W komunikacie to ministerstwo wyraziło przekonanie, że zestrzeliwanie nad terytorium Ukrainy, a nie samej Polski, rosyjskich rakiet i dronów lecących w kierunku Polski, leży w interesie bezpieczeństwa państwa polskiego i jej obywateli.
„W szerszym kontekście przypominamy, że Rosja prowadzi wojnę nie tylko przeciw Ukrainie, ale także ogólnie przeciw europejskiej architekturze bezpieczeństwa, której Polska jest ważną częścią. Przezwyciężenie rosyjskiej agresji na Ukrainę leży w żywotnym interesie Polski. Biorąc pod uwagę liczne prowokacje, cyberataki i naruszenia suwerennej przestrzeni powietrznej Polski i innych krajów europejskich przez rosyjskie rakiety i drony, mówienie o rzekomym dążeniu Ukrainy do wciągnięcia Polski lub innych krajów w wojnę jest co najmniej niedopuszczalne”.
4 listopada Krzysztof Gawkowski w Radiu ZET stwierdził, że „Zełenski chce wciągnąć Polskę do wojny z Rosją” i tak wypowiedział się o propozycji prezydenta Ukrainy:
„Mam wrażenie, że ostatnie słowa, które padają z ust prezydenta Zełenskiego, są niegodne polityka, który Polsce wiele zawdzięcza. Przekazany sprzęt, zaopiekowani obywatele, Polska wielkim przyjacielem Ukrainy, hubem transportu. Wydawało mi się, że w takich sytuacjach mówi się do kogoś „dziękuję”, a nie się „nagabuje”.
Ukraiński resort spraw zagranicznych w rzeczonym komunikacie podkreślił, że opór SZU przeciw agresji Rosji zapobiega rozszerzaniu się wojny i potencjalnym zagrożeniom militarnym dla Polski.
„Jesteśmy przekonani, że w obliczu trwającej rosyjskiej agresji ważne jest zachowanie i wzmocnienie solidarności między Ukrainą a Polską. Do tego właśnie zmierza polityka ukraińskiego rządu. Ufamy, że polski rząd podziela ten cel”.
Rząd obecnie zachowuje daleko idącą powściągliwość. Jednak jeszcze nie tak dawno, z początkiem września, orędownikiem koncepcji zaangażowania polskiej obrony powietrznej w neutralizację rosyjskich rakiet nad Ukrainą był sam minister spraw zagranicznych. Radosław Sikorski uważa(ł), że obowiązkiem Polski, także dla dobra jej obywateli, jest zestrzeliwać rosyjskie rakiety lecące w kierunku polskiego terytorium, nawet jeśli znajdują się one jeszcze nad terytorium Ukrainy. Obecnie minister Sikorski nie wypowiada się w tej kwestii.
Możliwe, że Radosław Sikorski zmienił pogląd. Uważającym taką koncepcję za słuszną jest b. szef. Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gen. Stanisław Koziej. Uważa on, że Moskwa powinna być odpowiednio wcześniej powiadomiona, że w rakiety lecące nad Ukrainą, ale w pobliżu granicy z Polską, będą zestrzeliwane przez polską obronę plot.
Pogląd gen. Kozieja ma, można tak to określić, podstawę prawną. Chodzi o „Porozumienie o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa między Rzecząpospolitą Polską a Ukrainą” (z 8 lipca 2024 r.). 31 października Zełenski ostro skrytykował Polskę za – jego zdaniem – zbyt małe zaangażowanie w obecną pomoc militarną dla Ukrainy.
Władysław Kosiniak-Kamysz ripostował wówczas że „decyzja o zestrzeliwaniu rakiet jest zawsze odpowiedzią całego NATO, nie jednego państwa”. Podkreślił, że „dziś takiej decyzji Sojuszu nie ma”. Jest wielce prawdopodobne, że za prezydentury Trumpa nie będzie takiej zgody. I choć w NATO wszyscy jego członkowie mają te same prawa, to rozstrzygający głos – tłumaczyć tego nie trzeba, wie o tym także Zełenski i Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy – mają Stany Zjednoczone. I tyle w temacie.