Spis treści
- Proliferacja systemów bezzałogowych US Army
- Problemy z zasięgiem, przydziałem widma, zarządzaniem przestrzenią powietrzną
- Brakuje wyszkolonych pilotów systemów bezzałogowych
- Ukraina chce wyszkolić 100 tys. specjalistów ds. systemów bezzałogowych
- "Tylko profesjonalni operatorzy mogą zminimalizować skalę zestrzelenia dronów"
Polega ona na budowie realistycznych środowisk szkoleniowych, w których oddziały mogły wykorzystywać wszystkie swoje systemy operacyjne w warunkach możliwie zbliżonych do warunków panujących na przyszłym polu boju .Opracowano też zbiór nowych przewodników szkoleniowych i mechanizmów oceny (np. Program Oceny Szkolenia Armii (ARTEP)) oraz taktyk, technik i procedur (TTP), które integrowały nowe technologie, zapewniały oddziałom niezbędne zasoby oraz ostatecznie oceniały i śledziły efektywność w określonych zadaniach (w tym wykorzystanie nowych technologii) w realistycznych warunkach.
Proliferacja systemów bezzałogowych US Army
W związku z proliferacją systemów bezzałogowych i ich wpływem na to, w jaki sposób obecnie się walczy, amerykański think tank RAND uruchomił program badawczy, którego zadaniem jest poddanie analizie, w jakim stopniu obecnie siły lądowe (US Army) przygotowane są na nadchodząca rewolucję w sposobie walki, co ma oczywisty związek z rozpowszechnieniem i masowym użyciem systemów bezzałogowych. Analizy powstały po rozmowach z dowódcami, oficerami i żołnierzami szeregu amerykańskich brygad sił lądowych, mają w związku z tym charakter „fotografii” stanu obecnego i na tej podstawie formułowane są wnioski na przyszłość.
Jedno z opracowań poświęcone jest szkoleniu operatorów małych, bezzałogowych systemów latających (SUAS – small uncrewed aircraft systems), których zastosowanie będzie w najbliższym czasie z pewnością rosnąć i wyzwaniom, jakim podlega w związku z tym system szkoleniowy amerykańskich sił lądowych. Problem, z którym trzeba się mierzyć, jest oczywisty i sygnalizowany przez wielu ekspertów. Postęp technologiczny jest tak szybki, że procedury szkoleniowe w siłach zbrojnych „nie nadążają” za zmianami, co w rezultacie prowadzi do zjawiska szkolenia się w zdolnościach niezbędnych, aby operować systemami, które już nie mają zastosowania w realiach frontu.
Co gorsze, z punktu widzenia sił zbrojnych, „nosicielami” rewolucji technologicznej w systemach bezzałogowych nie są tradycyjne koncerny zbrojeniowe, silnie zintegrowane w zakresie wymiany informacji z armią, ale małe, wręcz „garażowe” start-upy, które pracując nad rozwiązaniami o podwójnym zastosowaniu, często mogą sobie nie zdawać sprawy z przełomowego znaczenia ich konstrukcji dla wojska.
Problemy z zasięgiem, przydziałem widma, zarządzaniem przestrzenią powietrzną
W efekcie tych procesów, jak piszą autorzy raportu RAND, „po pierwsze, oddziały napotykają na znaczne ograniczenia w zakresie realistycznego szkolenia SUAS” w swych macierzystych centrach szkoleniowych. Mają problemy z zasięgiem, przydziałem widma, zarządzaniem przestrzenią powietrzną i wreszcie ryzykiem związanym z uszkodzeniem czy utratą sprzętu. W efekcie, o ile na poziomie jednostkowym możliwe jest wyszkolenie sprawnego pilota/operatora systemów bezzałogowych (SUAS), o tyle „nie jest możliwe, aby większość batalionów i brygad zrobiła to w sposób kompleksowy lub na dużą skalę”.
Drugim, nie mniej istotnym problemem amerykańskich sił lądowych, jest brak odpowiedniej liczby instruktorów. Postęp jest tak szybki, że zapotrzebowanie na przeszkolonych pilotów rośnie w tempie geometrycznym, a to oznacza, iż cały wysiłek instruktorów wkładany jest w przekazywanie umiejętności na poziomie podstawowym i nie ma już czasu ani zdolności do trenowanie operacji z zastosowaniem SUAS na wyższym poziomie.
Po trzecie wreszcie, jak zauważyli eksperci RAND, „nie ma personelu z doświadczeniem bojowym i dowódców mających doświadczenie w zakresie manewrów połączonych sił wykorzystujących SUAS — szczególnie w zakresie funkcji umożliwiających kontrolę przestrzeni powietrznej, zarządzania widmem i wyrafinowanych taktyk wielookrętowych lub warstwowych UAS”. Trudno o optymizm. Amerykańskie siły lądowe nie są obecnie w odpowiedni sposób przygotowane, aby szkolić na większą skalę żołnierzy w zakresie posługiwania się systemami bezzałogowymi, podobnie jeśli chodzi o planowanie bardziej złożonych operacji, w których drony będą odgrywać coraz większą rolę.
Brakuje wyszkolonych pilotów systemów bezzałogowych
W polskich siłach zbrojnych, śmiem twierdzić, sytuacja nie jest lepsza niż w amerykańskich, a to oznacza, że w najbliższym czasie, nawet jeśli odpowiednio szybko zostanie podjęta decyzja o rozbudowie „sił dronowych” zderzymy się z poważnym problemem, jakim jest brak odpowiedniej liczby wyszkolonych pilotów systemów bezzałogowych i jeszcze poważniejszą barierą niedostatecznej liczby instruktorów. Nie rozwiążemy tych problemów bez odwołania się do masowego szkolenia „cywilów” i ta fuzja cywilno-wojskowa wydaje się jedynym możliwym rozwiązaniem rysujących się problemów.
Przyjęcie takiego podejście oznaczać będzie rewolucyjną zmianę w zakresie szkolenia rezerwy dla sił zbrojnych i rewolucyjną zmianę podejścia wobec tego, co określamy przestarzałym już obecnie terminem „pobór”. W przyszłości, postawię odważną tezę, państwa zmuszone zostaną do uruchomienie systemu szkolenia operatorów systemów bezzałogowych, bo będzie to niezbędne zarówno ze względu na potrzeby rozwijającej się gospodarki, jak również, a może przede wszystkim, potrzeby sił zbrojnych. Gros rezerwistów, szkolonych w ramach „poboru”, to będą operatorzy dronów różnego rodzaju, którzy pierwsze moduły szkolenia zaliczą w cywilnym systemie edukacyjnym.
Ukraina chce wyszkolić 100 tys. specjalistów ds. systemów bezzałogowych
O jakiej skali zadań mówimy? Warto odwołać się do realiów i rozwiązań ukraińskich. Maria Berińska, ochotniczka zwiadu lotniczego (systemy bezzałogowe), powiedziała dziennikarzom portalu Telegraf, że „do końca 2023 - początku 2024 roku planujemy nauczyć latać dronami około 50 000 osób. Uważam, że każdy musi mieć podstawową wiedzę na temat tej technologii. Ale chcemy osiągnąć poziom, który pozwoli nam wyszkolić co najmniej 100 tys. specjalistów”.
Michajło Fiodorow, minister cyfryzacji - a trzeba pamiętać, że to jego resort odpowiedzialny jest za projekt „armia dronów” - mówił w tym samym czasie o potrzebie przeszkolenia w trybie pilnym 20 tys. operatorów systemów bezzałogowych. Fiodorow wyjaśniał, że pierwszą barierą, z jaką zetknęli się jego współpracownicy, po tym jak udało się skokowo zwiększyć produkcję i montaż ukraińskich systemów bezzałogowych, była niewystarczająca liczba ich operatorów.
"Tylko profesjonalni operatorzy mogą zminimalizować skalę zestrzelenia dronów"
Samo zwiększenie dostępności dronów, zwiększenie skali ich dostaw, okazało się niewystarczającą strategią, bo jak zauważył, „tylko profesjonalni operatorzy mogą zminimalizować skalę zestrzelenia dronów, straty w związku z walką elektroniczną, a także umiejętnie sterować dronami do zadań rozpoznawczych, naprowadzania artylerii i niszczenia sprzętu i siły żywej wroga".
Na początku 2024 roku na Ukrainie działały 33 szkoły partnerskie szkolące operatorów systemów bezzałogowych, jednak ich liczba uznawana była za niewystarczającą. Skala potrzeb, ze względu na ponoszone straty, rotację walczących, a także rozrost „sił dronowych” nie uległa zmianie i w kwietniu 2025 roku Roman Korż, szef Ukraińskiego Stowarzyszenia Operatorów Bezzałogowych Statków Powietrznych, mówił w mediach o potrzebach przeszkolenia kolejnych dziesiątek tysięcy operatorów.
