Polska w pułapce Kremla po dywersji na torach. Jak Kreml sieje chaos w polskim internecie?

2025-11-18 19:25

Wydarzenie z 16 listopada 2025 r. na torach kolejowych, które miało ostatecznie medialny rozgłos 17 listopada, sprawiło, że Polska obudziła się nowej rzeczywistości, gdzie to sprawcy na polecenie rosyjskich służb dokonują aktu dywersji na torach kolejowych pod Lublinem. Ale prawdziwy wybuch miał miejsce w sieci, fala komentarzy podważających winę Rosji, wskazujących na Ukrainę lub nawet własne służby. To nie przypadek. To walka informacyjna Kremla, która testuje naszą jedność.

Rosyjskie trolle w sieci

i

Autor: Ozrimoz/ Shutterstock
  • Dywersja na torach kolejowych pod Lublinem z 16 listopada 2025 r. ujawniła nową formę rosyjskiej agresji.
  • Akt dywersji, przeprowadzony przez obywateli Ukrainy na zlecenie rosyjskich służb, sparaliżował ruch kolejowy i wywołał falę dezinformacji.
  • W polskim internecie pojawiły się teorie spiskowe, oskarżające Ukrainę lub polskie służby, co świadczy o skuteczności rosyjskiej walki informacyjnej.

Zniszczenia torów kolejowych na trasie Warszawa–Lublin w okolicy wsi Motycz i pod Puławami, sprawiło, że pociągi stanęły, ruch na jednej z najważniejszych magistrali w Polsce został całkowicie sparaliżowany. Już następnego dnia śledczy nie mieli wątpliwości: to zaplanowany akt dywersji wykonany przez dwóch obywateli Ukrainy działających na zlecenie rosyjskich służb specjalnych. Jak podał premier, polskie służby i prokuratura dysponują pełnymi danymi podejrzanych oraz ich utrwalonymi wizerunkami. Osoby te, po dokonaniu aktu dywersji, opuściły Polskę przez przejście graniczne w Terespolu, zanim zostały zidentyfikowane. Donald Tusk wyjaśnił, że zdarzenia miały charakter intencjonalny, a ich celem było doprowadzenie do katastrofy w ruchu kolejowym. Dwaj obywatele Ukrainy mieli działać i współpracować z rosyjskimi służbami od dłuższego czasu.

Rosyjskie trolle w akcji 

Państwo zareagowało natychmiast, rząd zebrał się w trybie kryzysowym, MON ogłosiło zaangażowanie Wojsk Obrony Terytorialnej, a światowe media, od "The Guardian" po "Bild", alarmują o eskalacji rosyjskiej agresji poniżej progu otwartej wojny. Ale w polskim internecie? Chaos. Setki postów na X (dawniej Twitter) i Facebooku sieją wątpliwości. Według komunikatu Ministerstwa Cyfryzacji, polskie służby alarmują o zintensyfikowanej aktywności dezinformacyjnej, mającej na celu przypisanie Ukrainie odpowiedzialności za dywersję polskich linii kolejowych. Dr Michał Marek z NASK w rozmowie z PAP podkreśla, że incydenty te wywołały falę niezweryfikowanych komentarzy w sieci, a "w infosferze działają podmioty powielające dezinformacje, które podważają zaufanie do państwa".

Raport Europejskiego Kolektywu Analitycznego Res Futura szczegółowo analizuje reakcje internautów po uszkodzeniu torowiska w rejonie Życzyna. W obliczu zdarzeń kryzysowych, dyskusja publiczna szybko przerodziła się w ostry spór o kompetencje i wiarygodność instytucji. Oś krytyki skupiła się na opieszałości służb i braku komunikacji rządu, z wyraźnym wezwaniem do działań kryzysowych.

„W widoczny sposób polaryzują się narracje polityczne i narodowościowe, z oskarżeniami wobec ukraińskich i rosyjskich wątków operacyjnych. Pozytywnym kontrapunktem jest jednoznaczna aprobata dla reakcji maszynisty, któremu przypisywane jest zapobieżenie katastrofie", wskazano w opracowaniu.

Według raportu Res Futury, 26,3 proc. komentujących krytykuje zaniechania, opieszałość i spóźnione działania służb.

W ciągu ostatnich 24 godzin, pojawiły się bardziej agresywne oraz otwarcie prorosyjskie komunikaty, w których powiązano sabotaż wyłącznie z Ukrainą, zawierające takie hasła jak:

  • „Ukraińska agentura działa szybko. To oni chcą zablokować tranzyt, z którego żyje Polska”;
  • „Ukraińskie służby mają w Polsce tysiące agentów”;
  • „Wysadzenie torów to dzieło ukraińskich terrorystów”;
  • „Skutki tolerowania ukraińskiego terroryzmu”;
  • "To prowokacja ukraińska!";
  • "Polskie władze same to zrobiły, by wciągnąć nas w wojnę".

Pojawiły się również skrajnie agresywne hasła „Polska i Rosja razem przeciw Ukrainie”, co jest klasycznym elementem rosyjskich operacji informacyjnych. Rozpowszechniano także sfałszowaną informację, że „niemieckie media ostrzegały PKP o możliwym sabotażu kilka dni wcześniej”. Celem tej narracji było podważanie kompetencji polskich służb, budowanie przekonania o „zatajaniu informacji” oraz dalsze wzmacnianie podejrzeń wobec Ukrainy. Te narracje nie rodzą się z próżni. To element rosyjskiej wojny informacyjnej, prowadzonej od lat przeciwko Polsce państwu, które wspiera Ukrainę.

Express Biedrzyckiej - PŁK PRZEPIÓRKA

Co ciekawe, raport Res Futura wskazuje, że 15,4 proc. komentujących uważa, że za aktem dywersji stoją osoby narodowości ukraińskiej. Z kolei 10,2 proc. użytkowników wskazywało Rosję jako potencjalnego sprawcę, powołując się na wcześniejsze przypadki sabotaży i domniemany interes w destabilizacji Polski. Analiza Res Futury pokazuje, że 54 proc. komentujących krytykuje rzekomy brak zabezpieczenia torowiska po nocnych zgłoszeniach, powolną reakcję służb oraz brak szybkiej i spójnej komunikacji rządowej. Zdaniem internautów, brak informacji w mediach dodatkowo „podkopuje" zaufanie do oficjalnych źródeł. Warto zwrócić uwagę na fakt, że 18 proc. wpisów dotyczących incydentu ma charakter ironiczny lub sarkastyczny. Według Res Futury, buduje to dystans do komunikatów służb i mediów.

Według komunikatu ministerstwa cyfryzacji, informacja o akcie dywersji torów kolejowych szybko została podchwycona przez rosyjskie media i kanały Telegram, stając się narzędziem w kampanii propagandowej. Narracje te mają na celu przedstawienie sabotażu jako efektu napięć wewnętrznych w Europie oraz działania inspirowanego przez „partię wojny” w Unii Europejskiej. Jak podaje się w komunikacie „Polska opisywana jest jako kraj prowokujący incydenty, by później oskarżać Rosję i usprawiedliwiać dalsze wsparcie militarne dla Ukrainy.” Równocześnie pojawiają się sugestie, że za dywersję mogą odpowiadać „polscy partyzanci”, anarchiści lub zachodni sabotażyści. Rosyjskie media odwołują się także do Niemiec, sugerując, że Berlin może sabotować dostawy wojskowe na Ukrainę w ramach zemsty za wysadzenie gazociągu Nord Stream 2. Przypominane są również wcześniejsze ataki na infrastrukturę w Niemczech, Francji i Czechach, mające rzekomo potwierdzać, że Europa staje się ofiarą chaosu, który sama wywołała, wspierając Ukrainę. Dominującą tezą jest twierdzenie, że za aktami sabotażu stoją sami obywatele państw europejskich, wyrażający w ten sposób frustrację wobec polityki własnych rządów.

To (nie) nasz wojna

Rosja nie walczy tylko rakietami i dronami. Jej arsenał to dezinformacja, zaprojektowana, by siać zwątpienie, dzielić sojuszników i osłabiać wolę obrony. Od aneksji Krymu w 2014 r., przez pełnoskalową inwazję na Ukrainę w 2022 r., po codzienne ataki hybrydowe, Kreml inwestuje miliardy w trolle, boty i agenturę wpływu. W Polsce to szczególnie bolesne: jesteśmy frontem wschodnim NATO, schronieniem dla milionów Ukraińców i hubem dostaw pomocy militarnej dla Kijowowi. Rosja chce nas sparaliżować strachem i nieufnością. Weźmy sytuacje z 17 listopada, gdy premier Tusk ogłosił, że to akt dywersji. Po godzinie X zalewa fala postów kwestionujących oficjalną wersję. Użytkownik @tomborker: pyta retorycznie:

"Jezeli to dywersja i chce Pan obwiniać ruskich, to warto zapytac kto na tym moze zyskać, a kto stracić! Polska na pewno na tym nie zyska, więc.. #ToNieNaszaWojna"

Inny, @grze_eko, idzie dalej:

"Przecież tego typu dywersja jest tylko korzystna dla Ukrainy. Jestem świecie przekonany że Ukraina za tym stoi"

A @Legaartis dorzuca:

"Następny news, jakiego możemy się spodziewać: „Dywersja na Warszawa-Lublin? To Rosja!” ;) Chyba nikt z rozsądkiem nie wierzy, że Rosja miałaby korzyść z tego. To prowokacja ukraińska – bo to oni chcą nas wciągnąć w ich wojnę. #Tusk #Dywersja"

Te wpisy, choć pozornie spontaniczne, wpisują się w szablon, podważanie faktów, przerzucanie winy na sojusznika (Ukrainę), sugerowanie wewnętrznej prowokacji. To klasyka rosyjskiego "firehose of falsehood" – powódź kłamstw, która przytłacza prawdę. Nie brakuje też wpisów polityków. Poseł Konfederacji Sławomir Berkowicz, w typowym dla tej formacji stylu, sugeruje ukraiński ślad.

„Wcześniej podpalenia, ataki na obywateli, rozboje, wczoraj zniszczenie pierwszych torów, a dzisiaj wysadzenie kolejnych. Mówiliśmy, ostrzegaliśmy. Wy chcieliście się nadstawić naszym przyjaciołom” – no i teraz tego są efekty. Niestety będzie tego więcej. I to Wasza wina!”.

Poseł także wcześniej napisał na Facebooku:

„Wszyscy dobrze wiemy, kto mógł stać za akcją dywersyjną na trasie Dęblin – Warszawa. Władza oczywiście niczego jasno. Najpierw wszczną śledztwo, potem ogłoszą dywersję, a na końcu bohatersko zwalą wszystko na – jak zawsze – wiadomo kogo. ;)

Poseł po interwencji internautów i partyjnego kolegi Krzysztofa Boska usunął wpis. Ale rozszedł się on i niesmak pozostał.

Hasztag #ToNieNaszaWojna wraca jak bumerang, osłabiając solidarność z Kijowem. To nie pierwszy raz. Wrześniowy incydent z rosyjskimi dronami naruszającymi polską przestrzeń powietrzną pokazał ten sam mechanizm. W sieci natychmiast pojawiła się narracja: "To ukraińskie drony!", "Ukraina nas wciąga w wojnę!". Użytkownik @SzuromStop drwi: "Eksperci od dronów, wcześniej od pandemii i szczepionek." Inny, @ireneusz_kurek, ironizuje: "No ale przecież Ukraina broni nas przed Rosją i zestrzeliwuje drony lecące w kierunku Polski oczywiście poza tymi, które jej nie zagrażają."

Rosyjska walka informacyjna: mechanizmy i cele

Rosyjska walka informacyjna przeciwko Polsce nie jest chaotycznym zbiorem kłamstw, lecz precyzyjnie skonstruowaną, długofalową operacją strategiczną, której zadaniem jest stopniowe wytrącanie Polsce zdolności do prowadzenia samodzielnej i konsekwentnej polityki bezpieczeństwa. Moskwa nie musi wymyślać nowych problemów, wystarczą te już istniejące: zmęczenie wojną, frustracje społeczne z Ukrainą (np. spory o zboże, praca, zachowanie na ulicy, służba zdrowia), polaryzację polityczną. Agenci wpływu od trolli na Telegramie po "niezależnych" blogerów wzmacniają te wątki. Cel? Osłabić wsparcie dla Ukrainy, podważyć NATO, zmusić Polskę do zmiany podejścia do Ukrainy i Rosji.

Rosja bierze te zjawiska, wyrywa je z kontekstu i przedstawia jako dowód, że to Ukraina i Zachód wykorzystują Polskę, a nigdy jako skutek rosyjskiej agresji. Największym atutem Kremla jest głęboka polaryzacja polskiego społeczeństwa i sceny politycznej, winni temu są oczywiście politycy, którzy dzielą Polaków, w imię jakieś nieokreślonej wojny ideologicznej między jednym obozem a drugim. Dzięki niej, Rosja nie musi przekonywać Polaków do otwartego prorosyjskiego stanowiska, wystarczy dostarczyć każdej stronie wewnętrznego konfliktu argumentów, które pozwolą jej skuteczniej uderzać w przeciwnika krajowego. Prawa strona będzie narzucać narrację o rzezi wołyńskiej, kwestiach gospodarczych jak tanie produkty rolne z Ukrainy, które zalewają rynek, brak wdzięczności za pomoc militarną, gospodarczą i społeczną. Liberalna strona sceny politycznej zaś widzi wszędzie oczywiście długie macki Moskwy, oskarżając o agenturalność czy sympatię wobec Rosji lub niedostrzegająca realnych problemów społecznych związanych niekontrolowanym napływem Ukraińców, którzy często nie zostali sprawdzeni, czy przestępstw. 

W rezultacie obie strony, często w najlepszej wierze, realizują rosyjskie cele: jedna osłabia zaufanie do rządu i NATO, druga pogłębia chaos oskarżeniami o zdradę, a w tle spada ogólne zaufanie do instytucji państwa i sojuszników. Polska debata publiczna zaczyna toczyć się dokładnie w ramach wyznaczonych przez Moskwę, nawet gdy jej uczestnicy głośno deklarują propolskość i antyrosyjskość. Architektura tej operacji przypomina dobrze naoliwioną maszynerię.

Same narracje są zadziwiająco stałe od 2022 roku i jedynie nieznacznie dostosowywane do bieżących wydarzeń. Ich rdzeniem pozostaje przerzucanie odpowiedzialności za rosyjskie działania hybrydowe na Ukrainę lub polskie władze, przedstawianie pomocy Kijowowi jako zagrożenia egzystencjalnego dla Polski oraz podważanie wiarygodności NATO i własnych służb. Każde zdarzenie od incydentu z dronami we wrześniu 2025 roku po sabotaż na torach jest natychmiast przekuwane w dowód, że to „nie nasza wojna”, że ktoś nas w nią wciąga, że lepiej się wycofać, zanim będzie za późno.

Cała operacja jest przy tym ekstremalnie tania, trudna do udowodnienia prawnego i w pełni odwracalna. Kosztuje Rosję prawdopodobnie mniej niż jedna brygada pancerna rocznie, a w razie wykrycia konkretnych wykonawców wystarczy odciąć kilka kanałów, a strategia jako całość pozostaje nietknięta. Ostatecznym celem nie jest przekonanie Polaków, że Rosja ma rację, lecz osiągnięcie trwałego obniżenia woli i zdolności Polski do aktywnego wspierania Ukrainy oraz pełnienia roli lidera wschodniej flanki NATO. Rosja wie, że zmusić Polaka do bycia jej zwolennikiem, to karkołomna misja, dlatego lepiej polskie społeczeństwo po prostu skłócić. Oczywiście nie brakuje ludzi, którzy sympatyzują z Moskwą, ale jest to mniejszość (jeszcze).

W perspektywie średnioterminowej Moskwa chce doprowadzić do osłabnięcia poparcia dla pomocy militarnej i zwiększenia nastrojów antyukraińskich. W perspektywie długoterminowej marzy się jej Polska jako państwo słabe, niezdolne do być liderem w regionie, wiecznie skłócone i zmieniające swoją politykę zależnie od tego kto wygra wybory, które nie jest partnerem dla Zachodu, a chorym człowiekiem Europy Środkowej. Największym sukcesem rosyjskiej operacji nie są więc pojedyncze „wygrane” bitwy informacyjne, lecz fakt, że znacząca część polskiej dyskusji publicznej od lat odbywa się dokładnie w przestrzeni emocjonalnej wyznaczonej przez Moskwę. Dopóki tak zostanie, partia Kremla nie musi wygrać wyborów w Polsce, wystarczy, że będzie wygrywał w polskich głowach, komentarzach i decyzjach politycznych. I, patrząc na dynamikę ostatnich lat, robi to z rosnącą skutecznością.

Portal Obronny SE Google News