Co dla Polski oznacza zmiana rosyjskiej doktryny odstraszania jądrowego?

2024-09-30 11:55

W czasie niedawnego posiedzenia rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Władimir Putin zapowiedział rewizję rosyjskiej doktryny użycia sił jądrowych. Jak zauważył, "widzimy, że współczesna sytuacja militarno-polityczna zmienia się dynamicznie i musimy to brać pod uwagę. W tym pojawienie się nowych źródeł zagrożeń i zagrożeń militarnych dla Rosji i naszych sojuszników". Prace studialne i analityczne rozpoczęto już przed rokiem.

Vladimir Putin

i

Autor: AP Photo Vladimir Putin

W czasie niedawnego posiedzenia rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Władimir Putin zapowiedział rewizję rosyjskiej doktryny użycia sił jądrowych. "Widzimy, że współczesna sytuacja militarno-polityczna zmienia się dynamicznie i musimy to brać pod uwagę. W tym pojawienie się nowych źródeł zagrożeń i zagrożeń militarnych dla Rosji i naszych sojuszników" - powiedział. Prace studialne i analityczne rozpoczęto już, w świetle słów Putina, przed rokiem i teraz mamy do czynienia z fazą przeredagowania zapisów opublikowanej przez Rosję w czerwcu 2020 roku doktryny deklaratywnej użycia jej potencjału nuklearnego.

Rosyjski prezydent zapowiedział trzy główne kierunki zmian. Po pierwsze Kreml rozbudowuje katalog sytuacji, kiedy w grę wchodzić może odpowiedź o charakterze jądrowym. W poprzedniej (z 2020 roku) doktrynie mowa była o mocarstwach jądrowych lub "koalicjach wojennych (sojuszach, blokach)" z udziałem państw dysponujących potencjałem nuklearnym, które rozpatrują Rosję w charakterze przeciwnika strategicznego i podejmą zagrażające Federacji działania. Teraz ta definicja ulega rozszerzeniu i nowa wersja doktryny ma obejmować również państwa, które nie dysponują potencjałem jądrowym, a które toczą wojnę wspomagane przez mocarstwo mające tego rodzaju zdolności. "W zaktualizowanej wersji dokumentu proponuje się uznać agresję na Rosję dokonaną przez jakiekolwiek państwo niejądrowe, ale przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego, jako ich wspólny atak na Federację Rosyjską" - mówi Putin. Nie ma zatem mowy wyłącznie o formalnych związkach takich państw, ale liczyć się będzie dla Rosji już fakt udzielania pomocy wojskowej.

Druga zmiana jest jeszcze istotniejsza

Otóż w przeciwieństwie do zapisów poprzedniej doktryny, gdzie mowa była o ataku przeciw Rosji przy użyciu broni jądrowej i innych rodzajów broni masowego rażenia (art. 17), a nawet wprost wymieniano (art. 19 pkt. a) środki napadu w postaci rakiet balistycznych, teraz Kreml może reagować, odwołując się do swych sił nuklearnych również kiedy atak przeprowadzony będzie przy użyciu systemów bezzałogowych (drony), lotnictwa strategicznego i taktycznego, czy sił rakietowych. To, na co jeszcze warto zwrócić uwagę to fakt, iż ze słów Putina nie wynika, że te środki napadu powietrznego muszą być uzbrojone w głowice nuklearne. Oznacza to, że Rosja rozpatrywała będzie celowość nuklearnej odpowiedzi na każdy, również konwencjonalny, atak na jej terytorium lub obszar państwa sojuszniczego. Putin celowo zapewne nie odniósł się do skali tego ewentualnego uderzenia rezerwując sobie prawo do każdorazowej oceny sytuacji. Powiedział też, co zresztą jest zgodne z rosyjską doktryną uprzedzających uderzeń, że już "otrzymanie wiarygodnej informacji" na temat wystrzelenia przez przeciwnika środków napadu powietrznego, które mają atakować obszar Federacji, uprawniać będzie rosyjskie władze do uruchomienia i ewentualnego przeprowadzenia uderzenia nuklearnego. Nie ulega wątpliwości, że wówczas Rosjanie nie będą wiedzieć, czy atak przeprowadzony zostanie przy użyciu broni masowego rażenia, a to w praktyce oznacza, iż przy każdym uderzeniu środkami konwencjonalnymi mogą w ten sposób zareagować.

Trzecia zmiana, anonsowana przez Putina, dotyczy Białorusi. Jeśli zostanie ona zaatakowana, a rosyjski prezydent celowo zaznaczył fakt istnienia "państwa związkowego" przy użyciu środków konwencjonalnych, ale w wyniku tego ataku może zaistnieć zagrożenie istnienia tego państwa, to wówczas Rosja również może odwołać się do swego potencjału jądrowego. W tym wypadku chodzi o dyskutowaną od pewnego czasu i budzącą również niepokój Łukaszenki opcję eskalacyjną Ukrainy. Jej siły zbrojne, co potwierdziła akcja w obwodzie kurskim, mogłyby wtargnąć na Białoruś, a Rosjanie nie będąc w stanie przyjść z odsieczą musieliby bezradnie przyglądać się temu, jak obalany jest reżim Łukaszenki.

O ataku jądrowym decydują szaleńcy i alkoholicy?

Zapowiedziane zmiany oznaczają obniżenie progu użycia przez Federację jej zdolności jądrowych, ale ostateczny kształt zapisów nowej doktryny nie jest jeszcze znany. Ze słów Pieskowa, rzecznika Kremla wynika, iż wcale nie jest pewne, czy w ogóle poznamy tekst nowej doktryny, bo nie ma gwarancji jej publikacji. Władze Rosji celowo zwiększają w ten sposób niepewność rywali strategicznych w kwestii okoliczności które mogą skłonić Moskwę do eskalacji jądrowej. Ujawnia to zresztą prawdziwy cel wystąpienia Putina. Jest nim wywołanie wątpliwości po stronie rywali strategicznych co do rzeczywistych intencji Rosji. Odstraszanie jest bowiem grą psychologiczną i jeśli nasz rywal będzie nas traktował w kategoriach podmiotu nieobliczalnego, zdolnego do ataku jądrowego niemal przy każdej okazji, to wówczas siła naszego odstraszania rośnie. Wynika to z faktu, jak pisał Thomas Schelling, że największy potencjał w zakresie odstraszania ma ten przywódca państwowy, który przez rywali traktowany jest wręcz w kategoriach szaleńca, człowieka zdolnego do wszystkiego.

W deklaracjach Putina jest zatem zarówno wymiar związany ze zmniejszaniem progu użycia broni jądrowej, jak i chęć stworzenia celowej konfuzji u przeciwnika, co do racjonalności i motywacji działania rosyjskiego przywództwa. To również z tego powodu możemy co jakiś czas czytać wojownicze wpisy Dmitrija Miedwiediewa, który grozi spopieleniem kolejnych miast na Zachodzie. Sprawiają one wrażenie deklaracji szaleńca lub twórczości człowieka będącego pod wpływem alkoholu. I to też jest jeden z czynników rosyjskiego odstraszania, bo jeśli w Waszyngtonie czy Londynie uwierzą, że o użyciu broni jądrowej w Rosji decydują szaleńcy albo alkoholicy, to ich planowanie strategiczne będzie musiało ulec zmianie.

Co z Polską?

Zapowiedzi Putina, co zresztą podkreśla wielu komentatorów, mają związek z sytuacją na Ukrainie i deklaracjami Zełenskiego o przeniesieniu wojny na teren Rosji. W wymiarze doraźnym mają zapobiec, co się póki co udaje, udzieleniu przez Bidena zgody na atakowanie przy użyciu zachodnich rakiet celów znajdujących się w głębi Rosji. Ale pozostałe zmiany, w tym rozszerzenie katalogu środków napadu powietrznego, po użyciu których Rosja może uruchomić swe siły jądrowe, dotyczą również sytuacji Polski i innych państw wschodniej flanki NATO. Wiadomo bowiem, że amerykański parasol nuklearny i doktryna odstraszania Sojuszu Północnoatlantyckiego, obejmuje podwójną formułę odpowiedzi na atak jądrowy. Zakłada się zarówno obezwładniające uderzenie przy użyciu środków konwencjonalnych, jak i broni atomowej. Decyzja o tym, do czego się odwołujemy zależy oczywiście od okoliczności i skali ataku przeciwnika. Wiadomo też, że państwa na wschodniej flance nie mają na wyposażeniu rakiet balistycznych, o których była mowa w poprzedniej redakcji rosyjskiej doktryny atomowej. Oznaczało to, że decyzja o przeprowadzeniu tego rodzaju ataku musiała być zawsze wspólną, w ramach systemu planowania nuklearnego NATO, decyzją sojuszników. Amerykanie w tym układzie zawsze mieli i będą mieć najwięcej do powiedzenia, co jest pochodną faktu, że to oni dysponują tym potencjałem.

Co się jednak teraz zmienia?

Otóż jeśli nowa rosyjska doktryna przewiduje odpowiedź nuklearną, albo uderzenie wyprzedzające w sytuacji ataku środkami konwencjonalnymi, to konsekwencją tej zmiany mogą być i zapewne będą głębokie korekty dotychczasowej strategii NATO. Albo nasz amerykański sojusznik będzie dążył do zwiększenia kontroli nad potencjałem konwencjonalnym sojuszników (dotyczy to również procesu podejmowania decyzji), bo tylko w takiej sytuacji Waszyngton będzie miał pewność, że nie zostanie wciągnięty do wojny nuklearnej inicjowanej atakiem konwencjonalnym, albo zmaterializuje się inna ewentualność i to, co określamy mianem amerykańskich gwarancji jądrowych, nawet na poziomie deklaratywnym, osłabnie. Dotychczas nienaruszalnym fundamentem amerykańskiej polityki w kwestiach nuklearnych była żelazna zasada, że to oni decydują kiedy rozpoczynają wojnę jądrową. Jeśli teraz atak konwencjonalny państwa sojuszniczego może doprowadzić do takiego rezultatu, to albo Waszyngton będzie kontrolował zdolności i proces decyzyjny w tym obszarze (bo tylko wówczas będzie miał gwarancje, że mające inną ocenę sytuacji przywództwo państwa sojuszniczego nie podejmie tego rodzaju decyzji), albo osłabi siłę własnych gwarancji, rezerwując sobie prawo do "nieudzielenia" odpowiedzi jądrowej nawet jeśli sojusznik zostanie przy użyciu systemów tego rodzaju zaatakowany. Każdy z tych wariantów oznacza istotne wyzwanie dla amerykańskiego systemu sojuszniczego i Putin chciał zapewne osiągnąć w wyniku swych deklaracji również i taki efekt. Ruch Kremla oznacza zatem konieczność przemyślenia na nowo i zapewne przedyskutowania w gronie sojuszników, założeń amerykańskiej polityki gwarancji nuklearnej dla państw NATO, w tym dla Polski.

OGROMNE STRATY ROSJAN! Gen. Bieniek: Sami się przyznają, choć niechętnie
Sonda
Czy Ukraina wygra wojnę z Rosją?