O udziale Polski w NATO-wskiej strategii odstraszania jądrowego Rosji. Moskwa będzie się odwoływać do swego potencjału nuklearnego

2023-09-26 6:35

Na drodze między miejscowościami Ruskowo a Przeździęk Wielki w woj. warmińsko-mazurskim rozpoczęły się manewry pod kryptonimem „Route 604”. Na lotniskowym odcinku drogowym swe zdolności w zakresie lądowania i startu ćwiczą piloci zarówno samolotów myśliwskich, jak i transportowych. To pierwsze tego rodzaju ćwiczenie od 20 lat. Ale nie jedyne, bo jak informuje brytyjska prasa, podobne szkolenie przeszli dopiero co piloci RAF w Finlandii. Tam również, na jednym z leśnych odcinków drogowych, szkolono się w zakresie lądowania, startu i uzupełnienia paliwa. W tych manewrach wzięli udział piloci latający na Eurofighterach Typhoon.

Strategia odstraszania Rosji. Moskwa będzie się odwoływać do swego potencjału jądrowego

Jest to ciekawa informacja mająca bezpośredni związek, jak można przypuszczać, z trwającą właśnie w NATO i w amerykańskim środowisku strategicznym dyskusją na temat strategii odstraszania Rosji, w tym jej komponentu nuklearnego. Pentagon ma zamiar, w ciągu najbliższych 10 lat, wydać 600 mld dolarów na modernizację amerykańskiego potencjału jądrowego. Środki te mają zostać wydatkowane m.in. na nowe systemy dowodzenia, łączności, kontroli, niewykrywalne myśliwce, okręty podwodne zdolne do przenoszenia rakiet balistycznych i same rakiety balistyczne. Modernizowane są też składowane m.in. w Europie bomby B-61, których celność ma znacząco wzrosnąć.

Generał Thomas A. Bussiere, dowodzący Air Force Global Strike Command, powiedział w maju tego roku, w toku jednego ze spotkań w Hudson Institute, że kwestia modernizacji amerykańskiego potencjału nuklearnego jest tym bardziej paląca, że Rosja i Chiny „nie są nieśmiałe”, jeśli chodzi o ich potencjał w tym zakresie. Eksperci amerykańskiego wywiadu są nota bene zdania, że w związku ze skalą strat na Ukrainie Moskwa w przyszłości częściej i chętniej będzie odwoływała się do swojego potencjału jądrowego, wykorzystując go w charakterze narzędzia presji politycznej i wojskowej.

Potencjał, wiarygodność, wola działania i kondycja ekonomiczna

Michael Fincher z National Institute for Detterence Studies napisał ostatnio, że NATO-wskie rozumienie odstraszania w zakresie zdolności nuklearnych, oparte jest na błędnych założeniach i koncentruje się niemal wyłącznie na kwestiach o charakterze technicznym, podczas gdy realne zdolności do odstraszania zbudowane są zazwyczaj na połączeniu kilku czynników. Liczy się zarówno potencjał, jak i wiarygodność, wola działania i czynniki, które zbiorczo możemy określić jako kondycja ekonomiczna.

Zbudowanie właściwej, zrównoważonej „mieszanki” wszystkich tych elementów gwarantuje odstraszanie przeciwnika. Nadmierny nacisk kładziony na jednym z nich, np. sprzętowym, i zaniedbywanie pozostałych, wcale nie musi zwiększać siły odstraszania. Fincher wzywa władze Stanów Zjednoczonych zarówno do sformułowanie nowego Manhattan Project, którego celem miałoby być przyspieszenie modernizacji potencjału nuklearnego, ale też pisze, że nie można zaniedbywać pozostałych elementów, w tym doktrynalnych, wpływających na siłę odstraszania.

Jaka będzie nowa koncepcja polityczna Nuclear Sharing w ramach NATO?

Jest to tym istotniejsze, że w NATO dojrzewa sytuacja do rozpoczęcia poważnej dyskusji na temat przyszłego kształtu polityki Nuclear Sharing. Ma to zasadniczy związek z pozyskaniem przez europejskich członków Paktu myśliwców F-35, które mogą, jak się zakłada, znacznie łatwiej penetrować rosyjską przestrzeń powietrzną, czyniąc sojuszniczą politykę odstraszania nuklearnego znacznie bardziej wiarygodną.

W tym kontekście pojawia się też kwestia Polski, istotna choćby z tego względu, że mamy odgrywać kluczową rolę w zakresie architektury bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO. Piszą o tym wprost analitycy RAND, których zdaniem połączone potencjału Polski i Ukrainy w zakresie sił lądowych mogą stanowić wystarczające narzędzie odstraszania Rosji. Jeśli Polska zbuduje siły, o których mówi obecny rząd. a Ukraina utrzyma swą armię na poziomie 700 tys. żołnierzy i oficerów, to ten, połączony potencjał może być wystarczającym. Musi on jednak zostać wsparty przez zwiększony kontyngent sił amerykańskich, których głównym zadaniem winna być ochrona linii komunikacyjnych, zdolności w zakresie zwiadu, rozpoznania, łączności, obrony powietrznej i lotnictwa.

Czy USA wesprą sojuszników NATO w zakresie odstraszania nuklearnego?

Skala tej obecności zależy oczywiście od wyniku wojny na Ukrainie, ale jak zauważają William Courtney i Peter A. Wilson, Amerykanie będą musieli zastanowić się, jak wesprzeć sojuszników w zakresie odstraszania nuklearnego, zwłaszcza jeśli chodzi o te środki przenoszenia, które Rosja zaczęła intensywnie rozbudowywać, łamiąc postanowienia traktatu INF, co zresztą spowodowało wyjście Stanów Zjednoczonych z tego porozumienia.

Jest zatem rzeczą oczywistą, że dyskusja na temat odstraszania Federacji Rosyjskiej w najbliższych latach musi obejmować kwestie nuklearne, w tym ewolucję programu Nuclear Sharing i ewentualne wejście do niego Polski. Kwestii tej swój ostatni raport poświęcił think tank IISS. Eksperci tego Instytutu dostrzegają aspiracje Polski, wyrażane zarówno przez prezydenta Dudę, jak i ministrów Raua i Siewierę, jednak uważają, że z politycznego punktu widzenia jest to „trudna kwestia” co najmniej z trzech powodów.

Po pierwsze nadal obowiązuje Akt Stanowiący Rosja – NATO z 1997 roku i towarzysząca mu deklaracja ambasadorów, w której sformułowano tzw. doktrynę trzy razy nie. Po drugie nie zmienia się amerykańska polityka w tym zakresie, czego potwierdzeniem są słowa przedstawicieli administracji o tym, że nie prowadzi się obecnie żadnych negocjacji związanych z kwestią rozszerzenia programu. I po trzecie, jak trzeźwo zauważają analitycy IISS, Polska, aby wejść do programu Nuclear Sharing, musiałaby uzyskać zgodę Nuclear Planning Group, ciała w skład którego wchodzą przedstawiciele wszystkich państw Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Polska będzie miała myśliwce F-35 zdolne do przenoszenia broni jądrowej

Taki jednomyślny pogląd wydaje się obecnie trudny do wypracowania, zwłaszcza w sytuacji, kiedy są ważne wojskowe argumenty, aby Polska nie znalazła się w tym programie. Analitycy IISS przedstawiają te argumenty, dyskutują z nimi i zastanawiają się, co można zrobić, aby zwiększyć odstraszanie. To dlatego przedstawiony przez nich raport jest godny zainteresowania.

Polska będzie niedługo posiadała myśliwce F-35, które można certyfikować w zakresie zdolności do przenoszenia broni jądrowej. Będą one zapewne stacjonowały na jednym z trzech lotnisk – w Świdwinie, Poznaniu - Krzesinach lub Łasku. Z tego powodu, jeśli gdzieś rozważać umieszczenie magazynów z bronią jądrową, to właśnie w tych lokalizacjach. Problemem jest jednak to, że NATO-wska polityka w zakresie rozlokowania potencjału jądrowego ma charakter jawny, trudno też zakładać, że Rosjanie nie zauważą znaczących inwestycji, które muszą poprzedzić dyslokacje tego rodzaju broni.

To „przybliżenie” potencjału jądrowego nie zwiększa, w opinii analityków IISS, wiarygodności amerykańskiego odstraszania nuklearnego. Ma to związek z wątpliwościami, czy Stany Zjednoczone nadal rezerwują sobie prawo do pierwszego uderzenia czy już z tej doktryny zrezygnowano, przeto czas niezbędny na pokonanie dystansu dzielącego lotniska, gdzie składowana jest broń jądrowa od terytorium Federacji Rosyjskiej, nie ma pierwszorzędnego znaczenia.

Kto pierwszy może użyć broni atomowej: Rosja czy USA?

Eksperci IISS są zdania, że Rosjanie nie traktują zagrożenia pierwszym, niespodziewanym, uderzeniem nuklearnym w kategoriach czynnika znaczącego. Raczej, jak piszą, Rosjanie mogą myśleć, że Stany Zjednoczone odwołają się do broni atomowej dopiero w ramach obrony zagrożonych sojuszników. Ma to zasadnicze znaczenie nie tylko dla odstraszania, ale również jeśli mówimy o tym, co może stać się w momencie wybuchu wojny.

Jeśli bowiem nie zakładać jądrowego uderzenia wyprzedzającego ze strony NATO, to po rosyjskim ataku konwencjonalnym jednym z pierwszych kroków amerykańskiego dowództwa będzie zapewne wycofanie tego potencjału z Polski. Z oczywistego powodu. Nasz kraj, w przeciwieństwie do np. Niemiec, nie mówiąc już o magazynach we Włoszech czy państwach Beneluksu, znajduje się w całości w zasięgu rosyjskich systemów rakietowych.

Jeśli zaś chodzi o środki przenoszenia (F-35), to nastąpi ich rozśrodkowanie na lotniska zapasowe. Jednak przechowywanie tego rodzaju broni, zwiększy, w opinii amerykańskich ekspertów, skłonność Rosjan, już po wybuchu wojny konwencjonalnej, aby podejmować działania mające na celu przechwycenie lub zniszczenie tego potencjału we wczesnych fazach konfliktu. Chodzi w tym wypadku po prostu o kontrolę łańcucha eskalacyjnego. A zatem już samo przeniesienie amerykańskich bomb jądrowych B-61 do Polski może być czynnikiem eskalującym przebieg przyszłego, ewentualnego, konfliktu.

Konflikt interesów państw sojuszniczych NATO

W tym wypadku mamy też do czynienia z oczywistym konfliktem interesów między państwami sojuszniczymi. Napadnięta Warszawa może być zainteresowana eskalacją, intensyfikacją wojny po to, aby angażując cały potencjał NATO skrócić czas jej trwania i szybciej zadać Rosji decydujące uderzenie. Amerykanie nie muszą tego chcieć i ważniejsze dla nich może być kontrolowanie zdolności do eskalacji i używanie jej w charakterze presji politycznej, umożliwiającej zakończenie wojny w jej relatywnie wczesnej fazie, bez angażowania całości swego potencjału.

Rosjanie tym bardziej będą zainteresowani wyprzedzającym uderzeniem na lotniska, na których bazować będą polskie F-35, jeśli tam będą się też znajdować magazyny z bombami jądrowymi. Paradoksalnie taka sytuacja, zdaniem amerykańskich analityków, zwiększa, ale i zmniejsza ryzyko ataku na Polskę.

Należy rozszerzyć udział Polski w programie Rozproszonych Lotnisk Operacyjnych

Jakie są, ich zdaniem, opcje, które warto rozważyć? Po pierwsze, bez fizycznego przenoszenia broni jądrowej można zarówno certyfikować nasze samoloty tak, aby dopuścić przenoszenie przez nie broni jądrowej (np. w trybie dwustronnego porozumienia Polska – Stany Zjednoczone), można szkolić pilotów i zwiększyć zakres udziału Polski w ćwiczeniach w rodzaju SNOWCAT. To pomoże zarówno wojskowym, jak i przede wszystkim politykom na płynne „wejście” w złożony świat odstraszania nuklearnego.

Po drugie rozszerzyć należy udział Polski w programie Rozproszonych Lotnisk Operacyjnych. Chodzi o lotniska zapasowe czy drogowe odcinki lotniskowe, z których operować będzie NATO-wskie lotnictwo w czasie wojny. Jak wynika z informacji przytoczonych przeze mnie na początku tego artykułu, wydaje się, że ta faza rozbudowy zdolności już jest w realizacji.

Kolejnym krokiem, który proponują eksperci IISS, jest inicjowanie przez Polskę dyskusji na forum Komitetu Planowania Nuklearnego NATO na temat „dodatkowych opcji” w zakresie zwiększenia odstraszania nuklearnego. Jakie kwestie podnosić, zależy od inwencji naszych władz. Równolegle, w trybie dwustronnym, w toku rozmów z Waszyngtonem Warszawa powinna postawić kwestię zmian w konfiguracji pozyskanych przez nas F-35, aby zwiększyć ich przydatność również w obszarze nuklearnym, a także rozważyć, czy jednostronnie nie zacząć modernizować i rozbudowywać nasze lotniska tak, aby były one lepiej przystosowane do nowych, w tym związanych z NATO-wskim potencjałem jądrowym, zadań.

W tym wystąpieniu IISS trzy kwestie warte są dostrzeżenia. Jest rzeczą zupełnie naturalną, że Polska dąży do uzyskania statusu państwa w większym stopniu objętego ochroną sojuszniczym parasolem nuklearnym. Lepszą strategią jest podejście zakładające szereg „małych kroków”, a nie szturm, po którym zostaniemy przyjęci do programu Nuclear Sharing. I wreszcie: w związku ze zmianami w architekturze bezpieczeństwa na wschodniej flance, nasze szanse i w tym zakresie rosną.

Sonda
Czy użycie broni A przez Rosję w wojnie z Ukrainą uważasz za dopuszczalne?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki