To jest infromacja edukacyjna a nie kreowanie paniki
Świat stał już wielokrotnie na krawędzi wybuchu wojny jądrowej. Atomowe mocarstwa nie raz, i nie dwa gubiły swoje ładunki nuklearne. Niektóre z nich leżą w kilometrowych głębiach oceanów. Na szczęście do apokalipsy nie doszło i z dużym prawdopodobieństwem do niej (przez świadome użycie broni A) nie dojdzie. Superwulkany (łącznie z najsłynniejszym w Yellowstone – to on eksplodował na filmie „2012”) śpią. Dlatego poniższe informacje z gatunku „co by było, gdyby…” należy traktować edukacyjnie, a nie mieć je za przejaw kreowania paniki. No to do rzeczy.
Zajmijmy się tylko jednym (z wielu) niszczycielskich skutków atomowej/wulkanicznej eksplozji: emisją pyłów i sadzy powstałej wywołanymi pożarami i ich wpływem na światowe rolnictwo; czytaj: wyżywienie globalnej populacji. Posiłkujemy się szacunkami opublikowanymi m.in. w prestiżowym periodyku „Nature”. Gdyby więc doszło do globalnej wojny jądrowej, to…
Zginęłyby miliony ludzi. Ci, którzy przeżyliby doświadczyliby masowego głodu z konsekwencjami wręcz niemożliwymi do przewidzenia. Pyły i sadze poeksplozyjne stworzyłyby w atmosferze blokadę dla światła słonecznego. Doszłoby do spadku temperatury. Nawet na 10 lat. W konsekwencji wystąpiłby powszechny nieurodzaj. Jest to więcej niż pewne, twierdzą autorzy opracowania, wtedy, gdyby emisja pyłów wyniosła 5 Tg (teragramów – 1Tg to milion ton metrycznych). Wówczas...
„Produkcja zwierząt hodowlanych, ryb i rybołówstwo nie byłaby w stanie zrekompensować zmniejszonej produkcji roślinnej w prawie wszystkich krajach. Środki dostosowawcze, takie jak ograniczenie marnotrawienia żywności, miałyby ograniczony wpływ na zwiększenie dostępnych kalorii. Szacujemy, że ponad 2 miliardy ludzi może zginąć w wyniku wojny nuklearnej między Indiami a Pakistanem”.
Gdyby obudził się wulkan w Yellowstone, to USA przestałyby istnieć
Dla wyrzucenia w atmosferę 5 Tg pyłów trzeba byłoby zdetonowania 100 ładunków taktycznych o mocy 15 Kt (kiloton – 1 Kt to równoważnik tysiąca ton trotylu – TNT). Bomba zrzucona na Hiroszimę miała ekwiwalent 16 Kt. Bezpośrednio wskutek wybuchu 100 bomb/rakiet zginęłoby 27 mln osób. Na koniec drugiego roku po powstaniu zimy nuklearnej bez dostępu do żywności byłoby 255 mln ludzi.
W globalnej wojnie jądrowej raczej nie ograniczono by się do użycia tak małych ładunków A. Zapewne byłyby użyte taktycznie, ale wskutek eskalacji działań strony sięgnęły by po większy kaliber. Lub też zwiększyłyby liczbę uderzeń kilotonowymi. Przez użycie 4,4 tys. ładunków o mocy 100 Kt każdy w atmosferę poszłoby 150 Tg pyłów itp. Fala uderzeniowa, cieplna i promieniowanie doprowadziłyby do śmierci 360 mln ludzi, a po dwóch latach do śmierci głodowej 5,341 mld osób! Szansę na wegetację z ciągłym niedożywieniem w tle mieliby zamieszkujący wyspy i nadmorskie obszary planety. Ryb byłoby mniej niż przed apokalipsą, ale przy pierwszym wariancie (5 Tg) pozyskanie spadłoby o 3 proc., a przy drugim (150 Tg) już o 37 proc.
Problem w tym, że połowy ryb (nie ich hodowla!) dostarcza obecnie 0,5 proc. globalnej zapotrzebowania kalorycznego i 3-3,5 proc. średniej globalnej podaży białka. Wg Światowej Organizacji Żywności – FAO (w 2010 r.) 51 proc. globalnej dostępności kalorii pochodziło ze zbóż, 31 proc. z warzyw, owoców, korzeni, bulw i orzechów, 18 proc. z produktów pochodzenia zwierzęcego i pokrewnych, z czego 7 proc. stanowiły ryby, a tzw. dziki połów morski odpowiadał za 3 proc.
Jeszcze o skutkach erupcji superwulkanu (jest ich siedem). W ciągu ostatnich 36 milionów lat doszło do 42 erupcji superwulkanów. Gdyby obudził się wulkan w Yellowstone, to USA przestałyby istnieć, a przez zimę – w tym przypadku – wulkaniczną głód zabiłby ok. 5 mld ludzi.Zatem to już lepiej doświadczać globalnego ocieplenia niż globalnej zimy…
IV wojna światowa toczyłaby się na kije i kamienie
Kiedy eksploduje jakiś superwulkan, to jeden Bóg raczy wiedzieć. Ludzie mogą się tylko domyślać. Może jutro, a może za 10 tysięcy lat. Podobnie jest z datowaniem wybuchu globalnej wojny jądrowej, którą straszy Rosja. Nic dziwnego, że w przestrzeni informacyjnej nie brakuje prognoz „gdybologicznych”przedstawianych przez różnych ekspertów. Niedawno amerykański „Newsweek” przedstawił symulację skutków ataku rosyjskim „Satanem” (R-36M2) na niektóre miasta europejskie autorstwa (analiza – nie atak) historyka technologii nuklearnej prof. Alexa Wellersteina. Taka IBCM może przenieść głowice o łącznej mocy ok. 20 megaton.
Według wyliczeń eksperta, w ciągu 24 godzin w obszarze symulowanej detonacji pocisku znalazłoby się średnio 3 117 151 mieszkańców Warszawy i okolic. W sumie zginęłoby 1 371 450 osób, a 957 820 zostałoby rannych. A to oznacza, że kto przeżył lub kto nie został poważnie ranny, ten mógłby o sobie mówić, że jest „urodzonym w czepku”. Chociaż… Wielu z nich wolałby zginąć niż na własne oczy zobaczyć skutki wojny jądrowej.
Ekspert podaje też szacunki odnoszące się do skutków ataku na Paryż, Londyn i Berlin. Oszczędzimy sobie tych nostradamusowskich wizji. Nie podaje natomiast, co przyniosłoby uderzenie odwetowe na Moskwę.
Nie ma wątpliwości co do tego, że atak jądrowy na Warszawę 20 megatonami skutkowałby kontruderzeniem. A to z kolei byłoby równoznaczne z totalną wojną jądrową. I jak powiedział Albert Einstein: „Nie wiem, jaka broń zostanie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie się toczyć na kije i kamienie”.