Niesprawiedliwy pokój na Ukrainie rozpocznie wyścig zbrojeń. Broń jądrowa jednym ratunkiem?

2025-11-24 14:57

W obliczu trwającego konfliktu na Ukrainie, eksperci ostrzegają, że jakiekolwiek rozwiązanie oparte na kapitulacji Kijowa – potocznie zwane "zgniłym pokojem" – mogłoby uruchomić lawinę proliferacji broni jądrowej. Kraje europejskie, a także państwa poza kontynentem, w obawie przed agresją Rosji, Chin, czy Korei Północnej mogłyby ruszyć z programami rozwoju własnego arsenału nuklearnego. Jak podkreśla ukraińsko-amerykański historyk Serhij Płochij z Uniwersytetu Harvarda, ewidentna klęska Ukrainy "sprawiłaby, że kraje, w tym europejskie, zaczęłyby dążyć do pozyskania broni jądrowej". Podobnie amerykański historyk Timothy Snyder alarmuje, że zmuszenie Ukrainy do kapitulacji "oznacza rozpowszechnianie się broni jądrowej", co zwiększa ryzyko trzeciej wojny światowej.

Rosja i broń jądrowa

i

Autor: (2), Aleksey Babushkin, Sputnik, Kremlin Pool Photo via AP/ Shutterstock
  • „Zgniły pokój” na Ukrainie może doprowadzić do globalnej proliferacji broni jądrowej.
  • Historyczne przykłady Francji, Izraela i Pakistanu pokazują, jak brak gwarancji bezpieczeństwa prowadzi do rozwoju arsenału nuklearnego.
  • Eksperci ostrzegają, że zmuszenie Ukrainy do kapitulacji zwiększa ryzyko trzeciej wojny światowej.

Wojna na Ukrainie, która trwa od lutego 2022 roku, nie jest jedynie regionalnym konfliktem, jej rozstrzygnięcie może zdefiniować porządek bezpieczeństwa globalnego na dekady. Jeśli więc, zostanie narzucony Ukrainie "zgniły pokój" pod presją Rosji, bez realnych gwarancji bezpieczeństwa, gdzie to Moskwa będzie wyłącznym wygranym ze świadomością, że wojna się opłaca, bo Zachód jest słaby, to pokój na Ukrainie nie będzie pokojem, lecz stanie się katalizatorem nowego wyścigu zbrojeń nuklearnych. Państwa w Europie, takie jak Polska, Rumunia, Niemcy, kraje skandynawskie, a także kraje pozaeuropejskie, w tym te z Bliskiego Wschodu i Azji, jak Republika Korei czy Japonia zaczną postrzegać broń jądrową jako jedyny wiarygodny parasol ochronny przed potencjalną agresją mocarstw posiadających arsenał atomowy. 

Serhij Płochij, profesor Uniwersytetu Harvarda specjalizujący się w historii Ukrainy i Europy Wschodniej, w rozmowie z Polską Agencją Prasową podkreślił: "Ewidentna klęska Ukrainy w wojnie z Rosją sprawiłaby, że kraje, w tym europejskie, zaczęłyby dążyć do pozyskania broni jądrowej". Jak dodał, taki scenariusz byłby "dodatkowym bodźcem dla innych krajów, by się zbroić, w tym nuklearnie. To będzie kolejne potwierdzenie tego, że wszelkie zapewnienia, takie jak Memorandum Budapeszteńskie, faktycznie nie działają".

Memorandum Budapeszteńskie z 1994 roku, w którym Ukraina zrzekła się swojego dziedzictwa po sowieckim arsenale nuklearnym w zamian za gwarancje bezpieczeństwa ze strony Rosji, USA i Wielkiej Brytanii, stało się symbolem niespełnionych obietnic. Płochij kontynuuje:

"Jeśli Zachód pomoże Ukrainie to przetrwać, impuls zdobycia broni jądrowej będzie dużo mniejszy, bo Zachód będzie mógł pokazać, że może dotrzymać gwarancji, jakich udziela. Jeśli Ukraina podpisze dokument, który jest dzisiaj forsowany, będzie to ewidentny impuls dla każdego kraju, który próbuje bronić swojej niepodległości, w tym dla dużej części Europy, w sprawie zdobycia broni jądrowej, bo nie możesz liczyć na parasol nuklearny kogoś innego, w tym USA".

Podobne stanowisko zajął Timothy Snyder, profesor historii w Uniwersytecie Yale, w poście na platformie społecznościowej X (dawniej Twitter) z 21 listopada 2025 roku. Snyder, autor książek takich jak "Droga do zniewolenia", stwierdził:

"Propozycja [przyp. 28 podpunktów Trumpa] sprawia, że wojna nuklearna staje się dużo bardziej prawdopodobna. Jeśli zmusi się Ukrainę do przyjęcia warunków, które sprowadzają się do porażki i kapitulacji, reszta świata wyciągnie z tego wnioski. A wnioski są takie, że trzeba zbudować broń jądrową, by powstrzymywać rosyjską inwazję albo inwazję chińską, albo kogoś innego, kto ma broń jądrową".

I dalej: "Zmuszenie Ukrainy do kapitulacji oznacza rozpowszechnianie się broni jądrowej. To z kolei oznacza wyższe ryzyko wojny jądrowej. Nie zaprowadza się pokoju, jeśli sprowadza się jądrową trzecią wojnę światową".

Te wypowiedzi nie stoją w próżni. W kontekście trwającej wojny rosyjsko-ukraińskiej, ryzyko użycia taktycznej broni jądrowej przez Rosję było wielokrotnie omawiane w mediach i analizach ekspertów. Na całe szczęści, Rosja nie odważyła się użyć broni jądrowej, za co rzekomo mają odpowiadać Chiny. Snyder w swojej analizie z 21 listopada 2025 roku podkreśla, że "rosyjskie rozwiązanie" dla Ukrainy zwiększa ryzyko proliferacji nuklearnej na świecie, co bezpośrednio zagraża globalnemu bezpieczeństwu.

Robert Pszczel z OSW na Warsaw Security Forum

Nie możemy zapominać także o wypowiedzi prezydenta Zełenskiego z zeszłego roku (17 października), gdzie zdradził, że w czasie rozmowy z Donaldem Trumpem, powiedział jemu, że Kijów ma dwie opcje: albo wstąpi do Sojuszu Północnoatlantyckiego, albo będzie mieć broń nuklearną. Kilka godzin później prezydent Ukrainy zaprzeczył, że Ukraina przygotowuje się do stworzenia broni nuklearnej, ponieważ jego wypowiedź wywołała dyskusję i falę zdziwienia. Jak na ironie losu niemiecki Bild ujawnił, powołując się na anonimowe źródła z Ukrainy, że Kijów jest w stanie zbudować bombę atomową w ciągu kilku tygodni. Ukraina ma świadomość, że pozbawiła się cennej broni, jaką jest broń jądrową i teraz płaci za to najwyższą cenę, jaką jest agresja Rosji. Bo gdyby tą broń zachowała, to Putin by nie odważył się zaatakować w obawie, że Kijów zagroziłby użyciem broni ostatecznej. Historia bardzo dobrze pokazała, że wiele państw sięgnęło po rozwój własnej broni jądrowej z powodu świadomości, że tylko ona gwarantuje bezpieczeństwo. 

Broń jądrowa jako element pewności bezpieczeństwa 

Trzy klasyczne przykłady – Francja, Izrael i Pakistan – ilustrują, jak obawa przed agresją lub brak zaufania do sojuszników popycha kraje do rozwoju własnego arsenału jądrowego. Te przypadki nie są abstrakcyjne; one bezpośrednio rezonują z sytuacją Ukrainy w 2025 roku.

Francja, jako jeden z pięciu oficjalnie uznanych państw nuklearnych na mocy Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT) z 1968 roku, rozpoczęła swój program atomowy w latach 50. XX wieku, ale kluczowy impuls nadał mu prezydent Charles de Gaulle w 1958 roku. Po II wojnie światowej Francja polegała na gwarancjach nuklearnych USA w ramach NATO, jednak kryzys sueski w 1956 roku – kiedy Stany Zjednoczone nie wsparły Francji i Wielkiej Brytanii – ujawnił kruchość tego parasola. De Gaulle uznał, że niezależność strategiczna jest niezbędna, by uniknąć sytuacji, w której Francja stałaby się zakładnikiem decyzji Waszyngtonu. W 1960 roku Francja przeprowadziła pierwszą próbę nuklearną w Saharze, a do lat 70. dysponowała triadą nuklearną (lądową, morską i powietrzną). Francja rozwinęła broń jądrową, by zapewnić sobie "force de frappe" – siłę uderzeniową niezależną od sojuszników. Ten precedens pokazuje, że nawet państwo NATO, jak Francja, nie zaufało zewnętrznym gwarancjom, gdy poczuło się zagrożone.

Izrael, szósty kraj, który nieoficjalnie dołączył do klubu nuklearnego, podjął decyzję o rozwoju broni jądrowej w latach 50. XX wieku, w odpowiedzi na egzystencjalne zagrożenia ze strony państw arabskich po wojnie o niepodległość w 1948 roku. Program rozpoczął się dzięki współpracy z Francją, która dostarczyła reaktor w Dimonie w 1957 roku pod pretekstem programu cywilnego. Izrael nigdy nie potwierdził oficjalnie posiadania broni nuklearnej – polityka "strategicznej dwuznaczności" – ale szacuje się, że w 2025 roku dysponuje 60-80 głowicami. Jak relacjonuje Council on Foreign Relations, Izrael zniszczył iracki reaktor Osirak w 1981 roku i syryjski w 2007 roku, by zapobiec proliferacji u rywali, co podkreśla jego determinację w ochronie monopolu nuklearnego w regionie.

Motywacją był brak zaufania do międzynarodowych gwarancji. Po Holokauście i wielokrotnych wojnach, Izrael uznał, że tylko własna broń jądrowa zapewni przetrwanie. Ten przypadek jest szczególnie istotny dla Ukrainy.

Pakistan, z kolei, uruchomił program nuklearny w bezpośredniej odpowiedzi na indyjski test "Uśmiechniętego Buddy" w 1974 roku. Indie, rozwijając broń jądrową od lat 60., motywowane rywalizacją z Chinami, sprowokowały Pakistan do działania. Islambad, obawiając się indyjskiej dominacji w Azji Południowej, rozpoczął tajny program pod kierunkiem Abdula Qadeera Khana, który pozyskał technologie z Holandii i innych źródeł. Pierwsza próba nuklearna odbyła się w 1998 roku w Chagai, dając Pakistanowi szacunkowo 170 głowic w 2025 roku. Ten wyścig zbrojeń między Indiami a Pakistanem (oba kraje nie podpisały NPT) pokazuje, jak regionalna rywalizacja, podsycana brakiem gwarancji zewnętrznych, prowadzi do proliferacji. Pakistan, podobnie jak potencjalne państwa europejskie dziś, uznał, że konwencjonalna przewaga rywala wymaga atomowego wyrównania sił. Te historyczne przykłady ilustrują uniwersalny wzór, gdy Memorandum Budapeszteńskie zawodzi – jak w przypadku Ukrainy – państwa nie czekają na pomoc sojuszników. Zamiast tego inwestują we własną broń jądrową, ryzykując destabilizację regionu. W kontekście "zgniłego pokoju", Europa mogłaby powtórzyć ten schemat, zwłaszcza kraje bałtyckie czy Polska, graniczące z Rosją.

Oczywiście od razu trzeba zaznaczyć, że to nie oznacza, że Polska rozpocznie własny program pozyskania broni jądrowej (wystarczy zobaczyć, jak długo nie możemy wybudować elektrowni atomowej albo kupić potrzebnego uzbrojenia) ale nie można wykluczyć, że pojawią się coraz wyraźniejsze głosy zarówno polityczne jak i społeczne, by obecność amerykańska i europejska w naszym kraju została zwieszoną. Były prezydent Polski Andrzej Duda w marcu mówił, że Sojusz powinien realizować taktykę defensywną, odpowiedzieć na taktykę Rosji, a tą odpowiedzią powinno być relokowanie broni nuklearnej na terytorium NATO, a Polska gotowa jest ją przyjąć w ramach nuclear sharing. Ówczesny Prezydent RP podkreślał, że dzięki temu Polska będzie silniejsza i bezpieczniejsza. Zaznaczył, że – zgodnie z NATO–wską doktryną – broń jądrowa to środek obronny, wzmacniający odstraszanie, służący wyłącznie do obrony przed potencjalnym atakiem nuklearnym.

Z kolei w maju prezydent Francji Emmanuel Macron w telewizyjnym wywiadzie przekonywał, że Francja jest gotowa do dyskusji na temat europejskiego odstraszania nuklearnego, wskazując na dialog z Polską i Niemcami. Jak mówił: "Jesteśmy gotowi do rozpoczęcia rozmów z Warszawą na temat rozmieszczenia broni nuklearnej w Polsce, pod francuską kontrolą". Od tamtej pory niewiele się zmieniło i temat ucichł. Nie można jednak wykluczyć, że wróci jeśli wypracowane gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy nie będą czymś naprawdę poważnym, co będzie satysfakcjonowało Ukrainę. I można się spodziewać, że kilka państwa z naszego regionu zacznie wydeptywać drogi do Francji czy Wielkiej Brytanii oraz USA o obecność jądrową w Europie Środkowej, a jeśli to jest niemożliwe ze względów logistycznych czy kosztowych, to znaczne zwiększenia obecności wojskowej.

Tylko tutaj znowu pojawia się problem, ponieważ Amerykanie raczej po wypracowaniu pokoju stwierdzą, że zaczną redukować szybciej swoją obecność wojskową, skoro wojna się skończyła i wszyscy się "przyjaźnią" i zaczną wycofywać swoich żołnierzy, by ciąć koszty i przenosić część na Indo-Pacyfik, wtedy może się pojawić dylemat szukania bezpieczeństwa w naszej części Europy, która opiera się obecności amerykańskiej. Wtedy zostaje na naszym kontynencie wyłącznie Francja ewentualnie Wielka Brytania, ale ona posiada tylko okręty podwodne zdolne do użycia broni jądrowej. Francja i Wielka Brytania utrzymują swoje arsenały na poziomie 290 i 225 głowic odpowiednio.

Tymczasem w Japonii zaczyna się dyskusja na temat broni jądrowej w kraju. Premier Sanae Takaichi rozważa rewizję trzeciej zasady tzw. zasad antynuklearnych, co umożliwiłoby wwóz do kraju broni atomowej argumentując, że osłabia ona skuteczność amerykańskiego odstraszania nuklearnego. W Japonii obowiązują trzy zasady niejądrowe, które zabraniają posiadania, produkcji lub używania broni jądrowej w sytuacjach nadzwyczajnych. W sierpniu ówczesny premier Japonii Shigeru Ishiba podkreślił potrzebę wzmocnienia amerykańskiego odstraszania, które obejmuje zdolności nuklearne. Zaznaczył, że „Nie stoi to w sprzeczności z naszym stanowiskiem o ostatecznym urzeczywistnieniu świata wolnego od broni jądrowej”. Japońska gazeta Kyodo News poinformowała pod koniec lipca, że USA i Japonia omawiały scenariusz, w którym armia amerykańska użyłaby broni jądrowej w przypadku wystąpienia nieprzewidzianych zdarzeń w Azji Wschodniej. Jeszcze przed objęciem stanowiska szefa rządu ówczesny premier Ishiba  jesienią 2024 roku, proponował stworzenie azjatyckiej wersji NATO i sugerował, że organizacja ta mogłaby rozważyć udział w amerykańskim programie „nuclear sharing”.

Takaichi, która objęła urząd w październiku, dąży do wzmocnienia zdolności obronnych Japonii. Ewentualna zmiana zasad nienuklearnych stanowiłaby zwrot w wieloletniej polityce bezpieczeństwa kraju, który od czasu ataków w 1945 roku pozostaje pod nuklearnym parasolem ochronnym USA, jednocześnie promując ideę świata wolnego od atomu. Bomby atomowe zrzucone w sierpniu 1945 r. przez Stany Zjednoczone na japońskie miasta Hiroszima i Nagasaki spowodowały śmierć ponad 200 tys. osób. Są to jedyne przykłady użycia broni jądrowej w czasie wojny.

11 stycznia 2023 roku prezydent Republiki Korei Yoon Suk-yeol wywołał ostrą reakcję, sugerując, że Korea Południowa może rozważyć zakup broni jądrowej, „jeśli zagrożenia ze strony Korei Północnej [przyp. red. staną się] poważniejsze”. Tymczasem jak pisaliśmy niedawno, Stany Zjednoczone formalnie wyraziły zgodę na budowę okrętów podwodnych o napędzie jądrowym przez Republikę Korei. Decyzja ta, jest wynikiem ustaleń poczynionych podczas wizyty prezydenta Donalda Trumpa w Seulu. Dodatkowo, USA wesprze południowokoreański program wzbogacania uranu. W wywiadzie telewizyjnym udzielonym minister obrony Ahn Gyu-back powiedział, że okręty podwodne o napędzie atomowym byłyby dla Korei Południowej „dumnym osiągnięciem” i ważnym krokiem w kierunku wzmocnienia obrony kraju przed Północą. Dodał, że ze względu na niewidzialność okrętów podwodnych o napędzie atomowym przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un „nie będzie mógł spać w nocy”.

Dlatego w interesie Europy jak i USA jest to, by Ukraina otrzymała solidne gwarancje bezpieczeństwa, które nie stworzą nowego problemu w postaci obaw Europy jak i świata. Bo możemy się obudzić w świecie bardzo niestabilnym niż jest on obecnie. Bo podobnie jak zakończenie pierwszej wojny światowej dawało wstęp do drugiej wojny, tak "zgniły pokój" na Ukrainie może być wstępem nowego zagrożenia i odbudowy potęgi Rosji. 

Portal Obronny SE Google News