Spis treści
- Kto wygra wybory w USA?
- Amerykanie są zmęczeni wojną na Ukrainie i chcą szybkiego zakończenia
- Donald Trump o Ukrainie
Kto wygra wybory w USA?
Już 5 listopada rozstrzygnie się, kto zostanie nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych, na razie trudno określić z pewnością, kto wygra wybory Donald Trump czy Kamala Harris, sondaże w tej kwestii nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Ogólnokrajowe ankiety New York Times/Siena College oraz CNN przynoszą remisowy wynik. W dwu innych nieznacznie przeważa Demokratka. Jak zauważa nowojorski dziennik Harris i Trump mają w zasadzie remisowy wynik (48:48 proc.). Wskazuje, że szansą dla Trumpa jest nasilenie się niepokojów w społeczeństwie w kwestii imigracji. W badaniu "NYT" 15 proc. wyborców wskazało tę kwestię jako swoje główne zmartwienie (12 proc. w poprzednim badaniu), a 54 proc. oceniło, że kandydat Republikanów, który zobowiązał się przeprowadzić „największą deportację w historii Ameryki”, poradzi sobie lepiej w tym obszarze niż Harris. Na korzyść Trumpa mogą też zadziałać pesymistyczne nastroje dotyczące kierunku, w którym zmierza kraj. Jedynie 28 proc. respondentów uznało, że jest on słuszny. Taki stan jest niekorzystny dla partii u władzy – zauważa dziennik.
Także remisowy rezultat 47:47 proc. przyniósł opublikowany 25 października sondaż CNN, który przeprowadziła dla tej stacji firma badawcza SSRS. We wrześniu nieznacznie wygrywała Harris 48:47 proc. Z kolei w najnowszym sondażu Emerson College Polling, opublikowanym również 25 października prowadzi nieznacznie Harris. Badanie wśród 915 wyborców New Hapshire wykazało, przewagę Demokratki 50 do 47 proc. wśród prawdopodobnych wyborców. 34 proc. ankietowanych uznało gospodarkę za najważniejszy problem. Dla 26 proc. jest to dostępność mieszkań, a 10 proc. zagrożenia dla demokracji. Bliskie remisu są także rezultaty sondażu przeprowadzonego przez Bloomberg News/Morning Consult w wahających się stanach - Harris wyprzedza Trumpa w stosunku 49,1 do 48,5 proc. z jednoprocentowym marginesem błędu. Badanie odbyło się w dniach 16-20 października z udziałem 5308 zarejestrowanych wyborców.
Z kolei według sondażu opublikowanego przez dziennik "Wall Street Journal" Donald Trump wyprzedza Kamalę Harris o 2 punkty procentowe. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego w dniach 19-22 października wśród 1500 zarejestrowanych wyborców, kandydat Republikanów prowadzi w stosunku 47 do 45 proc. Mieści się to w granicach błędu statystycznego wynoszącego 2,5 punktu procentowego. Były prezydent ma przewagę nad rywalką w ogólnokrajowym badaniu stacji CNBC w dniach 15-19 października. Wzięto w nim pod uwagę opinie 1000 Amerykanów. Za Trumpem opowiedziało się 48 proc. ankietowanych, a za Demokratką - 46 proc. Także ten wynik mieści się w granicach błędu wynoszącego 3,1 proc.
Amerykanie są zmęczeni wojną na Ukrainie i chcą szybkiego zakończenia
Jak więc widzimy, walka do ostatniego dnia będzie zacięta i ten, kto wygra zdecyduje, jaką politykę przyjmą Stany Zjednoczone. Najważniejszymi problemami dla Amerykanów jest gospodarka i nielegalna migracja. Jednak to, co może także zdecydować (może nie istotnie, ale w jakiś sposób) to podejście USA do polityki międzynarodowej, ponieważ Amerykanie coraz bardziej oczekują od swoich polityków skupienia się na problemach Ameryki, a nie ciągłym „ratowaniu świata” mówiąc kolokwialnie.
Od czasu ataku Rosji na Ukrainie w 2022 roku, powstaje na świecie coraz więcej konfliktów, które angażują zasoby USA, nic więc dziwnego, że Amerykanie powoli mają dość bycia żandarmem na świecie. Niedawno opisywaliśmy sondaż, który wskazywał, że Amerykanie uważają, że to Donald Trump lepiej by sobie poradził z konfliktami na świecie, kończąc je, czego oczekują obywatele. Teraz pojawiło się kolejny sondaż, który wskazuje, że podejście obecnej administracji, czyli wspierać Ukrainę tak długo, jak to konieczne, i "nic o Ukrainie bez Ukrainy, jest coraz mniej popularne wśród Amerykanów, którzy preferują obietnicę Donalda Trumpa, że szybko doprowadzi do zakończenia wojny.
Według sondażu "Wall Street Journal" 50 proc. wyborców wskazało, że bardziej ufa podejściu Trumpa niż Harris (39 proc.). Z kolei badanie YouGov dla tygodnika "The Economist" pokazuje, że 31 proc. wyborców chce zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy, 24 proc. - zwiększenia, a 25 proc. pozostawienia go na dotychczasowym poziomie. Z tego samego sondażu wynika, że większość wyborców niezależnych i republikańskich uważa Harris za zbyt proukraińską. Do tej pory USA udzieliły 55,7 miliardów dolarów pomocy w zakresie bezpieczeństwa oraz 175 miliardów dolarów pomocy gospodarczej. Te sumy dla wyborców w USA mogą działać dość mocno, zwłaszcza jak politycy wykorzystują je instrumentalnie, dla przykładu pomoc zbrojeniowa dla Ukrainy, która jest bardzo często podnoszona przez Donalda Trumpa, jest lokowana w amerykański przemysł zbrojeniowy, który de facto zarabia, bo to rząd zamawia uzbrojenie u amerykańskich producentów, a potem ono jest przekazywane Ukrainie. Więc te pieniądze zostają w Stanach Zjednoczonych i napędzają amerykański przemysł, który zwiększa moce produkcyjne.
Jak pokazało wrześniowe badanie przeprowadzone przez Institute for Global Affairs (IGA) - najbardziej kompleksowe badanie opinii na temat polityki zagranicznej w okresie wyborczym - te tendencje są jeszcze bardziej wyraźne wśród wyborców w najważniejszych dla wyników wyborów stanach. Aż 66 proc. tych osób odpowiedziało twierdząco na pytanie, czy USA i sojusznicy powinni "naciskać na wynegocjowane porozumienie wojny w Ukrainie". Potwierdza to także inne badanie z lutego bieżącego roku, przeprowadzone przez Harris Poll i Quincy Institute dla Responsible Statecraft, które pokazało, że 70% Amerykanów chce, aby administracja Bidena jak najszybciej nakłoniła Ukrainę do zawarcia pokoju z Rosją.
"Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ściga się z amerykańskim kalendarzem wyborczym, by wdrożyć swój „plan zwycięstwa”, który ma zakończyć wojnę na jego warunkach. Administracja Biden-Harris obiecała wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne. Jednak bardzo niewielu Amerykanów twierdzi, że negocjacje należy wstrzymać, dopóki Ukraina nie zyska lepszej pozycji negocjacyjnej (11 proc.) lub nie osiągnie pełnego zwycięstwa militarnego (10 proc.). Zamiast tego większość popiera wynegocjowane rozwiązanie kończące wojnę" - podsumowuje w rozmowie z PAP jeden z autorów badania Lucas Robinson.
"Jeśli chodzi o cele wojenne Stanów Zjednoczonych, niewielu Amerykanów twierdzi, że głównymi celami wsparcia USA (dla Ukrainy) powinno być osłabienie Rosji, by ukarać ją za jej agresję (15 proc.), lub przywrócenie granic Ukrainy sprzed 2022 r. (17 proc.). Amerykanie wydają się wrażliwi na ludzki koszt wojny i ostrożni w kwestii ryzyka eskalacji, które mogłoby towarzyszyć bezterminowemu wsparciu (Ukrainy) lub strategiom mającym doprowadzić do zdecydowanego zwycięstwa (Kijowa)" - dodaje.
Choć sprawa wojny w Ukrainie nie jest w czołówce tematów zajmujących wyborców — według badania IGA jest dopiero na 10. miejscu w hierarchii spraw związanych z bezpieczeństwem — to efekty zmiany nastrojów społecznych można łatwo zauważyć w obecnej kampanii wyborczej. Choć Harris na początku kampanii, podczas wieców i debaty z Trumpem stosunkowo często podkreślała swoje zobowiązanie do dalszego wspierania Ukrainy, w ostatnich tygodniach niemal o tym nie wspomina. Tymczasem Trump w niemal każdym wystąpieniu i wywiadzie powtarza swoją obietnicę szybkiego zakończenia wojny — jeszcze przed ewentualnym objęciem urzędu. Stopniowo też zaostrza retorykę, winą za rosyjską agresję obarczając Joe Bidena, a nawet Wołodymyra Zełenskiego.
"Wydaje mi się, że wsparcie dla Ukrainy rzeczywiście zaczyna być niepopularne wśród amerykańskiego społeczeństwa. No i z polskiego punktu widzenia zapowiadane przez Trumpa bardzo szybkie zakończenie wojny może wydawać się dość przerażające, bo nie wiemy, na jakich warunkach miałoby się to odbyć" - mówi PAP dr Paweł Markiewicz, szef waszyngtońskiego biura Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. "Osiągnięcie takiego „dealu” bez mocnych gwarancji dla Ukrainy może tylko dać Rosji czas na przygotowanie kolejnych ataków. Obawiamy się, że może strona Trumpa tego nie odczytuje tak, jak my to im sygnalizujemy, że to jest zagrożenie naszej części Europy" - dodaje analityk.
Niemniej pojawiają się także sondaże wskazujące, aby Stany Zjednoczone utrzymały kurs względem Ukrainy tak długo, jak będzie to konieczne. Sondaż University of Maryland Critical Issues Poll wraz z SSRS z sierpnia tego roku wskazuje na silne, a nawet rosnące poparcie dla Ukrainy. Jak wynikało z tego sondażu, zdecydowana większość Amerykanów o różnych poglądach politycznych sympatyzuje bardziej z Ukrainą niż z Rosją w trwającej wojnie: 62% respondentów wyraża większą sympatię dla Ukrainy niż dla Rosji, w tym 58% Republikanów i 76% Demokratów. Jednocześnie tylko 2% respondentów stwierdziło, że sympatyzuje bardziej z Rosją w konflikcie, w tym 4% Republikanów i 1% Demokratów. Republikanie (20%) częściej niż Demokraci (7%) twierdzili, że nie sympatyzują z żadną ze stron, podczas gdy równa liczba Republikanów i Demokratów (5%) stwierdziła, że sympatyzuje z obiema stronami w równym stopniu. Według tego sondażu 48% wszystkich respondentów stwierdziło, że Stany Zjednoczone powinny wspierać Ukrainę tak długo, jak trwa konflikt, w tym 37% Republikanów i 63% Demokratów.
Donald Trump o Ukrainie
Mimo tego, że Donald Trump mówi, że zakończy wojnę na Ukrainie w 24 godziny, to jednak w czasie kampanii wyborczej wypowiada się o prezydencie Zełenskim w sposób kontrowersyjny. 18 października w podcaście PBD z Patrickiem Bet-Davidem Donald Trump oskarżył prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego o pomoc w rozpoczęciu wojny z Rosją i, że jest winny, że nie zakończył wojny. Dodając: „To nie znaczy, że nie chcę mu pomóc, bo bardzo mi przykro z powodu tych ludzi. Ale on nigdy nie powinien był pozwolić, żeby ta wojna się zaczęła. Ta wojna jest przegrana” – powiedział Trump.
Trump skrytykował także ukraińskiego przywódcę za brak starań o pokój z Moskwą. Zasugerował, że Ukraina może być zmuszona oddać Rosji część swoich ziem, aby zawrzeć porozumienie pokojowe. Kijów uważa takie ustępstwo za nie do przyjęcia.
Sugerował też, że pieniądze wydawane na pomoc Ukrainie są marnotrawstwem, a prezydent Wołodymyr Zełenski jest "najlepszym sprzedawcą w historii".
"Kto inny dostał tyle pieniędzy? To nie znaczy, że nie chciałbym im pomóc, bo bardzo szkoda mi tych ludzi, ale on nigdy nie powinien był pozwolić na wybuch tej wojny. Ta wojna to przegrana sprawa" - powiedział kandydat Republikanów na prezydenta. Dodał później, że wojnę "powinno się rozwiązać" przed jej wybuchem.
"To byłoby tak łatwe, gdyby tylko miało się prezydenta z choćby połową mózgu, to byłoby takie łatwe. Oni mówią, och jakie to straszne, on obwinia Bidena. Ja faktycznie głównie obwiniam Bidena" - twierdził, dodając że za sprawą swoich wypowiedzi przed rosyjską inwazją Biden wszczął tę wojnę.
Z kolei kandydat na wiceprezydetna JD Vance powiedział, że układ kończący wojnę na Ukrainie zakładałby stworzenie strefy zdemilitaryzowanej wzdłuż "obecnej linii demarkacyjnej" i danie Rosji gwarancji neutralności Kijowa.
Pytany, jak Trump zamierza spełnić swoją obietnicę doprowadzenia do zakończenia konfliktu jeszcze jako prezydent-elekt, Vance odparł:
"Wygląda to tak, że Trump siada, mówi Rosjanom, Ukraińcom, Europejczykom: musicie ustalić, jak wygląda pokojowe rozwiązanie. I prawdopodobnie wygląda to jak coś w stylu: obecna linia demarkacyjna między Rosją a Ukrainą staje się strefą zdemilitaryzowaną. Jest mocno ufortyfikowana, aby Rosjanie nie dokonali kolejnej inwazji. Ukraina utrzymuje swoją suwerenność. Rosja otrzymuje gwarancję neutralności od Ukrainy. Nie dołącza do NATO, nie dołącza do niektórych tego typu instytucji sojuszniczych".
PM/PAP
Polecany artykuł: