250-tysięczna armia w 2038 roku? Marek Budzisz o budowie armii zawodowej w USA i Polsce

2023-06-28 16:10

Jak informuje portal Task and Purpose, specjalizujący się w kwestiach wojskowych, dowództwo amerykańskiej marynarki wojennej uruchomiło program specjalistycznych zachęt i bonusów finansowych dla tych, którzy zdecydują się na służbę wojskową. Można jednorazowo - jeśli ma się odpowiednią specjalizację (najwyżej premiowani są podoficerowie służący na okrętach wyposażonych w głowice jądrowe) - dostać nawet 75 tys. dolarów. Co więcej, równolegle działa program pożyczek wojskowych, co oznacza, że potrzebujący pieniędzy rekruci mogą uzyskać do 150 tys. dolarów.

Polscy żołnierze

i

Autor: Shutterstock

Kryzys rekrutacyjny w armii amerykańskiej

Ta szczodrość amerykańskiej marynarki wojennej wynika z faktu narastających problemów z wypełnieniem, wcale nie wyśrubowanych, planów rekrutacyjnych. Z podobnymi problemami mają do czynienia amerykańskie siły lądowe, którym w ubiegłym roku, mimo że również oferowano jednorazowe zachęty finansowe (bonusu do 50 tys. dolarów) nie udało się przekroczyć 75% planu rekrutacyjnego, co oznacza, że zamiast 60 tys. żołnierzy do służby weszło jedynie 45 tys. W tym roku nie będzie chyba lepiej, bo już w maju Christine Wormuth, wiceszefowa Pentagonu, w serwisie www.armytimes.com powiedziała, że i w tym roku rekrutacyjnym, który w Ameryce pokrywa się z rokiem finansowym, „nie uda się zrealizować planów” zakładających wcielenie do służby 65 tys. nowych żołnierzy.

77 proc. Amerykanów w wieku poborowym nie kwalifikuje się do wojska

Z badania przeprowadzonego w 2020 roku, a nowsze dane ze względu na pandemię Covid-19 nie są znane (dane za taskandpurpose.com), że 77% młodych Amerykanów w wieku od 19 do 24 lat nie kwalifikuje się do odbycia służby wojskowej. Powody są prozaiczne – otyłość, kontakt z narkotykami i problemy z prawem, a także niestabilność emocjonalna i psychiczna. To, co jest w tych statystykach niepokojące, to fakt, iż podobne analizy przeprowadzone przez Pentagon w 2019 roku określały wskaźnik „niezdolnych” na poziomie 71%.

Emerytowani admirałowie i generałowie z USA alarmują od dawna

Mamy zatem do czynienia z narastającym problemem i trudno spodziewać się, że realia odosobnienia i izolacji w czasie pandemii poprawiły te niepokojące statystyki. Jeszcze w 2018 roku 750 amerykańskich emerytowanych admirałów i generałów opublikowało alarmistyczny w tonie raport (dane za taskandpurpose.com), w którym na podstawie badań ankietowych i analizy procesu rekrutacyjnego do wszystkich rodzajów sił zbrojnych dowodzono, że z 29% nadających się do służby w siłach zbrojnych (wówczas wskaźnik nie nadających się wynosił 71%, dziś 77%), jedynie 17% ma szanse zakwalifikować się, a tylko 13% osiągnie satysfakcjonujący rezultat w tzw. Armed Forces Qualification Test.

Spadek liczby żołnierzy w USA nie jest dramatyczny

Ale to nie koniec problemów, bo w Stanach Zjednoczonych tylko 11% młodych mężczyzn i kobiet w wieku od 16 do 24 lat w ogóle myśli o karierze zawodowego wojskowego. Mimo kryzysu rekrutacyjnego, w amerykańskiej armii spadek liczby żołnierzy nie jest dramatyczny, bo udaje się zatrzymać w wojsku większą część żołnierzy niż zakładano z grupy tych, którym kończą się kontrakty. Jak poinformował portal www.armytimes.com, na początku tego roku generał James McConville liczebność amerykańskich sił lądowych na wrzesień tego roku, czyli na koniec roku budżetowego, wyniesie więcej niż zakładane 452 tys. żołnierzy (rok wcześniej było to 465 tys.). Przede wszystkim z tego powodu powodu, że „wskaźnik zatrzymania” (retention rate) wyniósł 105%.

Amerykanie szeroko informują o sytuacji w siłach zbrojnych

Amerykanie, odmiennie niż my, szeroko informują o sytuacji w siłach zbrojnych, problemach z rekrutacją i przygotowaniem młodzieży do służby w siłach zbrojnych. Może dlatego, że tam nawet najbardziej niepokojące informacje są zachętą do szukania rozwiązań, a nie impulsem, aby rozpocząć szukanie winnych. Nie mamy w związku z taka polityką precyzyjnych danych na temat sytuacji w Polsce. Opozycja oskarża urzędującego ministra obrony o to, że ten „fryzuje statystyki”, wcielając do armii pielęgniarki i inny personel medyczny, po to, aby za pomocą tych statystycznych sztuczek poprawić rzeczywistość i móc informować o sukcesie swego programu rozbudowy naszych sił zbrojnych. To, że należy zwiększyć ich liczebność nie jest kwestią dyskusyjną, ale czy podjęte działania prowadzą do osiągnięcia deklarowanych celów, to już zupełnie inna sprawa.

Czy polskie plany zbudowania armii liczącej 250 tys. żołnierzy i oficerów (bez WOT) są realne?

A zatem proponuję prosta zabawę. Posłużmy się amerykańskimi wskaźnikami zakładając, że u nas sytuacja jest znakomicie lepsza. Wówczas operując bardzo zgrubnymi ocenami będziemy w stanie, choćby powierzchownie, szacować, czy nasze plany zbudowania armii liczącej 250 tys. żołnierzy i oficerów (bez WOT) są realne. W tym roku obowiązkowej klasyfikacji wojskowej podlegało ok. 230 tys. młodych mężczyzn. To więcej niż w roku ubiegłym, kiedy wskaźnik ten był o 10 tys. niższy. Jest też grupa, licząca z grubsza 20 tys. osób, którzy mimo obowiązku z różnych powodów (emigracja, niechęć do służby etc.) nie zgłaszają się. Z tych 200 tys., gdybyśmy stosowali wskaźniki amerykańskie, jedynie 11% chciałoby służyć.

"Przyjmijmy, że jesteśmy dwukrotnie lepsi, bardziej patriotycznie nastrojeni, a armia w Polsce ma wyższy prestiż"

Ale przyjmijmy, że jesteśmy dwukrotnie lepsi, bardziej patriotycznie nastrojeni, a armia w Polsce ma wyższy prestiż niż w Stanach Zjednoczonych. Jeśli 22% młodych Polaków chciałaby służyć w wojsku, to corocznie moglibyśmy zasilić nasze siły zbrojne 44 tys. rekrutów. Ale w Ameryce obecnie do służby nadaje się jedynie 23% będących w wieku poborowym. Zakładając, że u nas jest lepiej i wskaźnik ten wynosi 45% (co wydaje się dużym optymizmem), oznacza to, że rocznie do wojska nadaje się 19 800 młodych mężczyzn.

"Dochodzenie do 250 tys. armii, w obecnym tempie zajmie nam z grubsza 12,5 roku"

Z oficjalnych danych podanych przez MON, a przytoczonych przez PAP, wynika, że w 2022 roku z wojska odeszło 8 988 osób. A zatem „saldo” wynosi maksymalnie ok. 10,8 żołnierzy. Nawet nie wdając się w analizowanie oficjalnych statystyk i dociekanie czy - jak uważa opozycja - mamy do czynienia z poprawianiem danych - wynika, że dochodzenie do 250 tys. armii, w obecnym tempie zajmie nam z grubsza 12,5 roku. Łatwo to obliczyć, bo w 2022 roku na podstawie decyzji budżetowej MON, oceniono liczebność naszych sił zbrojnych na 115 500 żołnierzy zawodowych. Jeśli zatem w tej grupie mamy dojść do 250 tys., to nie trudno obliczyć, że tyle czasu będziemy potrzebować.

Przy budowie zawodowej armii należy uwzględnić prognozę demograficzną Polski

Jednak pewnym problemem, którego wpływ też należałoby uwzględnić, jest prognoza demograficzna ludności Polski. Ostania, przeprowadzona jeszcze w 2014 roku, a zatem nie nowa, wskazuje, że liczba ludzi w wieku 18-44, kobiet i mężczyzn, spadnie między rokiem 2020 a 2035 o 3,5 mln osób, bo żyjemy w epoce starzejącego się społeczeństwa. Być może te prognozy uległy zmianie ale nie słychać o „cudzie demograficznym” w Polsce, co raczej powinno skłaniać do wniosku, iż grupa poborowych będzie się w kolejnych latach kurczyła. A to oznacza, że być może, budowa 250 tys. armii zawodowej w praktyce zajmie nam, przy obecnym tempie, nawet 15 lat.

Raport Złotorowicza - Marek Budzisz Portal Obronny
Sonda
Służba wojskowa powinna być obowiązkowa?