- Unijne projekty Muru Dronowego i Straży Wschodniej Flanki napotykają na przeszkody techniczne i polityczne, opóźniając ich wdrożenie.
- Polska ma wieloletnie zapóźnienia w zakresie obrony antydronowej, co wynika z niedostatecznych inwestycji i decyzji politycznych.
- Skuteczna obrona wymaga wielowarstwowych systemów i ochrony kluczowych obiektów, a nie całej granicy.
- Dowiedz się, dlaczego realizacja tych flagowych inicjatyw UE jest tak trudna i co to oznacza dla bezpieczeństwa.
Mimo głośnych deklaracji politycznych zarówno w Brukseli, jak i w stolicach krajów Europy Środkowo-Wschodniej, rzeczywistość pokazuje, że droga od pomysłu do wdrożenia skutecznego systemu obrony pozostaje długotrwała i skomplikowana.
Przeszkody techniczne i polityczne
"Ja nie wiem, czy mamy do czynienia z przełomem, bo oprócz tego, że muszą zapaść jakieś decyzje, to jeszcze trzeba wydać pieniądze i wprowadzić te decyzje w życie. A z tym Europa zwykle ma najwięcej problemów. Dużo się mówi, dużo opowiada o tym, jak będzie fajnie, a potem okazuje się, że różne państwa mają różne interesy. Poza tym są to procesy, które trwają. Jeśli pomyślimy o systemie antydronowym, to trzeba go wybrać, zamówić, wyprodukować i dostarczyć, co zajmie kilka lat" – komentuje Juliusz Sabak.
Sabak zauważa, że w oficjalnych dokumentach Komisji Europejskiej projekty dotyczące ochrony przed dronami i umocnienia wschodniej granicy UE nazwano flagowymi, szczególnie pilnymi. Jednak „bezzwłocznie” w praktyce oznaczać może czas liczony w latach, a nie miesiącach.
Polecany artykuł:
Mur dronowy – co się kryje za hasłem?
– "To trochę słowo-wytrych. Chodzi o wzmocnienie istniejącej obrony przeciwlotniczej, która dziś koncentruje się na zwalczaniu pocisków balistycznych, manewrujących, samolotów czy śmigłowców. Teraz trzeba ją uzupełnić o komponent antydronowy. Częściowo się to pokrywa, bo np. drony lecące na dużych wysokościach wymagają zaawansowanych systemów – rakiet czy samolotów. Ale trzeba też myśleć o obronie bardzo nisko, bo drony latają poniżej horyzontu radarowego. Mieliśmy już takie przypadki w Polsce, gdy wlatywały one w przestrzeń powietrzną i przekradały się niezauważone. Trzeba też chronić konkretne obiekty – mieliśmy incydenty z Sejmem, budynkami rządowymi przy Parkowej i Belwederze" – tłumaczy Sabak.
Według eksperta równie ważne jak ochrona granic jest zapewnienie bezpieczeństwa w miejscach szczególnie narażonych, gdzie systemy klasycznej obrony powietrznej nie zdają egzaminu w przypadku ataku z wykorzystaniem dronów.
Co i jak należy chronić?
Juliusz Sabak jasno wskazuje, że nowoczesne systemy antydronowe to konieczność nie tylko w skali państwa, ale i dla ochrony konkretnych obiektów. – "Antydronowe systemy, podobnie jak przeciwlotnicze, to też słowo-wytrych. Mogą to być systemy zakłócające, uzbrojone w karabiny, armaty automatyczne, rakiety czy tzw. drony-kamikaze niszczące inne drony. Trzeba też rozważyć doposażenie samolotów jak F-16 w bardziej ekonomiczne środki przeznaczone do zwalczania dronów, bo dyskusja o kosztach używania do tego rakiet przeciw lotnictwu jest ogromna."
Polecany artykuł:
Ekspert zwraca uwagę na niedostosowanie obecnie dostępnych metod do zmieniających się zagrożeń oraz potrzebę doprecyzowania priorytetów obronnych – nie da się efektywnie strzec każdego metra granicy, należy skupić się na miejscach kluczowych.
Polska zapóźniona, Zachód czujny
Sabak nie owija w bawełnę – "Rzeczywiście spóźniliśmy się, i to nie o miesiące, ale o lata. Wojna na Ukrainie trwa od 2014 roku i od tego czasu drony są tam najpowszechniejszym narzędziem. My mamy więc 11 lat zapóźnienia."
Wylicza, że zapowiadane przed laty zakupy dronów dla polskiego wojska były symboliczne, a decyzje inwestycyjne pozostawały w tyle za faktycznymi potrzebami – "Już wtedy kupiono zaledwie 100 dronów, choć zapowiadano 1000. O systemach antydronowych w ogóle nie myślano.
Wstrzymano modernizację systemów obrony przeciwlotniczej, szczególnie tych towarzyszących jednostkom zmechanizowanym w ruchu. Problem w tym, że decyzje podejmują nie fachowcy, lecz politycy, którzy kupują to, co wygląda dobrze na konferencji czy defiladzie. Stąd określenie „zakupy defiladowo-homeopatyczne” – kupowaliśmy np. cztery śmigłowce, choć potrzeba było minimum kilkunastu."
Czy szczelna obrona jest możliwa?
– "Nikt nie ma stuprocentowej skuteczności, nawet Izrael. Ale Izrael radzi sobie, bo ich systemy chronią miasta, wojsko, strategiczne obiekty. Trzeba po prostu zdecydować, co chcemy chronić. Nie da się obstawić całej granicy, ale trzeba bronić tego, co najistotniejsze – obiektów wojskowych, składowisk amunicji, przepompowni paliwa czy gazu, stacji benzynowych, ujęć wody. To powinny być chronione lokalnymi systemami antydronowymi. Z kolei miasta i duże obiekty trzeba zabezpieczać szerszymi systemami o większym zasięgu. To budowa wielowarstwowej obrony – od dużych odległości po ochronę punktową najważniejszych miejsc" – podkreśla Sabak.

Daje też jasno do zrozumienia, że wybór priorytetów to decyzja polityczna, ale skuteczność zależy od fachowego podejścia i ciągłego rozwoju systemów obronnych.
Straż Wschodniej Flanki – więcej pytań niż odpowiedzi
– "Na razie nie do końca wiadomo. To decyzje częściowo dublujące ustalenia NATO, więc trzeba się dogadać, bo Unia Europejska nie jest sojuszem militarnym, tylko organizacją polityczną. Powinna uzupełniać działania NATO, a nie tworzyć konkurencyjnych systemów. Tworzy się synergia i trzeba to wykorzystać. Najważniejsze są nie deklaracje polityczne, ale realne dokumenty i konkretne decyzje, bo to one budują bezpieczeństwo" – ocenia gość Expressu Biedrzyckiej.
Wywiad kończy się znamienną konstatacją prowadzącej program Kamili Biedrzyckiej – "Czyny, nie słowa. To wyświechtane powiedzenie, ale zawsze aktualne."