Spis treści
- Szwedzkie nadrabianie zaległości... w wersji premium
- Skandynawska prawidłowość
- Czy Polska powinna rozważyć pozyskanie TPY-4?
- Czy jest to jednak w 100% opłacalne?
Szwedzkie nadrabianie zaległości... w wersji premium
Decyzja Szwecji o zakupie amerykańskiego radaru TPY-4 należy oceniać jako bardzo istotny i strategiczny krok w kontekście nie tylko modernizacji narodowego systemu obrony powietrznej, ale także głębszego włączenia się tego kraju w struktury sojusznicze NATO. Jest to bardzo namacalny przykład postępującej integracji tego skandynawskiego państwa z amerykańską architekturą obronną i cyfrową siecią rozpoznania oraz dowodzenia. Ma to ogromne znaczenie w dobie rosnących napięć w regionie Morza Bałtyckiego oraz wzrostu zagrożeń ze strony Rosji.
Radar TPY-4 to system nowej generacji, który – w odróżnieniu od wielu dotychczasowych rozwiązań – nie jest tylko „klasycznym” radarem obserwacji przestrzeni powietrznej, ale swoistą cyfrową platformą do zarządzania informacją o sytuacji powietrznej w czasie rzeczywistym. Dzięki zastosowaniu nowoczesnych technologii, takich jak aktywne skanowanie fazowe (AESA) oraz komponenty, które są oparte na azotku galu (GaN), system ten osiąga bardzo wysoką efektywność energetyczną poprzez zasięg detekcji rzędu kilkuset kilometrów i odporność na zaawansowane środki walki radioelektronicznej.
Mówiąc prościej – TPY-4 potrafi „widzieć” dalej, szybciej, dokładniej i trudniej go zakłócić. W dobie, gdy coraz większym zagrożeniem stają się trudnowykrywalne cele, takie jak pociski manewrujące, nisko lecące drony lub samoloty o obniżonej wykrywalności (stealth), ten radar realnie zwiększa szanse państwa na wczesne wykrycie i reakcję, zanim dojdzie do uderzenia.
Szwecja jeszcze do niedawna prowadziła politykę neutralności, a obecnie – po formalnym przystąpieniu do NATO – musi szybko nadrobić zaległości w zakresie zgodności systemów dowodzenia, rozpoznania i wymiany danych. TPY-4 jest kompatybilny z sojuszniczymi systemami C2 (Command & Control), może być zintegrowany z systemami obrony przeciwrakietowej (Patriot, NASAMS, których Szwecja używa) i stanowi element większej architektury, w której dane z wielu źródeł są przetwarzane w jednym spójnym systemie rozpoznawczym.
Skandynawska prawidłowość
Szwecja jest drugim eksportowym użytkownikiem tych radarów, pierwszym była Norwegia. Istnieje nieprzypadkową prawidłowość w tym, że radar TPY-4 został dotąd zamówiony wyłącznie przez państwa skandynawskie – Norwegię i Szwecję. Wynika to z kilku wzajemnie powiązanych czynników geostrategicznych, wojskowych, technologicznych i sojuszniczych. Państwa skandynawskie – zwłaszcza Norwegia i Szwecja – znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie z obszarami silnie zmilitaryzowanymi przez Rosję w postaci półwyspu Kolskiego, Obwodu Królewieckiego czy Arktyki). Oznacza to, że muszą mieć systemy wczesnego ostrzegania zdolne do wykrywania zagrożeń na dużą odległość, w tym nisko lecących pocisków manewrujących i samolotów stealth.
Ważny w tym wszystkim jest również... klimat, TPY-4 został zaprojektowany z myślą o działaniu w trudnych warunkach atmosferycznych i terenowych – w tym w klimacie subarktycznym i górzystym. Norwegia i Szwecja posiadają duże obszary o właśnie takich warunkach – co czyni radar bardziej odpowiednim niż wiele tradycyjnych systemów radarowych używanych np. w Europie Środkowej. Można wręcz powiedzieć, że Skandynawia staje się poligonem wdrożeniowym dla amerykańskich systemów radarowych nowej generacji, co może z czasem rozlać się również na inne państwa flanki północno-wschodniej NATO – jak Finlandia, kraje bałtyckie czy nawet Polska.
Czy Polska powinna rozważyć pozyskanie TPY-4?
Rozważenie przez Polskę zakupu radarów TPY-4 zdecydowanie byłoby krokiem, który wymagałby jednak poważnej analizy strategicznej, ponieważ tego typu system istotnie zwiększyłby zdolności rozpoznawcze i obronne państwa w bardzo newralgicznym regionie, jakim jest Europa Środkowo-Wschodnia. W obliczu rosnącego napięcia w regionie poprzez wojnę rosyjsko-ukraińskiej oraz stałego zagrożenia ze strony Federacji Rosyjskiej i jej aktywności w domenie powietrzno-rakietowej.
Polska musi stale modernizować swoje systemy wczesnego ostrzegania, nadzoru przestrzeni powietrznej i obrony przeciwrakietowej. Rosja prowadzi regularne ataki rakietowe na ukraińską infrastrukturę krytyczną za pomocą swojego lotnictwa strategicznego, ostatni sukces HUR w zniszczeniu części potencjału rosyjskiego lotnictwa strategicznego wcale nie niweluje potencjalnego zagrożenia.
System radarowy TPY-4 może być rozmieszczany zarówno w konfiguracjach stacjonarnych, jak i mobilnych, co pozwala na elastyczne dostosowanie go do konkretnych zadań operacyjnych oraz ewakuację i przemieszczanie w przypadku zagrożenia. Zasięg detekcji do 1000 km w trybie stacjonarnym – oznacza to zdolność do wykrycia startów pocisków balistycznych z obwodu królewieckiego, Białorusi i głębi Rosji, a także samoloty AEW, bombowców dalekiego zasięgu, systemów walki radioelektronicznej (EW). Radar ten również doskonale integruje się z systemem IBCS, który jest obecnie wdrażany w Polsce jako element systemu obrony powietrznej Wisła i Narew, co pozwala na wspólne zarządzanie informacjami o celach i ich zwalczaniu z wielu platform ogniowych.
TPY-4 mógłby również współpracować z polskimi myśliwcami F-35A, które wymagają pełnej świadomości sytuacyjnej w czasie rzeczywistym i mogą korzystać z danych radarowych z zewnętrznych źródeł, co znacząco zwiększa ich skuteczność i bezpieczeństwo operacyjne. Wdrożenie TPY-4 pozwoliłoby Polsce na włączenie się w sieć natowskich systemów rozpoznania i obrony przeciwrakietowej, tworząc wspólną warstwę detekcji, analiz i ostrzegania obejmującą Bałtyk, wschodnią flankę NATO oraz region Morza Czarnego.
Zarówno w czasie pokoju, jak i w sytuacji kryzysowej, radar mógłby służyć jako strategiczny zasób do zabezpieczenia kluczowych obiektów infrastruktury krytycznej, węzłów komunikacyjnych i baz wojskowych – w tym baz lotniczych F-35 oraz wyrzutni Patriot. Zakup TPY-4 miałby również znaczenie polityczne, ponieważ zbliżyłby Polskę technologicznie i operacyjnie do najbliższych partnerów sojuszniczych, z którymi już teraz prowadzone są wspólne ćwiczenia i wdrażanie interoperacyjnych systemów obronnych.
Choć zakup TPY-4 wiązałby się z dużymi kosztami jednostkowymi, w skali strategicznej byłby to wydatek racjonalny i proporcjonalny do potencjalnych zdolności, jakie można uzyskać w zakresie detekcji, integracji i zarządzania walką powietrzną. TPY-4 może również stanowić istotny element budowy nowoczesnego narodowego systemu rozpoznania wielodomenowego (MDO), wspierającego zarówno działania w przestrzeni powietrznej, jak i kosmicznej, cybernetycznej i elektromagnetycznej. Jako radar piątej generacji, TPY-4 mógłby służyć Polsce przez kilka dekad.
Czy jest to jednak w 100% opłacalne?
Jednak czy zakup tak wysoce zaawansowanego systemu i jego integracja jest dla Polski opłacalna? Do beczki miodu trzeba wrzucić kilka łyżeczek dziegciu. Po pierwsze, Polska już znajduje się w trakcie wdrażania jednego z najdroższych i najbardziej zaawansowanych systemów obrony powietrznej w Europie, tj. wielowarstwowej tarczy obejmującej programy Wisła (Patriot + IBCS), Narew (CAMM-ER + polskie radary), Pilica+ oraz własne zdolności radiolokacyjne rozwijane przez PIT-RADWAR. Zakup TPY-4 jako zewnętrznego, bardzo kosztownego systemu, mógłby zostać uznany za rozbudowę, która niekoniecznie przekłada się na proporcjonalny wzrost skuteczności, biorąc pod uwagę już zakontraktowane możliwości.
Po drugie, Polska posiada własny, rozwinięty przemysł radarowy, który z sukcesem opracował nowoczesne stacje radiolokacyjne takie jak Bystra, Soła, Sajna czy nową generację radaru P-18PL i radarów pasywnych (PET/PCL), które są tańsze i bardziej dyskretne w działaniu. Inwestycja w amerykański system mogłaby przerzucić cześć środków, które byłyby wykorzystane na rozwój własnych zdolności. Ponadto trzeba pamiętać, że TPY-4 to radar strategiczny dalekiego zasięgu, którego pełne możliwości rozwiną skrzydła tylko w ramach większego, wielopoziomowego systemu dowodzenia i fuzji danych.
Polska, mimo wdrażania IBCS, nadal jest na wczesnym etapie tworzenia narodowego cyfrowego środowiska walki. Zakup TPY-4 bez równoległego rozwoju krajowego „kręgosłupa dowodzenia i przetwarzania danych” mógłby prowadzić do sytuacji, w której radar ten nie byłby w pełni wykorzystany, przez co jego potencjał pozostałby częściowo niewykorzystany.
Biorąc pod uwagę ograniczone zasoby finansowe nawet dużego programu modernizacyjnego, jakim dysponuje Polska, można zadać sobie pytanie, czy wydanie setek milionów dolarów na zakup kilku sztuk TPY-4 (a do zapewnienia pokrycia całego kraju potrzeba byłoby co najmniej 3–4 egzemplarzy) byłoby bardziej efektywne niż alternatywne inwestycje w rozwój sieci radarów pasywnych, rozpoznanie kosmiczne, większą liczbę naziemnych systemów przeciwlotniczych krótkiego zasięgu czy dodatkowe satelity i systemy SIGINT/ELINT.
Zresztą sam charakter TPY-4 – jako radaru dalekiego zasięgu i o dużym poziomie emisji elektromagnetycznej – sprawia, że w scenariuszu wojny pełnoskalowej radar taki może stać się celem wysokiego priorytetu, wykrytym i zniszczonym w pierwszej kolejności przez środki precyzyjne przeciwnika (np. rakiety balistyczne, drony kamikadze, pociski manewrujące). Wymagałby zatem kosztownego zabezpieczenia w postaci osłony, redundantnych źródeł energii, mobilnych jednostek wsparcia i rozbudowanej logistyki, co podnosi łączne koszty jego wdrożenia.
Dlatego potencjalne pozyskanie go przez Polskę z pewnością byłby pozyskaniem unikalnych zdolności, który rodzimy przemysł na chwilę obecną nie jest w stanie stworzyć (sam Saab nie jest, który ma szerokie kompetencje w tym zakresie). Jednak pytanie, które należy sobie zadać w tym aspekcie jest to czy gra jest warta świeczki. Pytanie pozostaje otwarte.
