyspy miało służyć wzmocnieniu roli Niemiec w obronie przestrzeni GIUK, co ma odpowiadać rosnącym aspiracjom Berlina w zakresie europejskiego bezpieczeństwa. To właśnie do islandzkich portów miały zawijać niemiecki fregaty, które Berlin obiecał udostępnić siłom NATO, aby zwiększyć skuteczność w „polowaniu” na rosyjskie okręty podwodne coraz aktywniejsze w północnej części Oceanu Atlantyckiego.

Kontrowersje wokół wyboru wykonawcy i anulowanie kontraktu

Pierwotnie fregaty typu F126 budować miała holenderska stocznia Damen Naval, ale rząd w Berlinie po pięciu latach od podpisania kontraktu zdecydował ostatecznie o jego anulowaniu. Media spekulują, że za realizację inwestycji odpowiadać będzie teraz stocznia Okręty Wojenne Lürssen, spółka-córka Rheinmettal.

Tego rodzaju posunięcie jest zgodne ze strategią rządu kanclerza Merza, który gros zamówień plasuje w rodzimym sektorze obronnym, ale przy okazji cała sprawa ujawnia mechanizmy „współpracy” Berlina z sojusznikami w zakresie obronności, które stają się coraz bardziej bezwzględne i mają na celu przede wszystkim obsługę niemieckich interesów.

Przetarg rozpisała Ursula von der Layen

Przetarg na budowę sześciu 166-metrowych fregat rozpisała, jeszcze w 2015 roku Ursula von der Layen, sprawująca funkcję minister obrony w rządzie Angeli Merkel. Niemiecki przemysł otwarcie artykułował wówczas swoje niezadowolenie z faktu, że przetarg miał europejski charakter, a nie został zawężony jedynie do niemieckich producentów. Kontrakt podpisano ostatecznie w roku 2020, a jedynym z argumentów, który miał przekonać sceptyków, była „doskonała” w przeszłości, jak argumentowano, współpraca holenderskiej stoczni z niemieckimi podwykonawcami.

Republika Federalna miała w wyniku tego kontraktu otrzymać uznawane za jedne z najnowocześniejszych na świecie okrętów na miarę swych rosnących ambicji. W tym czasie niemieckie Ministerstwo Obrony planowało łączny koszt budowy okrętów na poziomie 5,27 mld euro. Był to największy projekt zakupowy w historii Marynarki Wojennej.

Problemy holenderskiej stoczni i interwencja Holandii

Holenderska stocznia popadła jednak w kłopoty, a oficjalnym powodem opóźnień projektu budowy fregat są problemy z oprogramowaniem IT. Jednak jak napisał Bloomberg sytuacja pogorszyła się znacząco, kiedy rząd Merza zaczął zwlekać z płatnościami w związku z opóźnieniami. Formalne powody dla takiego działania były wystarczające, co nie zmienia jednak faktu, iż nieprzejednana postawa Berlina mogła też mieć związek ze zmianami w polityce plasowania zamówień przez nowy gabinet i inwestowania przede wszystkim w niemieckie zdolności.

Ostatecznie kwota niewypłaconych zaliczek dla holenderskiej stoczni miała wynieść 671 mln euro, co oznaczało, iż holenderska firma stanęła na progu bankructwa. To zresztą nie jedyne problemy tej stoczni, której kierownictwo oskarżane jest o korumpowanie kontrahentów oraz łamanie antyrosyjskich sankcji.

Sytuacja Damen ma zresztą szerszy wpływ na europejskie plany modernizacji potencjału marynarki wojennej, bo w tym koncernie, zatrudniającym 12 tys. ludzi w 55 lokalizacjach na świecie, swe zamówienie na nowe okręty złożyły Holandia (jednostki do zwalczania okrętów podwodnych), Belgia (dwie fregaty) i Niemcy. Upadek firmy mógłby opóźnić realizację planów rozbudowy i modernizacji marynarek wojennych innych państw NATO.

Garda - Artur Popko [Budimex]

Znaczące opóźnienia i krytyka projektu F126

W związku z zawieszeniem płatności przez Niemcy dla holenderskiej stoczni latem tego roku parlament Holandii, po powrocie z wakacji deputowanych, w trybie nadzwyczajnym, zatwierdził specjalny, wart 270 mln euro, „kredyt pomostowy”, aby ratować zarówno firmę, jak i jej największy kontrakt. Ta gotowość partycypowania Holandii w kosztach związanych z przedłużającą się realizacją niemieckiego kontraktu nie zmieniła jednak postawy Berlina, który podjął już najwyraźniej decyzję o zmianie głównego wykonawcy.

Pierwotne plany przewidywały, że pierwsza fregata F 126 klasy Dolna Saksonia miała wejść do służby w 2018 roku. Okręty tej klasy, z 125-osobową załogą, mają zdolności do działań w trzech domenach (powietrznej, nadwodnej i podwodnej) i mogą pełnić służbę na całym świecie. Ich zakup miał być znaczącym krokiem na rzecz rozszerzenia możliwości niemieckiej marynarki wojennej i wychodzić naprzeciw ambicjom Berlina w zakresie odgrywania większej roli zarówno w regionie jak i w relacjach z amerykańskim sojusznikiem.

Stocznia Damen przesunęła dostawę pierwszego okrętu na 2032 rok

Latem tego roku Bastian Ernst, ekspert grupy parlamentarnej CDU, oceniał, że kontrakt realizowany przez holenderską stocznię wespół z niemieckimi podwykonawcami jest opóźniony co najmniej o cztery lata. Stocznia Damen przesunęła dostawę pierwszego okrętu na rok 2032, a ostatniego na 2035 rok, co zdaniem eksperta było i tak ambitnym - i w gruncie rzeczy mało realistycznym - planem.

W trakcie debaty nad budżetem resortu obrony na 0226 rok. polityk Zielonych Sebastian Schäfer stwierdził nawet, że wart miliardy dolarów projekt nowych fregat "stoi teraz w obliczu całkowitego załamania", a sytuacja jest na tyle zagmatwana, że "chyba nie ma alternatywy dla tej drogi". Miliardy zostałyby wydane "bez rzetelnego zarządzania projektami i bez rzetelnego controllingu". Ostatecznie niemiecki rząd znalazł rozwiązanie, ale trudno je uznać za wybór bezpiecznej drogi. Harmonogram budowy okrętów jest już obecnie znacząco opóźniony, a nawet można mówić o braku gwarancji, że nowi wykonawcy będą w stanie podołać zadaniu.

Zbyt duże ambicje Rheinmettalu?

Zerwanie kontraktu i zapowiedź podpisania nowego ze spółką córką Rheinmettal pozornie tylko rozwiązuje problem, pewne jest natomiast przesunięcia czasu realizacji budowy fregat, nawet wobec skorygowanych planów holenderskiej stoczni. Tym bardziej, że niewykluczone są również zmiany w projekcie okrętów. Pierwotnie przeznaczone one były przede wszystkim do rejsów na dużych odległościach, jednak ich ewentualna przydatność na Bałtyku, była, zdaniem specjalistów, ograniczona.

Obecnie w związku ze zmianą sytuacji w regionie i nowymi priorytetami w polityce bezpieczeństwa Republiki Federalnej, i to musi zostać zmienione, co jednak może odbić się negatywnie na czasie realizacji kontraktu przez nowego wykonawcę. Czy bremeńska stocznia NVL, która w przeszłości nie realizowała tak dużych kontraktów i była jedynie podwykonawcą, będzie w stanie sprostać oczekiwaniom, jest kwestią otwartą.

Tym bardziej, że w niemieckim resorcie obrony narasta przekonanie o zbyt dużych ambicjach Rheinmettalu, co może wpłynąć na działania administracji. Boris Pistorius uzyskał właśnie od Bundestagu tzw. upoważnienie do zaangażowania, co oznacza przyznanie środków o wartości 7,8 mld euro, na pozyskanie alternatywnej wobec fregaty F126 „platformy bojowej”.

Poszukiwanie alternatyw i przyszłość niemieckiej marynarki wojennej

Alternatywą dla fregat F126 mogłyby być okręty wojenne Meko 200, które są budowane przez spółkę zależną Thyssenkrupp TKMS. Zaletą tych okrętów jest to, że plany budowy już istnieją, ponieważ inne kraje już zakupiły ten model. Ponadto TKMS miałby zagwarantować, że pierwsze statki zostaną dostarczone w 2029 roku.

Sztandarowy projekt Bundeswehry, jakim była budowa fregat F126, ma szanse stać się tym samym, co nie mniej głośne przedsięwzięcia w zakresie budowy „europejskich” czołgu i myśliwca nowej generacji. Są one zarówno znacząco opóźnione, jak i w gruncie rzeczy brak jest pewności czy w ogóle te konstrukcje powstaną, nie mówiąc już o masowej ich produkcji. Te ambitne programy budowy nowych platform bojowych, których czas realizacji liczony był w dziesięcioleciach, powstawały bowiem w zupełnie innym politycznym i geostrategicznym klimacie.

Koniec "europejskich" projektów? Niemieckie interesy na pierwszym miejscu

Przed wojną na Ukrainie liczyły się gesty w zakresie „europeizacji” przedsięwzięć zbrojeniowych, teraz państwa członkowskie Unii stawiają na własne sektory zbrojeniowe. Na to nakłada się oczywista asymetria między optymistycznymi deklaracjami polityków zawsze skracających czas budowy niezbędnych zdolności po to, aby uspokoić opinię publiczną i ewidentną niewydolnością zaniedbywanych przez lata firm.

Nie ma chyba europejskiego przedsięwzięcia w sektorze zbrojeniowym, które nie notowałoby wieloletnich opóźnień. Czas zatem na zmianę paradygmatu myślenia, co zresztą już nastąpiło w Berlinie. Mniej europejskości a więcej narodowych interesów. Dbanie o te ostatnie nie wyklucza kooperacji, ale już na zupełnie odmiennych zasadach.

Portal Obronny SE Google News