• Niski lot i manewrowość rakiet BGM-109 Tomahaw utrudniają ich wykrycie i przechwycenie przez obronę powietrzną.
• Przekazanie Tomahawków Ukrainie, zdaniem Donalda Trumpa, mogłoby rozpocząć „nowy etap wojny”.
• Dmitrij Miedwiediew ostrzega, że przekazanie rakiet może skończyć się źle… dla Donalda Trumpa i USA.
Od Syrii do Ukrainy — jak Tomahawki mogą wykorzystać martwe pola rosyjskiej obrony
Andrij Kowałenko, szef ukraińskiego Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji przy Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, przypomniał, że w latach 2017–2018 te same rakiety skutecznie trafiały w rosyjskie instalacje i lotniska w Syrii. Ataki na Damaszek i Hims miały pokazać, że propaganda Moskwy i syryjskiego reżimu o „masowych zestrzeleniach” była fikcją. Większość pocisków dosięgła celu, co później potwierdziły niezależne analizy. Przypomina również, że obrona powietrzna, jeśli nie dysponuje gęstą siecią radarową, praktycznie nie ma szans na reakcję. „Bez takiej sieci system przeciwlotniczy staje się elementem propagandy, a nie realną ochroną. Rosjan mogą czekać nieprzyjemne niespodzianki” – napisał Kowałenko na Telegramie.
Na razie Ukraina prosi o Tomahawki, a Biały Dom nie mówi ani „nie”, ani „tak”, gdyż „ rozważa możliwość ich przekazania Kijowowi”. O tym rozmawiał Wołodymyr Zełenski z prezydentem USA. Trump, pytany o decyzję w tej sprawie, stwierdził, że „w pewnym sensie już ją podjął”, choć nie ujawnił szczegółów. W drodze do Izraela przyznał, że przekazanie Ukrainie Tomahawków – „niesamowicie ofensywnej broni” – byłoby wejściem w „nowy etap wojny”. Nie wykluczył, że zanim podpisze decyzję, porozmawia z Władimirem Putinem. „Mógłbym mu powiedzieć, że jeśli nie zakończy tej wojny, Ameryka udostępni Tomahawki Ukrainie”.
Można się domyśleć reakcji Putina, skoro już swoją opinię Kreml wyraził przez Dmitrija Miedwiediewa, b. prezydenta Federacji Rosyjskiej, a dziś wiceszefa Rady Bezpieczeństwa FR. O tym za moment.
Specjaliści uważają, że Tomahawki mogłyby być nader skuteczne w rażeniu celów w Rosji na dalekich dystansach. Co prawda Ukraina dysponuje rakietami własnej konstrukcji, które sięgają celów w głębi Rosji, ale mają się one tak do BGM-109 Tomahawk, jak pistolet do karabinu (upraszczając).

Moskwa bagatelizuje zagrożenie Tomahawkami i… śle groźby pod adresem USA
Rosyjskie systemy radarowe i samoloty wczesnego ostrzegania A-50 oraz A-50U potrafią wykrywać niskolecące cele. Są jednak mniej zaawansowane technologicznie od zachodnich odpowiedników. W dodatku Rosja ma ich niewiele.
W praktyce rosyjskie AWACS-y latają rzadko, a myśliwce Su-35S nie zawsze patrolują obszary zagrożone atakiem rakietowym. Zdaniem ekspertów Ukraińcy nadal mają dogodne okna do przeprowadzania ataków, przez które mogłyby przeniknąć pociski manewrujące.
Na razie Ukraina za bardzo nie może wstrzelić się w te okna. Poza własnymi systemami Flamingo i Neptun Kijów ma brytyjsko-francuskie Storm Shadow-y o zasięgu ok. 250 km oraz amerykańskie przeciwokrętowe Harpoon-y. Tomahawk, o zasięgu sześciokrotnie większym, byłby więc jakościowym przełomem. O ile Trump zgodzi się i nie będzie brał pod uwagę ostrzeżeń płynących z Kremla.
A te są jasne. Miedwiediew napisał w Telegramie, że przekazanie Ukrainie Tomahawków „może skończyć się źle dla wszystkich, a przede wszystkim dla Donalda Trumpa”. Stwierdził, że nie da się ocenić, czy lecący pocisk niesie głowicę jądrową czy konwencjonalną. Podkreślił, że decyzja o jego wystrzeleniu należy do USA, a nie do Ukrainy. „To nie Kijów Bandery je wystrzeli, ale Stany Zjednoczone. Czytaj: Trump. Jak powinna odpowiedzieć Rosja? Dokładnie!”. W tym samym wpisie nazwał ewentualne dostawy Tomahawków „kolejną pustą groźbą”, wynikającą z przedłużających się negocjacji z „kokainowym klaunem” – jak w rosyjskiej propagandzie nazywany jest prezydent Ukrainy.
Zauważmy, że z jednej strony Moskwa przekazuje w świat, że nie obawia się Tomahawków w dyspozycji Sił Zbrojnych Ukrainy, a z drugiej – patrz komentarz Miedwiediewa.
1800 km zasięgu, przy szybkości 880 km/h i locie 50 m nad ziemią
To na koniec nieco danych technicznych pocisku manewrującego BGM-109 Tomahawk w najnowszej wersji Block V.
Ten wariant ma zasięg 1800 km. To o 200 km dalej od pocisku w wersji Block IV (1600 km). Rakieta utrzymuje prędkość lotu ok. 880 km/h przy ekstremalnie niskiej wysokości 30-50 m nad ziemią. Sam Tomahawk Block V występuje w trzech podwariantach, to:
• podstawowy Block V z ulepszoną nawigacją i łącznością,
• Block Va (Maritime Strike Tomahawk) zdolny do atakowania ruchomych celów morskich oraz
• Block Vb wyposażony w wielofunkcyjną głowicę JMEWS do penetracji utwardzonych celów.
Pocisk wykorzystuje sprawdzony silnik turbowentylatorowy Williams F107-WR-402 o ciągu 3,1 kN. Jest wspomagany podczas startu przez booster na paliwo stałe Atlantic Research MK 106. Standardowa masa startowa pocisku wynosi 1315 kg bez boostera.
Block V ma architekturę komunikacyjną odporną na zakłócenia elektroniczne i sprawdzone systemy naprowadzania z możliwością zmiany celu w locie...
Polecany artykuł: