Mark Rutte obejmie funkcję sekretarza generalnego NATO 1 października br., gdy wygaśnie kadencja Stoltenberga, stojącego na czele Sojuszu od 1 października 2014 roku. Sekretarz generalny to najwyższy rangą przedstawiciel NATO. Osoba ta odpowiada za kierowanie procesem konsultacji i podejmowania decyzji w Sojuszu oraz zapewnianie, że postanowienia te są wdrażane.
Jest wybierany przez rządy państw członkowskich na okres czterech lat, który może zostać przedłużony za zgodą wszystkich krajów NATO. Selekcja odbywa się poprzez nieformalne konsultacje dyplomatyczne między państwami, przedstawiającymi kandydatury na to stanowisko. W praktyce jego rola pozwala mu wywierać pewien wpływ na proces podejmowania decyzji, przy jednoczesnym poszanowaniu podstawowej zasady, że uprawnienia decyzyjne przysługują wyłącznie samym rządom państw członkowskich.
Mark Rutte ma reputację „teflonowego”, bo mimo licznych afer w holenderskiej polityce nic się do niego nie „przykleiło”. Holender znany jest też z tego, że potrafi wejść w koalicje z różnymi ugrupowaniami, przez co niektórzy nazywają go „kameleonem”. Jest również najdłużej urzędującym premierem Holandii i według mediów ma dobre kontakty zarówno z obecnym prezydentem USA Joe Bidenem, jak i byłym Donaldem Trumpem, co w przypadku potencjalnej wygranej przez Trumpa na pewno będzie bardzo ważnym atutem. W 2018 roku zyskał przydomek „zaklinacza Trumpa”. Podczas jednego ze spotkań szefów państw NATO w Brukseli z ówczesnym prezydentem USA, kiedy Trump zarzucił sojusznikom niewystarczające składki na obronność i zaczął straszyć wyjściem z NATO, Rutte miał rozładować atmosferę, mówiąc, że składki wzrosły właśnie dzięki naciskom Trumpa. Były prezydent Stanów Zjednoczonych miał być po tym zachwycony Ruttem i chwalić „wspaniały” czas spędzony w Brukseli.
Zwłaszcza że powrót Donalda Trumpa może oznaczać dla NATO trudny okres i można się spodziewać napięcia między Europą a USA. Trump wielokrotnie krytykował NATO i niektórych członków jak np. Niemcy za to, że nie przeznaczają 2% PKB na obronność. Według nowych danych oczekuje się, że 23 państwa Sojuszu osiągną w tym roku cel 2 proc. PKB lub nawet go przekroczą. A przypomnijmy, jest 32 członków Sojuszu. Aktualnymi liderami jeśli chodzi o wydatki, jest Polska z wydatkami na obronność na poziomie 4,12 proc. PKB i Estonia z 3,43 proc. Niemniej, można się spodziewać, że Trump będzie forsował pomysł zwiększenia celu do 3% PKB, co postulował prezydent Andrzej Duda w czasie wizyty z byłym prezydentem. Tak więc NATO może czekać ciężki okres, dlatego też w ostatnim czasie członkowie Sojuszu podejmowali pewne działania mające na celu przejęcie na swoje barki pomocy dla Ukrainy, tak by USA nie były jednym krajem decydującym czy wspierającym w pomoc dla walczącej Ukrainy.
Należy także mieć na uwadze, że potencjalna zmiana w Białym Domu może doprowadzić, do zmiany wagi w priorytetach USA, czyli skupienia się na Indo-Pacyfiku i konflikcie z Chinami. Można więc sądzić, że będzie tutaj istniało napięcie, ponieważ dla Europy najważniejszym problemem jest wojna na Ukrainie i imperialna Rosja, dla USA rosnąca potęga Chin. Zarówno Europa jak i USA będą musiały wypracować więc pewien konsensus. Dlatego nowy szef NATO będzie miał trudne zdanie, by poskładać interesy obydwu stron.
Poza potencjalnymi napięciami z USA, i potencjalnym zagrożeniem zmniejszenia amerykańskiego zaangażowania USA w NATO, to czeka Ruttego kryzys związany z wojną na Ukrainie ale także imperialistyczna polityka Władymira Putina. Prezydent Andrzej Duda w niedawnym wywiadzie dla Radia Zet stwierdził, że Mark Rutte jest politykiem o skrystalizowanym podejściu do Rosji i wojny na Ukrainie i wie, kto jest agresorem. „Wie, co tam się dzieje, kto jest agresorem. To z punktu widzenia naszych interesów, bezpieczeństwa Polski jest kwestią fundamentalną. Od tej strony patrząc jestem spokojny” - stwierdził Duda.
Prezydent Duda zaznaczył, że Rutte jest rozsądnym, twardo stąpającym po ziemi politykiem. "Na przestrzeni ostatnich lat niejednokrotnie słyszałem, kiedy wypowiadał się na temat Rosji, wojny, którą Rosja toczy, na temat zbrodni rosyjskich popełnianych na Ukrainie przez rosyjskich żołnierzy, odpowiedzialności władz rosyjskich za to wszystko. Także kiedy rozmawialiśmy w Pradze o pomocy dla Ukrainy i czeskiej inicjatywie amunicyjnej” - powiedział prezydent. Rutte jest jednym z największych orędowników Kijowa, Holandia przekazała Ukrainie sprzęt wojskowy, w tym m.in. samoloty wielozadaniowe F-16. Podczas lutowej konferencji bezpieczeństwa w Monachium Holender przekonywał, że należy inwestować w obronność, w tym przemysł zbrojeniowy, oraz kontynuować wsparcie dla Ukrainy.
Można więc sądzić, że Rutte będzie kontynuował działania Jensa Stoltenberga, który nie tylko był sekretarzem NATO dążącym do jedności w Sojuszu, by była konsolidacja, ale potrafił także postawić Rosji czerwone linie, to w przypadku Władymira Putina jest bardzo ważne. Niemniej, trzeba trochę ubolewać, że żaden kandydat z naszego regionu nie uzyskał aprobaty członków NATO, bo zapewne byłaby to zmiana bardziej twarda wobec Rosji, bo byłby człowiek znający mentalność Rosji. Był co prawda prezydent Rumunii Klaus Iohannis, który wysunął swoją kandydaturę, a premier Estonii Kaja Kallas wyraziła jedynie zainteresowanie stanowiskiem szefa NATO, to jednak Rutte zapewnił sobie poparcie wszystkich krajów członkowskich Sojuszu. Tutaj warto przypomnieć, że Rutte od początku mógł liczyć na przychylność szeregu ważnych państw NATO, w tym USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, co jak wiemy, jest kluczowe w tych układankach. Nie mówiąc o tym, że członkowie NATO wolą jednak pewną przewidywalność, spokój i kontynuowanie tego co dotychczas, a na pewno nie polityki konfrontacyjnej z Rosją Władymira Putina, dlatego więc ktoś z naszego regionu obecnie nie ma szans na takie stanowisko.
Niemniej rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow na informacje o wyborze Rutta zareagowała krytycznie, mówiąc, że zmiana na stanowisku sekretarza generalnego NATO zapewne nie pociągnie za sobą żadnej zmiany „generalnej linii” Sojuszu, którą Rosja uważa za „wrogą”. Według prof. Kubiaka, który udzielił komentarza dla PAP, to właśnie zdolności do budowy konsensusu, godzenia niekiedy sprzecznych interesów, cierpliwość i talenty dyplomatyczne będą kluczowe w sprawowaniu nowej funkcji. Kluczowe będzie również, aby Rutte potrafił zapobiegać „pęknięciom wizerunkowym w NATO”, ponieważ każde takie pęknięcie jest korzyścią dla Rosji.
Z kolei jak zauważa analityk Wojciech Lorenz w publikacji PISM pt: „Sojusz wybrał nowego sekretarza generalnego” - „Większość państw uważała Ruttego za dobrego kandydata m.in. dzięki jego zdolności do budowania kompromisu. Konsensus wymagał jednak ustępstw wobec Węgier, którym Rutte pisemnie obiecał, że nie będą brały udziału w przygotowywanej sojuszniczej misji wsparcia dla Ukrainy. Z punktu widzenia interesów państw wschodniej flanki taka decyzja ma więcej zalet niż przynosi zagrożeń. Fundamentalne znaczenie ma przede wszystkim utrzymanie konsensusu w sprawie głównej misji NATO, jaką jest kolektywna obrona i odstraszanie. Misja ta wywodzi się bowiem bezpośrednio z art. 5 traktatu waszyngtońskiego (jeden za wszystkich, wszyscy za jednego). W innych obszarach wspólnych działań NATO, nawet jeśli zostały uzgodnione w strategii, często nie ma jedności”.
Nie można także zapominać o tym, że w czasie wyścigu o stanowisko szefa NATO, Rutte spotkał się z krytyką. Kraje bałtyckie zarzucały mu m.in., że przez ponad dekadę urzędowania nie udało mu się podnieść składek Holandii na obronność do 2 proc. PKB (ten pułap Holandia ma osiągnąć dopiero w tym roku). Wypomina mu się również to, że jeszcze w 2011 roku popierał m.in. projekt gazociągu Nord Stream. Zapewne wiele osób kojarzy słynne zdjęcie, gdzie kanclerz Angela Merkel wraz z Dmitrijem Miedwiediewem symbolicznie odkręcają kurek gazociągu Nord Stream, a między nimi stoi Mark Rutte. Co jak wiemy z naszego punktu widzenia i bezpieczeństwa naszego kraju jest bardzo drażliwą kwestią. Pytaniem otwartym jest czy Rutte wyciągnął wnioski z tego okresu? Jak można sądzić raczej tak. Holandia przybrała kurs antyrosyjski i wspiera Ukrainę, więc można sądzić, że zmiany diametralnej po Stoltenbergu raczej nie będzie.
To przed czym stoi nowy sekretarz generalny NATO, to także ciągle palący problem wokół Bliskiego Wschodu, Afryki oraz kwestia Tajwanu i wspomnianych Chin. NATO nie powinno pozostawiać tych obszarów samych sobie albo liczyć, że wszystkie te pożary ugasi USA, które niestety nie mają aż takich możliwości interweniować wszędzie efektywnie. Konieczne więc będzie, by Sojusz także uaktywnił się, gdzie indziej jak np. przy problemie z Huti i ich ataków na statki handlowe, a także odstraszania Chin, gdy Pekin straszy Tajwan i Japonię oraz Republikę Korei. Przypomnijmy, że przy ostatnim szczycie w Wilnie, NATO i Japonia miały zakończyć negocjacje w sprawie nowego dokumentu dot. współpracy, który obejmował 16 obszarów strategicznych. Ważne jest, by kraje azjatyckie i NATO zacieśniały współprace, zwłaszcza że Tokio i Seul łączą z NATO wspólne wartości demokratyczne i obawa przed zagrożeniami zarówno ze strony Rosji jak i Chin.
Jak więc widzimy, przed nowym sekretarzem NATO wiele wyzwań i problemów, przed którymi będzie musiał stanąć. Czy temu podoła? Trzeba liczyć, że tak. NATO dziś potrzebuje ludzi twardych, którzy nie będą się bali Putina i pokażą jemu czerwone linie. Nie ma tutaj miejsca na ustępstwa wobec człowieka, który rozpętał konflikt niewidziany w Europie od bardzo dawna. Jest więc tu potrzebna twarda polityka, jednocząca członków tak by byli gotowi do obrony. Oby Mark Rutte temu podołał, przejmuje fotel po Jensie Stoltenbergu, który na pewno przejdzie do historii jak sekretarz urzędujący w trudnym czasie, ale który sobie bardzo dobrze poradził.
PM/PAP