Bloomberg w depeszy podkreśla, że nie jest jasne, czy ukraińscy piloci, którzy w ciągu ostatnich miesięcy szkolili się u swoich zachodnich sojuszników, będą mogli od razu używać F-16. Ministerstwo Obrony Ukrainy odmówiło agencji komentarza. Ponad rok musiały SZU musiały czekać na F-16. Ukraińcy wnioskowali o nie praktycznie od samego początku wojny. Dopiero w maju 2023 r. prezydent Joe Biden zezwolił na ich transfer.
Pojawia się ponownie pytanie o to, czy lub na ile SZU dysponując tymi myśliwcami jest wpłynąć na uzyskanie przewagi w powietrzu? Większość znawców tematu uważała (i pewnie zdania nie zmieniła), że F-16 nie dokonają przełomu w wojnie obronnej Ukrainy. Przede wszystkim dlatego, że Ukraina będzie miała ich za mało.
Planiści obawiają się również, że Ukraina nie ma wystarczającej liczby pasów startowych — a te, które ma, są podatne na rosyjskie ataki. Pewnikiem jest, że na ukraińskie F-16, gdy wejdą do walki (a kiedy to stanie się, tego jeszcze nie wiadomo) Rosjanie będą polować z co najmniej taką samą determinacją, jak na Abramsy i Leopardy. Wkrótce powinniśmy dowiedzieć się o wysokości premii za uszkodzenie lub zestrzelenie ukraińskiego F-16.
Bloomberg zauważa, że w czasie, gdy w USA szkolili się piloci do latania na F-16, to na polu bitwy zaszły spore zmiany. Obie strony obecnie bardziej polegają na tanich dronach niż koszmarnie drogich samolotach. Dodatkowo, co nie jest bez znaczenia, Rosja znacząco wzmocniła swoją obronę przeciwlotniczą.
Źródła agencji podkreślają, że nawet jeśli początkowo transfer samolotów będzie niewielki, to z czasem powinien pomóc Kijowowi zbudować potencjał, który pozwoli mu nadwyrężyć przewagę powietrzną Rosji. Dzięki niej Rosjanie mogli i jeszcze mogą, bez większych strat, niszczyć infrastrukturę energetyczną kraju, co doprowadziło już nieraz do okresowych przerw w dostawie prądu...
Listen on Spreaker.