Spis treści
- Robert Browdi ps. Magyar o siłach NATO
- Czym jest formacja wojskowa „Magyara”?
- Ewolucja współczesnej wojny na przykładzie Ukrainy
- Formacje ochotnicze. Samodzielna rekrutacja zmotywowanych bojowników
- „Prywatne armie” walczące na własnych zasadach
- Żołnierzy na Ukrainie motywują nie tylko pieniądze
Robert Browdi ps. Magyar o siłach NATO
Powiedział, że „rzadko wyjeżdża za granicę”, ale kiedy w ubiegłym roku odwiedzał jedną z baz Paktu Północnoatlantyckiego, jego rozmówców ciekawiło to, jak ocenia on ochronę obiektu i nie ucieszyli się z odpowiedzi Magyara, który odparł, że” nie podchodząc bliżej niż 10 km, cztery zespoły ukraińskich pilotów mogłyby w 15 minut zamienić to miejsce w Pearl Harbor”. Inne stwierdzenia ukraińskiego dowódcy są nie mniej ciekawe. Zaznaczył on, że choć piloci dronów „stanowią obecnie jedynie 2 % personelu sił zbrojnych Ukrainy, to odpowiadają za 1/3 strat sprzętowych wroga”.
Te statystyki uzupełnił uczestniczący w tej samej konferencji generał – major Volodymir Horbatiuk, zastępca szefa sztabu ukraińskich sił zbrojnych, który dodał, że obecnie udział w wojnie „jest niemal niemożliwy” bez polegania na systemach bezzałogowych i przytoczył na poparcie swych słów statystyki, w świetle których 90 % strat osobowych przeciwnika związanych jest z zastosowaniem różnego rodzaju dronów. O skali zmian świadczą losy formacji „Magyara”, który - co warto zauważyć - w czerwcu został mianowany dowódcą ukraińskich „sił dronowych”.
Czym jest formacja wojskowa „Magyara”?
Powstała ona, jak opowiedział jej dowódca, w 2022 roku i początkowo liczyła sobie 27 osób, ochotników – cywilów, bez zaawansowanego przygotowania wojskowego. W tej formacji rozpoczynali służbę „biznesmeni, sportowcy, prawnicy, piosenkarze, wszyscy poza personelem wojskowym”. Sam „Magyar” był przed wojną managerem w jednej z lokalnych giełd rolnych, a do jego oddziału dołączali ludzie różnych zawodów, właściwie bez przygotowania wojskowego, których połączyła chęć obrony ojczyzny. Obecnie w brygadzie walczy ponad 2 tys. operatorów dronów, którzy wykryli do tej pory niemal 117 tys. celów, zniszczyli 54,5 tys. z nich i całkowicie „wyeliminowali z walki”, czyli zabili 18,4 tys. rosyjskich żołnierzy i oficerów.
Ukraiński dowódca wezwał państwa NATO do gruntownej zmiany swego podejścia do współczesnej wojny, postulując „rewolucję doktrynalną”, sprzętową i szkoleniową. Zwracając się nie wprost do zwolenników starych platform bojowych, takich jak choćby czołgi czy transportery opancerzone, powiedział, iż nie żyjemy w „epoce dronów”, ale w czasie „totalnej dominacji systemów bezzałogowych” i stwierdził, że „nie ma na świecie czołgu, który nie mógłby zostać zniszczony przy użyciu drona o wartości 300 – 400 dolarów”.
Ewolucja współczesnej wojny na przykładzie Ukrainy
Odnotowując wystąpienie Brovdiego „Magyara” warto skoncentrować się nie na jego opiniach na temat ewolucji współczesnej wojny, choć i one są godne uwagi, ale raczej prześledzić drogę, którą on i jego żołnierze przeszli od lutego 2022 roku. Jest ona w ukraińskich realiach symptomatyczna, bo podobne losy były udziałem wielu formacji ochotniczych, złożonych nie z wojskowych, ale ludzi różnych specjalności, którzy uczyli się rzemiosła wojennego w codziennej walce, zdobywając nie tylko doświadczenia bojowe, często okupione wielką ceną, ale szukając sobie miejsca w strukturze sił zbrojnych, budowali równolegle swą pozycję w zhierarchizowanym i nieelastycznym świecie armii.
Jurij Kasjanow, oficer ukraińskich sił zbrojnych, formacje w rodzaju „Ptaków Magyara” opatruje mianem „prywatnych firm wojskowych”, a model ich funkcjonowania wart jest opisania. Są to najczęściej formacje ochotnicze, powstałe w pierwszej fazie wojny, złożone z cywilów, często bez przeszkolenia wojskowego, a dowodzą nimi ludzie, którzy nigdy nie byli zawodowcami. Są to „działacze Majdanu, wolontariusze od 2014 r., wojskowi od 2016 r., historycy z wykształcenia, piloci z powołania i trochę biznesmeni”. Te bataliony, pułki czy brygady nie są klasycznym „wojskiem”, a raczej patrzeć na nie należy trochę jak na pospolite ruszenie czy wręcz „projekty biznesowe”, bo regułą jest też to, że pozyskują oni samodzielnie sprzęt, którym walczą.
Formacje ochotnicze. Samodzielna rekrutacja zmotywowanych bojowników
Przynajmniej 50 % systemów bezzałogowych, ale też innego sprzętu, jest przez te oddziały „produkowane”, bo obrosły one z czasem fundacjami organizującymi zbiórki pieniędzy, warsztatami, „biurami konstrukcyjnymi” czy własnymi systemami zaopatrzenia. Ta wynalazczość i pomysłowość nie ogranicza się wyłącznie do sprzętu, ale obejmuje również, jak zauważył Kasjanow, „własne specjalne metody techniczne i taktyczne, które nie są określone w żadnych przepisach”. Te oddziały samodzielnie rekrutują zmotywowanych bojowników, samodzielnie planują operacje, rejestrują i analizują ich wyniki, prowadzą też własne, znajdujące się „na tyłach” szkoły przygotowujące pilotów dronów.
Są to „armie w armii”, samodzielne, często z własnym etosem, światem wartości i ideologią (Azow), formacje, które trudno uznać za w pełni podporządkowane dowództwu. To powoduje, że ukraińskie siły zbrojne stanowią w gruncie rzeczy mozaikę formacji, oddziałów, lojalności, systemów zaopatrzenia i sposobów walki. Dowodzenie takim „wojskiem” nie jest łatwe, ale plusy takiego podejścia, póki co, przewyższają wady.
Te oddziały ochotnicze zaczynały najczęściej jako niewielkie zespoły, złożone z ludzi umiejących posługiwać się dronami i chcących bronić ojczyzny, rzadko kiedy liczące - jak w przypadku grupy Magyara - więcej niż kilkunastu, może dwudziestu- kilku żołnierzy. Musiały one zacząć się zmieniać począwszy od jesieni 2022 roku, kiedy okazało się, że „wojna będzie długa”.
„Prywatne armie” walczące na własnych zasadach
Jak zauważa Kasjanow wówczas, te małe „prywatne armie”, walczące na własnych zasadach i według własnych reguł, zaciągnęły się do wojska „z własnymi samochodami, własnymi dronami, własną bronią i amunicją, własnymi zapasami paliwa, żywności, leków, z własną bazą produkcyjną, w której powstawały drony, rozwijane przez wczorajszych konstruktorów, elektroników i programistów, a obecnie przez żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy”. I tak już zostało.
Dowódcy sił zbrojnych, zawodowi żołnierze, ukształtowani często przez sowiecką szkołę, której podstawowy model, mimo trzydziestu lat niepodległości, przetrwał niemal nienaruszony przyjęli te formacje nie dlatego, że cenili „nowych żołnierzy” z trudem lub w ogóle nie wpisujących się w tradycyjne struktury, ale dlatego, że nie mieli często wyjścia, mając do wyboru albo oni albo nikt.
Żołnierzy na Ukrainie motywują nie tylko pieniądze
Ukraińskie formacje ochotnicze, często z własnym budżetem i zaopatrzeniem w sprzęt, bo dostawy realizowane przez państwo stanowią jedynie uzupełnienie ich zdolności, są szczególnego rodzaju „prywatnymi firmami wojskowymi”. Żołnierzy motywują nie pieniądze, choć i one są istotne, ale „efektywność, niezależność i patriotyzm”. Ci którzy mieli dość skostniałych struktur tradycyjnych sił zbrojnych, tłumiących inicjatywę i pomysłowość szukali sobie miejsca w nowych formacjach, takich jak właśnie Ptaki Magyara.
„Nieprzypadkowo – zauważa Kasjanow - niektóre z pierwszych ukraińskich prywatnych firm wojskowych, choć nieformalne, niedozwolone prawnie, nieakceptowane przez rząd (…), pojawiły się wśród jednostek operatorów dronów, personelu wojny radioelektronicznej, SIGINT-owców, gdzie początkowo komponent technologiczny góruje nad szarżami, pasami naramiennymi i poprawnie brzmiącym głosem dowódcy. Cóż, drony nie latają na komendę, niezależnie od tego, jak bardzo by się to komuś podobało. A wysoko wykwalifikowani inżynierowie i programiści nie pracują na rozkaz, nawet z najwyższego dowództwa".
