W opinii Merza, należy w kwestii wspólnych, europejskich zdolności nuklearnych rozpocząć dialog strategiczny z udziałem Londynu i Paryża, a zwłokę oraz brak merytorycznej dyskusji uznać należy za błąd. Ta wypowiedź lidera opozycyjnej chadecji jest jednym z wielu niemieckich głosów, które poświęcone są odstraszaniu jądrowemu i przyszłości amerykańskiego parasola nuklearnego.
Niemcy dyskutują nad polityką odstraszania nuklearnego. "Skończył się czas dywidendy pokoju"
Warto, abyśmy w Polsce zauważyli fenomen polegający na tym, że za Odrą, gdzie przed wojną na Ukrainie zastanawiano się, czy sensownym jest kontynuowanie udziału w programie Neclear Sharing, teraz rozpoczęła się i trwa dyskusja na temat potrzeby wzmocnienia odstraszania jądrowego, a nawet uzyskania własnych zdolności. Debatę zaczął Christian Lindner, lider liberalnej FDP, wchodzącej w skład koalicji rządowej, który napisał, że „skończył się czas dywidendy pokoju”, kiedy można było oszczędzać na bezpieczeństwie, rozbudowując państwo opiekuńcze i teraz nadchodzi okres, kiedy trzeba będzie płacić „dywidendę wolności”, czyli zwiększać nakłady na siły zbrojne i wzmacniać siłę odstraszania Federacji Rosyjskiej.
Zdaniem tego polityka, nowe czasy, które nastały po wybuchu wojny na Ukrainie, wymuszają „inwestycje” w siłę sojuszu atlantyckiego, tak, aby nie dopuścić do słabnięcia amerykańskiego parasola nuklearnego, ale w związku z dwuznacznymi wypowiedziami Donalda Trumpa nie należy zaniedbywać europejskich zdolności i w tym celu potrzebne są, jego zdaniem, rozmowy z Francuzami i Brytyjczykami, których przedmiotem mogłoby być wzmocnienie zdolności nuklearnych państw naszego kontynentu.
Europa kupi sobie broń jądrową? Jest pomysł kupienia przez Niemcy głowic nuklearnych od USA
W niemieckiej dyskusji na temat europejskiego potencjału odstraszania nuklearnego wzięła udział również Katarina Barley, polityk SPD, która też będzie „twarzą” kampanii swej partii do europarlamentu. Wezwała ona do tego, aby „Europa kupiła sobie broń jądrową”. Ta na pierwszy rzut oka absurdalna propozycja jest powtórzeniem pomysłu sformułowanego przez Maximilian Terhalle, znanego niemieckiego politologa i eksperta ds. bezpieczeństwa, który zaproponował, aby Berlin złożył ofertę Waszyngtonowi w kwestii nabycia 1000 amerykańskich głowic nuklearnych.
W jego opinii Stany Zjednoczone - w związku z nadal obowiązującymi porozumieniami rozbrojeniowymi - mają obecne aktywnych 1550 głowic jądrowych, ale w magazynach Pentagonu znajduje się kolejne 2200 sztuk, które są dezaktywowane. I to z tych zasobów Berlin mógłby „pozyskać” niezbędny dla europejskiego odstraszania potencjał.
Inna propozycja sformułowana na łamach tygodnika Stern przez politologa Herfrieda Münklera przewiduje zbudowanie „składkowego” potencjału europejskiego, w ramach którego „Francuzi posiadaliby głowice, Brytyjczycy atomowe okręty podwodne”, a decyzję o użyciu tej bronii podejmowałyby wszystkie państwa naszego kontynentu. Aby rozwiązać problem braku czasu na podjęcie decyzji w sprawie salwy nuklearnej - jeśli zostaniemy zaatakowani - Münkler sformułował zupełnie niedorzeczną propozycję „rotacyjnej” walizeczki nuklearnej, która miałaby krążyć między stolicami państw europejskich.
Debata o odstraszaniu jądrowym w Niemczech ujawnia szereg problemów
Niemcy rozpoczęli dyskusję na temat potrzeby rozbudowy europejskiego potencjału odstraszania jądrowego, co już jest świadectwem zmiany nastrojów. Jednak padające propozycje, delikatnie całą sprawę ujmując, słabo tylko związane są z rzeczywistością. Zwrócił na to uwagę Karl-Heinz Kamp, dyrektor Federalnej Akademii Bezpieczeństwa w Berlinie. Napisał on na łamach "Cicero. Magazine für politische Kultur", że niemiecka debata ujawnia zarówno „brak zrozumienia” złożonych problemów, jakie wiążą się z odstraszaniem nuklearnym, jak i szerzej - podstawowe braki, jeśli chodzi o doktrynę odstraszania.
W jego opinii świadczą o tym zarówno propozycje postulujące stworzenie „europejskiego potencjału”, jak i inne pomysły w tej kwestii. Kamp słusznie zwraca uwagę na fakt, że Europa - nie będąc jednolitym państwem - nie wypracowała scentralizowanego systemu podejmowania decyzji i dowodzenia, a są one niezbędne, aby myśleć o odstraszaniu nuklearnym. Jak napisał, „jest oczywiste, że takich decyzji (o użyciu potencjału jądrowego – MB) nie można podejmować podczas długich nocnych posiedzeń w Brukseli, które kończą się podjęciem decyzji większością głosów.”
Niemcy są stroną międzynarodowej konwencji o nieproliferacji broni jądrowej
Podobnie niedorzeczną jest, jego zdaniem, propozycja „kupienia” 1000 głowic, choć ten krok pomógłby, na pozór, rozwiązać problem, jakim byłoby budowanie europejskiego konsensusu w sprawie użycia broni jądrowej. Nawet jeśliby założyć, argumentuje Kamp, że Amerykanie przystaliby na taką propozycję, to zwraca on uwagę na fakt, iż Niemcy są stroną międzynarodowej konwencji o nieproliferacji broni jądrowej. To drobnostka w porównaniu z zapisami Traktatu Zjednoczeniowego, w którym Berlin wyrzeka się dążenia do wejścia w posiadanie broni masowego rażenia, w tym potencjału jądrowego.
Zignorowanie tych zobowiązań mogłoby dać Moskwie pretekst do podniesienie na powrót kwestii dwóch państw niemieckich. W opinii eksperta równie mało realistycznymi są nadzieje, że w sytuacji wycofania przez Stany Zjednoczone swego potencjału nuklearnego z Europy, Berlin mógłby „schronić się” pod szerzej rozpostarty parasol francuski. Jak trzeźwo zauważył Kamp, „Paryż stanowczo odrzuca koncepcję „rozszerzonego odstraszania”, w ramach której państwo nuklearne zapewnia gwarancje bezpieczeństwa nuklearnego sojusznikowi nienuklearnemu.
Francja ma broń atomową. "Jest dobrem narodowym przeznaczonym wyłącznie do ochrony własnego terytorium"
Dla Francji broń nuklearna jest dobrem narodowym przeznaczonym wyłącznie do ochrony własnego terytorium. Dlatego Francja rozwinęła swój potencjał nuklearny zamiast polegać na parasolu amerykańskim. Żaden francuski prezydent od czasów Charlesa de Gaulle’a nie zmienił tego stanowiska.” Podobną opinie sformułował zresztą w ostatnim czasie Bruno Tetrais, francuski specjalista w zakresie doktryn jądrowych, były minister obrony, a obecnie wicedyrektor Fondation pour la recherche stratégique, think tanku strategicznego, który napisał, że „nikt rozsądnie myślący” nie powinien żywić złudzeń, iż Francja lub Wielka Brytania „podzielą się” z sojusznikami prawami do podjęcia decyzji o użyciu ich sił nuklearnych.
Czym innym są konsultacje i to jest zapewne możliwe, a czym innym decyzja. Podobnie nikt nie zgodzi się na wspólny budżet związany z siłami nuklearnymi. Zdaniem Tetraisa, ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa z oczywistych powodów uruchamiają w stolicach europejskich dyskusję nad potrzebą zwiększenia europejskich zdolności w zakresie odstraszania nuklearnego, ale Paryż nie ma żadnego „wielkiego planu” związanego ze swą bronią jądrową, a generalnie, w opinii francuskiego eksperta, „tak długo jak istnieje NATO”, nie ma samodzielnej możliwości uzyskanie zdolności w tym zakresie.
Dlaczego należy wzmacniać zdolności do odstraszania konwencjonalnego w Europie?
Wracając do opinii Karl-Heinza Kampa: warto przytoczyć jeszcze jego opinię na temat tego, że raczej należy w obecnej sytuacji wzmacniać zdolności do odstraszania konwencjonalnego, inicjować dialog z europejskimi państwami nuklearnymi, który być może doprowadziłby do zbudowania sytuacji „strategicznej dwuznaczności”. Chodzi o to, aby Putin, bo mowa o odstraszania Federacji Rosyjskiej, nie miał pewności, czy po jego ataku nuklearnym np. na Polskę Francja czy Wielka Brytanie nie podejmą decyzji o jądrowym uderzeniu odwetowym.
Wielkość potencjału, którym się w tym wypadku dysponuje, jest w opinii niemieckiego eksperta sprawą drugorzędną, a znacznie istotniejszym czynnikiem jest budowa przekonania po stronie strategicznego przeciwnika, że może spotkać go w razie ataku niemiła niespodzianka. Ten brak pewności, co do wchodzących w grę scenariuszy, jest jednym z najsilniejszych, psychologicznych, czynników odstraszania
Karl-Heinza Kamp formułuje jeszcze jedno przesłanie pod adresem niemieckiej klasy politycznej, ale myślę, że jego propozycja ma uniwersalny charakter i z pewnością może być adresowana również do polskiej elity strategicznej. Otóż proponuje on, aby zamiast wymyślać cudowne sposoby wejścia w posiadanie zdolności nuklearnych więcej czasu poświecić na rozwój tego, co określa on mianem „strategicznego IQ”. Liczba niemieckich akademików zajmujących się kwestiami strategii odstraszania, w tym jądrowego, jest jego zdaniem, zbyt niska. Podobnie tematyka ta miała marginalne do tej pory znaczenie w pracach gremiów sztabowych i doradczych Bundeswehry.
Posiadanie broni atomowej wymaga wypracowania bardzo szczegółowej i skomplikowanej doktryny jej użycia
Z posiadaniem broni jądrowej wiąże się wszakże konieczność wypracowania bardzo szczegółowej i skomplikowanej doktryny jej użycia, która jest zresztą elementem szerszej koncepcji odstraszania. Swoje wystąpienie Kamp konkluduje stwierdzeniem, które możemy aplikować również do naszej dyskusji na temat udziału Polski w Nuclear Sharing czy konieczności pozyskania zdolności nuklearnych. Otóż jak zauważa, „poszerzając wiedzę na temat korzyści i dylematów odstraszania nuklearnego, można przeprowadzić znaczącą debatę nuklearną – taką, która naprawdę zasługuje na tę nazwę.”
A zatem najpierw należałoby zbudować gmach doktryny odstraszania nuklearnego, a potem myśleć o krokach, jakie państwo może podjąć, aby rozbudować własne zdolności. Taka kolejność działań pozwoli nam uniknąć pułapki dążenia do osiągnięcia celów, które są nierealistyczne. Także ryzyka tego, że będziemy postrzegani przez naszych sojuszników, którzy dysponują zarówno bronią jądrową jak i sformalizowanymi doktrynami jej użycia, niczym amatorzy chcący debatować z profesjonalistami.