Spis treści
- To nie pierwsze zestrzelenie ukraińskiego drona
- Brak właściwych narzędzi
- Zaskoczony, zestrzelony
- Magura – system bezzałogowy w ewolucji
- Pierwszy i ostatni raz? Drony zostaną królami mórz
Samo w sobie jest to zdarzenie z pewnością historyczne. Nawet jeśli przyjmiemy ostrożną wersję, że zestrzelono jeden samolot rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, którego zniszczenie widzieliśmy na nagraniach. Oto bezzałogowa jednostka morska, motorówka długości niespełna 10 metrów, „upolowała” najnowocześniejszy samolot wielozadaniowy rosyjskie marynarki wojennej. Jak się szacuje, Su-30SM jest wart około 50 mln dolar
Jest to pierwszy samolot bojowy tej klasy, zniszczony przez bezzałogowiec. Do tego nie przez drona, czyli bezzałogowy statek latający, ale przerośniętą, zdalnie sterowaną motorówkę. Zdarzenie z pewnością bez precedensu. Fani dronizacji wszystkiego wieszczą kolejny obszar, w którym bezzałogowce zdobywają przewagę i pokonują inne środki bojowe. Ale czy na pewno? Rozbijmy tą historię na szczegóły.
To nie pierwsze zestrzelenie ukraińskiego drona
2 maja 2025 roku ukraiński bezzałogowy okręt nawodny nowego typu Magura-7, o którym napiszę szczegółowo nieco dalej, około 50 km na zachód od Noworosyjska zestrzelił morski myśliwiec wielozadaniowy Su-30SM. Jest to dwumiejscowy samolot bazujący na płatowcu Su-27, ale wyposażony w znacznie nowocześniejsze uzbrojenie oraz sensory. Jest on oparty na eksportowej wersji oznaczonej Su-30MKI, opracowanej dla Indii.
Maszyna wystartowała z bazy Saki na Krymie, najprawdopodobniej z misją patrolową. Być może nawet w celu zwalczania ukraińskich dronów morskich, takich jak Magura, które już niejednokrotnie atakowały rosyjskie okręty w tej części Morza Czarnego. Wcześniej do ochrony okrętów i portów przed tego typu zagrożeniem Rosjanie użuwali śmigłowców.
Właśnie podczas tego typu działań w czerwcu 2024 roku Rosjanie utracili morską maszynę pokładową Ka-29, a w grudniu śmigłowiec wielozadaniowy Mi-8. Jak poinformowała wówczas ukraińska agencja wywiadu wojskowego (HUR), padły one ofiarą morskiego bezzałogowca Magura V5. Maszyna do samoobrony została uzbrojona w prowizorycznie wyrzutnie pocisków powietrze-powietrze R-73, które „wypożyczono” z uzbrojenia maszyn SU-27 i MiG-29.
Brak właściwych narzędzi
Tak więc już co najmniej od czerwca 2024 roku Rosjanie wiedzieli, że ukraińskie drony morskie są uzbrojone w pociski przeciwlotnicze. Prawdopodobnie dlatego do ich zwalczania zaczęli używać myśliwców. Założono, że prędkość i pułap zapewnią im bezpieczeństwo. Nie bez znaczenia było też to, że rakieta R-73 nie należy do szczególnie nowoczesnych, a jej sensor podczerwieni nie radzi sobie zbyt dobrze ze śledzeniem celów na tle nieba przy tak dużej różnicy prędkości i wysokości.
Problemem jest to, że Rosjanie nie posiadają sensownego, skutecznego uzbrojenia kierowanego do zwalczania tego typu celów. Żaden z używanych przez Su-30SM pocisków kierowanych nie nadaje się do zwalczania niewielkich, tanich i zwrotnych celów morskich. Pociski przeciwokrętowe czy do zwalczania celów naziemnych są zbyt ciężkie, kosztowne i raczej nie zdolne do śledzenia i trafienia tak małego celu. Rakiety powietrze-powietrze się tutaj też nie przydają, choć z pewnością nowoczesny radar i sensor podczerwieni Su-30SM ułatwia odnalezienie bojowej motorówki mknącej po morzu z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę.
Dlatego właśnie wcześniej do poszukiwania i niszczenia ukraińskich jednostek bezzałogowych wykorzystywano przede wszystkim śmigłowce, które raziły je rakietami lub ogniem broni pokładowej. Zdalnie sterowanych działek czy karabinów maszynowych, a często po prostu karabinem umieszczonym w otwartych drzwiach przedziału desantowego.
Zaskoczony, zestrzelony
Jak się wydaje jeden Su-30SM, a być może dwa, bo taką wersję też podaje strona ukraińska, zostały trafione i wyeliminowane podczas ataku na bezzałogowiec Magur V7. Podczas ataku przeprowadzonego z użyciem jedynego rodzaju uzbrojenia, jaki Su-30SM mógł zastosować do zwalczania takiego celu, czyli działka pokładowego 30 mm. I tutaj myśliwiec, mówiąc kolokwialnie „dał się złapać”, między innymi ze względu na nowe uzbrojenie.
Magur V7 jest maszyną większą, bardziej nowoczesną niż V5, a przede wszystkim uzbrojoną w dwa pociski AIM-9 Sidewider produkcji amerykańskiej. Nie tylko same rakiety mają lepszy sensor podczerwieni i nieco większy zasięg niż rosyjskie R-73, ale też ich wyrzutnie na ukraińskim bezzałogowcu są unoszone pod kątem, aby ułatwić im uchwycenie nadlatującego celu w większym zakresie kątów. Rosyjska maszyna została namierzona i skutecznie porażona pociskiem. Płatowiec runał do morza około 50 km od portu w Noworosyjsku. Piloci zdołali się katapultować i zostali wyłowieni przez służby ratownicze.
Magura – system bezzałogowy w ewolucji
Sama nazwa MAGURA, to nie tylko nazwa szczytu w Beskidach, co raczej słabo kojarzy się z morzem, ale tę akronim od angielskiej nazwy Maritime Autonomous Guard Unmanned Robotic Apparatus. Najbardziej znana wersja Magur V5, który został użyty do wielu ataków na rosyjskie okręty, to motorówka o masie około 1 tony i długości 5,5 metra. Osiąga ona prędkość ponad 40 węzłów, czyli około 80 km/h i zasięg co najmniej 400 km. Masa głowicy bojowej, zależnie od źródeł, to od 200kg do ponad 300 kg materiału wybuchowego. W 2024 roku pojawiła się również wersja uzbrojona w pociski rakietowe R-73, ale wcześniej do obrony przed śmigłowcami i innymi zagrożeniami były stosowane m.in. pociski niekierowane i zdalnie sterowane moduły uzbrojenia.
Wersja Magur V7, która została użyta do zniszczenia rosyjskiego myśliwca, jest niemal dwukrotnie większa. Maszyna mierzy ponad 8 metrów długości, osiąga podobną prędkość jak poprzednie wersje, ale ma znacznie większą wyporność i stopień skomplikowania. Jej dziób został przeprojektowany, aby zwiększyć dzielność morską i zdolność do użycia systemów pokładowych. Jednostki tego typu mają mieć budowę modułową, co oznacza, że oprócz wersji „przeciwlotniczej”, o której dziś piszemy, są też warianty rozpoznawcze, patrolowe i uderzeniowe.
Poziom skomplikowania i autonomii systemu nie jest jasny, ale z pewnością jest to już dojrzałą i w pełni funkcjonalna platforma bojowa, zdolna do realizacji różnych zadań. Z pewnością stanowi poważne zagrożenie dla rosyjskiej floty, w tym jej lotnictwa. Nie należy jednak już ogłaszać triumfu bezzałogowców na morzach.
Pierwszy i ostatni raz? Drony zostaną królami mórz
Z pewnością cała akcja z 2 maja jest ogromnym sukcesem, ale wynikającym ze specyficznych warunków. Jak wcześniej wspomniałem, rosyjskie samoloty nie za bardzo mają środki skuteczne w zwalczaniu takich jednostek. Zbagatelizowano też zagrożenie, jakie pokazały jednostki typu Magura w ubiegłym roku, strącając rosyjskie śmigłowce. Z pewnością w przyszłości Rosjanie wybiorą inne środki do zwalczania tych jednostek. Na przykład pociski kierowane, którymi dysponują śmigłowce szturmowe i bojowe, takie jak rakiety przeciwpancerne 9K121 Wichr i 9K120 Ataka.

Idealnym rozwiązaniem jest rakieta nosząca oznaczenie „Produkt 305” albo LMUR od rosyjskiego akronimu (ЛМУР - легкая многоцелевая управляемая ракета) słów „lekki wielozadaniowy pocisk kierowany”. Znalazł się on na uzbrojeniu zmodernizowanych śmigłowców uderzeniowych Mi-28NM i Ka-52M. Jego zaletą jest modułowa konstrukcja oraz możliwość odpalenia spoza pola widzenia przeciwnika, czyli też spoza zasięgu jego środków bojowych.
W tym zakresie armie państw NATO posiadają już sporą game uzbrojenia, ale najczęściej do zwalczania morskich bezzałogowców są wykorzystywane tanie i precyzyjne pociski kierowane laserowo kalibru 68-70 mm. Są one często tworzone przez dodanie sterowania do rakiet niekierowanych.
Dlatego należy to zdarzenie traktować raczej jako spektakularny, ale jednostkowy incydent. Specyficzny splot możliwości bojowych i warunków działania. Natomiast faktem jest, że bezzałogowe jednostki tej klasy, uzbrojone np. w pociski kierowane o zasięgu od kilkunastu do 40 km, działka czy karabiny maszynowe oraz rakiety przeciwlotnicze MANPADS są faktycznym zagrożeniem. Małe jednostki bezzałogowe są testowane lub nawet używane, na przykład do zadań patrolowych czy rozpoznawczych. Kreowanie ich na nowych królów mórz, to zdecydowana przesada. Nie zmienia to jednak faktu, ze bezzałogowce coraz szerzej wchodzą nie tylko na morze, ale też pod jego powierzchnię. Trend ten nie tylko należy śledzić, ale też wprowadzać realnie do sił zbrojnych. Również do sił zbrojnych RP.
Czego sobie i państwu życzę.