• Zawartość racji różni się między armiami ze względu na normy żywieniowe, kulturę i wymagania religijne (np. bigos w polskiej racji, opcje koszerne w innych armiach).
• Racje są projektowane na długą trwałość (zazwyczaj 1 rok do kilku lat), choć warunki przechowywania wpływają znacząco na termin przydatności.
• Geneza racji sięga starożytności (legiony rzymskie); celem jest zapewnienie mobilności i zdolności bojowej.
Napoleon rzekł był kiedyś, że „armia maszeruje na żołądkach”
A to oznacza, ni mniej, ni więcej, że głodne wojsko daleko nie zajdzie. Jednak z transformacją mądrości na grunt praktyczny różnie to bywało. Opowiadał mi brat, któremu było dane ćwiczyć na żagańskim poligonie z żołnierzami podówczas bratniej Armii Radzieckiej...
Otóż na czas poligonu nasze wojsko jadło do syta, bo to większe zużycie energii i pozoracja działań wojennych itp. Inne podejście do kwestii wyżywienia mieli Sowieci. Otóż jak jest wojna, to na wojnie bywa tak, że szwankuje logistyka, kuchnia nie dotarła na front, żarcia nie ma. I tak przez kilka dni sołdaci trenowali ekstremalne warunki wojenne symulowane poligonowo.
Radzili sobie tak, że stawiali przed lasem lekkie moździerze i prowadzili ostrzał. Zwierzyna, która zaczęła uciekać z lasu, zdążała prosto pod ogień rkm-ów. Było co jeść, bo wojna to wojna i nie ma co wybrzydzać. Sowieci prowadzili improwizowaną aprowizację z braku tej zaplanowanej w mniej kinetyczny sposób. Nasze wojsko podzieliło się konserwami z sołdatami z dobrego serca i za odpowiednią ilość spirytusu. OK, koniec już tych wspominek, jak to drzewiej (nie)fajnie było. Zobaczmy, jak teraz dba się o żołądek żołnierza, który gotów jest (jak zajdzie taka konieczność) Ojczyźnie oddać serce i życie, ale nie „na głodnego”. Raczej.
A co w plecaku mają współcześni żołnierze ruszający na manewry albo do akcji bojowej?
Indywidualna racja polowa, czyli kilka tysięcy kalorii w jednej paczce
Nie jest to menu na miarę niezłej restauracji, ale zjeść się da. Poza miejscem stacjonowania żołnierz nie ma dostępu do kuchni ani do stołówki. Ma to mu zastąpić racja polowa. Ma dostarczyć w pełnowartościowych produktach 3000–4500 kcal dziennie. To norma dla utrzymania sprawności fizycznej i psychicznej w sytuacji wzmożonego wysiłku, stresu i niekorzystnych warunków pogodowych.
Racja polowa (RP) ma być nie tylko kaloryczna, ale łatwa do przyrządzenia w terenie – najlepiej bez użycia ognia do podgrzania. Ma także zachować długą trwałość. Ta zależy od rodzaju opakowania i warunków przechowywania. W wysokiej temperaturze tzw. termin przydatności do spożycia się skraca, w niskiej – wydłuża. Minimalna trwałość racji to rok, a maksymalna to kilka lat. Przy czym empirycznie sprawdzono, że racje, które termin ważności utraciły dwadzieścia, trzydzieści lat temu, są nadal jadalne.
Każda armia opracowuje racje według własnych norm żywieniowych, kulturowych, religijnych itd. Dlatego w polskiej jest bigos, a nie ma koszernego jedzenia, jak w armii amerykańskiej.
Nasza Wojskowa Racja Żywnościowa S występuje w kilku numeracjach i ma starczyć żołnierzowi na 24 godziny samodzielnego wyżywienia – na tzw. przetrwanie. Przykładowo: SR-6 zawiera bigos z kiełbasą (300 g), gulasz angielski lub mielone mięso drobiowe i wieprzowe (100 g), suchar (90 g), dżem jagodowy (25 g), koncentrat herbaty instant (15 g), baton zbożowo-owocowy (1 szt.), gumę do żucia (2 szt.), cukierki zawierające naturalny ekstrakt z kawy (1 szt.), cukierki z witaminą C (1 szt.), sól, pieprz, serwetkę papierową (1 szt.). Coś takiego można kupić (z demobilu) za ok. 25 zł w „dobrych sklepach militarnych”.
W Wojsku Polskim wydaje się też bardziej kaloryczne racje oznaczone literą „W”. Występują w pięciu wersjach zestawów. Zawierają m.in. 420 g głównego posiłku w puszce, 90 g wzbogaconych krakersów, batonik owocowo-zbożowy, suszone owoce lub orzechy. Są jeszcze tzw. grupowe racje żywnościowe zapewniające 5 żołnierzom wyżywienie na co najmniej 24 godziny.
24 warianty amerykańskiego „posiłku gotowego do spożycia”
Te nasze indywidualne racje to odpowiedniki amerykańskich. MRE, bo o nich mowa (Meal, Ready to Eat – posiłek gotowy do spożycia), to całkowicie samodzielny, kompletny posiłek. Jeden MRE to jeden posiłek. Opakowanie MRE jest zaprojektowane tak, aby wytrzymać trudne warunki i działanie czynników atmosferycznych. Wewnątrz każdego worka MRE znajduje się danie główne oraz różnorodne inne produkty spożywcze i napoje. Istnieją 24 różne warianty MRE! Każda porcja MRE zawiera średnio 1250 kcal (plus witaminy, minerały itd.). Trzy pakiety MRE stanowią całodzienny posiłek amerykańskiego żołnierza niemającego dostępu do stacjonarnej lub mobilnej stołówki.
Żołnierzom Bundeswehry na manewrach wydaje się Einmannpackung (pakiet jednoosobowy). EPa, jak każdy tego rodzaju produkt, można podgrzać bez użycia ognia. Pakiet zawiera całodzienne wyżywienie wojaka, czyli trzy posiłki. Przez to waży prawie 2 kg. Nie ma sensu przepisywania zawartości każdej z dwunastu typów EPy. Zaciekawionych odsyłam do tej strony.
A jakie racje mają w plecakach żołnierze rosyjscy? Dalej muszą strzelać z rkm-ów do dzikiej zwierzyny? Nie wiadomo, takich współczesnych danych nie mam. A źródła rosyjskie zachwalające to, że żołnierz Federacji jest dobrze odżywiony, wydają się tak wiarygodne, jak ukraińskie, w których twierdzi się, że agresor jest niedożywiony. Jak jest, tak jest – zobaczmy, co sołdat FR z sobą może nosić.
W plecaku mają IRP (Indywidualną Rację Żywieniową): IRP-P (standard, ok. 3100 kcal) lub IRP-U – kalorycznie wzmocnioną, do 5000 kcal, przeznaczoną dla Specnazu. Otwórzmy IRP-P.
Znajdują się w niej m.in. suchary (2 paczki po 8 sztuk – zwykłe i razowe), konserwy mięsne i mięsno-warzywne (2–3 puszki po 250 g), pasztet wątrobowy (100 g), ser w puszce, słonina, dżem, guma do żucia (10 sztuk), przyprawy, cukier, kawa rozpuszczalna, tabletka multiwitaminy, tabletki do uzdatniania wody, składana kuchenka na stałe paliwo. Do tego łyżki, serwetki i chusteczki dezynfekcyjne. Zainteresowanym szczegółami zawartości pakietów w różnych wariantach polecam lekturę tej strony.
Podałem tylko kilka przykładów wojskowych racji żywnościowych. Ma je każda armia świata. I to nie jest wynalazek współczesności, ani nawet z czasów II czy I wojny światowej. Można stwierdzić, że genezy racji należy szukać w legionach rzymskich. Legionista musiał nieść zapasy żywności na co najmniej 2–3 dni. Choć trzy czwarte energii dostarczały zboża i rośliny strączkowe, to taka dieta była zaskakująco zrównoważona jak na ówczesne czasy. Zresztą, gdyby tak nie było, to Rzym nie zawojowałby antycznego świata, bo legioniści daleko by nie doszli „na pustych żołądkach”…