• Jakie były główne powody decyzji o zakupie lotniskowca właśnie od Hiszpanii, a nie od innego państwa
• Jakie uzbrojenie i systemy obrony własnej były pierwotnie zainstalowane na HTMS Chakri Naruebet?
• Jakie czynniki ekonomiczne doprowadziły do tego, że Tajlandia nie utrzymała pełnej grupy lotniczej dla okrętu?
Suwerenność dynastii Chakri. Duma Królewskiej Tajskiej Marynarki Wojennej
Tajlandia cieszy się z tego, co ma, choć – od ładnych paru lat – lekki lotniskowiec/śmigłowcowiec samolotów pionowego startu/lądowania już nie przenosi. Okręt powstał w Hiszpanii i na bazie hiszpańskiego projektu (Príncipe de Asturias). Wszedł do służby w 1997 r.
Jego budowa kosztowała (różnie źródła podają) od 285 do 336 mln USD. Ta górna granica to równowartość 670 mln „dzisiejszych” USD. Po co Tajlandii lotniskowiec, nawet tak tani? A był tani, bo jest mały.
Miał być (i chyba nadal tym jest) symbolem ambicji morskich Tajlandii i królewskiej marynarki wojennej. Był pierwszym lotniskowcem we flotach państw Azji Południowo-Wschodniej i to już było powodem do dumy.
Z lotniskowcem jest jak z prestiżem – ani jednego, ani drugiego nie buduje się w parę lat. W drugiej połowie lat 80. i na początku 90. XX w. marynarka Tajlandii postanowiła wskoczyć na wyższy poziom i wzmocnić swój potencjał (i znaczenie w regionie) lotniskowcem. Gdyby doszło do realizacji budowy w Niemczech, to powstałby miniaturowy lotniskowiec z wypornością ok. 7800 t. W 1991 r. kontrakt anulowano. I Tajlandia zwróciła się do Hiszpanii.
Hiszpanie, o czym zapomina się, też mają własny lotniskowiec (Juan Carlos I), 27 tys. t wyporności. Tajlandia zamówiła coś mniejszego. I tym sposobem w pięć lat powstał najmniejszy lotniskowiec na świecie. HTMS Chakri Naruebet (Suwerenność dynastii Chakri) ma zaledwie 11 400 t wyporności, przy długości 182,6 m i szerokości pokładu – 30,5 m (22,5 m – na linii wodnej). Ma 6,1 m zanurzenia, więc spokojnie mógłby pływać nawet i po… Bałtyku. OK. To był żart. Polska nie potrzebuje lotniskowca. Tajlandia również zresztą…
Transportował wyłącznie samoloty pionowego/krótkiego startu i lądowania
Do obsługi najmniejszego na świecie lotniskowca potrzeba 62 oficerów, 393 marynarzy, 146 osób personelu lotniczego. Pod pokład można zaokrętować prawie 700 żołnierzy. W hangarze „Suwerenności…” zmieści się 10 średniej wielkości śmigłowców lub ekwiwalent Harrierów. Drugie tyle można postawić na pokładzie. Transport spod – na pokład obsługują dwie windy. Każda o udźwigu do 20 ton. Okręt został przystosowany wyłącznie do obsługi samolotów STOVL (czyli z pionowym/krótkim startem i lądowaniem).
Napędza go silnik gazowo-wysokoprężny dający moc do 44 tys. KM. Turbinowy gazowy służy do osiągania maksymalnej szybkości (26 węzłów), a turbinowy dieselowski do pływania w szybkości marszowej (17 węzłów). W marszu okręt przepłynie 7000 mil, a jak zmniejszy szybkość do 12 węzłów/h, to zasięg zwiększa się do 10 000 mil. To, że lotniskowiec jest mały, nie znaczy, że ma mało uzbrojenia. Pełny system radionamierzania. Trzy wyrzutnie rakiet OPL (w każdej po 6 rakiet Mistral). Dwa wkm 12,7 mm do samoobrony w bliskim zasięgu. W części źródeł wspomina się o 4 działkach 20 mm i możliwości doposażenia w system Phalanx CIWS oraz w wyrzutnie Sea Sparrow/Mk 41 VLS, ale nie wszystkie te elementy były realnie montowane/utrzymywane operacyjnie.
Samoloty zeszły z wyposażenia „Suwerenności…” po 9 latach służby. Dlaczego?
Z przyczyn (nie tylko) technicznych. Tajlandia kupiła od Hiszpanii (razem z okrętem) Matadory. Tak Brytyjczycy nazwali Harriery w wersji eksportowej. Z czasem zaczęło brakować części do tych maszyn (Brytyjczycy oferowali już inną wersję Harriera – Matadora II) albo pieniędzy na części. Utrzymanie lotniskowca, nawet najmniejszego na świecie, jest kosztowne. A tymczasem duma Tajlandii weszła do służby w nieszczególnym czasie.
W 1997 r. gigantyczny kryzys finansowy wstrząsnął Azją, a Tajlandią jeszcze mocniej. Wyrażając się kolokwialnie, nie bardzo było za co zatankować do pełna najmniejszy na świecie lotniskowiec. Długo okręt wychodził w morze na… jeden dzień w miesiącu. Były to rejsy szkoleniowe. A tak to był zacumowany w bazie. Ambicje kreatorów morskich aspiracji Kong Thap Ruea Thai wzięły górę nad możliwościami państwa. W roku 2006 Matadory ostatecznie wycofano ze służby.
Teraz okręt jest platformą dla helikopterów (m.in. SH-70 Seahawk, MH-60) oraz dla bezzałogowych samolotów pionowego startu/lądowania. Zatem nadal pozostaje… lotniskowcem.
„Biały słoń” nie pójdzie do lamusa. Jeszcze sobie popływa pod królewską banderą
Lud Tajlandii wyśmiewał się z tych supermocarstwowych ambicji królewskiej marynarki. Lotniskowiec nazywał „białym słoniem”. Bo tak jak trudno zobaczyć takie zwierzę w naturze, tak równie trudno było ujrzeć tajski lotniskowiec na morzu. Ba, w czasie kryzysu okręt był… atrakcją turystyczną. Przez co zyskał jeszcze jeden przydomek: „pływający pomnik ambicji”.
Jednak czas smuty HTMS Chakri Naruebet ma już za sobą. Co prawda (i na szczęście) nie uczestniczył w żadnych wojnach, ale wielokrotnie był wykorzystywany w akcjach pomocowych, humanitarnych itp. Wróć! W 2003 r., po tym jak w stolicy Kambodży z dymem poszła ambasada Tajlandii, ta wysłała lotniskowiec do ewakuacji swoich obywateli. I przy okazji zaprezentowała tzw. pokaz siły. Z lotniskowcem w tle i trzema (jeszcze) sprawnymi Matadorami.
Dziś relacje między Tajlandią a Kambodżą znów są nader napięte. Na razie Trump nieco ostudził nastroje. Nie ma jednak pewności, czy nie dojdzie do „kinetycznej wymiany zdań”. A wówczas, kto wie… Może znów HTMS Chakri Naruebet zademonstruje siłę Tajlandii?