To 82. rocznica kulminacji zbrodni wołyńsko-galicyjskiej, która przeszła do historii jako „krwawa niedziela”. Krwawa, bo 11 lipca 1943 r. oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) najechały na bez mała 100 miejscowości na Wołyniu, zamieszkałych przez polską większość. Szacuje się, że w latach 1939–1945 na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z rąk nacjonalistów ukraińskich zginęło ponad 130 tys. osób narodowości polskiej. Unicestwiono tysiące miejscowości oraz ich polskich mieszkańców, którzy żyli od pokoleń na kresach Rzeczypospolitej.
Rzeź Polaków zaczęła się 9 lutego 1943 r. w kolonii Parośla.
Dokonała jej sotnia UPA pod dowództwem Hryhorija Perehijniaka „Dowbeszki-Korobki”.
„Była to wioska założona w XIX w., położona w gminie Antonówka w powiecie sarneńskim (…). Należała do parafii Włodzimierzec, diecezji w Łucku. Wieś była zamożna i zamieszkiwało ją około 130 Polaków w 26 zagrodach (...). Zbrodnię w Parośli poprzedził atak UPA na miasteczko Włodzimierzec (…). Nad ranem Ukraińcy otoczyli kolonię. Najpierw w pobliskim lesie zamordowali pięciu mieszkańców kolonii Wydymer, którzy zwozili drewno, a później sterroryzowali mieszkańców Parośli, wkraczając z bronią do domów, grupami (najczęściej po 4–6 osób)…” – przypomina dr Joanna Karbarz-Wilińska z Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Gdańsku (o 150 zamordowanych podano na stronie internetowej „1943. Zbrodnia wołyńska. Prawda i pamięć”).
Do Parośli weszli Ukraińcy z jeńcami-Kozakami (na niemieckiej służbie). Przedstawili się jako sowieccy partyzanci. Zażądali wódki i jedzenia. Pobiesiadowali, zarąbali siekierami jeńców. Przerażonych mieszkańców uspokoili podstępem. Powiedzieli im, że wszystkim powiążą na plecach ręce, by ci mogli mówić Niemcom, że byli bezradni wobec Ukraińców. Wcześniej UPA zabijała Polaków, były to jednak jednostkowe przypadki. Jak to na wojnie. Tym razem miało być inaczej.
UPA nie oszczędzała nikogo, komu się nie udało uciec – a takich było niewielu – ten ginął. Od bagnetu, siekiery itd. Oszczędzimy opisywania sposobów zadawania śmierci mieszkańcom Parośli, a potem 150 innych przysiółków, wsi i miejscowości, w których UPA rzezała Lachów w ramach oczyszczania z „elementu polskiego” Galicji Wschodniej.
Z masakry ocalał 2-letni Miruś Hermaszewski, przyszły kosmonauta
A mógł zginąć. I to nie błyskawiczną śmiercią. Bowiem UPA miała ponad 360 sposobów na rozwiązanie kwestii polskiej (żydowskiej i innych również) w drodze do niepodległej Ukrainy. Tak te masakry opisywali ci ich świadkowie. Relacje pochodzą z materiałów IPN. Zawierają pełne zeznania ocalałych wraz z kontekstem wydarzeń.
Daniela Podgwizd (ocalała z rzezi, jako dziecko): „Styr, rzeka. Płynie tam kobieta, rozkrzyżowana na deskach, goła. Była tak spalona słońcem, że skóra jej była granatowa. Rozkrzyżowali ją na tych deskach i wrzucili do rzeki…”.
Jerzy Moroz (świadek wydarzeń z 1943): „Chodziłem do kościoła jako ministrant i był tam ksiądz Grzesiowski, bardzo fajny człowiek. Jak przyjechali do niego Ukraińcy, w biały dzień, na dwóch koniach, wyprowadzili go z plebanii siłą, związali mu liną ręce, przytroczyli do siodła i wio… i tak długo jak zdążył stawiać kroki to stawiał, a jak już nie miał siły i padł, to tak długo go ciągnęli… aż skonał…”.
Antoni Łysiak (Ostrówki/W. Ostrowiecka, 30 VIII 1943): „Ja tylko się położyłem na tapczanie, a tu słyszę strzelaninę od strony Równa. Założyłem marynarkę, bo butów nie zdejmowałem i biegnę przed dom, a tam stała matka i ojciec i mówię do nich, że się zaczęło…”.
Mirosław Hermaszewski (1941–2022) we wspomnieniach „Ciężar nieważkości. Opowieść pilota-kosmonauty” (Kraków 2009) opisał tragiczne wydarzenia z nocy 25–26 marca 1943 r. Oczywiście na podstawie znacznie starszych, w owym tragicznym czasie, świadków: „W tę pamiętną i najkoszmarniejszą noc zginęło 182 mieszkańców moich Lipnik, a spośród nich aż 18 członków najbliższej rodziny: taty – Hermaszewskich i mamy – Bielawskich. Najmłodszy miał niespełna roczek, a najstarszy 90 lat…”.
Dla Ukrainy była wojna domowa, a nie zorganizowany mord
Dla Ukrainy w tym sensie, że dla oficjalnych państwowych instytucji i oficjalnej narracji historycznej. Dla jakiejś części Ukraińców, którzy ją podzielają – również. To sprawia, że w swojej polityce Moskwa przedstawia Ukrainę jako państwo gloryfikujące banderyzm, faszyzm, nazizm.
W obecnej sytuacji geopolitycznej w Polsce stwierdzenia w jakiejś części zbieżne z rosyjskim poglądem są etykietowane jako prorosyjskie i antyukraińskie. Niektórzy z je wygłaszających nie są tak szufladkowani tylko dlatego, że w przeszłości w polskiej polityce pełnili znaczące funkcje, .
Powtórzę raz jeszcze to, co powiedział Władysław Kosiniak-Kamysz: „Chcę na prawdzie, która musi być pokazana, na uszanowaniu przeszłości, budować przyszłość; ta rana się nie zabliźni, dopóki nie zostanie oczyszczona”.
To powiem – od siebie: jest co oczyszczać!
Działalność UPA UIPN przedstawia jako kontynuację ruchu niepodległościowego. Instytut stwierdza: „Uznajemy wkład OUN i UPA w walkę o niepodległość (...). Jednocześnie ci, którzy brali udział w zabijaniu cywilów, nie mogą być bezwarunkowo gloryfikowani”.
Dla morderców karą nie jest więc, w ujęciu UIPN, osąd historyczny, ale brak „gloryfikacji”. O tym, że w oficjalnych dokumentach z lat 1943–1945 na Wołyniu używa się określenia „tragedia”, już wspominałem. W Polsce czasem zapomina się, że w akcjach odwetowych Polacy pacyfikowali ukraińskie wsie. Za to należy się moralne potępienie? A można założyć, że gdyby nie te odwety, to wymordowano by znacznie więcej Lachów? Można? Tak czy inaczej, ofiar po stronie polskiej było wielokroć więcej niż po ukraińskiej.
Tymczasem UIPN stawia w tych tragicznych rachunkach znak równości. Dwa lata temu, w 80. rocznicę „krwawej niedzieli” zakomunikował m.in.:
„Głównymi ofiarami wołyńskiej tragedii i po polskiej, i po ukraińskiej stronie byli bezbronni cywile. To im należy przede wszystkim oddać cześć: ustalić ich imiona, opłakać ich i zrobić wszystko, aby taka tragedia nigdy się nie powtórzyła…”.
Zatem… Chciałoby się, by oczekiwania wicepremiera i szefa MON ziściły się jak najszybciej. Jednak „chcieć” i „móc” nie zawsze idą w parze. Ukraina w oficjalnej wołyńskiej narracji nie używa pojęcia „ludobójstwo”. Uważa je za mitologiczne. Jej historycy nieraz podkreślali, że to określenie w przypadku „tragedii wołyńskiej” nie ma „solidnego uzasadnienia naukowego”.
Jeśli w UNIP (i podobnych mu instytuacjach) nadal będzie obowiązywać formuła pojednania oparta na twierdzeniu, że „Wszystkie ofiary są nasze. Nie polskie, nie ukraińskie – one są ludzkie”, to jeszcze długo będziemy się jednać i dochodzić do prawdy, odchodząc od politycznie wygodnych interpretacji. Prezentowanej przez stronę ukraińską - żeby była jasność.
Możliwe, że coś zmieni się w ukraińskiej interpretacji zbrodni wołyńskiej. Prezydent-elekt Karol Nawrocki był szefem naszego odpowiednika UNIP. Już nieraz bez dyplomatycznych ceregieli mówił, co myśli o oficjalnym podejściu Kijowa do relacji polsko-ukraińskich na Wołyniu... Na razie w wielu miejscowościach zachodniej części Ukrainy na cokołach stoją posągi ideologów UPA, choć Ukraina ma dziś tylu współczesnych bohaterów bez skazy, że mogłaby odejść od hołdowania tym z II wojny światowej...
PS. Zainteresowani mogą w tym miejscu zapoznać się z kalendarium Rzezi Wołyńskiej. Warto też zapoznać się z linkowanymi w tym tekście ukraińskimi źródłami, by bezpośrednio tam zapoznać się z punktem widzenia na sprawę naszego sąsiada.
Polecany artykuł: