Spis treści
Od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny na Ukrainie w Europie na poważnie zaczęto dyskutować nad przygotowaniem się do potencjalnej wojny. Zaczęto wydawać więcej na zbrojenia, odświeżać zapasy broni i amunicji, część krajów zaangażowana w pomoc dla Ukrainy zaczęła przestawiać swoją gospodarkę na tory wojenne jak np. USA czy Francja. Zaczęto mówić o przeszkoleniu rezerwistów, a od kilku miesięcy mówi się nawet o zwiększeniu sił zbrojnych w poszczególnych krajach i przywróceniu obowiązkowego poboru. Polska również idzie tą drogą, zwiększając liczbę żołnierzy, ambitnym celem jest osiągnięcie 300 tysięcznej armii, którą głosił poprzedni minister MON Mariusz Błaszczak. Obecny minister Władysław Kosiniak-Kamysz, także mówił niedawno, że ministerstwo będzie zwiększać liczebność armii, ale także zdolności operacyjne Wojska Polskiego, na co zostanie położony największy nacisk.
Obecnie na świecie powstaje wiele konfliktów lub się tli, które z czasem także mogą się zaognić i przerodzić w coś większego. Jesteśmy w okresie dziwnego napięcia i zagrożenia, które może nadejść. Dowódca brytyjskiej armii, gen. Patrick Sanders powiedział niedawno, że zwykli obywatele powinni być „przeszkoleni i wyposażeni”, aby mogli walczyć w wojsku w przypadku wojny z Rosją, bo obecna liczebność sił zbrojnych jest niewystarczająca. Gen. Sanders wskazywał, że Wielka Brytania musi pilnie zwiększyć liczebność sił lądowych z obecnych 74 tys. do około 120 tys. Ale zaznaczył, że to nie wystarczy, bo przygotowanie do potencjalnego konfliktu musi być "przedsięwzięciem całego narodu" i w ramach tego również zwykli obywatele muszą przejść przeszkolenie wojskowe. W zeszłym roku ówczesny szef Sztabu Generalnego generał Rajmund Andrzejczak, przemawiając na Forum Ekonomicznym w Karpaczu, mówił że jeśli Ukraina przegrałaby wojnę, a Białoruś weszła dalej w orbitę Rosji, Polska musiałaby uznać, że ograniczenie wydatków na obronność do 5 proc. produktu krajowego brutto i stała armia licząca 300 tys. żołnierzy nie wystarczy. Bo jak mówił generał: „Jeśli stracimy wiarygodność jako NATO, jako cywilizacja, Chiny patrzą, więc jest to wielka gra". Łotwa wraz z innymi państwami bałtyckimi ogłosiła budowę linii obronnej na granicy z Rosją, która ma się składać z bunkrów i schronów. Prezydent Łotwy mówił także o możliwym ataku Rosji na NATO i że trzeba się przygotowywać na różne scenariusze. Szwecja zaczęła odtwarzać obronne cywilną.
Władysław Kosiniak-Kamysz także zapowiedział, że należy przygotować ustawę o obronie cywilnej. Wyjaśnił, że chodzi o przygotowanie schronów, odpowiedniego zarządzania kryzysowego, ochotników i umiejętności udzielania pierwszej pomocy. Minister obrony Niemiec Boris Pistorius powiedział niedawno dziennikowi "Tagesspiegel", że Rosja może pewnego dnia zaatakować kraj NATO. Jego zdaniem obecnie taki atak nie jest prawdopodobny, natomiast będzie możliwy za pięć-osiem lat. Również prezydent Czech mówił w listopadzie ubiegłego roku, że rosyjska armia odzyska pełną zdolność bojową w ciągu 5-7 lat od zakończenia wojny z Ukrainą ostrzegając, że Rosja stanowi największe zagrożenie dla Europy.
Widać wyraźnie, że wszyscy do „serca” wzięli sobie maksymę, "chcesz pokoju, szykuj się do wojny”. W związku z tym napięciem i rosnącym zagrożeniem już można zauważyć pewną panikę w wynikającą ze strachu przed wojną. Szwedzkie media informowały, że apele szwedzkiego rządu i wojska wzywające Szwedów do gotowości na wojnę, wywołały panikę społeczeństwa, ludzie tłumnie udali się do sklepów, aby zaopatrzyć się w paliwo i zestawy pierwszej pomocy, inni zaczęli oskarżać przywódców kraju o sianie strachu. Niedługo możemy coś takiego dostrzec w innych krajach, jeśli atmosfera wojenna będzie się zwiększać.
Na potrzeby tego tekstu pominiemy analizę tego czy wojną w Europie jest prawdopodobna, czy nie. Zapewne dla większości Europejczyków zwłaszcza we Francji, Hiszpanii czy we Włoszech, większym problemem będą rosnące ceny energii, produktów codziennego użytku czy problemy klimatyczne. Jednak pewne przygotowania jak zwiększenie liczebności armii i brak rekruta będzie problemem, z którym spotka się spora część krajów z powodu problemów demograficznych.
Niemcy poszukują rekruta, my też musimy?
Jak pisaliśmy niedawno w Portalu Obronnym, w Niemczech toczy się dyskusja na temat tego, by otworzyć Bundeswehre na żołnierzy bez niemieckiego paszportu. Jak argumentował minister obrony Niemiec, w kraju są ludzie, którzy są drugim lub trzecim pokoleniem mieszkającym w Niemczech, ale nie mają jeszcze niemieckiego obywatelstwa. Polityk FDP ds. obronności, Marie Agnes Strack Zimmermann dla „Rheinische Post”, powiedziała, że „zasadniczo musimy myśleć bardziej europejsko w naszych poszukiwaniach odpowiednich młodych ludzi, którzy chcą służyć w Bundeswehrze”. Dodając, że dzięki służbie w niemieckiej armii „żołnierze bez niemieckiego paszportu mogą go szybciej zdobyć dzięki pomyślnej służbie w Bundeswehrze”.
Pomysł, by otworzyć się na cudzoziemców w Niemczech, nie jest nowy, ponieważ po raz pierwszy pojawił się w 2010 roku, gdy zaproponowano, aby do Bundeswehry przyjmować także cudzoziemców. Ten pomysł potem został zapisany w Białej Księdze Polityki Bezpieczeństwa w 2016 roku, by Bundeswehra otworzyła się na obywateli innych państw UE. W 2018 roku niemieckie media informowały, że niemieccy planiści rozważają rekrutację Polaków, Włochów i Rumunów, którzy mieszkają od kilku lat w Niemczech i płynnie posługując się językiem niemieckim. Wszystkie te pomysły były spowodowane spadającą liczbą chętnych do armii niemieckiej oraz coraz mniejszą liczbą roczników, które można powołać do Bundeswehry związku ze spadającą liczbą urodzeń.
Polecany artykuł:
Dodatkowo w Niemczech zmieniono prawo, które będzie pozwalać cudzoziemcom ubiegać się o niemiecki paszport już po pięciu latach pobytu w Niemczech albo po trzech latach w przypadku „szczególnych osiągnięć integracyjnych”. Poza tym dzieci zagranicznych rodziców, którzy mieszkają legalnie w Niemczech od pięciu lat, będą w przyszłości uznawane za obywateli niemieckich, od urodzenia.
Pomysł by cudzoziemcy służyli w armii wykorzystują takie państwa, jak USA, Wielka Brytania i Finlandia. W USA by zdobyć obywatelstwo można, wstąpić do armii i dzięki temu proces o staranie się o obywatelstwo jest przyśpieszony. Brytyjczycy zaś otworzyli swoją armię na osoby pochodzące z wybranych krajów Wspólnoty Brytyjskiej np. Australia, Indie, Malezja, Nigeria, Samoa czy Singapur. Finlandia wprowadziła służbę wojskową dla swoich obywateli mieszkających poza granicami kraju.
Widzimy więc, że pewne kraje już jakąś formę rekrutowania cudzoziemców wprowadziły. Oczywiście nadal by wstąpić do armii poszczególnych krajów, trzeba mieć obywatelstwo danego kraju. I tak obywatelstwo można nabyć przez prawo krwi lub zasady prawa ziemi oraz wyniku decyzji administracyjnej.
Czy w związku z tym co się dzieje w Europie i na świecie, Polska również powinna się zastanowić nad tym, by za 15–20 lat albo nawet wcześniej otworzyć się na cudzoziemców, którzy po spełnieniu pewnych wymagań będą mogli służyć w armii? Myślę, że powinniśmy się nad tym poważnie zastanowić.
Starzejemy się i rodzi się nas coraz mniej
Dla Polaków trudno sobie wyobrazić sytuację, gdzie np. Niemiec, Grek, Ukrainiec, Afgańczyk czy Hindus będzie służył w Wojsku Polski. Jesteśmy generalnie narodem jednolitym u nas poza mniejszością ukraińską, niemiecką etc., która się nie wyróżnia kolorem skóry, trudno jest poza oczywiście dużymi ośrodkami miejskimi spotkać obcokrajowca o innym kolorze skóry. W Europie jest to na porządku dziennym. Świat się jednak zmienia, również do Polski przybywa coraz więcej migrantów.
Polecany artykuł:
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) cudzoziemców wykonujących pracę w 2023 roku było 1018,9 tys. Według raportu Warsaw Enterprise Institute (WEI) pt. "Migracje: niewykorzystana (na razie) szansa Polski": "Łączną liczbę imigrantów w Polsce można szacować na ok. 3,5-4 mln, z czego 60-75% stanowią Ukraińcy. (…) Do ważnych z punktu widzenia rynku pracy państw pochodzenia migrantów należą też Białoruś, Gruzja, Indie i Mołdawia" - czytamy w raporcie. Według raportu rośnie także „liczba zezwoleń na pracę dla cudzoziemców w Polsce, w dużej mierze w zawodach, w których w naszym kraju występuje deficyt pracowników”.
Jak możemy zauważyć, rośnie liczba obcokrajowców, jednak Polaków rodzi się coraz mniej. Dzietność w Polsce wyniosła w 2022 roku 1,26, w 2023 roku wyniosła ona już mniej niż 1,20. Szacuje się w prognozach demograficznych GUS (najbardziej skrajnych), że do 2060 roku ludność Polski zmniejszy się z obecnych ponad 37 mln do 26,7 mln osób. W optymistycznym scenariuszu przewiduje się spadek do 30,4 mln osób. Będzie następował proces starzenia się, co oznacza wzrost odsetka osób w wieku 65 lat i więcej oraz duży spadek liczby dzieci i młodzieży (0–17 lat). Według raportu GUS „Prognoza ludności na lata 2023-2060” w 2060 roku liczba urodzeń może spaść o połowę, z dzisiejszych około 300 tys., rocznie do około 150 tys. urodzeń rocznie. Jak napisano w raporcie: „przewiduje się znaczny wzrost imigracji. W scenariuszach średnim i wysokim Polska będzie krajem imigracyjnym przez cały horyzont prognozy, tj. w latach 2023–2060 utrzymywać się będzie dodatnie saldo migracji”. W najnowszym Biuletynie Statystycznym GUS możemy przeczytać, że w okresie od stycznia do listopada 2023 roku urodziło się w Polsce 253,3 tys. dzieci. Suma urodzeń za ostatnie 12 miesięcy wyniosła w listopadzie 275,4 tys.
Widzimy więc ze scenariusze i dane nie napawają optymizmem. Możemy dyskutować na temat tego, co należy zrobić, od tego są politycy i eksperci im doradzający, by ten problem dzietności naprawić. Wiele jest pomysłów, jednak teraz najważniejsze pytanie brzmi, czy w związku z narastającymi problemami demograficznymi Polska powinna się otworzyć na cudzoziemców w armii? Myślę, że jest to nieuniknione i powinniśmy nad tym dyskutować. Zapewne w przyszłości wiele uzbrojenia będzie wymagało mniejszej ilości ludzi do obsługi, być może będziemy żyli w świecie gdzie egzoszkielety wojskowe lub roboty/droidy bojowe przejmą główną rolę w armii i będą do zadań bojowych na polu walki. Już teraz bezzałogowce/drony robią spustoszenie na polu walki, a do ich obsługi wystarczy jeden człowiek. Pewnie za kilka lat będzie to robiła sztuczna inteligencja. Jednak Polska pewnie nie będzie za te kilkanaście lat mogła liczyć na supernowoczesną broń w dużych ilościach, więc pewnie nadal będziemy się opierać na armii złożonej z ludzi, w jakieś ilości? To trudno ocenić, jakie będą potrzeby. Może zagrożenie Rosyjskie zniknie, ale może się pojawić nowe. Trudno na dziś prognozować, bo wiele jest scenariuszy mniej lub bardziej realnych w naszym regionie, jednak wszystkie należy mieć w głowie i starać się na nie przygotować.
Możemy dyskutować nad tym czy w wojsku mają to być cudzoziemcy tylko z Europy, czy także z innych krajów i w jakiej formie oni by mogli wstąpić do wojska, czy tylko konkretne etaty, czy na wszystkich szczeblach, czy może tylko administracja wojskowa.
Jak zwraca uwagę w rozmowie z Portalem Obronnym Ariel Drabiński zajmujący się demografią: „Trudna sytuacja demograficzna Polski, w sposób naturalny skłania SZ RP do większej elastyczności w kwestii pozyskiwania kandydatów do służby. Wiąże się to z większą otwartością na kobiety czy zmniejszeniem wymagań stawianych potencjalnemu żołnierzowi. W państwie, w którym mieszka i pracuje duża ilość imigrantów (w Polsce już około 7% osób aktywnych zawodowo to imigranci) w sposób naturalny, pojawia się pytanie o potencjalną służbę obcokrajowców w wojsku Polskim. Jednak rozwiązanie to wiązałoby się z następującymi wyzwaniami:
- Polska dopiero od kilku lat nie jest państwem jednolitym etnicznie, przez co prawdopodobieństwo społecznej akceptacji rekrutacji do Wojska Polskiego jest wysoce wątpliwe.
- Jednocześnie brak rozwiązań integracyjnych (de facto brak polityki imigracyjne) powoduje, że wojsko nie miałoby od kogo „uczyć” się wdrażania procedur pozwalających na prawidłowe funkcjonowanie imigrantów w polskich strukturach państwowych.
- Ważnym wyzwaniem, byłaby również weryfikacja kontrwywiadowcza potencjalnych kandydatów, którzy w większości pochodziliby z państw „cieszących się” szczególnym zainteresowaniem służb specjalnych Federacji Rosyjskiej (Ukraina, Białoruś, Gruzja, Mołdawia, państwa Azji Centralnej).
- Istotnym aspektem jest też kwestia polityczna. Dopuszczenie do służby imigrantów w formacjach mundurowych, z dużą dozą prawdopodobieństwa zostałaby wykorzystana do dalszej polaryzacji polskiego społeczeństwa, zarówno przez partie polityczne jak i służby rosyjskie w ramach działań hybrydowych mających na celu polaryzację polskiego społeczeństwa”.
Zapewne przeciwnicy użyją także argumentu, że wartość bojowa takich ludzi będzie znikoma, ponieważ nie będą czuli przywiązania do kraju. Morale w wojsku to jest podstawa. Wystarczy spojrzeć na Ukrainę, gdyby nie nadal wysokie moralne i chęć obronny suwerenności własnego państwa, zapewne wojna skończyłaby się szybko i scenariusz jak przewidywali rosyjscy wojskowi z 2014 roku, zostałby powtórzony.
Wojsko to nie praca w korporacji, tutaj pieniędzmi „przywiązania” nie da się załatwić, jest potrzebny również patriotyzm i chęć służenia ojczyźnie, dlatego Ukraina mimo trudności z ciągłym brakiem amunicji, uzbrojenia itp. ciągle walczy, bo ludzie nadal chcą bronić kraju. Oczywiście istnieje spora grupa ludzi, która uciekła do Polski czy innych krajów i uchyla się od służby. Jednak istnieje nadal spora grupa, która walczy za wolną Ukrainę. Dlatego ważne jest by tacy obcokrajowcy, którzy by służyli w Wojsku Polskim czuli przywiązanie do tego kraju, bo jak mówił niedawno minister pracy i integracji Johana Pehrsona: „obowiązek obrony totalnej dotyczy każdego, kto przebywa w Szwecji, niezależnie od posiadanego obywatelstwa”.
Pamiętajmy także o tym, że Polska ma bogatą tradycję jeśli chodzi posiadanie cudzoziemców w wojsku. W I RP był to np. Andrzej Archibald de Gleyden-Glower, który był na początku najemnikiem pochodzącym z Anglii. Był inżynierem wojskowym, ale także dowódcą artylerii. Brał także udział w wyprawach Sobieskiego. Jeśli chodzi o II RP, to w Wojsku Polskim, które broniło kraju we wrześniu 1939 roku, była duża ilość Ukraińców, którzy następnie trafili do obozów i potem razem kroczyli z generałem Andersem wraz z Białorusinami, Litwinami, Żydami czy Ormianami. Według danych ukraińskiego historyka Andrzeja Rukkasa, na 1 września 1938 r., w składzie Wojska Polskiego było 38 kontraktowych oficerów – Ukraińców. Szacuje się, że wśród jeńców wojennych Wojska Polskiego było blisko 20 tys. Ukraińców. Według książki J. Odziemkowskiego pt: "Służba duszpasterska Wojska Polskiego 1914–1945" - najliczniejszą grupę niekatolików żołnierzy stanowili prawosławni, przeszło 50% wszystkich żołnierzy-niekatolików to byli to właśnie oni, czyli Białorusini, Ukraińcy i Rusini i Rosjanie. Widzimy więc, że nie jest naszemu krajowi obce posiadanie ludzi innych wyznań i kultury. Oczywiście były to inne czasy, II RP składała się z wielu narodowości. Jednak obecne czasy sprawiają, że także obecnie wielu cudzoziemców osiada w naszym kraju i jest np. lekarzami, politykami, dziennikarzami, przedsiębiorcami etc.
Obecnie te rozważania na temat tego, by cudzoziemców przyjmować do Wojska Polskiego, wydają się trochę science fiction i daleką przyszłością, niemniej nasi politycy, ale także wojskowi i eksperci im doradzający powinni taki scenariusz brać pod uwagę, zwłaszcza że mamy obecnie dziwny czas pokoju i wojny. Problemy demograficzne i tak zapukają do naszych drzwi, a my musimy być na to przygotowani. Obecnie migranci z Ukrainy czy innych krajów Azji ratują nasz rynek pracy zwłaszcza pracę, które Polacy nie chcą wykonywać. Zapewne przedłużająca się wojna na Ukrainie jeszcze liczbę migrantów zwiększy, podobnie jakieś zmiany na Białorusi mogą taki proces spowodować. Dlatego odpowiednia polityka imigracyjna powinna zostać opracowana. Zwłaszcza, że obrona kraju powinna być czymś wspólnym dla ludzi tutaj mieszkających i zarabiających.
Oczywiście to nie oznacza, że mamy masowo przyjmować cudzoziemców do wojska, należy jednak sprawić, by oni byli asymilowani i czuli przywiązanie do naszego kraju. Dlatego należy ich włączyć w jakiś sposób w system obrony cywilnej, zaczynając od studentów, którzy w Polsce studiują i pracują, a następnie systematycznie powiększać ten krąg o osoby mieszkające np. od 3 do 5 lat w Polsce. Należy potencjał obronny takich osób wykorzystać i nich nie marginalizować. To będzie wymagało całkowitej zmiany politycznej, ale także i mentalnej społeczeństwa. Jednak w dłuższej perspektywie może być jedynym ratunkiem, by na rynku pracy, ale także wojsku nie brakowało ludzi. Nawet wojsko będzie musiało do takiej decyzji dojrzeć i zmienić sposób szkoleniowy. Żyjemy w czasach niezwykle dynamicznych, które wymagają patrzenia perspektywicznego na kilkanaście lat do przodu, a nie tylko z wyborów na wybory. Dlatego należy dokonać analizy takiej decyzji na wielu poziomach, bo jak było już wspomniane, istnieje spore ryzyko infiltracji struktur wojskowych przez obcy wywiad czy nasilenia postaw antymigracyjnych w naszym społeczeństwie co zapewne zostanie wykorzystane przez polityków, ale także np. Rosję. Nie mówiąc o wartości bojowej, jeśli będą oni traktować wojsko jako przepustkę tylko do szybszego uzyskania obywatelstwa. Debatę jednak należy podjąć i zacząć tworzyć odpowiednią politykę integracyjną.