Estoński wywiad o wojskowych planach Rosji. "Rosjanie postawili na masę, budują wielką armię"

2024-02-18 8:55

Rosja umieściła Kaję Kallas, estońską premier, która nie rezygnuje z ubiegania się o stanowisko Sekretarza Generalnego NATO - na liście osób poszukiwanych w związku z toczącym się w Federacji dochodzeniem. Cała sprawa ma związek z decyzją estońskiego rządu podjętą po wybuchu wojny na Ukrainie, o usunięciu z przestrzeni publicznej wszystkich upamiętnień żołnierzy Armii Czerwonej. Tego rodzaju posunięcie, choć nie jest ono związane z cmentarzami poległych, oburzyło Moskali, ale cała operacja ma oczywiście szerszy wymiar.

Kaja Kallas

i

Autor: AP(2)

Reforma rosyjskiego systemu dowodzenia i rozbudowa armii

To kolejne posunięcie, które ma delegitymizować elity państw bałtyckich, zarówno w oczach własnych obywateli, wśród których niemało jest ludzi o rosyjskim pochodzeniu, jak i przed sojusznikami. Inne działania mają znacznie bardziej przemyślany, długofalowy, a przez to niebezpieczny charakter. Mówi o tym Kaupo Rosin, kierujący estońską służbą wywiadu, która opublikowała właśnie raport poświęcony sytuacji w regionie. Zwraca się w nim uwagę na znaczenie zapowiedzianej i rozpoczętej od początku tego roku reformy rosyjskiego systemu dowodzenia i rozbudowy armii.

Celem podjętych działań jest powiększenie rosyjskich sił zbrojnych do poziomu 1,5 mln żołnierzy, przy czym równolegle realizowane jest kolejna zmiana polegająca na budowie korpusów armijnych. Korpusy armijne funkcjonowały do tej pory w strukturze rosyjskich sił zbrojnych, ale były budowane w geograficznie oddalonych regionach, takich jak Obwód Królewiecki czy Kuryle. Teraz mają one pełnić funkcję podstawową. Do roku 2026, kiedy rozbudowa kadrowa sił zbrojnych ma się zakończyć, planuje się przekształcenie 12 dziś istniejących brygad w dywizje oraz utworzenie „dziesiątek nowych jednostek większych niż pułki w siłach lądowych, powietrznych i morskich, a także w oddziałach powietrzno-desantowych.”

Kluczowe kierunki w polityce zwiększania potencjału wojskowego Rosji

Formowanie tych związków taktycznych już się rozpoczęło, ale przebiega wolno, głównie w związku z brakiem kadry oficerskiej i mniejszym niźli się spodziewano napływem rekrutów. Estoński wywiad ocenia, że w polityce zwiększania potencjału wojskowego Rosji dwa kierunki są „priorytetowe”. Jest to Zachód, czyli granica z państwami NATO i Ukraina, bo Moskwa przygotowuje się na długą wojnę. Na potrzeby jej kontynuowania tworzy się nowe korpusy armijne (3. oraz 40.) i armie (18. oraz 25.).

W opinii Kaupo Rosina intencje są w tym wypadku czytelne – Rosja chce dysponować znacznie większymi siłami, armią masową, na wypadek równolegle toczonej wojny zarówno z NATO, jak i z Ukrainą. Jeśli chodzi o priorytety w ramach tzw. „kierunku zachodniego”, to estoński wywiad jest zdania, że Moskwa chce najszybciej działać na granicy z Finlandią, co potwierdzają zaawansowane przygotowania celem utworzenia 44. Korpusu Armijnego, który prawdopodobnie będzie miał swą siedzibę w Pietrozawodsku. Powodzenie rosyjskich planów oznacza, że na granicy z Estonią Moskale będą w stanie docelowo podwoić swój potencjał wojskowy z szacowanego na 19 tys. żołnierzy - jaki mieli do wybuchu wojny - do poziomu ok. 38 tys.

Kiedy Rosja będzie gotowa do starcia z NATO?

Oczywiście to, jak szybko Rosjanie będą w stanie to osiągnąć, zależy od przebiegu - a zwłaszcza wyniku - wojny na Ukrainie, ale ich intencje są czytelne i zdaniem szefa wywiadu Estonii najpóźniej w roku 2030 Rosja będzie gotowa do starcia z NATO. Nie oznacza to automatycznego wybuchu wojny, ale dysponowanie przez Moskwę znacznie większym niż przed 2022 roku potencjałem, zarówno biorąc pod uwagę liczbę żołnierzy i oficerów, jak i ich doświadczenie wyniesione z wojny na Ukrainie.

Estoński wywiad w swym raporcie poświęcił też nieco uwagi rosyjskiemu sektorowi zbrojeniowemu i temu, jak szybko następuje jego mobilizacja. Najpierw kilka podstawowych faktów. Otóż w ciągu niecałych dwóch lat wojny Rosjanie zużyli od 12 do 17 mln pocisków artyleryjskich. Przed inwazją na Ukrainie Rosja produkowała i modernizowała rocznie ok. 400 tys. sztuk pocisków różnych kalibrów. W pierwszym roku wojny zdolności produkcyjne sektora zbrojeniowego wzrosły do 600 tys. pocisków rocznie, a w roku 2023, jak oceniają estońscy eksperci, dzięki rozpoczętym rok wcześniej inwestycjom, Rosjanie byli w stanie wyprodukować od 3 do 4 mln sztuk tych pocisków.

W 2024 roku Rosja wyprodukuje i zmodernizuje 4,5 mln pocisków artyleryjskich

W związku z wyczerpywaniem się zapasów amunicji pochodzącej jeszcze z czasów sowieckich, w 2024 roku, co zmniejszy możliwości w zakresie „modernizacji” amunicji, większy nacisk będzie spoczywał na produkcji nowych, co jednak nie zmienia ocen wywiadu Estonii, który jest zdania, że w 2024 roku Rosjanie wyprodukują i zmodernizują 4,5 mln pocisków artyleryjskich. Nie ma potrzeby przypominać, że będzie to więcej niż połączone możliwości krajów europejskich i Stanów Zjednoczonych.

Jeśli chodzi o sprzęt pancerny, to estońscy specjaliści są zdania, że w związku z ograniczeniami w produkcji nowych czołgów nacisk położony został na wykorzystanie znajdujących się w magazynach długiego składowania. Oznacza to z pewnością kanibalizowanie tych zdolności, bo z 3-4 czołgów uda się złożyć jeden sprawny, ale nie zmienia to faktu, iż oceniają oni, że możliwa będzie realizacja zadania postawionego przemysłowi przez Putina, aby do 2026 roku rosyjski sektor zbrojeniowy „wyprodukował” 2 tys. „nowych” czołgów.

W przypadku transporterów opancerzonych te zdolności są mniejsze, co oznacza, że w czasie „najbliższych 5 do 10 lat” w tym zakresie Rosjanie będą polegać głównie na remontowanych i przestarzałych technicznie pojazdach z magazynów długotrwałego składowania. Co do jednego nie ma wątpliwości. Rosjanie postawili na masę, budują wielką armię, która co prawda będzie gorzej wyposażona i zapewne słabiej wyszkolona, ale jej przewaga liczebna ma zapewnić zwycięstwo w przyszłej ewentualnej wojnie.

Roman Polko_Portal Obronny

Czy USA przywrócą powszechną służbę wojskową?

Co będzie mógł im przeciwstawić Zachód? Zacznijmy od Stanów Zjednoczonych. Andrew Michta opublikował właśnie alarmistyczny artykuł, w którym wzywa do wprowadzenia, w obliczu kurczenia się potencjału kadrowego sił zbrojnych, powszechnej służby wojskowej zlikwidowanej przez Nixona w 1973 roku. Jak przypomina, w czasie zimnej wojny potencjał kadrowy amerykańskiej armii nigdy nie spadł poniżej 2 mln żołnierzy i oficerów, osiągając w czasie wojny w Wietnamie stan 3,5 mln. Ludzi. Teraz wynosi on maksymalnie 1,3 mln żołnierzy.

Równie niepokojące jest to, że prócz Marines, żadna ze służb od kilku lat nie jest w stanie osiągnąć swych planów rekrutacyjnych. W przypadku Francji, która jeszcze w 1994 roku w swej polityce wojskowej kierowała się zasadą utrzymania w gotowości operacyjnej sił lądowych o potencjale trzech dywizji (ok. 50 tys. żołnierzy) w kolejnych latach mieliśmy do czynienia z konsekwentną rewizją tych założeń. Francuska armia obecnie zredukowała swe aspiracje w tym zakresie do wielkości jednej dywizji (15 tys. żołnierzy), co oznacza, jak napisał Elie Tenenbaum, kierujący działem studiów strategicznych w renomowanym think tanku IFRI, iż nie ma ona zdolności uczestniczenia w przedłużającym się konflikcie o wysokim poziomie strat, czyli w takiej wojnie, jaką obserwujemy na Ukrainie.

Niepokojące doniesienia o liczebności armii brytyjskiej

W przypadku Wielkiej Brytanii sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Niedawno opublikowany raport „Czy jesteśmy przygotowani do wojny”, który powstał na zlecenie Komisji Obrony Izby Gmin, ujawnia, że Zjednoczone Królestwo miałoby problem z wystawieniem nawet jednej dywizji zdolnej do walki i być może trzeba by w związku z tym „pożyczyć” u jakiegoś państwa sojuszniczego jedną brygadę.

W Polsce jest niewiele lepiej. Z ujawnionych danych na temat liczby etatów, bo w ten sposób rozlicza się środki budżetowe, wynika, że w siłach lądowych mamy ich 62 tys. Podzielmy ten potencjał na 4 dywizje, nawet nie biorąc pod uwagę te, które mają być lub są na początku procesu formowania. Oznacza to, że średnio na jeden związek taktyczny, który powinien liczyć przynajmniej  30 tys. żołnierzy przypada dzisiaj 15,7 tys. O jakim ukompletowaniu mówimy?

Pocieszamy się tym, że Rosjanom nie uda się szybko odbudować swych zdolności wojskowych. Może tak być, ale my, całe NATO, działamy jeszcze bardziej opieszale, stawiając wszystko na jedną kartę. Andrew Michta napisał w przywoływanym przeze mnie artykule, iż nie da się, bez przywrócenia powszechnej służby wojskowej, zbudować w Ameryce sił zbrojnych zdolnych stawić czoło rysującym się wyzwaniom. Ta prawda w jeszcze większym stopniu dotyczy Polski.

Sonda
Uważasz, że rosyjskie groźby ataku na państwo NATO to blef?