Boris Johnson: Gdyby Putin wygrał na Ukrainie, to byłaby to katastrofa
Nie ma mowy o „strategicznym porzuceniu” Kijowa czy nawet Europy, o co przez politycznych adwersarzy Donald Trump jest często oskarżany, przede wszystkim z tego powodu, iż, jak zapewniał były premier Wielkiej Brytanii - ma on świadomość, jak fatalne skutki zarówno dla reputacji Stanów Zjednoczonych, jak i amerykańskiego systemu sojuszniczego miałby tego rodzaju krok. Gdyby Putin wygrał na Ukrainie, to byłaby to katastrofa. Johnson jest zdania, że Trump „wie o tym” i w związku z taką oceną sytuacji - ryzyko amerykańskiego wycofania się, oddania pola Rosji, jest niewielkie.
Putin się nie zatrzyma i po zwycięstwie na Ukrainie Rosja stanowić będzie większe, a nie mniejsze zagrożenie. Nie musi to oznaczać natychmiastowego wybuchu wojny, ale scenariusz destabilizacji państw na wschodniej flance NATO jest bardzo prawdopodobny. Porażka na Ukrainie zmniejszy zaufanie sojuszników Ameryki do wiarygodności wzajemnych gwarancji sojuszniczych, co z kolei oznaczać będzie, iż Sojusz wejdzie w nową sytuację, narastającego zagrożenia ze strony Federacji, gorzej, a nie lepiej doń przygotowany.
Osłabienie NATO, nawet jeśli wyłącznie reputacyjne, zachęci z kolei wrogów Zachodu, zarówno Iran, ale przede wszystkim Chiny do rozpoczęcia bardziej agresywnych działań. Teheran w nowej sytuacji najprawdopodobniej zaatakuje Izrael, a Pekin podejmie próbę siłowego rozwiązania sytuacji na Morzu Południowochińskim. „Nagle – napisał Boris Johnson, rekonstruując treść swojej rozmowy z Donaldem Trumpem - możemy znaleźć się u progu naprawdę przerażającego konfliktu, w którym Amerykanie staną przed wyborem: albo porzucić wszelkie pozory światowego przywództwa, albo zapłacić miliardy dolarów za przywrócenie porządku i wysłać młodych Amerykanów ponownie za granicę, aby ci ginęli na obcej ziemi.” W porównaniu z kosztami przywrócenie hegemonii Stanów Zjednoczonych - koszty dzisiejszego wsparcia dla Kijowa trzeba uznać za trywialne, z czego też Donald Trump ma zdawać sobie sprawę.
Jakie plany wobec Ukrainy ma Donald Trump?
Johnson zastrzegł, że nie wie, co Trump zrobi w kwestii Ukrainy, kiedy ten wygra wybory, ale napisał, co jego zdaniem należałoby zrobić. Po pierwsze, odejść od polityki Zachodu realizowanej w czasie pierwszych dwóch lat wojny, kiedy, jak napisał „życzyliśmy Ukrainie zwycięstwa”, nie dając jej narzędzi dla osiągnięcia tego celu. Trump może chcieć, w opinii Johnsona, zdjąć „biurokratyczne bariery” w obecnej polityce Waszyngtonu. Chodzi o wycofanie się z dotychczasowej polityki braku zgody na atakowanie przez siły ukraińskie celów na terenie Federacji Rosyjskiej przy użyciu przekazanych Kijowowi zachodnich systemów rakietowych.
Porozumienie, które Trump może zaproponować Putinowi, sprowadzać się może do wycofania rosyjskich sił na granice z roku 2022 i umożliwienia Ukrainie dokonania nieskrępowanego wyboru w kwestii członkostwa w NATO i Unii Europejskiej. Innymi słowy Ukraina rezygnuje ze swych terenów okupowanych przez Moskali od 2014 i 2015 roku, ale w zamian otrzymuje wymiernych korzyści – staje się częścią zachodniego systemu bezpieczeństwa i odzyskuje 18 % swego terytorium, które Rosjanie zajęli po wybuchu wojny, niemal 2,5 roku temu.
Trump zaproponuje Putinowi warunki pokoju. Dlaczego Kreml może się na nie zgodzić?
Dlaczego Putin miałby przystać na tego rodzaju warunki porozumienia? Z dwóch powodów. Po pierwsze nie będzie on w stanie osiągnąć niczego więcej, szanse na kolejne zdobycze terytorialne będą maleć, a prawdopodobieństwo takiego scenariusza będzie większe w związku ze wzrostem skali dostaw amerykańskiej pomocy wojskowej, jak i zniesieniem krępujących Ukrainę ograniczeń.
Drugim powodem, dla którego Putin i jego otoczenie mogą rozważyć tego rodzaju opcję, będzie artykułowane w sposób otwarty i nie budzący wątpliwości przez nową administrację przesłanie, że ponowne porozumienie i powrót do współpracy między Rosją a Stanami Zjednoczonymi jest realne. Ale musi to być „pokój z pozycji siły”, czyli Moskwa będzie zmuszona uznać nowe realia i je zaakceptować. Jeśli tego nie zrobi, to wówczas utknie w przeciągającej się wojnie, której nie będzie w stanie rozstrzygnąć na swoją korzyść.
Z punktu widzenia Waszyngtonu takie zakończenie wojny na Ukrainie jest opcją najlepszą. Dlatego, że, w opinii Johnsona, włączenie sił ukraińskich do zachodniego systemu bezpieczeństwa umożliwi przesunięcie amerykańskiej uwagi i potencjału militarnego w rejon Indo – Pacyfiku. Ukraina w NATO, po tym jak Rosja zaakceptuje, iż nie wygrała wojny, oznacza nowe, korzystniejsze niż dzisiaj realia bezpieczeństwa na wschodniej flance. Z tego względu nie można dopuścić do neutralizacji czy demilitaryzacji Ukrainy.
Porozumienie z Rosją jest też nęcącą perspektywą, bo umożliwi w dłuższej perspektywie równoważenie Chin, jako że Moskwa również nie jest zainteresowana zbytnim wzrostem potęgi Pekinu.
Boris Johnson napisał o możliwych działaniach Donalda Trumpa wobec Ukrainy
Rozważania Johnsona są o tyle ważne dla oceny nastawienia Trumpa wobec kwestii wojny na Ukrainie, że polityk ten uchodzi za mającego dobre relacje z byłym prezydentem USA. Ich wcześniejsze rozmowy miały, zdaniem mediów brytyjskich, doprowadzić do zapalenie przez kandydata Republikanów „zielonego światła” w kwestii ostatniego pakietu pomocy. Dopiero po tym, jak Trump zmienił swą optykę w tej sprawie - zresztą po rozmowie m.in. z byłym premierem Wielkiej Brytanii (innym rozmówcą Trumpa nalegającym na tego rodzaju krok miał być prezydent RP Andrzej Duda), speaker Johnson umożliwił w Izbie Reprezentantów przegłosowanie kolejnej transzy dla Kijowa.
Nierozstrzygniętym pozostaje jednak to, czy w artykule na łamach "Daily Mail" Johnson, który już wcześniej przekonywał Trumpa, że ten nie odbuduje potęgi Stanów Zjednoczonych, jeśli pozwoli na pokonanie przez Rosję Ukrainy, prezentował własny punkt widzenia czy referował oceny byłego prezydenta?
Johnson: To Trump dostarczył Ukrainie „broń śmiercionośną” - systemy Javelin
Próbując odpowiedzieć na to pytanie, warto zwrócić uwagę na dwa argumenty, do których odwołał się Johnson. Po pierwsze napisał on, że zaprezentowana wizja zakończenia wojny na Ukrainie odpowiada podejściu, które można określić mianem „pokoju dzięki sile”. Po drugie przypomniał on, że to Trump jako pierwszy amerykański prezydent dostarczył w czasie swojej pierwszej kadencji Ukrainie „broń śmiercionośną”. Chodzi o systemy Javelin, które zostały przekazane właśnie za czasów Trumpa, a ich dostawy blokowała wcześniej administracja Obamy, w której Biden był wiceprezydentem.
Dlaczego te dwa argumenty są ważne? Po pierwsze odwołanie się do formuły „pokoju dzięki sile” jest czytelnym nawiązaniem do niedawno opublikowanego na łamach Foreign Affairs artykułu Roberta C. O'Briena, doradcy Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego w czasie jego pierwszej kadencji. Przypomniał on, że to właśnie wówczas Ameryce udało się przeforsować szereg porozumień pokojowych, w tym przede wszystkim Abraham Accord, a Putin nie odważył się na uderzenie przeciw Ukrainie, ale dlatego, że była to polityka wspierana przez niedwuznaczne groźby użycia siły, jeśli scenariusze negocjacyjne zostałyby odrzucone.
Trump, jak argumentował były jego doradca ds. bezpieczeństwa, kierował się starą zasadą sformułowaną jeszcze przez Georga Washingtona, który powtarzał, że „jeśli chcemy zachować pokój, musimy być zawsze gotowi do wojny” czy słynnym powiedzeniem Theodora Roosevelta, lubiącego powtarzać, iż „w polityce trzeba mówić łagodnie, ale mieć za plecami duży kij”. Zarówno odniesienia Johnsona, jak i to, co napisał O'Brien, mogą wskazywać na taką właśnie wizję polityki zagranicznej dominującą w otoczeniu Trumpa i wyznawaną przez samego prezydenta.
Polecany artykuł:
"Polityka odstraszania wymaga nieraz kontaktów z osobami w rodzaju Putina"
Drugi argument, dotyczący dostaw Javelinów, jest też interesujący, bo w taki sam sposób, rozmawiając z CNN jeszcze w kwietniu br., dokonań Truma w czasie pierwszej kadencji bronił senator z Ohio J.D. Vance, dziś kandydat na wiceprezydenta. Użył on w rozmowie z dziennikarzami tej stacji telewizyjnych tych samych argumentów, związanych z dostawami rakiet, co Johnson w swym artykule. Vance dodał też wówczas, że jego zdaniem - choćby z tego powodu - „absurdem” są tezy głoszące, iż prezydentura Trumpa byłaby dobrym rozwiązaniem z punktu widzenia Kremla.
Przypomniał także, że polityka odstraszania wymaga nieraz kontaktów z osobami w rodzaju Putina, co nie oznacza osobistej bliskości i zwrócił uwagę na fakt, że to za czasów administracji Bidena, zwłaszcza po fatalnej ewakuacji z Afganistanu, rosyjski prezydent zdecydował się 'zaatakować sąsiedni kraj, czego nie odważył się, kiedy w Białym Domu zasiadał Trump. Vance przedstawił się wówczas też mówiąc, że „ludzie myślą, że Stany Zjednoczone to obecnie papierowy tygrys. Musimy odbudować nasze moce produkcyjne. Musimy odbudować naszą zdolność do wspierania naszych własnych żołnierzy i naszych sojuszników za pomocą systemów uzbrojenia.” - jako zwolennik zarówno odbudowy zdolności produkcyjnych w amerykańskim sektorze zbrojeniowym, jak i wywierania presji na państwa sojusznicze, aby te dawały więcej od siebie.
Jeśli artykuł napisany przez byłego brytyjskiego premiera po rozmowach z Trumpem oraz wystąpienia ludzi w rodzaju J.D. Vance'a i Roberta O'Briena (z pewnością bliskich byłemu prezydentowi) traktować w kategoriach miarodajnych zapowiedzi polityki administracji republikańskiej wobec Ukrainy, to wydaje się, że będziemy mieć do czynienia z próbą zakończenia wojny w postaci rozwiązania negocjacyjnego, ale „na naszych warunkach”. Problemem nie jest, jak się wydaje, to czy tego rodzaju próba będzie podjęta, bo wiele wskazuje, że będzie, ale to, w jaki sposób Waszyngton zareaguje na niepowodzenie tych starań.
Jeśli Putin nie ugnie się przed presją, to będziemy mieć w gruncie rzeczy dwie drogi. Pierwsza, którą opisał Hans Petter Midttun, były attaché wojskowy Norwegii w Wielkiej Brytanii, oznacza bezpośrednie zaangażowanie sił NATO na Ukrainie. Drugą jest wycofanie się i pozostawienie Kijowa własnemu losowi. Dopiero wówczas, ale nie będzie to wyłącznie decyzja Trumpa i z pewnością znaczący wpływ na nią będą mieć amerykańscy sojusznicy, możemy stanąć w obliczu perspektywy przegranej wojny.