Korea Południowa i Polska od kilku lat budują bardzo intensywną współpracę w obszarze zbrojeniowym, której symbolem stały się nowoczesne czołgi K2. Obie strony widzą w tym projekcie coś znacznie więcej, niż zwykły handel sprzętem wojskowym chodzi o strategiczne partnerstwo, transfer technologii, budowanie własnych kompetencji przemysłowych i uniezależnienie się od dotychczasowych dostawców. Polska, modernizując swoją armię w obliczu zagrożeń ze wschodu, nie chce być już tylko klientem, który płaci i czeka na gotowe czołgi z zagranicy, ale chce stać się aktywnym uczestnikiem całego procesu od montażu po zaawansowane prace projektowe.
To właśnie dlatego negocjacje wokół drugiego dużego zamówienia na K2 trwają tak długo. Mimo że początkowo planowano podpisanie umowy jeszcze w kwietniu, rozmowy przeciągają się już o kilka miesięcy i wymagają zaangażowania nie tylko firm takich jak Hyundai Rotem i PGZ, ale także najwyższych szczebli politycznych.
Polska jasno sygnalizuje, że kluczowe jest przeniesienie części produkcji na krajowy grunt, a to wiąże się z ustaleniem, jak głęboko Korea Południowa jest gotowa podzielić się swoją nowoczesną technologią pancerną. Taka gra o transfer know-how zawsze jest skomplikowana — z jednej strony jest presja ze strony klienta, z drugiej obawy producenta, że straci przewagę technologiczną lub stworzy sobie konkurencję.
Tym bardziej że cała inwestycja jest ogromna nie tylko pod względem skali zamówienia, ale i kosztów — szacunki wzrosły z 60 do około 67 miliardów dolarów. To pokazuje, że udział polskiego przemysłu, budowa nowych linii montażowych czy dopasowanie technologii do lokalnych warunków wcale nie jest tanie, ale w długim terminie może się opłacić. Dla Polski takie podejście oznacza nie tylko nowoczesne czołgi na wyposażeniu, ale też tysiące miejsc pracy, rozwój zakładów zbrojeniowych i stopniowe budowanie niezależności w kluczowym obszarze bezpieczeństwa.
W tle widać także grę polityczną. Polska, widząc, jak ważnym partnerem jest dla Korei Południowej, wykorzystuje przedłużające się negocjacje, by wywrzeć presję na rząd w Seulu i zmusić go do większego zaangażowania politycznego. Chodzi o to, by Korea wysłała jasny sygnał, że nie traktuje Polski jedynie jako kolejnego klienta w Europie, ale jako państwo, z którym warto związać się na dłużej, inwestując nie tylko w handel, lecz także we wspólne rozwijanie technologii i łańcuchów dostaw.
Cały ten proces ma też szerszy kontekst wcześniej Polska kupiła już od Korei haubice K9 i lekkie myśliwce FA-50, których dostawy już się rozpoczęły. Nowa umowa na K2 jest więc kolejnym etapem w rozbudowywaniu tego strategicznego filaru współpracy, który z roku na rok staje się coraz bardziej złożony.
W praktyce to znaczy, że Polska buduje swoją armię w oparciu o różne kierunki dostaw, nie opierając się wyłącznie na Stanach Zjednoczonych czy Niemczech, ale otwierając się na partnerów z Azji, którzy są w stanie szybko dostarczyć nowoczesny sprzęt i, co jeszcze ważniejsze, dają dostęp do technologii i doświadczenia.
Ten przykład pokazuje, jak bardzo zmienił się świat wielkich kontraktów zbrojeniowych. Nie chodzi już tylko o kupno gotowych czołgów, samolotów czy haubic. Coraz częściej państwa – szczególnie te, które chcą wzmacniać swój potencjał obronny i przemysłowy – oczekują, że każda wielomiliardowa umowa będzie też impulsem rozwojowym dla ich własnego sektora zbrojeniowego, uczelni technicznych i lokalnych poddostawców. Korea Południowa musi więc nie tylko sprzedać swoje czołgi, ale też odpowiedzieć sobie na pytanie, jak daleko chce iść w dzieleniu się swoją wiedzą i jakie długofalowe relacje przemysłowe chce budować z europejskimi partnerami.
Dla Polski z kolei to test, czy jest w stanie w praktyce skorzystać z tej szansy i rzeczywiście rozwinąć produkcję na miejscu, a nie skończyć z samym montażem, który nie daje realnego uniezależnienia ani impulsu dla rodzimego przemysłu badawczo-rozwojowego. Jeśli projekt K2PL – bo tak nazywa się wersja czołgu składana w Polsce – faktycznie się powiedzie, może stać się modelem na przyszłość dla kolejnych dużych inwestycji zbrojeniowych, które mają wzmocnić nie tylko armię, ale też całą gospodarkę.
