Wcześniej mówiło się, że do wojska pójdzie pół miliona poborowych.
TERAZ CZYNNIKI OFICJALNE NIE MÓWIĄ JUŻ O KONKRETNYCH LICZBACH
Nawet, jeśli mobilizacją miałoby być objętych 250 tys. mężczyzn, to ich wcielenie do armii nie będzie łatwym procesem. Dlaczego? Bo co najmniej kilkaset tysięcy Ukraińców, zdolnych do służby wojskowej, znajduje się poza granicami państwa. Zapewne część z nich z własnej woli wykona postanowienia ustawy o mobilizacji. A co z tymi, którzy ją – z różnych przyczyn – zbagatelizują?
I tu tkwi problem, z którym musi zmierzyć się aparat państwowy Ukrainy. Być może, że umożliwienie skazanym zamiany więzienia na frontową służbę wojskową ma wpłynąć na morale tych, którym nie bardzo spieszy się do służby wojskowej. Nie można też bagatelizować tego, że w sytuacji, gdy Siłom Zbrojnym Ukrainy (SZU) brakuje żołnierza, a ci którzy walczą są już najzwyczajniej zmęczeni (i należałoby ich na jakiś czas zluzować), to napływ „dobrowolców” z kryminałów miałby znaczący wymiar.
W piątek (9 maja) minister sprawiedliwości Ukrainy poinformował, że po wejściu w życie ustawy dającej niektórym skazanym „warunkowe zwolnienie przedterminowe w celu służby w SZU”, do wojska mogłoby trafić od 10 do 20 tys. skazanych. „Istotny jest w tym kontekście fakt, że mamy w naszym kraju przepełnione więzienia – oświadczył Denys Maluska.
Zarówno ochotników-kryminalistów, jak i wszystkich innych (którzy z wojskiem nie mieli styczności) trzeba przeszkolić i wyposażyć. I to też będzie dużym wysiłkiem dla Ukrainy. Niedawno wiceminister obrony Ukrainy Jurij Dżigyr w komentarzu dla agencji Bloomberg podał, że przysposobienie do służby w SZU jednego żołnierza kosztuje budżet państwa ok. 1,2 mln hrywien (ok. 30 tys. USD) i w tej kwocie nie ma kosztów uzbrojenia żołnierza.
Wątpliwe jest, w mojej ocenie, by tę sumę należało przemnożyć przez – dajmy na to – 250 tysięcy. Widać było po obrazkach ukazujących Ukraińców szturmujących, przed 23 kwietnia, swoje konsulaty w Polsce, Hiszpanii i Czechach...
60 TYSIĘCY KOBIET SŁUŻY W WOJSKU, A WIELOKROTNIE WIĘCEJ MĘŻCZYZN WOLI BYĆ NA EMIGRACJI
Po 23 kwietnia konsulaty Ukrainy wstrzymały dla mężczyzn w wieku poborowym wszelkie usługi, oprócz tych związanych z powrotem na Ukrainę. „Jeśli ci ludzie uważają, że ktoś tam, daleko na froncie, walczy i oddaje swoje życie za to państwo, a ktoś posiedzi za granicą, a przy tym będzie otrzymywać od państwa usługi, to tak to nie działa” – napisał w komentarzu (na X) do tych wydarzeń minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba.
Dodać należy, bez wchodzenia w szczegóły ustawy mobilizacyjnej, że od 18 maja wszyscy mężczyźni poniżej 25. r. życia będą podlegali kilkumiesięcznemu wojskowemu szkoleniu podstawowemu (o ile tylko są zdolni do służby). Od 18 maja poborowi w wieku od 18 do 60 lat zobowiązani są do posiadania przy sobie książeczki wojskowej lub karty poborowej.
Podkreślić trzeba, że poza wyjątkami, mobilizacją nie są objęte kobiety. Służą one ochotniczo w SZU, w tym także na froncie. Powtórzę: ocenia się, że w czynnej służbie jest teraz ok. 60 tys. kobiet. Dużo? Ogrom!
Zważywszy (wg ustaleń „Gazety Wyborczej”), że tylko w Polsce przebywa 371 tys. mężczyzn w wieku mobilizacyjnym i nie wszyscy z nich to kandydaci na studia zawodowe, zwolnieni z niewoli czy członkowie rodzin Bohaterów Niebiańskiej Setki. A tacy – między innymi – nie podlegają mobilizacji.
POPULACJA UKRAINY OD 2014 R. ZMNIEJSZYŁA SIĘ O KILKANAŚCIE MILIONÓW
Nawet połowa z tej grupy, gdyby wstawiła się w wojskowych punktów rekrutacji, w znacznej mierze rozwiązałaby problemy kadrowe SZU. Na wojnie giną żołnierze i trzeba uzupełniać stany. Wedle polskich ekspertów wojskowych ukraińskie jednostki nie są w pełni, jak to się określa po wojskowemu, w pełni ukompletowane. Wiele z nich ma 50 proc. ukompletowania.
W Polsce (i nie tylko) część opinii publicznej dziwi się, że Kijów tak długo zwlekał z mobilizacją. Zwlekał, za sprawą Zełenskiego (który nie ma już tak dobrych notowań jak dwa lata temu), ale także i innych przyczyny. W tym demograficznych. W Polsce wydaje się, że Ukraina to ponad 40-milionowe państwo. Już nie. Trzeba odjąć 11 mln obywateli Ukrainy, których przejęła (od 2014 r.) Rosja wraz z jedną piątą ukraińskiego terytorium i kilka milionów przebywających na emigracji.
Według corocznego raportu Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS) Military Balance, w 2023 r. łączna liczba żołnierzy SZU wahała się pomiędzy 641tys. a 941 tys.
Według Atlantic Council of United States przed i lutym 2024 r. w SZU służyło czynnie ok. 250 tys. osób. Po agresji do armii napłynęła fala ochotników. Przypomnę, że wówczas pracujący w Polsce mężczyźni wracali do kraju, by walczyć, co dziś raczej nie zdarza się. Obecnie amerykański think tank szacuje się, że w walce z armią rosyjską (ok. 660 tys. żołnierza – wg Władimira Putina) uczestniczy milion żołnierzy SZU, członków Gwardii Narodowej i innych formacji paramilitarnych. Na pierwszej linii walczących jest ich znacznie mniej...