Dlaczego rosyjska rakieta przeleciała nad terytorium Polski? Czy obrona powietrzna zdała egzamin?

2024-01-04 5:14

29 grudnia rano polską przestrzeń powietrzną naruszył niezidentyfikowany obiekt, który nadleciał od strony Ukrainy w rejonie Hrubieszowa. "Obiekt przebywał niecałe trzy minuty na terytorium Polski i opuścił naszą przestrzeń powietrzną" - poinformował dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, gen. Maciej Klisz. Jak to się stało, że 40 km nad terytorium Polski przeleciał najprawdopodobniej rosyjski pocisk manewrujący? Czy państwo zareagowało właściwie?

Spis treści

  1. Powtórka z historii? Oby nie
  2. Niecałe 3 minuty i 40 km
  3. Czy Polska uczy się na błędach?
  4. Procedura to bezpieczeństwo. Droga na skróty to zagrożenie
  5. Kryzys, informacje i instytucje

Powtórka z historii? Oby nie

Takie pytania musi budzić dzisiejsze zdarzenie, pomimo szybkiej reakcji Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych i Ministerstwa Obrony Narodowej, które zamieściły komunikat w mediach kilka godzin po zdarzeniu. Wcześniej poinformowano instytucje państwowe, w tym wojewodę lubelskiego i służby porządkowe. Oczywiście to nie uspokaja wszystkich, a szczególnie mieszkańców tego regionu. Zdarzenie odnowiło dyskusję o bezpieczeństwie naszego kraju i obronie powietrznej.

Wszyscy mają jeszcze w pamięci tragiczne zdarzenie w Przewodowie, gdzie dwie osoby zginęły w wyniku uderzenia ukraińskiej rakiety przeciwlotniczej, nad którą utracono kontrolę i rozbiła się ona na terytorium Polski. Jeszcze bardziej zaufanie do ochrony naszej przestrzeni podkopał rosyjski pocisk manewrujący, który wleciał do Polski w grudniu 2022 roku, ale dowiedzieliśmy się tego kilka miesięcy później. Nie dlatego, że MON zdecydował się podjąć temat, ale dlatego, że szczątki pocisku odnalazła przypadkowa osoba - w lesie nieopodal Bydgoszczy. Co ważne, w pobliżu znajduje się kilka zakładów przemysłu zbrojeniowego, w tym fabryka wytwarzająca materiały wybuchowe i bomby lotnicze.

Niecałe 3 minuty i 40 km

Najważniejsze liczby w tym zdarzeniu, jak się okazuje po zwołanej przez prezydenta naradzie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, to 3 i 40. "Obiekt przebywał niecałe trzy minuty na terytorium Polski i opuścił naszą przestrzeń powietrzną" - poinformował dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, gen. Maciej Klisz. Jak zaznaczył, "mamy ok. 40 kilometrów naruszenia przestrzeni powietrznej".

Informacje te uzupełnił Szef Sztabu Generalnego, gen. Wiesław Kukuła. „Wszystko wskazuje na to, że rosyjska rakieta wtargnęła w polską przestrzeń powietrzną. Była przez nas śledzona radarowo, również opuściła tą przestrzeń. Mamy na to potwierdzenie radarowe narodowe i sojusznicze". Dodał też, że w celu jego ewentualnego przechwycenia poderwano zarówno maszyny „krajowe jak i sojusznicze”, jednak nie doszło do tego. Podkreślił też, że prowadzone były poszukiwania na wypadek, gdyby obiekt lub jego część upadła na polskim terytorium. Są to kroki uzasadnione w takim przypadku, gdyż nie ma pewności, co to był za obiekt i jakie wykonywał zadanie. Oczywiście są dość mocne poszlaki.

Jak mówi gen. Kukuła, nocą z 28 na 29 grudnia Rosja przeprowadziła na terytorium Ukrainy "połączony atak saturacyjny, mający na celu przeciążyć ich obronę przeciwlotniczą, z wykorzystaniem dronów uderzeniowych", po którym nastąpiło uderzenie pociskami manewrującymi i rakietami. Jak mówi Szef Sztabu, Ukraina z atakiem poradziła sobie "relatywnie dobrze". Jak poradziła sobie Polska?

Czy Polska uczy się na błędach?

Moim zdaniem, całe zdarzenie przebiegło w sposób - wbrew pozorom - bardzo szczęśliwy. Widać, że wyciągnięto naukę z poprzednich incydentów i ich skutków. Po pierwsze, obiekt został wykryty i był śledzony, jak się wydaje aż do momentu opuszczenia polskiej przestrzeni powietrznej. Jak mówi szef Sztabu Generalnego gen. Wiesław Kukuła - "Skierowaliśmy siły - samoloty, które miały ją przechwycić i w razie potrzeby zestrzelić. Zarówno jej (rakiety – przyp.red.) czas przebywania na terenie Polski, jaki i sposób, w jaki manewrowała, uniemożliwiły wykonaniu tego manewru, dlatego zdążyła opuścić Polskę". Krótko mówiąc, zdaniem gen. Kukuły wrogi obiekt był cały czas śledzony, a reakcja systemu obrony kraju była adekwatna do sytuacji.

Oczywiście, zgodnie ze standardami czasu pokoju, gdyż takie obowiązują na terytorium Polski, nawet wtedy, gdy za granicą trwa wojna. Trzeba mieć to na uwadze. Były minister obrony narodowej, a dziś szef opozycyjnego klubu parlamentarnego PiS, Mariusz Błaszczak pyta retorycznie - „Co się wydarzyło? Dlaczego nie zadziałała obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa? Szef MON jest zobowiązany, aby takiej odpowiedzi udzielić”.

Ale wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie jest taka – system zadział zgodnie ze swoimi możliwościami i zaistniałą sytuacją, a szef MON udzielił informacji w zakresie i czasie w jakim było to możliwe. W odróżnieniu od swego poprzednika. Działania w takiej sytuacji powinny przebiegać zgodnie z odpowiednią procedurą i w oparciu o posiadane przez nas informacje, tak się zdarzyło.

Procedura to bezpieczeństwo. Droga na skróty to zagrożenie

W przypadku takiego zdarzenia jak pojawienie się niezidentyfikowanego obiektu w polskiej przestrzeni powietrznej sposób działania jest jasno określony. Informacje trafiają do Centrum Operacji Powietrznych (COP), które jest, mówiąc w uproszczeniu, mózgiem dla działań lotnictwa i obrony powietrznej nad całym terytorium Polski. Zarządza nie tylko siłami polskimi, ale też sojuszniczymi, które w naszym kraju operują. Tam zapada ewentualna decyzja o poderwaniu w powietrze dyżurujących przez całą dobę samolotów tak zwanej pary dyżurnej. Tak zdarzyło się 29 grudnia. Wystartowały polskie F-16, ale również „sojusznicza para dyżurna”. W Polsce stacjonują obecnie samoloty m.in. włoskie maszyny w Malborku oraz amerykańskie myśliwce w Powidzu.

Jednocześnie wszelkie informacje i podejmowane decyzje są koordynowane z Sojuszniczym Dowództwem Sił Powietrznych NATO (HQ AirCom) w niemieckim Ramstein. Jest ono odpowiedzialne za działania lotnicze NATO nad naszą częścią Europy. Centrum Operacji Powietrznej o każdym zdarzeniu informuje też Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, które odpowiada za wszystkie jednostki prowadzące działania, zarówno w kraju, jak i za granicą. Stąd informacje biegną do władz cywilnych czyli Ministerstwa Obrony Narodowej.

Każda decyzja, szczególnie decyzja o otwarciu ognia, musi zapaść kolektywnie i zgodnie z procedurą. Dlaczego? Ponieważ nie jesteśmy w stanie wojny, a każde takie zdarzenie może mieć reperkusje zarówno militarne, jak i polityczne. Ten obiekt, którego nie zestrzelenie krytykuje były minister Błaszczak, mógł okazać się np. cywilnym samolotem z uszkodzonym radiem lub problemami z nawigacją. Jest to zresztą najczęstszą przyczyna podrywania par dyżurnych.

Jeśli chodzi o płaszczyznę wojskową, incydent wydaje się być zabezpieczony maksymalnie skutecznie, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że trwał niecałe 3 minuty. Myśliwce pojawiły się nad tym obszarem znacznie później, ale zapewniły ochronę na wypadek, gdyby zdarzenie miało się powtórzyć lub rozwinąć poważniejszy kryzys.

Kryzys, informacje i instytucje

Na płaszczyźnie informacyjnej również widać poprawę. Biorąc pod uwagę to, że około 8 rano w rejonie tego zdarzenia słychać było myśliwce, a komunikat Dowództwa Operacyjnego pojawił się dwie godziny później, tempo było rozsądne. Działania Ministerstwa Obrony Narodowej i Kancelarii Prezydenta RP również powinny były uspokoić ewentualny niepokój. Media były informowane, prawdopodobnie w miarę napływania i weryfikowania informacji. Widać też było sprawną współpracę instytucji cywilnych i wojskowych, co było z pewnością kojącą odmianą. Pojawiły się informacje o podniesieniu gotowości jednostek przeciwlotniczych i patrolach lotnictwa w tym rejonie.

Oczywiście nie była to sytuacja idealna. Realnie nie było w tym rejonie systemów przeciwlotniczych, które mogłyby wyeliminować ten obiekt, gdyby zagrażał bezpieczeństwu obywateli. Warto mieć to na uwadze i nadal wzmacniać ochronę obszarów graniczących z Ukrainą. Szczególnie obecnie, gdy Rosja rozpoczyna intensywną kampanię ataków powietrznych. Z drugiej strony, żaden kraj, nawet Izrael ze swoimi systemami Iron Dome, nie jest w stanie zabezpieczyć całego swojego terytorium. Jest natomiast w stanie chronić dość skutecznie miasta i kluczowe obiekty infrastruktury. Trzeba o tym pamiętać i podnosić gotowość i zdolności reakcji na zagrożenia. Nie tylko sił zbrojnych, ale całego kraju i jego instytucji. Czego sobie i Państwu życzę.

Sonda
Czy Polska właściwie zareagowała na rosyjski pocisk?