„F-16 są na Ukrainie. Kolejne niemożliwa rzecz okazała się jak najbardziej możliwa” – napisał Landsbergis. Agencja Bloomberg, powołując się na własnych informatorów pragnących zachować anonimowość, podała, że Ukraina otrzymała pierwsze F-16. Liczba przekazanych samolotów jest niewielka – powiadomiono.
4 sierpnia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oficjalnie potwierdził i pokazał, jak F-16 radzą sobie na ukraińskim niebie. Przypomnijmy, że kilka dni temu strona ukraińska zaprzeczała tym doniesieniom. I tak jeszcze 1 sierpnia doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak nazwał pojawiające się informacje o F-16 na Ukrainie jako spekulacje, dodając, że należy zaczekać na oficjalne stanowisko.
"Widzę, że jest to przedstawiane jako spekulacje informacyjne. Chciałbym, aby tych spekulacji było mniej. Jednak zawsze należy zwracać uwagę na oficjalne komentarze. Radzę poczekać na oficjalne potwierdzenia z jednej lub drugiej strony" – powiedział Podolak, cytowany przez agencję Interfax-Ukraina.
Agencja wówczas napisała, że według Podolaka materiały zachodnich mediów na temat dostarczenia samolotów F-16 dla Ukrainy nie mają ani jednego odniesienia do oficjalnych źródeł. Doradca podkreślił, że takie wiadomości może przekazywać jedynie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski albo dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy generał Ołeksandr Syrski.
„Doradca szefa Kancelarii Prezydenta podkreślił, że strona ukraińska nie powie ani "tak", ani "nie" w odniesieniu do tej informacji, ponieważ komponent lotniczy jest "czynnikiem niezbędnym do przetrwania". Według niego niewłaściwe jest podawanie takich informacji w czasie wojny, ponieważ może to mieć negatywny wpływ zarówno na polu bitwy, jak i na postrzeganie przez społeczeństwo problemów, z jakimi boryka się armia w konfrontacji z wrogiem” – pisze Interfax-Ukraina.
Polecany artykuł:
Stanowisko Ukrainy sprzed kilku dni nie powinno dziwić, i nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że zaprzeczała. W ostatnich tygodniach mieliśmy zmasowane ataki Rosjan na Ukrainę, które mają na celu znalezienie F-16 i zniszczenie samolotów. Media potrzebują "kontentu". Działanie F-16 są oczekiwane jednakowo przez Zachód jak i przez Ukrainę. Zachód chce zobaczyć spektakularną zmianę na froncie dzięki F-16, a Ukraina chce uzyskać pewną przewagę nad siłami rosyjskimi zwłaszcza lotnictwem.
Problem polega jednak na tym, że F-16 nie odmienią jakoś nadzwyczajnie sytuacji na froncie. Wręcz przeciwnie - będzie się na nie odbywać polowanie. W połowie lipca Siergiej Szmotiew, dyrektor generalny firmy Fores, ogłosił nagrodę - 15 milionów rubli (168 tysięcy dolarów) za zestrzelenie pierwszego ukraińskiego F-16. Teraz zapewne po tym jak minister MSZ Litwy ogłosił, że F-16 są na Ukrainie, a wcześniej także Bloomberg, to można się spodziewać jeszcze bardziej zmasowanych ataków na infrastrukturę Ukrainy.
Sekretarz Stanu USA Antony Blinken oświadczył 10 lipca - na marginesie szczytu NATO w Waszyngtonie, że holenderskie i duńskie myśliwce F-16 "są już w drodze na Ukrainę". Dodał, że jeszcze tego lata będą "latać na ukraińskim niebie".
Według dotychczasowych ustaleń, Ukraina miała otrzymać pierwsze F-16 w miesiącach letnich. Dania, Norwegia, Holandia i Belgia planowały dostarczyć Ukrainie ponad 60 takich maszyn.
Samoloty wielozadaniowe F-16 produkcji amerykańskiej mają zniwelować rosyjską przewagę w powietrzu i pomóc siłom ukraińskim w odpieraniu ataków na miasta.
Sytuacja jest trudna na całym froncie na wschodzie
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział w środę, 31 lipca mediom francuskim, że sytuacja na całym froncie na wschodzie kraju jest trudna; wymienił Słowiańsk i Pokrowsk w obwodzie donieckim jako cele Rosjan, ale ocenił też, że chcą zająć "cały wschód" kraju.
"Na całym froncie na wschodzie sytuacja jest trudna. Odkąd Rosjanom nie udało się zająć Charkowa - a wiemy, że tam nie dotrą - ich główny cel się zmienił. Front, na którym koncentrują wysiłki, to oczywiście cały wschód - Słowiańsk, ale też Pokrowsk; chcą też (zająć) Kostiantyniwkę i Torećk" - powiedział Zełenski.
Ukraiński prezydent, który nie był obecny na otwarciu igrzysk olimpijskich w Paryżu, wyjaśnił, że chciałby przyjąć zaproszenie, lecz jego kraj jest obecnie w trudnym momencie. "To nie czas na Ukrainie, by świętować" - powiedział.
Pytany, dlaczego wojska rosyjskie czynią teraz postępy na wschodzie kraju, wymienił trzy powody. Pierwszy - to brak uzbrojenia dla większości z 14 ukraińskich brygad. "Nie jest tajemnicą, że przygotowaliśmy 14 brygad. Chcieliśmy je wyposażyć w broń, by bronić naszego terytorium i realizować rotacje (...). Jeśli na 14 brygad wyposażone są tylko trzy, to czy można zatrzymać Rosjan?" - zapytał. Drugim powodem jest to, że Rosjanie nie oszczędzają życia swoich żołnierzy. "Putinowi jest wszystko jedno, on nie liczy zabitych" - powiedział Zełenski.
Polecany artykuł:
"Trzeci powód - to brak możliwości użycia uzbrojenia dostarczonego przez kraje zachodnie w sposób, który uważamy za konieczny" - kontynuował prezydent Ukrainy. Podał przykład Charkowa, atakowanego przez Rosjan pociskami z Biełgorodu, leżącego po drugiej stronie granicy. "Fakt, że nie możemy używać całego naszego uzbrojenia, by zatrzymać wroga, jest wielkim wyzwaniem. Co zrobilibyście na naszym miejscu?" - pytał Zełenski.
Podkreślił, że wojska rosyjskie "znajdują się 50 km od granicy" ukraińskiej i dodał: "wiedzą, że nie mamy prawa do nich strzelać" przez granicę.
Pytany o to, czy liczy na "zgodę na atakowanie celów militarnych głębiej na terytorium Rosji" przy użyciu zachodnich pocisków dalekiego zasięgu, prezydent Ukrainy powiedział, że bardzo by sobie tego życzył. Jednak, jak zauważył, partnerzy Ukrainy "na razie się tego obawiają".
Mówiąc o wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych i ich wpływie na pomoc USA dla Ukrainy, Zełenski przyznał, że istnieje "ryzyko" dla jego kraju. "Nie możemy wpływać na żadne wybory, ale Stany Zjednoczone są dziś oczywiście wyzwaniem. Są ryzyka, których nikt nie może przewidzieć" - powiedział.
Zełenski udzielił wywiadu dziennikom: "Le Monde", "Liberation", "L'Equipe" i agencji AFP.
Zdolności sił Rosji tego lata umożliwią im punktowe ataki, ale nie dużą ofensywę
Obserwowane w obwodzie donieckim Ukrainy ograniczone ataki jednostek zmechanizowanych przy użyciu sił wielkości od plutonu do batalionu pokazują obecną skalę zdolności armii rosyjskiej; raczej nie pozwolą one na dużą ofensywę - pisze amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
„Rosyjskie siły 29 i 30 lipca przeprowadziły na zachodzie obwodu donieckiego pięć szturmów zmechanizowanymi siłami wielkości od plutonu do batalionu. Takie lokalne ataki zmechanizowanych (jednostek) prawdopodobnie są przejawem prognozowanej letniej ofensywy rosyjskiej” – pisze ISW w najnowszym raporcie.
Według ośrodka Rosji zapewne „brakuje większych zdolności operacyjnych do przeprowadzenia tego lata oddzielnej nowej operacji ofensywnej w obwodzie donieckim lub na innym odcinku frontu”.
Według ISW te „okresowe i pulsacyjne” ataki jednostek zmechanizowanych prawdopodobnie pokazują skalę obecnych rosyjskich zdolności ofensywnych. Przeprowadzenie znaczącej nowej ofensywy uniemożliwiają Rosji braki ludzkie i sprzętowe – wnioskuje think tank.
„ISW wcześniej odnotowywał, że Rosjanie w tej wojnie mają problem z jednoczesnym prowadzeniem operacji ofensywnych na dużą skalę, ale są skłonne do prowadzenia działań +pulsacyjnych+ na różnych odcinkach. Gdy w jednym miejscu intensywność spada, w innym rośnie” – zauważa.
Zdaniem amerykańskiego ośrodka przyczyną takiego podejścia może być przekonanie, że taka taktyka wystarczy do osiągnięcia ograniczonych celów wyznaczonych na lato br., albo fakt, że rosyjskie zdolności nie pozwalają na szersze działania na froncie.
ISW ocenia przy tym, że akceptowanie dużych strat sprzętowych bez przeprowadzenia szerokiej ofensywy lub bez istotnych postępów na zachodzie obwodu donieckiego będzie w długim okresie obciążać rosyjską armię.
Jednocześnie trwające rosyjskie ataki są kosztowne dla strony ukraińskiej. Zdegradowanie zdolności sił ukraińskich niezależnie od zysków armii rosyjskiej wpisuje się w cele Moskwy. To wyniszczające podejście jest spójne z całościową strategią Putina, która zakłada, że Rosja zdoła utrzymać zajęte tereny oraz „przeczekać” zachodnie wsparcie dla Ukrainy i ostatecznie wygrać - ocenia ISW.
PM/PAP