Rosja i Iran są powiązane przede wszystkim militarnie
Kiedy Izrael zaatakował Iran w piątek (13 czerwca nad ranem), w Rosji dostrzeżono w tym szansę na osłabienie wsparcia Zachodu dla Ukrainy. Rosjanie liczyli też na to, że wyższe ceny ropy pomogą uzupełnić ich coraz skromniejszy budżet. Przynajmniej na razie rynek nie zareagował jednak panicznymi wzrostami cen. Do tego jeszcze wrócimy.
Choć Rosji z Iranem nie wiąże umowa o wzajemnej pomocy gospodarczej i militarnej – jak z Koreą Północną – oba państwa są ze sobą ściśle powiązane. Przede wszystkim w sferze wojskowej. W styczniu 2025 r. Rosja i Iran podpisały kompleksową umowę o partnerstwie strategicznym. Zakłada ona m.in. ścisłą współpracę w dziedzinie wojskowości i bezpieczeństwa. Strony ratyfikowały ją w kwietniu. Porozumienie to zastąpiło wcześniejsze z 2001 r.
Rosja wciąż sprzedaje ropę po cenach dyskontowych
Na początku czerwca ropa Brent kosztowała 69 USD za baryłkę. Tuż po ataku Izraela wzrosła w szczycie do 78,5 USD, po czym ceny się ustabilizowały i 17 czerwca Brent kosztowała ok. 74,5 USD. To oznacza wzrost o ok. 8 proc. względem poziomu sprzed piątku trzynastego.
To za mało, by Rosja mogła finansowo... zyskać na wojnie. Cena rosyjskiej ropy Urals 13 czerwca wynosiła 68,54 USD za baryłkę – o 1,5 USD mniej niż założono w rosyjskim budżecie na 2025 r. Z powodu sankcji i ograniczeń eksportowych ropa rosyjska sprzedawana jest z istotnym dyskontem wobec Brent. W połowie czerwca 2025 r. wynosi on ok. 10–12 dolarów za baryłkę. Ropa Urals z portów nad Bałtykiem i Morzem Czarnym wyceniana jest na 62–63 USD. Chiny kupują ją po jeszcze niższej cenie.

Rosja zyskałaby na powtórce z kryzysu z roku 1973
Do dużego wzrostu cen doszłoby, gdyby Iran zablokował Cieśninę Ormuz. Codziennie przepływa przez nią ponad 20 mln baryłek ropy z państw Półwyspu Arabskiego. Taka blokada mogłaby spowodować wzrost cen o 50–100 proc. To i tak mniej niż w 1973 r., gdy embargo OPEC ograniczyło podaż o 7 proc., wywołując czterokrotny wzrost cen (co dotkliwie odczuła PRL Edwarda Gierka).
Globalny kryzys naftowy mógłby też wybuchnąć, gdyby do wojny przyłączyli się inni eksporterzy ropy – np. Arabia Saudyjska lub Irak. Jest to jednak mało prawdopodobne. Szacuje się, że globalna podaż zmniejszyłaby się wtedy o kolejne 5–10 proc.
Jeśli wojna potrwa dłużej niż 14 dni (jak przewidują eksperci) i doprowadzi do zniszczenia irańskich oraz izraelskich instalacji naftowych, światowy rynek mógłby stracić 3–4 mln baryłek dziennie.
To nadal scenariusze hipotetyczne. Coraz częściej słychać też – choć trudno ocenić, na ile to prawda, a na ile propaganda – że w Iranie może dojść do przetasowania politycznego. A tego Kreml bardzo by nie chciał.
Rosja już straciła jednego sojusznika na Bliskim Wschodzie
Chodzi o Syrię i bazy w tym kraju. Utrata drugiego sojusznika – Iranu – byłaby dla Moskwy znacznie boleśniejsza.
Konstantin Zatulin z moskiewskiego Instytutu Krajów WNP, blisko związanego z rosyjskimi służbami, napisał na Telegramie, że sytuacja rozwija się w kierunku niebezpiecznym dla Rosji.
Z mkolei rosyjski naukowiec, który pragnie zachować anonimowość, stwierdził, że nie wiadomo, czy presja Izraela rzeczywiście osłabi irański reżim. Zewnętrzne zagrożenie może bowiem zjednoczyć społeczeństwo. Pytanie tylko – na jak długo?
Inni eksperci uważają, że reżim w Teheranie staje się coraz bardziej kruchy. Według rozmówcy „Washington Post”, niezależnie od zakończenia konfliktu, rosyjska pozycja w regionie będzie zagrożona. Jeśli Izrael doprowadzi do zmiany władzy, nowy rząd może nie być tak przychylny Moskwie jak obecny.
Jeśli jednak reżim przetrwa, istnieje ryzyko dalszej proliferacji broni jądrowej na Bliskim Wschodzie – co również nie leży w interesie Rosji. Maleje też prawdopodobieństwo, że Władimir Putin odegra rolę mediatora w tym konflikcie.
Siergiej Markow, politolog związany z Kremlem, zauważa, że wysokie ceny ropy mogą przynieść Rosji miliardy dolarów dodatkowych dochodów. Podkreśla też, że ograniczenie eksportu ropy przez Iran zwiększy zależność Chin od surowców z Rosji – co zacieśni współpracę Pekin–Moskwa i utrudni Zachodowi nakładanie sankcji.
Markow dodaje, że Rosja może skorzystać na konieczności przesunięcia przez USA systemów obrony przeciwrakietowej na Bliski Wschód – by chronić bazy i sojuszników takich jak Arabia Saudyjska, ZEA czy Katar. Oznacza to, że Ukraina może otrzymać mniej systemów obrony powietrznej. Z drugiej strony – zmiana władzy w Iranie mogłaby rozbić antyzachodnią koalicję... Czas pokaże, które z tych prognoz sprawdzą się.
Polecany artykuł: