Ukraina zaskoczyła Rosję. Jak gen. Syrski przygotował operację w obwodzie kurskim?
Wydaje mi się, że debata ta jest wynikiem nieporozumienia. Otóż moim zdaniem nie ma żadnego tak rozumianego planu działania, a jest cały zestaw wariantów, lub posunięć, które trzeba uprzednio przygotować i mieć zdolności do ich przeprowadzenia. Wszystko zależy od reakcji przeciwnika i sytuacji na polu walki. W takim ujęciu nie ma jednego planu, a jest zdolność do szybkiej, elastycznej adaptacji w zmieniających się warunkach, co oznacza umiejętność uzyskania efektu zaskoczenia i elastyczności.
Zacznijmy od zaskoczenia. Ukraińcom z pewnością udało się zaatakować niespodziewających się niczego Rosjan, co podważa zakorzenioną tezę, iż w realiach współczesnego „przezroczystego” pola walki decepcja nie jest możliwa. Z pewnością jest trudna, ale gen. Ołeksandr Syrski właśnie udowadnia, że można przygotowywać od maja br. operację, o której przeciwnik albo nie wiedział, albo ją zlekceważył.
Pojawiły się informacje w mediach, że oficerowie ukraińscy otrzymali informację na temat tego, w jakiego rodzaju operacji mają uczestniczyć na 5 dni przed jej rozpoczęciem, a żołnierze dostali instrukcje 24 godziny przed atakiem. W rejon nadgraniczny dyslokowani byli w małych grupach, często w cywilnych ubraniach. Nota bene, te informacje podważają jedną z interpretacji, dlaczego rosyjskie uderzenie na Kijów w pierwszych dniach wojny okazało się nieskuteczne. Nie ulega wątpliwości, że dowództwo ukraińskie korzystało z doświadczeń armii sowieckiej, w tym przypadku powtarzając elementy tzw. operacji mandżurskiej. Aby być w stanie to zrobić, strona ukraińska wykorzystała pododdziały z doświadczonych związków taktycznych. Mówi się o zaangażowaniu nawet 6 brygad, zapewne chodzi w tym wypadku o część ich potencjału, w tym 80. i 95. z sił powietrzno-desantowych.
Fazy operacji w obwodzie kurskim: wtargnięcie, przełamanie i konsolidacja
Wykorzystanie sowieckiej myśli strategicznej w tym przypadku nie ogranicza się do etapu budowania zgrupowania uderzeniowego. Mike Ryan, australijski admirał, obecnie profesor wyższych uczelni wojskowych, słusznie zwrócił uwagę na to, że po pierwsze do tej pory zrealizowano dwie fazy operacji – wtargnięcie i przełamanie, a po drugie strona ukraińska zbudowała grupę operacyjno – manewrową, składającą się z pododdziałów kilku doświadczonych brygad. Za czasów sowieckich tego rodzaju związki taktyczne miały działać na głębokich tyłach przeciwnika, nie mając bezpośredniego kontaktu ze swoim zapleczem. W jego opinii operacja wchodzi teraz w trzecią, i wcale nie ostatnią, fazę konsolidacji.
W pierwszych dniach operacji uważano, że jej zasadniczym celem jest zmuszenie Rosjan do przesunięcia ich sił z innych odcinków frontu, w szczególności z okolic Charkowa i z Donbasu, co oznaczałoby zmniejszenie rosyjskiej presji i mogłoby pozwolić na stabilizowanie sytuacji. Niewykluczone, że tak właśnie było. Jednak zarówno Putin, jak i rosyjscy komentatorzy wojenni szybko identyfikując cele ukraińskie uznali, że aby pokrzyżować Kijowowi plany, nie wolno tego robić. Nie zauważono takich działań, raczej obserwuje się próbę zbudowania sił zdolnych do przeprowadzenia kontruderzenia, ale składających się z poborowych i odwodów ściąganych z głębi Rosji.
Jak Rosja mogła zareagować na zaskakujące uderzenie Ukrainy?
Świadczą o tym m.in. informacje z rosyjskich kolei, która wykorzystuje wszystkie dostępne w regionie lokomotywy i maszynistów, aby dowieźć ludzi i sprzęt. Ukraińcy postawili rosyjskie przywództwo przed dylematem strategicznym i budowanie tego rodzaju sytuacji jest istotnym, a może nawet głównym, celem operacji. Kreml mógł zareagować na uderzenie albo dyslokując cześć doświadczonych żołnierzy z frontu, albo tego nie robić i obrać inną taktykę. Strona ukraińska miała odpowiedź na każdą z tych opcji.
W pierwszym wypadku jej „zyskiem” byłoby ustabilizowanie frontu, a być może przejęcie inicjatywy na niektórych kierunkach. Wówczas wtargnięcie miałoby zapewne charakter krótkotrwały i siły ukraińskie wycofałyby się na pozycje obronne, uprzednio oczywiście przygotowane. Rosjanie wybrali jednak drugą opcję, co dało Ukraińcom czas, umożliwiło rozszerzenie operacji, zarówno w obwodzie kurskim, jak i biełgorodzkim, a także pozwoliło na budowę linii umocnień, co obecnie ma miejsce na zajętych terenach.
Będzie eskalacja wojny w Ukrainie poprzez otwarcie nowego frontu?
Ukraińska akcja stawiania Kremla przed trudnymi z rosyjskiego punktu widzenia dylematami strategicznymi obejmuje też inne obszary. Przede wszystkim obejmuje kwestię tego, jak Rosja ma zareagować na zaskakujące uderzenie. Nie chodzi w tym wypadku o doraźną reakcję, bo ta jest oczywista (zbudowanie zgrupowania mającego wyprzeć Ukraińców), ale o kwestie strategiczne, związane z możliwościami eskalacyjnymi. Modelowo, odpowiadając na atak, który Putin określił mianem „prowokacji wojennej”, Kreml może eskalować zarówno wertykalnie, jak i horyzontalnie.
Wertykalna eskalacja polega na rozszerzeniu wojny, np. przez otwarcie nowego frontu. Tego rodzaju działania zapowiedział już Dmitrij Miedwiediew, deklarując „marsz” na ukraińskie miasta w rodzaju Odessy, Charkowa czy Kijowa. Problemem, z punktu widzenia Rosji, jest oczywiście to, że dziś jej siły zbrojne, w związku z ogromnymi stratami ponoszonymi na froncie przez ostatnie 3 miesiące i słabnącym strumieniem ochotników, nie mówiąc już o sprzęcie, nie mają takiego potencjału. Wejście innych państw do wojny, np. Białorusi, jest mało prawdopodobne, choćby z tego względu, że dla Łukaszenki memento stanowi głębokość, na jaką siły ukraińskie wtargnęły do obwodu kurskiego, ale przede wszystkim fakt, że dowództwo rosyjskie nie jest w stanie zareagować natychmiast i dopiero musi zbudować zgrupowanie zdolne do przeprowadzenia kontruderzenia.
Na dodatek, aby zrealizować pogróżki Miedwiediewa, na Kremlu musiałaby zostać podjęta niełatwa decyzja o kolejnej fali mobilizacji. Bloomberg, powołując się na źródła w resorcie obrony i w administracji rosyjskiego prezydenta, informuje, że tego rodzaju opcja jest rozważana, ale dopiero jesienią. Kijów i w tym wypadku zmusza Kreml do podjęcia trudnej dla niego decyzji – czy eskalować wojnę konwencjonalnie, ale to wymaga mobilizacji i większych zasobów, czy odwołać się do potencjału jądrowego.
Polecany artykuł:
Czy Rosja użyje broni jądrowej w wojnie z Ukrainą?
W Rosji rozlegają się głosy, że ta ostatnia opcja jest lepszym i szybszym rozwiązaniem. Ale ocena strategicznych konsekwencji takiego modelu eskalacji nie jest już tak jednoznaczna. Nawet jeśli Rosjanie przeprowadziliby uderzenie demonstracyjne, np. na obszarach niezaludnionych, którego celem miałoby pokazanie rosyjskiej determinacji, to nie mamy do czynienia z łatwą decyzją. Przede wszystkim ze względu na trudną do przewidzenia reakcję tzw. światowego południa, w tym Chin, ale również sojuszników Ukrainy.
Już przez sam fakt przejęcia inicjatywy, nawet bez znaczących sukcesów operacyjnych, bo obwód kurski nie jest kluczowy dla losów wojny, Ukraińcy stawiają Rosję w trudnej sytuacji. Mnożą sytuacje, w których Kreml musi podejmować niełatwe decyzje. Są one trudne dlatego, że każda opcja, którą dysponuje rosyjskie przywództwo, pociąga za sobą wymierne i trudne do oszacowania koszty. Czyli z perspektywy Ukrainy mamy sytuację typu win – win.
Co więcej, jak słusznie zauważył Carl Bildt, były premier i minister spraw zagranicznych Szwecji, Putinowi trudno będzie w przyszłości, niezależnie od tego co stanie się w obwodzie kurskim i na innych odcinkach frontu, utrzymywać, że czas pracuje na korzyść Moskwy, obraz wojny się nie zmieni i zwycięstwo będzie po stronie Kremla. Po ataku na obwód kurski ta narracja nie jest już tak oczywista, ani w oczach Rosjan, ani tym bardziej w społeczeństwie ukraińskim.
Kijów odmieni oblicze wojny? Zełenski próbuje przekonać do tego Zachód
Zmiana nastawienia w tym ostatnim przypadku, przywrócenie wiary w to, że losy wojny można odwrócić, jest dla Kijowa o tyle istotne, że trwa tam właśnie mobilizacja, która nie przebiega bezproblemowo. Zełenski musi też zabiegać o to, aby w stolicach państw sojuszniczych uwierzono w możliwość pozytywnego zwrotu. I to również, angażując relatywnie niewielkie siły udaje się, jak do tej pory, osiągnąć. Nie mniej istotne jest też to, że jeśli Rosjanie nie zdecydują się na użycie ich potencjału jądrowego, to w efekcie spadnie siła oddziaływania tego, co publicystycznie określa się mianem „straszaka nuklearnego”. A to z kolei może, a zabiega o to od miesięcy Kijów, doprowadzić do zniesienia ograniczeń w zakresie używanie systemów dostarczonych Ukrainie przez sojuszników w zakresie atakowania celów w głębi Federacji Rosyjskiej.
Jeśli pytamy o to, jaki „plan” mają Zełenski i Syrski, to moim zdaniem jest nim przejęcie inicjatywy, a nie osiągnięcie uprzednio wytypowanych i opisanych celów strategicznych. Inicjatywa ma w wojnie nowej generacji kluczowe znaczenia również z tego względu, że umożliwia narzucenie narracji publicznej na temat tego, kto wygrywa i jak wojna może się zakończyć. Aby tego rodzaju polityka była skuteczna, trzeba być zarówno przygotowanym na rekcję przeciwnika i mieć zdolności do elastycznego reagowania, jak i dysponować przygotowanymi zawczasu kolejnymi „niespodziankami”.
Co przygotował Syrski? Niektórzy rosyjscy komentatorzy, obserwując aktywność ukraińskiego lotnictwa w ostatnich dniach, a także zmasowane ataki dronów i operacji sił specjalnych wymierzone w rosyjskie systemy radarowe i obrony przestrzeni powietrznej, są przekonani, że siły ukraińskie nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Ich zdaniem już za kilkanaście dni ukraińskie lotnictwo podejmie próbę zniszczenia Mostu Krymskiego i izolowania w następstwie rosyjskich sił na półwyspie. Tego rodzaju perspektywa wydaje się ciekawa. Tym nie mniej jeśli mielibyśmy określić, jaki plan uruchamiając operację kurską realizuje Syrski, to raczej skłaniałbym się ku tezie, że chodzi o odzyskanie inicjatywy, która jest jednym z warunków zwycięstwa.
Polecany artykuł: