Jak biurokracja przeszkadza na wojnie. Ukraina ma problem z naprawami zachodniej uzbrojenia

2024-12-06 16:40

Biurokracja często kojarzy się bardzo źle, co nie dziwi, jest ona bardzo często przerośnięta i generuje bardzo zazwyczaj większe koszty i wydłuża czas wielu kwestii. Biurokracja na pewno nie pomaga w czasie wojny, kiedy trzeba podejmować często szybko decyzję. Według reportażu Anny Sokolow i Jewgienija Teisea w Deutsche Welle, naprawa zachodniej broni przekazanej Ukrainie trwa czasami miesiącami, co jest powodem m.in złożonej logistyki i biurokracji. Problem jest zwłaszcza widoczny w uszkodzonych lufach armatohaubic m.in z Niemiec.

Armathaubica na Ukrainie

i

Autor: General Staff of the Armed Forces of Ukraine/Facebook Armathaubica na Ukrainie

Spis treści

  1. Niemiecka armatohaubica najlepsza, ale ma problem
  2. Jak lufy nie dają rady na wojnie w walce z biurokracją
  3. Niemcy są świadome problemów i próbują działać

Jak mawiał klasyk: „każdy nawet najlepszy plan, idzie od kosza po pierwszym oddanym strzale”, tak jest właśnie na wojnie, która rządzi się swoimi prawami. W czasie pokoju na podjęcie określonej decyzji mamy czas, możemy zapoznać się z różnymi możliwościami, uruchomiając aparat biurokratyczny. Wojna jednak wszystko zmienia, planowana lub realizowana operacja może iść do kosza jeśli zakładane przez nas zmienne nie pójdą po naszej myśli. Walcząca Ukraina, która swoją walkę w dużej części opiera na pomocy państw zachodnich jest bardzo mocno uzależniona od tego jak aparat biurokratyczny działa w poszczególnych krajach. Dość dobrze to odczuliśmy, kiedy przez miesiące Republikanie blokowali amerykański pakiet pomocy dla Ukrainy i dopiero w tym roku udało się przełamać blokadę. Jednak te miesiące, kiedy pomoc nie docierała to, był dla Ukrainy trudny okres, gdzie Kijów musiał racjonować m.in. amunicję.

Niemiecka armatohaubica najlepsza, ale ma problem

Anna Sokolowa i Jewgienij Teise w reportażu dla Deutsche Welle, postanowili przyjrzeć się kolejnemu z problemów, który utrudnia Ukrainie walkę. Rozmówcą udało się porozmawiać z Bohdanem Nahajem, dowódcą dywizjonu niemieckich armatohaubic Panzerhaubitze 2000 (PzH 2000) i żołnierzem Sił Zbrojnych Ukrainy. Rozmówca na wstępie oceniał niemiecką armatohaubice jako „najlepszą i najcelniejszą” i bezpieczną dla personelu. Żołnierz jednak przyznaje, że armatohaubica ma jeden duży problem, a mianowicie - awarie na skutek intensywnej eksploatacji. Wśród najczęstszych problemów wymienił awarię oprogramowania, przegrzanie jednostek sterujących i pęknięcia luf. I jak dodaje: „Z tego powodu czasami nawet dwie trzecie niemieckich armatohaubic jest chwilowo niezdatnych do użytku – mówi rozmówca DW.

Jako ciekawostkę można dodać, o czym pisał analityk Jarosław Wolski w 2022 roku na platformie X (wtedy Twitter), że:

"Opinie o super-hiper-zaawansowanej PzH2000 są złe. Awaryjna, skomplikowana w naprawie. W warunkach których producent nie przewidział »poległa«. W tych samych warunkach tak samo traktowany AHS »Krab« obronił się. Oczywiście można twierdzić że 400 pocisków DZIENNIE zajedzie każdą AHS, ale Kraba nie zajechało a PzH2000 tak. A była to ta granica między porażką a zwycięstwem na froncie. Niektóre Kraby miały po kwartale walk oddane 6k+ strzałów zanim lufy poszły do wymiany. Są to wyniki absolutnie kosmiczne i skłaniają do najwyższego szacunku wobec inżynierów i pracowników HSW oraz technologii produkcji. Brawo Polska Grupa Zbrojeniowa - bez ironii".

Z większością problemów — jak zwraca się uwagę w tekście — ukraińscy mechanicy są w stanie w warunkach wojennych sobie jakoś poradzić, jednakże wymiana luf wymaga długiego czasu z powodu braku części zamiennych. „Czas naprawy zależy od części zamiennych. To od dwóch do sześciu miesięcy” - powiedział artylerzysta.

Jak mówi dalej:

„Moim zadaniem jest strzelać. A potem nie wnikam, dlaczego tak się dzieje. Może ktoś się z kimś gdzieś nie dogadał, może są trudności z zaopatrzeniem, albo Niemcy sami nie mają tych części zamiennych” - zastanawia się żołnierz.

Garda: Raport Fundacji Pułaskiego Sivis pacem, para bellum

Jak lufy nie dają rady na wojnie w walce z biurokracją

Według rozmówców DW „wojna ujawniła wiele niedociągnięć w organizacji europejskiego przemysłu obronnego”. A problem jest widoczny zwłaszcza w szybkości zużywania się luf armatohaubic oraz braku standaryzacji - jak napisano w publikacji:

„Okazuje się, że nie wszyscy producenci, nawet w UE, certyfikują swoje produkty dla wszystkich głównych typów broni. Ukraińcy używają wszystkich pocisków 155 mm, jakie mogą znaleźć na niemieckich haubicach. Jednak ze względu na brak certyfikacji, nie wszystkie z nich mogą być używane na Panzerhaubitze bez ryzyka dla sprzętu” – mówi źródło DW.

Kolejnym problemem jest wspomina biurokracja. Według rozmówców DW:

„Aby wysłać zapasowe lufy do haubic lub inne części zamienne, które czekają w Ukrainie, Niemcy muszą uzyskać licencję eksportową na produkty wojskowe dla każdego elementu. Zamiast tygodni, proces ten trwa miesiącami” - skarży się przedstawiciel jednej z firm zbrojeniowych w rozmowie.

Źródło przypomina, że przemysłowcy z niecierpliwością czekają na wprowadzenie „wojskowego Schengen”, zainicjowanego niedawno przez kanclerza Niemiec Olafa Scholza.

Bez wprowadzenia powyższego „wojskowego Schengen” -

„Każda haubica lub inny europejski ciężki sprzęt, który musi zostać przewieziony do UE w celu kompleksowej naprawy w wyniku uszkodzeń bojowych, znika na wiele miesięcy. Ponieważ Ukraina nie jest członkiem UE, trudności pojawiają się już na etapie procedur celnych na granicy”. Kiedy uda im się dotrzeć do bazy naprawczej na Słowacji „spędzają do roku na naprawach, a może nawet dłużej” - powiedział DW artylerzysta Bohdan Nagai.

Dodając, że: „niedobór różnego rodzaju systemów artyleryjskich, który jest pogłębiany przez przedłużające się naprawy, powoduje wiele problemów na polu bitwy ze względu na stałą przewagę Rosjan w artylerii". Inni żołnierze z innych brygad potwierdzili w rozmowie z DW, że inne haubice, w tym te wyprodukowane w USA, również mają problemy z lufami.

Niemcy są świadome problemów i próbują działać

Według autorów reportażu, dla Niemiec problemy z naprawą sprzętu dostarczanego na Ukrainę od dawna nie są tajemnicą. W maju Bild informował, że z powodu opóźnień w budowaniu centrów naprawczych niemieckich firm tylko drobne usterki np. bojowych wozów piechoty Marder mogą być naprawiane we Lwowie na zachodniej Ukrainie. Jak pisała wówczas gazeta, miejsce to nie było certyfikowane do poważnych napraw. A naprawy czołgu Leopard 2 w ogóle nie mogły być tam przeprowadzane. W rezultacie niemieckie czołgi we Lwowie albo stały zepsute, albo musiały być transportowane setki kilometrów do warsztatów w sąsiednich krajach UE.

Z kolei Spiegel w styczniu bieżącego roku pisał wówczas, że 30 czołgów Leopard 2 przekazanych Ukrainie nadaje się do użytku, ponieważ problemy z czołgami są spowodowane głównie brakiem części zamiennych do napraw czołgów.

Szef komisji obrony Bundestagu Marcus Faber we wrześniu w rozmowie z Bild mówił:

„To absurd, że w tej chwili więcej systemów uzbrojenia jest wycofywanych ze służby z powodu braku części zamiennych niż z powodu ostrzału wroga”.

Jak przypomina się w tekście Deutsche Welle, na początku października producent armatohaubic – francusko-niemiecki koncern obronny KNDS – otworzył w Kijowie filię i biuro, co powinno usprawnić koordynację z instytucjami rządowymi i ukraińskimi przedsiębiorstwami remontowymi. „Utworzenie KNDS-Ukraina powinno sprawić, że ukraiński przemysł będzie w stanie naprawiać i serwisować takie systemy produkcyjne KNDS jak Leopard 1i 2, CAEASR, AMX10 RC, Panzerhaubitze 2000 i instalacja przeciwlotnicza Gepard” – mogliśmy przeczytać w komunikacie prasowym koncernu. Jak zaznacza się w tekście - „utworzenie spółek joint venture i przedstawicielstw producentów na Ukrainie kluczowymi środkami przyspieszającymi naprawę zachodniego sprzętu.

Na pytanie DW w sprawie problemów ukraińskiej armii z naprawą uzbrojenia, niemieckie Ministerstwo Obrony odpisało, że Niemcy „starają się zapewnić Siłom Zbrojnym Ukrainy części zamienne i sprzęt w dużych ilościach, aby mogły samodzielnie przeprowadzać naprawy i konserwację sprzętu” oraz że są poszukiwane rozwiązania produkcyjne umożliwiające współprace z „ukraińskimi przedsiębiorstwami w celu znalezienia praktycznych rozwiązań technicznych rozwiązań pozwalających zmniejszyć niedobory części zamiennych”. Poza tym organizowane są szkolenia dla mechaników ukraińskich, pomaga się w wyposażeniu warsztatów naprawczych oraz pojazdy wsparcia technicznego.

Jak więc widzimy, mimo już prawie trzech lat wojny Ukraina, nadal musi się zmagać z problemami przerośniętej biurokracji i jak mawiał klasyk "nadgorliwości, która jest gorsza od faszyzmu". Państwa Europy, które pomagają Ukrainie, powinny już dojść do wniosku, że jak chcą efektywnie pomagać Ukrainie, to muszą uprosić procedury i przejść na tory gospodarki wojennej jak zrobiła to Rosja. Inaczej Zachód przegra tę rywalizację, bo jest w zasadzie to rywalizacja wartości demokratycznych i totalitarnych, którą reprezentuje Rosja, łamiąca normy i prawo międzynarodowe. Europa także musi zrozumieć, że przeciwko niej toczy się wojna hybrydowa, mówi o tym bardzo często NATO, ale wydaje się, że wiele państw nadal tego nie dostrzega, a to jest poważny błąd, który może w przyszłości kosztować Europę życie wiele istnień. Wnioski z Ukrainy należy wyciągać, nie tylko uzbrojenia jak się zachowuje w czasie walk na froncie, ale także medycyny pola walki, zarządzania kryzysowego ludności cywilnej, a także jak efektywnie przestawić przemysł zbrojeniowy na masową produkcję uzbrojenia. Jeśli nie wyciągniemy wniosków, to Rosja ma bramę otwartą do Europy.