W kilka dni po rozpoczęciu „specjalnej operacji wojskowej” Ministerstwo Spraw Zagranicznych FR złożyło skargę do ambasadora USA w Moskwie w związku z tolerowaniem „wrogich” protestów przed rosyjskimi placówkami dyplomatycznymi. Wezwali Waszyngton do zapewnienia bezpieczeństwa rosyjskim dyplomatom. Takich, nie da się ukryć, że mało przyjaznych dla Rosji demonstracji w świecie było już wiele. I niewiele wskazuje, że to jest ich już koniec. Po każdej z nich, po każdym oblaniu farbą tablicy informacyjnej tej czy innej placówki dyplomatycznej, Moskwa kieruje skargi do odpowiednich ambasadorów. Jednocześnie MSZ Federacji Rosyjskiej nie wiedziało powodu, by przepraszać za ostrzelanie (8 marca) w Mariupolu budynku konsulatu generalnego Grecji i biura Specjalnej Misji Monitorującej OBWE, a w Charkowie – siedziby konsulatów honorowych Słowenii, Albanii i Azerbejdżanu.
Jeśli już mowa o przedstawicielstwach dyplomatycznych „państw wrogich” Rosji (tak określa się w oficjalnej narracji FR państwa pomagające Ukrainie) to polskie MSZ ewakuowało naszych dyplomatów z placówek w Charkowie, Łucku i Odessie. Działają nasze przedstawicielstwa, w zmniejszonym w składzie, we Lwowie (konsulat generalny) i Kijowie (ambasada).
W zmniejszonym składzie, ale zupełnie z innych przyczyn, coraz częściej w świecie funkcjonują placówki dyplomatyczne FR. Jej dyplomaci uznawani są za osoby niepożądane (patrz: persona non grata) i opuszczają terytoria państw, w których reprezentowali FR. Za co? Dlaczego? Za to samo, za co wydalono ich (45) pod koniec marca z Polski. „Przyczyną podjęcia tej decyzji było prowadzenie przez pracowników placówki rosyjskiej działalności niezgodnej z polskim prawem i naruszającej normy Konwencji wiedeńskiej, czyli działalności niezgodnej ze statusem dyplomatów” – podał wówczas Łukasz Jasina, rzecznik prasowy MSZ. Ta „działalność niezgodna” to – wg ABW – prowadzenie działalności wywiadowczej pod tzw. przykryciem. Nie tylko z Polski wydalani są rosyjscy dyplomaci. Można powołać się na dane rosyjskie, z TASS, gdyż taką statystyką nie sposób Moskwie manipulować. Otóż jak donosi ta państwowa agencja prasowa do 5 kwietnia „z krajów zachodnich od początku rosyjskiej operacji specjalnej na Ukrainie wydalonych zostało 315 rosyjskich dyplomatów”.
Najwięcej musiało opuścić Polskę (45), potem Niemcy (40), Słowację (35) i Francję (35) oraz Włochy (30). Za persona non grata 21 dyplomatów uznała Belgia, 17 – Holandia, 17 – Estonia, 16 – Łotwa, 15 - Dania, 13 - Bułgaria, 5 - Macedonia Północna, 4 - Irlandia, 4 - Litwa,, 3 – Szwecja oraz po jednym Czarnogóra i Republika Czeska. USA wydaliły z ambasady rosyjskiej jednego dyplomatę, a także zgłosiły do ONZ, że uważają za persona non grata 12 pracowników rosyjskiej misji. Jaka jest reakcja rosyjskiego MSZ? Na razie jej nie ma. Na razie, bo obiecuje, że podjęte zostaną „nieuniknione środki odwetowe”, czyli jak państwo X wydala dyplomatę z państwa Y, to Y podejmuje retorsje wobec X.
Dla Moskwy, jak to określił wiceminister spraw zagranicznych Aleksander Gruszko, wydalanie rosyjskich dyplomatów jest „celową i z góry uzgodnioną kampanią”. Przed wojną Czechy (w 2021 r.) nakazały opuścić terytorium Republiki 60 pracownikom ambasady FR. Czesi podejrzewali, że w wysadzeniu składu materiałów wybuchowych (Vrbětice, k. Zlinaa) udział mieli oficerowie rosyjskiego wywiadu. Największe masowe wydalenie dyplomatycznych przedstawicieli Moskwy miało miejsce w roku 1971. Wówczas Londyn za szpiegów i osoby niepożądane uznał 105 pracowników sowieckiej ambasady.