- Dlaczego ZSRR masowo kierował kobiety do służby frontowej, w tym do snajperstwa?
- Jak wyglądało szkolenie snajperek i w jaki sposób działały na polu walki?
- Jak potoczyły się powojenne losy Pawliczenko i ile snajperek otrzymało tytuł Bohatera ZSRR?
Sowieckie snajperki ze sowieckich „snajperek” zastrzeliły prawie 13 tys. Niemców
W Związku Sowieckim kobiety walczyły na pierwszej linii frontu. Tam skierowano ok. 50 tys. żołnierzy płci żeńskiej vel żołnierek. W sumie w szeregach Armii Czerwonej znalazło się (ochotniczo) do miliona kobiet. Pozostałe państwa walczące w czasie II WŚ nie kierowały kobiet na front. Zakazywało im tego ich prawo. Wyjątkiem był ZSRR. A Ludmiła Pawliczenko nie była wyjątkiem w gronie snajperów.
Podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jak to Sowieci określali II WŚ, do tej arcytrudnej służby Armia Czerwona wyszkoliła prawie 2500 kobiet. Według źródeł rosyjskich wyeliminowały one 12 800 hitlerowców. Pół tysiąca żeńskich strzelców wyborowych dożyło końca wojny. Pawliczenko była wręcz sztandarowym czerwonoarmijnym strzelcem wyborowym. I to jeszcze w spódnicy – na oficjalnych wydarzenia, a w żołnierskich watowanych spodniach – gdy czyhała na Niemców, na froncie! Przykładem dla innych owianym na tyle legendą (zastrzeliła 39 niemieckich snajperów na nią polujących), że Kreml wykorzystywał jej osiągnięcia dla celów propagandowych. Także poza granicami Sojuza, w USA, i to bezpośrednio w kręgach Białego Domu. O tym nieco później.
Dlaczego kobiety służyły w Armii Czerwonej na pierwszych liniach frontów?
Bo do tego nakłaniała partia (Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia Bolszewików) i organizacja młodzieżowa (Wszechzwiązkowy Leninowski Komunistyczny Związek Młodzieży). Był to więc zaciąg ideologiczny, będący w jakiejś mierze uzupełnieniem strat w męskiej populacji Armii Czerwonej.
Przed wojną w Sowietach prowadzono masowe szkolenia strzeleckie. Przeszły przez nie miliony osób. Z tych kadr najczęściej wywodzili się snajperzy obu płci. Gdy niemiecka agresja straciła impet, to Mosinów z lunetą PO nie dawano już żołnierzom, którzy tylko dobrze strzelali. Armia postanowiła szkolić snajperów, męskich i żeńskich. O ile mężczyzn szkolono w różnych ośrodkach i na różnych kursach, to kobiety uczono (nie tylko) strzelania wyborowego – od marca 1942 r. (14 km od Moskwy) – w Centralnej Szkole Szkolenia Snajperskiego Kobiet. Była jedyną nie tylko w ZSRR, ale i na całym ówczesnym świecie.
Z początkiem 1943 r. przyjęto 490 kadetek. Były to ochotniczki skierowane przez Centralny Komitet Komsomołu. Sama rekomendacja partyjnej przybudówki nie wystarczyła. Kandydatka musiała mieć:
• co najmniej 18 lat,
• ukończonych co najmniej 7 klas i
• nieposzlakowaną politycznie opinię.
Panie, których ktoś z rodziny „walił jołki na Magadanie”, czyli był osadzony w łagrze, nie kwalifikowały się do szkolenia. Choćby nie wiadomo jak celnie strzelały. Szkolenie trwało aż pół roku. Kadetki nie tylko poznawały broń strzelecką, ale uczono je musztry, znajomości broni chemicznej, sztuki kamuflażu, inżynierii bojowej, a nawet walki wręcz. I – rzecz jasna – zaliczały lekcje kształcenia politycznego.
Na czym polegało szkolenie strzeleckie? Z grubsza ujmując: należało przejść „z buta” 7 km na strzelnicę, co już było swoistą zaprawą. A tam kadetki ćwiczyły strzelanie do celów ruchomych i mobilnych na dystansach 250, 500, 800 i 1000 m. Szkolenie kończone było egzaminem teoretycznym i praktycznym. W ramach tego ostatniego kadetki musiały zaliczyć wielokilometrowy forsowny marsz z pełnym rynsztunkiem.
Po egzaminach były kierowane na misję. Snajperki działały zarówno indywidualnie, jak i w parach lub małych zespołach. Oprócz karabinu wyborowego, saperki i lornetki zabierały ze sobą dwa granaty: jeden dla wroga i jeden dla siebie. We wszystkich armiach świata wzięci do niewoli snajperzy byli najzwyczajniej rozstrzeliwani.
Mosin-Nagant wz. 1891/30, ulubiony karabin wyborowy radzieckich snajperów
Uważny Czytelnik zauważy, że mistrzyni kobiecego snajperstwa Ludmiła Pawliczenko pojawiła się na froncie znacznie wcześniej, przed utworzeniem wspomnianej szkoły. Takie panie, które przed wojną uprawiały strzelectwo, a tym bardziej miały w tym sporcie wyniki (a takie Pawliczenko miała), były bezpośrednio kierowane na front bez formalnego szkolenia. Strzelać potrafiły, innych umiejętności (potrzebnych w snajperskiej robocie) nabywały na polu walki.
Czołówkę sowieckich snajperek tworzyło kilkanaście pań. Najlepsze na koncie miały od 59 odstrzelonych hitlerowców (Ziba Paşa qızı Qəniwiewa). Liderka tego rankingu zabijała Niemców z Mosina, z czasem zaczęła pojawiać się (o dziwo) z samopowtarzalnym SWT-40. Źródła rosyjskie podają, że z Mosina, podczas obrony Odessy, Ludmiła zastrzeliła 179 Niemców.
W czerwcu 1942 r. Ludmiła Pawliczenko została ranna. Gdy ją wyleczono, to we wrześniu wyjechała do USA i Kanady. Dokooptowano ją do składu delegacji dyplomatycznej agitującej w Ameryce za otwarciem drugiego frontu w Europie. W przemówieniu w Chicago Ludmiła powiedziała: „Panowie! Mam dwadzieścia pięć lat. Udało mi się już zabić 309 faszystowskich najeźdźców na froncie. Nie uważacie, panowie, że za długo chowaliście się za moimi plecami?”.
Czy faktycznie aż tylu zabiła? Są co do tego wątpliwości… Po powrocie do ZSRR Ludmiła została instruktorką w szkole snajperskiej „Wystrieł” (Wystrzał), gdzie wyszkoliła dziesiątki następców. Zmarła w roku 1974.
Spośród 96 kobiet-żołnierek, Bohaterów (Bohaterek) Związku Sowieckiego, złotą gwiazdą tego orderu odznaczono sześć kobiet-strzelców wyborowych. Wśród nich była major Ludmiła Pawliczenko, Sowietka, którą wielce polubiła Eleanor Roosevelt. Tak przypadła pani prezydentowej do gustu, że wiele lat po wojnie, będąc w Moskwie za rządów Chruszczowa, wymogła spotkanie z Ludmiłą…