Spis treści
- Niemiecka prasa: "To koniec powojennego porządku. Transatlantycki, globalny punkt zwrotny"
- Dlaczego Niemców oburzył ton i treść wystąpienia wiceprezydenta USA?
- "Wartości są cenne i godne pochwały, ale słabo się nimi strzela do przeciwnika"
- Zełenski ostrzega państwa wschodniej flanki NATO, zwłaszcza Polskę i Litwę
- "Wchodzimy w epokę, gdzie realne zdolności będą się liczyły, to pozycja polityczna państw będzie ich funkcją"
- Tak Ukraina przekształca się w partnera, od którego zależy nowy model bezpieczeństwa w Europie
- Ameryka jest gotowa osłabić swoją obecność wojskową w Polsce?
- Wielka Brytania jest gotowa wysłać wojska na Ukrainę
Niemiecka prasa: "To koniec powojennego porządku. Transatlantycki, globalny punkt zwrotny"
W podobnym tonie wypowiedziała się Jennifer Wilton, redaktor naczelna prawicowego "Die Welt": „Sygnały płynące ze Stanów Zjednoczonych były tak wyraźne, że nie może być już żadnych nieporozumień, żadnych wątpliwości: to koniec powojennego porządku. Transatlantycki, globalny punkt zwrotny. Nowa era państw narodowych i egoizmu, oto co się wyłania”.
Nicolas Busse, komentator liberalnego FAZ swą ocenę tego, co przyniosła Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa, zaczął od postawienia retorycznego pytania „Czy NATO upadło w weekend?”, pisząc dalej, że „Każdy, kto śledził europejskie reakcje na przemówienie nowego amerykańskiego wiceprezydenta na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, mógł odnieść takie wrażenie”. I dalej, iż „Niektórym wydawało się, że Europa ma teraz dwa problemy z bezpieczeństwem: Putina i Trumpa”.
Dlaczego Niemców oburzył ton i treść wystąpienia wiceprezydenta USA?
Niemców oburzył ton i treść wystąpienia wiceprezydenta USA J.D. Vance'a, które uznali za ingerowanie w kończącą się kampanię, tym bardziej, że amerykański wiceprezydent znalazł czas na spotkanie z liderką AfD, której organizatorzy celowo nie zaprosili do Bayerische Hoff, gdzie odbywały się obrady Konferencji. Symptomatyczna jest też pełna współczucia reakcja na łzy Christopha Heusgena, ustępującego szefa Monachijskiej Konferencji, który w swym emocjonalnym wystąpieniu użalał się nad kresem polityki opartej na wartościach.
Ci, którzy okazywali mu publicznie wsparcie, najwyraźniej zapomnieli o tym, że Heusgen, jeden z najbliższych doradców Angeli Merkel, jest zarówno współautorem polityki uzależniania się Niemiec od Rosji - co zdaniem wielu ekspertów, stało się jedną z przyczyn obecnej wojny - jak i architektem niesławnych Porozumień Mińskich. Warto też przypomnieć, bo nie ma chyba wyraźniejszego przykładu, że Heusgen był jednym z liderów niemieckiej delegacji (obok ówczesnego szafa MSZ-u Maasa), którzy w głos śmiali się z Donalda Trumpa zwracającego im w 2018 roku w ONZ uwagę na zagrożenie związane z uzależnianiem się Niemiec od Rosji.
W innych państwach Europy Zachodniej reakcje są dość podobne. Komentator "Financial Times" stwierdził, że „Europejczycy muszą zacząć szybko przygotowywać się na dzień, w którym gwarancje bezpieczeństwa USA dla Europy zostaną definitywnie wycofane”, proponując rozpoczęcie polityki de-riskingu, której ostrze zwrócone miałoby być nie wyłącznie przeciw uzależnianiu się od Chin, ale teraz również przeciw Stanom Zjednoczonym.
"Wartości są cenne i godne pochwały, ale słabo się nimi strzela do przeciwnika"
Ta przesadzona, moim zdaniem, reakcja na słowa Hegsetha, Vance'a czy gen. Keitha Kelloga wynika z faktu, że amerykańscy politycy obwieścili przedstawicielom „starej” Europy, iż wchodzimy w czasy, w których liczyły się będą inne niż dotychczas zdolności. Obrazowo ujął to Hegseth, mówiąc zarówno w Brukseli, jak i w Warszawie, że wartości są cenne i godne pochwały, ale słabo się nimi strzela - podobnie jak sztandarami - do przeciwnika.
Dziś, na co też zwracali Amerykanie wielokrotnie uwagę, liczą się twarde narzędzia, potencjał i zdolność do generowania siły. W tych nowych czasach państwa europejskie, nie wszystkie, ale przede wszystkim te, które - jak Niemcy - przez lata budowały swą pozycję „moralnego mocarstwa”, znalazły się w trudnym położeniu. Mogą zostać wyłączone, co obwieścił w Monachium Kellog, z rozmów nad nowym porządkiem, bo nie mając zdolności wojskowych, tylko utrudniają osiągnięcie porozumienia.
Zełenski ostrzega państwa wschodniej flanki NATO, zwłaszcza Polskę i Litwę
Jeśli mówimy o zdolnościach wojskowych, to warto zwrócić uwagę zarówno na to, co powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla amerykańskiej stacji telewizyjnej NBC, jak i co piszą na ten temat analitycy i eksperci - tak niemieccy, jak i amerykańscy. Otóż prezydent Ukrainy ostrzegł państwa wschodniej flanki NATO, w szczególności Polskę i Litwę, iż z doniesień i informacji wywiadu wynika, że już latem tego roku Putin może zacząć rozważać uderzenie wymierzone przeciw nim. Nie chodzi w tym wypadku o jakąś wielką wojnę, ale o „mniejsze wtargnięcie” jak swego czasu mówił prezydent Joe Biden i pokazania, że gwarancje obrony zawarte w art. 5 nie działają.
Jeśli w Moskwie uznają, że to, co się stało w Monachium, a zwłaszcza reakcje państw Europy Zachodniej na słowa amerykańskich polityków, utwierdzą ich w przekonaniu, iż siła więzi atlantyckich osłabła, to wówczas na Kremlu mogą podjąć decyzję o pokazowym uderzeniu, aby „postawić kropkę nad i”.
Zełenski, który właśnie negocjuje miejsce Ukrainy w docelowym modelu bezpieczeństwa, też odwołuje się, jak Amerykanie, do języka siły i twardych argumentów. Mówi, że jego zdaniem Rosja dysponuje dziś 220 brygadami, których żołnierze są zarówno wyszkoleni, jak i zahartowani w boju, Ukraina ma ich 110, a Europa (jeśli przyjąć wersję o „odejściu” Stanów Zjednoczonych) ma jedynie 82. Warto w tym momencie zauważyć, że mówienie „Europa” jest intelektualnym nadużyciem, bo opisując zdolności wojskowe mamy do czynienia z potencjałem państw naszego kontynentu, a nie ich mechaniczną sumą.
Polecany artykuł:

"Wchodzimy w epokę, gdzie realne zdolności będą się liczyły, to pozycja polityczna państw będzie ich funkcją"
A te potencjały nie rozkładają się równomiernie. Opinii na ten temat jest mnóstwo, ale analitycy piszą też, że najgorzej przygotowani do nowych czasów są Niemcy, a wcale nie lepiej Francuzi. W analizie, opublikowanej w zeszłym roku przez US Army War College, której Autor szukał odpowiedzi na pytanie, kto w Europie przygotowany jest do wojny, wynika, że najlepiej Turcy i Polacy, jako tako Brytyjczycy, którzy choć nie mają dużych sił, to utrzymują je w wysokiej gotowości, słabiej Francuzi i zupełnie nieprzygotowani są Niemcy. Jeśli zatem wchodzimy w epokę, gdzie realne zdolności będą się liczyły, to pozycja polityczna państw będzie ich funkcją. Nietrudno zrozumieć frustrację Niemców, którzy przez lata stawiali na „innego konia”.
Z rachunku siły zaprezentowanego w wywiadzie dla NBC przez prezydenta Ukrainy wynika oczywisty fakt. Bez zaangażowania sił ukraińskich „suwerenna Europa” nie będzie w stanie samodzielnie odstraszyć, nie mówiąc już o powstrzymaniu, Rosjan. Innymi słowy pokój i bezpieczeństwo europejskiej części NATO, jeśli przyjąć, że Amerykanie rzeczywiście chcą porzucić nasz kontynent, zależy od zaangażowania Kijowa w nowy model bezpieczeństwa.
Tak Ukraina przekształca się w partnera, od którego zależy nowy model bezpieczeństwa w Europie
I Ukraina jest gotowa do odegrania takiej roli, ale na warunkach partnerskich. Mówił o tym Zełenski, ale też artykuł zawierający takie przesłanie opublikował w Politico premier Szmychal. Ukraina w takiej konstrukcji nie jest już „ubogim krewnym”, państwem proszącym o pomoc i gotowym przyjąć każde warunki, na jakich zostanie ona udzielona, ale przekształca się w partnera, od postawy którego zależy bezpieczeństwo starej i sytej Europy.
Ten „komunikat strategiczny”, formułowany pod adresem państw naszego kontynentu przez Ukrainę, nie różni się w gruncie rzeczy od tego, co mówią Amerykanie. Jest jednak zupełnie inaczej przyjmowany. Przede wszystkim dlatego, że różnice potencjałów gospodarczych i demograficznych działać będą na korzyść Europy, czego nie można powiedzieć w przypadku relacji ze Stanami Zjednoczonymi.
Ameryka jest gotowa osłabić swoją obecność wojskową w Polsce?
Jest jeszcze jeden scenariusz, jeszcze jedna droga, którą obrażona na Amerykę Europa może podążyć. Zarysował ją Antonio Costa, szef Rady Europejskiej, mówiąc, że nasz kontynent musi uczestniczyć w rokowaniach z Rosją, których przedmiotem będą nie tylko kwestie związane z zakończeniem wojny na Ukrainie, ale również z „nową architekturą bezpieczeństwa” w Europie. Te stwierdzenia nie padają w próżni strategiczno-politycznej, bo skądinąd wiadomo, że Kreml pod tym terminem domaga się zmiany statusu (w NATO) państw naszego regionu. Innymi słowy Costa jest zapewne zdania, że Amerykanie są gotowi osłabić swoją obecność wojskową w Polsce i Europa powinna uwzględnić ten fakt, godząc się na zmianę naszej sytuacji.
Mamy na stole jeszcze jeden scenariusz, o którym napisał w niedzielę na łamach "The Telegraph" Keir Starmer, premier Wielkiej Brytanii. Już samo miejsce publikacji jest znaczące, bo dziennik, najdelikatniej rzecz ujmując, nie zaliczą się do stronników Labour, ale na jego łamach piszą komentatorzy czytani przez liderów ruchu MAGA. I to miało chyba decydujące znaczenie, bo chodzi o to, aby komunikat strategiczny, formułowany przez Londyn, dotarł do adresatów.
Wielka Brytania jest gotowa wysłać wojska na Ukrainę
Wielka Brytania jest gotowa wysłać swe wojska, w ramach kontyngentu stabilizacyjnego na Ukrainę, choć, jak napisał Starmer, nie jest to łatwa decyzja. Zarazem premier Zjednoczonego Królestwa zaproponował odgrywanie roli „pośrednika” między Ameryką a Europą. Mielibyśmy zatem w tym wypadku do czynienia z kolejną opcją strategiczną, która sprowadza się do próby uzgodnienia - na nowych warunkach - relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Europa, choć należałoby mówić raczej o koalicji państw naszego kontynentu, godzi się na nowy charakter relacji atlantyckich, bierze większe ciężary na własne barki, ale zabiega o to, aby proces wycofywania się Ameryki był uporządkowanym i nie prowadził do powstania luki bezpieczeństwa, którą chętnie wypełni Rosja. Wielka Brytania ma też, proponując tę opcję, dodatkowe atuty w postaci dobrej współpracy z Kijowem i co nie mniej istotne, z Ankarą.
Wszystkie opcje „leżą na stole” i w tym oraz najbliższych tygodniach okaże się, w którą stronę zmierzamy. Zarówno strategiczne zerwanie, bo politycy Niemieccy poczuli się urażeni słowami Vance'a, jak i negocjowanie z Rosją nowego porządku bezpieczeństwa - co zdaje się proponować Costa - z pewnością nie leżą w interesie Rzeczpospolitej. Inne opcje są znacznie korzystniejsze, ale ich urzeczywistnienie zależy od wyobraźni strategicznej i siły przywództwa naszej klasy politycznej. Zobaczymy, czy sprosta wyzwaniom.